[size=x-large]Columbia Ravenous Trail – test trailowych biegówek[/size]

Koszt: 439 złotych (cena z kwietnia 2010)
Waga: 390 (gigantyczny rozmiar 48)

Trafiła mi się ostatnio fajna okazja: testowanie terenowych butów. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, więc z przyjemnością się zgodziłem. Buty dostałem od amerykańskiej firmy Columbia. Firma ta kojarzona dotąd bardziej ze sprzętem turystycznym, trekkingowym rzuciła niedawno rękawicę markom takim jak Salomon, Inov-8, The North Face, Asics czy New Balance wypuszczając swoje pierwsze terenowe buty do biegania – „Ravenous Trail”. Otrzymałem je w lipcu i dotychczas zrobiłem w nich w nich 392 kilometry. Jakie wrażenia? O tym za chwilę. Najpierw garść informacji technicznych.

[b]Według Nich[/b]

Według informacji producenta buty Columbia Ravenous Trail zaopatrzono w szereg bardzo nowoczesnych technologii. Dobrą amortyzację zapewnia podeszwa Techlite wykonana z dwuskładnikowej pianki. Gumowy bieżnik Omni-Grip wykonany jest także z dwóch składników i ma zdaniem projektanta zapewnić doskonałą przyczepność w najróżniejszych warunkach terenowych. Cholewka w przedniej, górnej części buta pokryta jest przewiewną siatką i posiada elementy odblaskowe. Duży odblask umieszczono też w części tylnej. Oryginalnie rozwiązano sposób wsparcia pięty. Zastosowano tam tak zwany Heel Capture System. Na czym on polega? Otóż w tradycyjnych butach piętę trzyma sztywny kawał plastiku ukryty wewnątrz tylnej części buta. Projektanci Columbii ów twardy plastik wyrzucili na zewnątrz (widoczny w postaci przezroczystego stelaża na pięcie), zaś wnętrze zapiętka wymościli wspomnianą już pianką Techlite. Pianka ta według zapewnień producenta ma z czasem, pod wpływem temperatury dostosowywać się do kształtu pięty (termoformowalność) i tym pewniej ją trzymać. Profilowana wkładka Contour Comfort ma właściwości antybakteryjne i wykonana jest z pianki EVA. Biomechanika buta dostosowana jest do stopy neutralnej. Oglądając na stronie Columbii dwuminutowy film o Ravenous Trail można zauważyć znaczek „Trail Runner Editors’ Choince” w kategorii „Best Debut”.

Tyle, co można wyczytać bądź wysłuchać od producenta. Ten jak każdy inny chwali się super – hiper nowoczesnymi technologiami zastosowanymi w swoim produkcie. Wiadomo, marketing działa. Dla mnie przy wyborze sprzętu ważniejsze są opinie użytkowników, dlatego teraz przechodzę do części najważniejszej: wrażeń z prawie czterystu kilometrów pokonanych w Columbia Ravenous Trail.

[b]Według mnie[/b]

Gdy tylko otrzymałem buty pierwsze wrażenie było jak najbardziej pozytywne. Trailówki Columbii nie przypominały typowo terenowej „pancernej glebogryzarki” zabezpieczającej przed wszystkim i na wszelkie sposoby jak na przykład niektóre modele Salomona. Wyglądały, jak by zaprojektował je ktoś, kto albo sam startował na asfalcie albo wcześniej projektował buty na asfalt. Sprawiały wrażenie lekkich, przewiewnych, może nawet trochę delikatnych. O ich przeznaczeniu na bezdroża świadczył jednak wyraźnie terenowy bieżnik i dominujący ciemny kolor. Tylko ta pięta jakaś dziwna: taka żółta, w teren? Hm.., no nie wiem, czy mi się podoba. Włożyłem stopę po raz pierwszy. Wygodnie, fajnie, nic nie uwiera. Może po części, dlatego, że zamówiłem rozmiar 48 – taki, jakie mają moje Asicsy do ulicznych ultra. Ravenous Trail to buty w teren, ale i tak nastawiałem się raczej na bardzo długie dystanse, więc chciałem mieć wystarczająco miejsca, na puchnącą stopę. Przedstawiciel firmy, który mi buty przekazywał wspomniał, że są one chwalone między innymi za stosunkowo niską wagę i dobrą amortyzację. Tak? Zaraz zobaczymy. Zanim ubrałem buty na pierwszy trening poszedłem je zważyć. Elektroniczna waga w sklepie pokazała 390 gram. Jak na rozmiar 48 to mało. Dla porównania zważyłem później inne, używane buty, w których biegam. I tak przykładowo Asics 2110 (48) ważyły 442 gram, Asics Gel Trabuco (46) ważyły 460 gram, Brooks Ghost (47,5) ważyły 392 gramy. Wyszło na to, że terenowe Columbia Ravenous Trail ważą tyle, co szosowe Brooksy, które służą mi do ścigania w ulicznych maratonach, a w których złamałem ostatnio trójkę. Rzeczywiście lekkie, skubane.

No dobrze, wystarczy tych rozważań teoretycznych. Czas przejść do praktyki. Wyszedłem w końcu na pierwszy trening, do Lasu Kabackiego w Warszawie. Najpierw ze dwa kilometry asfaltem i chodnikami, potem kilkanaście kilometrów po parkowych alejkach. Po biegu na asfalcie wrażenie miałem neutralne. Czuć, że to nie ta nawierzchnia, ale też i nie przeszkadza za bardzo. Potem przyszedł czas na teren. Tam było już całkiem dobrze. Buty okazały się dobrze przewiewne. Byłem nawet zaskoczony, gdy biegając w te lipcowo –sierpniowe upały wracałem do domu i wyjmowałem suchą, prawie wcale niespoconą stopę. Tylko w okolicach kostki, gdzie cholewka ciaśniej trzyma stopę skarpetka była przepocona. Kolejna ważna i cecha butów to wygoda. Na trzeci z kolei trening w butach Columbii przypadło długie wybieganie. Zrobiłem w nich ciągiem 33 kilometry. Kończąc nie odczuwałem dyskomfortu, żadnego uwierania, obcierania, schodzących paznokci. Pod tym względem wszystko było w porządku. O amortyzacji trudno mi dużo napisać. Nie potrafię stwierdzić, czy jest lepsza czy gorsza niż w innych butach. W moim odczuciu jest wystarczająca. Wkładka Contour Comfort jest sztywna i solidna. W przeciwieństwie do tej zastosowanej np. w Asics Trail Attack nie przesuwa się w bucie. Przewiewność w połączeniu z dobrą wkładką sprawiają, że stopy się nie „kiszą” a wnętrze zachowuje względną świeżość. Niestety, testując buty zaobserwowałem też cechę negatywną: rozwiązujące się sznurówki. Bywało, że na kilkunastu kilometrach musiałem zatrzymywać się kilka razy, by zawiązać but. Wkurzyłem się w końcu i przełożyłem sznurówki ze starych Asicsów. Problem zniknął. Druga sprawa, która mnie martwiła, to zachowanie się butów na stromych zbiegach. Tu stopa trochę „chodziła” i nie czułem się komfortowo, choć uślizgów żadnych nie było. Myślę, że w tym przypadku zawiniłem sam zamawiając rozmiar o numer za duży. Zasugerowałem się butami do asfaltu a tymczasem przecież but terenowy musi trzymać stopę nieco ciaśniej. Dziś myślę, że powinienem był zamówić rozmiar 47 lub 47,5, wtedy stopa byłaby trzymana mocniej a ja czułbym się pewniej. Ratowałem się zawiązując ciaśniej sznurówki. Wtedy stopa była mocniej umocowana w cholewce, wystarczająco mocno nawet na stromych zbiegach.

Po kilku tygodniach biegania Ravenous Trail zyskały moje zaufanie na tyle, że ubrałem je na pierwszą połowę biegu startując w górskim ultramaratonie Ultra – Trail du Mont – Blanc. Te gigantyczne zawody o planowanej długości 166 kilometrów zostały niestety przerwane po ponad dwudziestu kilometrach z powodu bardzo trudnych warunków. Podczas zawodów mżyło i padał deszcz, na trasie było sporo błota. W takich warunkach testowane buty mnie nie zawiodły. Zbiegając po mokrej trawie i błotnisto-kamienistych ścieżkach ani razu nie wywinąłem orła. Czyli bieżnik trzymał dobrze. Jak się zachowują w deszczu? Owszem, przemokły, ale też i nie zatrzymywały wody wewnątrz. Tu też było raczej w porządku. Generalnie po powrocie do bazy nie miałem do trailówek Columbii żadnych zastrzeżeń.

Drugie, tym razem dłuższe zawody, na których je testowałem to krynicki ultramaraton – Bieg Siedmiu Dolin, na którym ostatecznie zająłem ósme miejsce. Warunki, jakie nam się przytrafiły były bardzo podobne do tegorocznego Rzeźnika i UTMB. Mówiąc krótko deszcz i błoto. Dużo błota. Jak spisały się Trailówki Ravenous Trail? Tu odpowiedź nie jest jednoznaczna. Mniej więcej do czterdziestego kilometra wszystko było w porządku i o butach po prostu zapomniałem. Potem stopniowo zaczęły mnie obcierać w spodnią część kostki oraz na styku zapiętka z Achillesem. Obcieranie Achillesa działo się za sprawą wszędobylskiego błota, które przez to, że nie miałem stuptutów dostało się także do buta. Kostki z kolei obcierały w momentach, gdy stopa wykręcała się na zewnątrz na nierównej powierzchni, po której często zbiegaliśmy. Być może obtarcie kostki powodowane było zbyt dużym rozmiarem buta, w którym stopa siedziała minimalnie głębiej, niż powinna. W każdym razie w okolicach półmetka i dalej z powodu owych obtarć chęci do biegania miałem coraz mniej. Ostatecznie na 64 kilometrze trasy wymieniłem przemoczone i kompletnie ubłocone Columbia Ravenous Trail na świeżutkie Asics Trail Attack. Zachowanie butów w sprawach innych niż wspomniane obtarcia było bez zarzutu. Kamienie, po których zbiegaliśmy nie były przyjemne, ale dało się wytrzymać. Podeszwa izolowała w stopniu dostatecznym. Trzymanie na śliskiej nawierzchni także było w miarę dobre. Co prawda na mokrej trawie złapałem ze dwa uślizgi które zakończyły się wywrotką lub nawet efektownym nurkowaniem w kałuży ale podobne sytuacje miałem też później biegnąc w Asicsach. Na trasie było po prostu bardzo ślisko i mało, które buty całkowicie zabezpieczały przed piruetem. Testowane trailówki oczywiście przemokły, ale wody nie zatrzymywały. Na mecie nie miałem żadnych odcisków ani schodzących paznokci. Po powrocie do domu i upraniu butów zauważyłem jeszcze jeden drobny mankament. Podczas biegu w grząskim terenie błoto dostaje się pomiędzy przezroczyste, plastikowe wzmocnienie trzymające piętę a piankę Techlite. Później nawet po praniu błoto zalega tam dalej szpecąc ogólny wygląd.

[b]Kazanie[/b]

Teraz uwaga, Panie i Panowie, będzie werdykt. Jakie są trailówki Columbii, które miałem przyjemność testować? Z pewnością mają kilka zalet, które będą bardzo istotne dla przyszłych użytkowników. Należą do nich przede wszystkim stosunkowo niska waga i przewiewność zapewniająca stopie dobre oddychanie oraz higienę. Kolejna zaleta to w miarę dobra amortyzacja i wygoda pozwalająca na komfortowe pokonywanie długich dystansów w niezbyt trudnym terenie. Odkryłem też drobne mankamenty, którymi są rozwiązujące się sznurówki i niezbyt estetyczna pięta. Owych obtarć, których nabawiłem się w Krynicy raczej nie zaliczam na karb wadliwej konstrukcji buta. Są one przypuszczalnie efektem moich błędów: braku stuptutów oraz minimalnie zbyt dużego rozmiaru butów w stosunku do potrzeb. Dziś swoje trailówki Columbia Ravenous Trail ubrałbym na większość treningów prowadzonych na miękkiej nawierzchni oraz na długodystansowe zawody rozgrywane w płaskim, niezbyt trudnym terenie. Gdybym staranniej dobrał rozmiar zabrałbym je też na trudne, górskie wyścigi.

Paweł Pakuła

Fot. Paweł Pakuła i Marcin Klisz (te na których widać Pawła)

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany