Dzień trzeci powoli dobiega końca. Trzeci, przez niektórych uważany za kryzysowy dzień okazał się tym razem łaskawy. Pogoda była dziś wyjątkowo łagodna, choć rano zapowiadało się zgoła inaczej. Na starcie zawodnicy stanęli szczelnie opatuleni buffami w tumanach piasku unoszonego „małą” pustynną burzą. Pierwsze kilometry wiodące przez zaschnięte jezioro zmagali się także z przeciwnym wiatrem. Na szczęście pogoda zmienną jest… Wiatr nieco ucichł, trasa zmieniła kierunek pozostałe parametry były całkiem OK. Wilgotność niska (13-18%), temperatura jak u nas w lipcu – 31st C. W późniejszej części trasy dodatkowym wsparciem był przyjemny wietrzyk, który delikatnie niósł do przodu, pozwalając oszczędzać siły przed jutrzejszym najdłuższym etapem.

Stefan tupta po twardszej części wydmy. Na takim terenie nigdy nie wiesz czy wylosujesz piasek luźny czy grząski. Dodatkowo – każdy kolejny zawodnik spulchnia piach, więc lepiej biegać po nie naruszonych fragmentach

fot: Mieczysław Pawłowicz / goplanet.pl


Trasa mierzyła dziś 35 kilometrów urozmaiconego terenu. Wszystkiego po trochu ale chyba nic w nadmiarze ;-). Trochę piasku, trochę twardego gruntu i kamieni. W trakcie fragment wydm, kilka podejść i zbiegów oraz ponoć zapierający dech w piersiach widok na okolicę w środkowej części dzisiejszej trasy (nagroda za strome podejście i kamieniste, nie mniej strome zejście ;-). Tempo nadal wyśrubowane… Lider Marokańczyk El Morabity pokonał trasę w niespełna 2h 36min co daje średnie tempo biegu ok. 4min 27sek na kilometr! Tuż za nim z minutą straty na metę wpadł Jordańczyk Al. Aqra. Moc nie opuszczała też Polaków. Zbiegniew Malinowski przełamał kolejną granicę . Dobiegł na metę jako 45! i wspiął się w klasyfikacji generalnej na 66 pozycję. Wielkie gratulacje! Znakomicie pobiegli też pozostali. Jacek Łabudzki zajął 60 miejsce ( 94 w generalce) , Maciek Żyto 108 (110 w klasyfikacji generalnej). Gaweł i Stefan dziś „teamowo” pokonywali całą trasę razem (129-130miejsce), co dało Gawłowi 108, a Stefanowi 122 miejsce w klasyfikacji ogólnej. Konrad Jędraszewski zakończyła na pozycji 295 (342 dzisiaj).

Mamy wieści od zawodników:

GAWEŁ: Dzisiaj planowo spokojniejszy dzień. Naszym celem było oszczędzenie sił na jutro. Trasa piękna i pogoda łaskawa – wiatr w plecy, chmury i mało słońca .Cudowne góry i wydmy, świetnie się zbiegało. Całość robiliśmy ze Stefanem. Końcówka już trochę się dłużyła, ale zachowaliśmy siły na jutro. Teraz dużo jedzenia i odpoczynek. Niestety łapie mnie od wczoraj jakaś infekcja -boli gardło, zatoki siadają. Mam też słabą noc za sobą. Dzisiaj Jacek (lekarz z naszego namiotu) zaordynował mi antybiotyk. Mam nadzieję, że szybko pomoże oraz że nie będę miał problemów na trasie i moc będzie ze mną.Dzisiaj10urodziny napieraj.pl!!! 😉 Niestety na mnie szampan musi poczekać. Dziękuję wszystkim za maile i trzymane kciuki – bardzo się tu przydają. Dzisiaj na youtube powinny się pojawić jakieś filmiki z nami.

Na jutro jestem bojowo zebrany!

 

 

Na zdjęciu widzimy że rzeczywiście jest zebrany, a zaraz będzie najedzony. Ta czerwień na paluchu to nie krew ani szminka, tylko eozyna używana do osuszania i odkażania pęcherzy). W prawej skrajnej części kadru widać dobrze już rozciapaną i zoperowaną stopę.

Widać również, że w tym roku chłopaki nie odchudzali tak skrajnie sprzętu i używali oryginalnych torebek na liofilizaty. Każda taka torebka waży 23 g. A torebka strunowa tylko 3 g.

 

STEFAN: Odrodzenie-dzisiaj głównym celem było oszczędzić jak najwięcej sił na jutrzejszy, najdłuższy etap. Dlatego postanowiłem pobiec jeszcze spokojniej niż wczoraj –Galloway 5/5 i okazało się to rewelacyjnym pomysłem. Jeszcze nigdy nie czułem się tak dobrze po zakończeniu etapu-ani w tamtym roku, a o  tym już nie wspominając. Chyba dobrze ,że kryzys dopadł mnie na pierwszym etapie, bo nabrałem pokory. Mam nadzieję, że to się opłaci i jutro będę w stanie walczyć o to, po co tu w tym roku przyjechałem. Dzisiaj od początku do końca biegliśmy razem z Gawłem, wiec było nam bardzo raźnie i nawzajem sobie pomagaliśmy (na stromych zbiegach 3 razy odpadały nam śpiwory, przypięte do plecaków). Przypominaliśmy sobie nawzajem o częstym piciu i pilnowaliśmy rytmu 5/5. Jutro też chcemy biec razem i jestem pewien, że będzie to jeszcze ważniejsze niż dzisiaj, bo 4-ty etap zapowiada się na znacznie cięższy niż w tamtym roku. Rzadko piszę o widokach, ale dzisiejszy środkowy odcinek był przepiękny. PS przed startem AOI nas  nagrało – będziemy dzisiaj na YT

 

Filmiku coś nie mogę znaleźć – zobaczyłem, a potem mi zaginął, ale mam trochę zdjęć ekipy autorstwa Mietka Pawłowicza / goplanet.pl

 

 

 

MACIEK: Ciekawostka: w namiocie, gdzie mailujemy pojawiły się kadzidła. Ergo zaczynamy śmierdzieć :-). Dzisiaj piękny i udany etap. Znów widoki, które zachwycają. Sportowo nieźle, dzisiaj mnie niosło, a może po prostu popychał wiatr, który był dziś naszym sprzymierzeńcem. Temperatura też niższa. Słowem dobry bieg. Ze mną jest dobrze, mam apetyt (jego brak to zawsze u mnie pierwsza oznaka wyplucia), stopy w dobrym stanie. Głowa też, to znaczy nie tracę ducha, wciąż chcę napierać dalej. Mam mega wsparcie w towarzyszach – Polakach. Tworzymy dobry zespół namiotowy, gdzie każdy sobie pomaga i wspiera dobrym słowem. Jutro etap killer. Liczę na dobrą pogodę (czyli brak słońca max) i na silną psyche. Będzie dobrze :-)))
Kolejnego maila popełnię dopiero w czwartek. Czytanie maili, które dostajemy wydrukowane na kartkach to wielki rytuał.
Maciek pustynna burza 😉

 

Przedstartowe prognozy mówiły coś o załamaniu pogody od czwartku. Spodziewano się nawet obfitych opadów. Miejmy nadzieję, że te prognozy się nie spełnią i pogoda będzie dla zawodników łaskawa.

Piszcie maile. Jak widzicie wszyscy podkreślają, jak ważne są dla nich wiadomości od Was. Gaweł po poprzednich startach podkreślał , że każde słowa wsparcia, zagrzewające do boju podnoszą morale, a świadomość, że tyle osób śledzi Twoje poczynania uskrzydla. Przy wieczornym rozdawaniu wiadomości , a jest tego trochę (organizatorzy szacują, że do soboty rozdystrybuują ok. 40000 mali!), nie brakuje wzruszeń, łez.

 

 

 

JACEK: Witajcie w 3-m dniu MDS. Za nami kolejny etap, który dla mnie był jeszcze lepszy niż poprzednie. Ukończyłem go na 60 miejscu i w klasyfikacji generalnej awansowałem na 81 pozycję. Przede mną tylko Zbysiu Malinowski-na 61.Jutro etap najdłuższy-82 km i on pokaże kto naprawdę jest mocny. Pierwsza 50-tka startuje 3 godziny po pozostałych. Póki co zdrowie i humory nam dopisują. Do jutrzejszego dnia jesteśmy nastawieni bojowo. Ponieważ jutro biegniemy przez cały dzień i trochę nocy następne informacje przekażę pojutrze . Atmosfera wokół wyścigu wspaniała – wszędzie fotoreporterzy, telewizja (podobno krótkie relacje codziennie w wieczornych wiadomościach Eurosport’u ).Całość stanowi ,że czujemy się tu znakomicie (pomimo wszechobecnego piasku i upałów). Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i znowu bardzo gorąco-Jacek

 

Zbyszek! Widać, żę jest siła! Stoprocentowe mięsnie!


Jutro dla wszystkich trudny a zarazem decydujący dzień. Kolejny, czwarty etap często nazywany jest etapem prawdy. Tradycyjnie jest najdłuższy ze wszystkich, mierzy co roku coś około 80km (+/- 5-10km). Różnice w czasie jego pokonywania są ogromne. Niektórzy docierają na metę dopiero w połowie następnego dnia. W zeszłym roku zwycięzca El Morabity pokonał 82 km w 7h 09min , a ostatni zawodnik przekroczył linię mety po niemal 33 godzinach walki! To właśnie po 4-tym etapie następuje największe przetasowanie w klasyfikacji generalnej. Każdy ma za sobą ponad sto kilometrów ciężkiej walki. Dają o sobie znać zmęczenie, pęcherze, gorąco. Jedzenie, które przed wyjazdem wydawało się kapitalne przestaje smakować. Woda czy izotoniki (a raczej woda o posmaku/zapachu izotonika) wydają się najgorszą karą, a przecież pić trzeba. W obozie kwitnie „handel wymienny”… Ratują zabrane na wszelki wypadek n.p. kostki rosołowe ( Magda w zeszłym roku mówiła, że nic równie pysznego w życiu 😉 nie jadła). W tym roku dochodzi jeszcze dodatkowa trudność tego etapu – prawie 30km wydm, które stanowią największe wyzwanie na pustyni. Tego etapu nie da się „polecieć na oparach”. Można zyskać ogromną przewagę nad innymi, ale można też bardzo wiele stracić. Ciekawe jak rozegrają go jutro Polacy. Trzymajcie mocno kciuki!

 

(Dla przypomnienia : na najdłuższy etap wszyscy poza pierwszą pięćdziesiątką starują o godzinie 8.00. Najlepszych 50-ciu startuje o godzinie 12.00. Dzięki temu każdy ma sposobność choć przez chwilę pobiec „ramię w ramię” z liderem. )

 

Japończycy nie wiedzieć czemu lubią się opatulić i zabierać ze sobą masę sprzętu. Większość z nich preferuje styl turystyczno-oblężniczy. Maraton Piasków nie jest bardzo trudny do ukończenia, ale jak chcesz się ścigać to jest to masakra.

 

Jeszcze jeden filmik:

{youtube}S5rX89bCWj0{/youtube}

Na początku pojawiają się chwile sprzed startu. Kiedy już jesteś wyspany, namiot zwinęli lokalsi, a do startu zostało jeszcze z pół godziny. Jeszcze nie jest gorąco, a jak nie wieje to najprzyjemniejszy fragment dnia. Oczywiście nie licząc przedstartowej nerwówki.

Ciekawy jest też końcowy fragment jak facet niesie butelki do namiotu ustawionego gdzieś hen daleko. Na mecie zwykle zawodnicy ledwo żyją i gdy dostanie się obciążenie 4,5 kilo (3 butle) i trzeba je przenieść 300 metrów to wydaje się zadaniem ponad siły. W zeszłym roku zdarzało się, że mobilizowaliśmy się przed tym transportem tak ze 20 minut.

 

 

To oczywiście Marco Olmo. Zwróćcie uwagę że jemu wystarcza tylko jedna litrowa butelka, na odcinki między punktami. Nie używa też stopera. Ma zwykły wskazówkowy zegarek!!

 

A na koniec filmik poświęcony organizatorom. To ogromna banda ludzi, których trzeba przewozić karmić i pilnować (zwłaszcza lokalnych podwykonawców). Jest ich kilkuset i codziennie przemieszczają się o kilkadziesiąt kilometrów by rozłożyć maratońskie miasteczko. Są ciężarówki jeepy (a właściwie toyoty) i helikoptery.

{youtube}9ewIx-c5qvM{/youtube}

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany