Ramsay Round to ikona biegów ultra. Teraz ma ona twarz rekordzistki Jasmin Paris. Czy w najbliższych dniach uda się to zmienić Krzysztofowi Dołęgowskiemu (Inov-8 Team)? Zadecyduje o tym najprawdopodobniej pogoda i mistrzostwo w grę w Tetrisa na śliskich kamieniach…
To była sobota 9 lipca 1978 roku, gdy Charlie Ramsay pojawił się w okolicach hostelu Glen Nevis na przedmieściach szkockiego Fort William. Za sobą miał 24 szczyty wznoszące się 3000 stóp (914 m) nad poziom morza. Postanowił pokonać je w ciągu jednego dnia. I zrobił to. Dokładnie w 23 godziny i 58 minut! Tak narodziła się legenda Pętli Charliego Ramsaya.
Legenda tym bardziej przyciągająca śmiałków im więcej prób podejmowano. Okazało się, że to nie przewyższenia i dystans są największym problemem, ale pogoda.
– Zmienia się co chwilę. Teoretycznie mamy lato, a na szczycie Ben Nevis są teraz -4 stopnie Celsjusza. Momentami zacina upiorny śnieg – relacjonuje Krzysztof Dołęgowski, który od tygodnia czeka na dobrą pogodę u stóp góry, żeby po raz kolejny ruszyć na trasę fascynującej pętli.
Pierwsza próba w 2017 roku
W zeszłym roku podjął swoją pierwszą próbę. Nieudaną. Poleciał tam w niesamowitej formie. Wcześniej jako pierwszy w historii ukończył przecież 6xBabia grubo poniżej limitu 17 godzin (16:06:26). To 100 km i 8 tys. metrów w pionie. Ramsay Round jest krótsza 93 km i ma niewiele większe przewyższenia: 8700 m. A jednak po 13 godz. i 14 minutach napierania, 73 kilometrach w nogach i 6640 metrach w górę, huraganowy, lodowaty, wiatr i pędzący w poziomie deszcz zatrzymał go na jednej z grani.
– Tym razem w ogóle nie zakładam takiego scenariusza. Żeby nie wiem co się działo, zamierzam to ukończyć – deklaruje Krzysiek.
Jeszcze przed wyjazdem rozmawialiśmy o jego marzeniu: rekordzie trasy, czyli czasie poniżej 16 godzin 13 minut. Wtedy mówił, że to możliwe, że fizycznie jest na to gotowy, w głowie ma jasny cel i determinację. Potem poleciał do Szkocji, w której jest od kilku dni. Dał sobie więcej czasu na miejscu. Obiegał fragmenty, których nie skończył w zeszłym roku. Teraz patrzy w niebo.
– Prognoza ciągle się zmienia. Planowałem start w piątek, ale to raczej niemożliwe. Poprawa miała przyjść w sobotę i znów okazuje się, że będzie nieciekawie – opowiada, siedząc w namiocie na kempingu u stóp Ben Nevis
Przybyło wsparcie
Bielawa (rekordzista GSB) na własnej skórze przekonał się w środę czym jest szkocka pogoda. Na grani Ben Nevis dopadł go wiatr i zacinający deszcz. 4 kilometry zrobił w… 1,5 godziny.
– Niemalże w poziomie siecze krupa śnieżna. Te wodne igiełki czuć nawet przez kurtkę przeciwdeszczową. Na ma się przed nimi jak bronić – relacjonuje Krzysiek.
Nastroje w ekipie są jednak dobre, choć daje się wyczuć czarny humor. Z rekonesansu trasy wynika bowiem, że piargi mają różne rodzaje kamieni. Duże są jak telewizory, mniejsze, jak dziecięce główki, a drobnica kojarzy się z pudełkami od zapałek. Jak po tym zbiegać?
– To jak Tetris po kamieniach. Układasz w głowie jakąś trasę i przebierasz szybko nogami – żartuje zawodnik i szef Inov-8 team.
W sumie to ścieżki na Ramsay Round są głównie w wyobraźni śmiałka. Tak naprawdę niemal nie występują na tych 93 kilometrach. Nawet jak na mapie coś wydaje się szutrowym fragmentem, to w realu są to zabagnione trawy, rozdeptane przez wypasające się bydło.
Jak więc jest z marzeniami o rekordzie w takich warunkach?
– Nie jestem w stanie teraz o tym powiedzieć. Patrząc na nawierzchnię i w niebo wydaje mi się to nierealne. Analizowałem swoje międzyczasy sprzed roku z międzyczasami najlepszych i są one przystające. Ostatecznie to pogoda będzie miała jednak duży wpływ na wynik – analizuje Dołęgowski.
Skąd pomysł?
Charlie Ramsay to pętla w samym sercu Szkocji. Nie od razu miała 93 km i 8700 m przewyższenia. Jej pierwowzorem była Tranter’s Round – znana od dziesięcioleci, logiczna i bardzo długa wycieczka, łącząca dwie ważne grupy szczytów – Mamores, Grey Corries i grupy Ben Nevis. Wycieczka to oczywiście łagodne określenie na trasę, którą większość śmiałków pokonuje w około 20 godzin.
Charlie Ramsay, biegacz z lokalnego klubu, postanowił sprawdzić czy da się w ciągu doby zaliczyć jeszcze więcej szczytów nazywanych Munro, czyli mierzących powyżej 3000 stóp (ok. 900 m) i dokleił do Tarant’s Round 5 wierzchołków okalających jezioro Loch Treig. Pokonanie trasy zajęło mu dokładnie 23 godziny i 58 minut. W ten sposób udowodnił, że wyzwanie jest wykonalne w ramach jednej doby.
Przez wiele lat zainteresowanie pętlą było niewielkie, podobnie jak angielską Bob Graham Round i walijską Paddy Buckley Round. Jednak rozwój biegów ultra sprawił, że pod hostelem Glen Nevis coraz częściej pojawiają się chętni by zmierzyć się z legendą.
Jeszcze nie można mówić o tłumach, bo do tej pory (czerwiec 2018) zamknąć pętlę udało się jedynie 113 osobom. Co ciekawe, rekord należy do Jasmin Paris – biegaczki o szkocko-czeskich korzeniach. W sezonie 2016 pokonała trasę w 16 godzin i 13 minut. Najszybszy męski czas wykręcił Jon Ascroft (16 h 57’).
Zostaw odpowiedź