[size=x-large]Wywiad z Irkiem Walugą – zwycięzcą Pucharu Polski w Rajdach Przygodowych 2004[/size]

[i]Podlesice 29.10.2004[/i]


[b]Napieraj.pl: Opowiedz nam o swoim sezonie. Jak to się stało, że wystartowałeś w tylu rajdach i dotarłeś na pierwsze miejsce w pucharze Polski….[/b]

[b]Irek Waluga[/b]: Nie ukrywam – odbyło się to dzięki pomocy naszego sponsora – firmie Mapy Ścienne Beata Piętka, który nam pomógł finansowo. Pomimo tego, że zawody, które są w Polsce nie są zbyt drogie, to składa się na nie wiele rzeczy organizacyjnych, kosztów przejazdów, wpisowych. Jedyny minus to to, że nie udało mi się wystartować w żadnej imprezie zagranicznej. Był to jeden z celów w tym roku. Darkowi udało się wystartować w Czechach i dużo doświadczenia wyniósł z tamtej imprezy. Nie ukrywam, że dla mnie dużym sukcesem było to, że wystartowałem w tylu rajdach i to z całkiem niezłymi wynikami. Szkoda tylko, że niektórzy organizatorzy nie do końca zrozumieli formułę rajdów, nie do końca zrozumieli co jest najważniejsze w rajdach. Tak naprawdę, jak zresztą wiele osób sądzi, tylko dwie imprezy były godne miana rajdu.

[b]Ale zacznijmy od początku…[/b]

Więc zacznijmy od Liona. Wystartowaliśmy w eksperymentalnym składzie z Agnieszką Zych i Pawłem Błażowskim. Uważam, że z niezłym skutkiem, bo był to z Darkiem nasz pierwszy start dłuższy niż 24 godziny i jeszcze na dodatek w warunkach zimowych, przy bardzo niskich temperaturach i gdzie były odcinki narciarskie. Mieliśmy mało doświadczenia z nartami. Całe szczęście rajd udało nam się ukończyć bez żadnej kontuzji, ale byliśmy wykończeni całkowicie. Skończyliśmy na całkiem niezłym miejscu, bo przed nami, z polskich zespołów byli tylko Fjord Nansen, Hellmann Salomon i Picnic. Ten start był całkiem udany. Dużo rzeczy się nauczyliśmy. Nie był zbyt trudny orientacyjnie, co było dla nas dodatkowym motorem do walki. Wystąpił jeszcze problem nazwy, bo już dostaliśmy pieniądze od naszego sponsora, a potem wynikły dziwne rzeczy na temat nazwy, ale to już gdzie indziej i kiedy indziej trzeba o tym porozmawiać.

Następny rajd odbył się w naszych rejonach. Grzechem by było nie wystartować w Emmecie, który odbył się praktycznie miesiąc później po Lionie. Właściwie pod naszymi domami, bo ja do startu mam chyba z 5 kilometrów, Darek 2 kilometry. Chociaż grzechem również też jest wystartować w tych zawodach… Troszeczkę niedopracowane. Świetne pomysły, wszystko o.k, ale jeśli Emmet nie zostanie lepiej zorganizowany to ten rajd musi umrzeć. Sam nie ukrywam, że nie będę zachęcał do startów tam moich znajomych, do rajdu gdzie decydują przypadki, a nie chęć walki, nie prawdziwe możliwości niektórych ludzi.

Po tym rajdzie był Orzeł Bielik, w którym wystartowałem już trzeci raz. To był Czwarty Rajd Orła Bielika. W sumie największe doświadczenie mam z tego rajdu. Nie ukrywam, że mógłbym się już nazwać małym przewodnikiem ziemi wolińsko-uznamskiej i ziemi północno-szczecińskiej. Start wypadł z niezłym skutkiem, bo udało nam się nie tylko wygrać, ale zostawić za sobą drużyny całkiem mocne, drużyny, które mają świetne doświadczenie, znacznie większe od nas. Chylę czoła przed tymi zespołami, ale udało nam się z nimi wygrać. To był niesamowity rajd – nowe doświadczenie znowu, nowe rzeczy. To był właściwie (nie licząc Emmetu) pierwszy rajd, który wygraliśmy – był mocny, twardy.

Później przyszły wakacje i ja zacząłem pracować za granicą, tak że nie byłem w stanie wziąć udziału w żadnych zawodach. Darek wystartował w Czechach, też z całkiem niezłym wynikiem, bo zajęli piąte miejsce na trudnym rajdzie, w którym było dużo wody. Wspominają całkiem to sympatycznie. Po powrocie do Polski został mi taki mały niesmak, że nic nie robiłem, nigdzie nie wystartowałem i pod rękę nasunął mi się Rajd Orła w Chrzanowie. To jest ode mnie całkiem niedaleko, w zasadzie od moich rodzinnych stron to jest 30km. Wystartowałem w bardzo przypadkowym składzie, bo w tym czasie Darek był po kontuzji i szukałem partnera. Reszta naszego zespołu, np. Piotrek też nie był w najlepszym stanie po Czechach, Paweł nie mógł wystartować, Agnieszka nie była osiągalna. W końcu pierwszy raz mi się zdarzyło, że z forum internetowego udało wyciągnąć Kaziga, który też szukał partnera i razem wystartowaliśmy. Z niezłym efektem. Szkoda tylko, że było tylko sześć zespołów. Zajęliśmy drugie miejsce za Speleo. Nie mogłem się równać z Remikiem orientacyjnie, ale walka była całkiem sympatyczna. Wynikły tam moje niedoskonałości z orientacji, ale całość rajdu uważam za całkiem dobrą i całkiem mocną walkę. Nie ukrywam, że długo się rehabilitowałem fizycznie po tym rajdzie.

Końcówka sezonu to ostatni rajd, w którym chcieliśmy wystartować razem z Darkiem bo mieliśmy mały niedosyt startów wspólnych. Wystartowaliśmy w Próbie Mamuta. Rajd świetny! Pomysły świetne. Rzeka do warunków kajakowych naprawdę niesamowita. Tereny do biegania – ekstra! Dużo piachu, dużo lasów i dużo różnego rodzaju przewyższeń, bo Ziemia Kaszubska daje duże możliwości. Niestety podobnie jak z Emmetem – duże niedociągnięcia organizacyjne. W zasadzie z 60km pobiegliśmy ponad 50 i z ledwością zmieściliśmy się w limitach czasowych, nie mówiąc już o kajakach, które były niesterowne. To było niemiłe. Nie uważam się za najlepszego zawodnika, a jednak jeśli takie zawody ma ktokolwiek kończyć to chyba tylko najlepsi w Polsce i tą grupę można by wyliczyć na palcach jednej ręki. Szkoda, że po stu kilometrach okazało się, że już nie zmieściliśmy się w limicie, a trasa jeszcze była długa przed nami. Doszliśmy do wniosku, że trzeba zrezygnować. Jako jedyni skończyliśmy etap kajakowy, ale i tak to trochę za mało aby stwierdzić, że były takie zawody i że było sześć zespołów, o czym organizator zapomniał w zasadzie. Szkoda. To był niedosyt tego rajdu, bo przejechaliśmy całą Polskę w poszukiwaniu świetnego rajdu, a okazało się, że …. no nie był najlepszy…

Teraz, zawody treningowe w Podlesicach, które myślę, że są dobrą lekcją dla niektórych organizatorów. Mogą zobaczyć jak można zorganizować bardzo małym nakładem sił zawody, które mogą być na naprawdę bardzo wysokim poziomie i to naprawdę nie angażując w to bardzo dużej ilości ludzi, nie angażując w to dużej ilości sprzętu. Można zrobić zawody na najwyższym polskim poziomie.

[b]Jakie masz plany na przyszły sezon?[/b]

Plany dużo zależą od strony finansowej. Na pewno chcemy razem z ex-Kompasami stworzyć zespół rajdowy na starty polskie i zagraniczne. Mamy taki plan wystartowania w czterech dużych imprezach. Na pewno to będzie Lion, na pewno to będzie Orzeł Bielik, bo z tych rajdów nie mam jakichś złych, negatywnych wspomnień, a wręcz przeciwnie. Dwa rajdy zagraniczne. Na pewno to będą długie rajdy – i mam taki pomysł, by jeden był gdzieś tu w naszej okolicy, może to być Słowenia, Chorwacja, może Łotwa, może Austria. Drugi rajd bardziej egzotyczny, ale też niezbyt daleko. Może Szkocja, może Portugalia lub Hiszpania. Może Maroko. To wszystko zależy od strony finansowej, jak to będzie wyglądało. Chcelibyśmy wystartować w najmocniejszym składzie. Ja, Darek, może Piotrek Hercog, Agnieszka Zych. Taki mamy plan na nasz najmocniejszy zespół. Być może coś się zmieni. Rozmawiałem też z Michałem Kiełbasińskim, ale jak to będzie wyglądało w przyszłości to są długie dyskusje i czas na długie zimowe wieczory.

[b]Dzięki wielkie za rozmowę.[/b]

Dzięki.

[b]Zobacz również:


[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=58]Rozmowa z Irkiem po zwycięstwie w Rajdzie Orła Bielika 2004[/url]

[/b]

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany