Uwielbiam rogaining za formułę, która miesza wszystko ze wszystkim. Nawigacja? To podstawa. Moc, buła? Konieczna sprawa. Taktyka, strategia, planowanie? Niezbędne. A gdy terenem zmagań są dość pokaźne góry, całość nabiera jeszcze bardziej skomplikowanej formuły.

Po wiosennych zmaganiach z 6-godzinną formułą rogainingu na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, postanowiłem zmierzyć się z górską odmianą tej orientacyjnej dyscypliny podczas Icebug Summer Trail.

– Ważna informacja z terenu jest taka, że na wschodzie rzeźba jest cięższa, punkty trudniejsze no i przewyższeń nabijecie więcej – na kilka minut przed startem zapowiada ściganie Wojtek Stolarczyk, szef zamętu spod znaku Icebug Winter Trail, a teraz Icebug Summer Trail. Cholera, myślę sobie, to chyba jednak trzeba będzie lecieć na ten wschód – kombinuję bez logiki żadnej i nawet nie przewijam mapy na zachodnią stronę przed startem. Lecę więc od razu po najlepsze punkty na wschodni skraj mapy. Już po 10 minutach kicam przez przeoraną traktorem polankę, zjeżdżam na pośladach na dno potoku i znowu zbieram na butach litry rosy pokrywającej polanki. Nie widzę za sobą nikogo, przed również, czyli albo polecieli na zachód, albo jeszcze inaczej. Jak się okazało, wariantów było całkiem sporo, choć przed samym startem należało podjąć kluczową decyzję – lecimy na wschód, czy na zachód?

Dwa duże zgrupowania najlepiej punktowanych PK i tylko sześć godzin limitu. W tej sytuacji należało obrać południowo wschodni lub północno zachodni wariant. Kliknij, by zobaczyć mapę w oryginalnym rozmiarze

Dwa duże zgrupowania najlepiej punktowanych PK i tylko sześć godzin limitu. W tej sytuacji należało obrać południowo-wschodni lub północno-zachodni wariant.

Artur Moroń, zwycięzca zmagań, podobnie jak Paweł Gorczyca i Sebastian Mański (48 pp, 4. miejsce) obrali wariant zachodni. Ja zaś uparłem się pchać w przeciwnym kierunku i szybko przyszło mi za to zapłacić. Ale od początku – już od startu gonię po punkty o wartości 4 i 5. Wyżej punktowanych nie ma, ale za ich wysoką wartością stoi problem natury nawigacyjnej (nie są oczywiste) i fizolskiej (z jednego na drugi przez góry).

mapa

Punkt 14. zaliczałem jako drugi. Wariant przelotowy na 15. był zasadniczo oczywisty – od szczytu Goderman lekko schodząc po stoku, ale rzeczywistość okazała się brutalniejsza. Lasy Gorców nie należą do najszybciej przebieżnych – na potęgę tu zwalonych drzew, bujnego podłoża (wszak to lasy mieszane) i jarów, które wbrew mapie, co chwilę zagradzały mi drogę. Oszczędziłbym dobre 10 minut zbiegając szybko do wioski i wchodząc na strumień z punktem od dołu. Punkt 8. (ślad nie doszedł, nie wiedzieć czemu) wpada szybko, bo jest oczywisty, ale na 16. wybiegam kapkę za daleko i muszę nawigować po polankach.

O ile więc punkty we wschodnim rogu mapy były stosunkowo blisko siebie, o tyle przeloty między nimi wcale nie przebiegały gładko i szybko. Sporo było chaszczenia, wspinania się na czworaka, zjeżdżania jarami i skakania nad wiatrołomami. Po zaliczeniu wszystkich możliwych 4 i 5 w tym rejonie wbijam się na szlak prowadzący na Turbacz.

mapa

Od 18. lecę na północ w logicznym wariancie 19.-20.-21. Tyle, że na prostych – zdawałoby się – punktach dopada mnie pomroczność jakowaś, bo 19., podpisanej jako źródło, nie odnajduję. Mapa jest w skali 1:35000, więc zakładam, że skoro punkt wycelowany jest w lesie, to w lesie należy go też odnaleźć. Po 20 minutach beznadziejnego pałętania się po licznych strumieniach rzucam ręcznikiem i lecę po następne, podczas gdy innym zawodnikom udaje się ten punkt odnaleźć – na skraju polany, tuż przy szlaku. Jak się okaże na mecie – tych dwóch punktów brakło mi do zwycięstwa. Wylatując z 19. na 20. jestem jeszcze trochę zdenerwowany, przez co obieram zły zbieg do doliny. Tracę kolejne 10 minut.

mapa

Trzy razy po trzy punkty. Lecąc od 28. w dół mam mega frajdę – jest przyjemnie, do limitu półtorej godzinki, z Bukowiny Obidowskiej pięknie widać zachmurzone powyżej 2000 metrów Tatry. Noga podaje, mapa gra do… PK 29. Zbiegając z 29. zamierzam trzymać się niebieskiego szlaku, by odbić tuż za strumieniem na punkt. Tyle, że trzymając się niebieskich oznaczeń ląduję we wiosce Marfiana Góra. Trawersuję w porę przez polanę do ścieżki i schodzę do punktu, namierzając go od strumienia. Inaczej – teren w okolicach polanki był tak paskudny, że zjechałem po prostu na tyłku na dno potoczku i dosłownie czołgając się między konarami dobiłem w końcu do polanki, na skraju której postawiony był PK. Dawno nie cieszyłem się tak ze zdobycia punktu – potraktowałem go czysto intuicyjnie, bo w takim terenie, pełnym skomplikowanej mikrorzeźby, nie sposób było dobrze odczytać zgeneralizowanej mapy turystycznej.

Na mecie jestem na 10 minut przed jej zamknięciem. W porę, ale zastanawiałem się jeszcze, czy nie podskoczyć po 1 dodatkowy punkt. Sędziowie naliczają 49 punktów przeliczeniowych. Sytuacja z rzadka spotykana na zawodach typu rogaining – aż trzy osoby mają taką samą liczbę pp – ja, Artur Moroń i Karol Galicz. Decyduje więc czas przybycia. Na najwyższym stopniu podium staje Artur, który bezbłędnie wyegzekwował zachodni wariant. Zresztą zobaczcie sami:

artur

Wariant Artura Moronia w północno-zachodnim rogu mapy (kliknij, by obejrzeć całą mapę). Największą zaletą tego wariantu były jego znacznie niższe deniwelacje – Artur zrobił trzy punkty o najwyższej wartości niemal na tej samej wysokości. Paweł Gorczyca, który również realizował zachodni wariant, nabił na dystansie 40 kilometrów około 1600 metrów przewyższeń, podczas gdy ja – pałując się na wschodzie – zebrałem w nogach na podobnym dystansie 2100 metrów! Dlatego uwielbiam rogaining!

Wśród kobiet pewnie zwyciężyła – podobnie jak zimą – Ula Zimny, nabijając aż 44 punkty przeliczeniowe. Druga była Ania Witkowska.

Mój wariant w całej krasie - kliknij, by ściągnąć pełną mapkę w stosownej rozdzielczości.

Mój wariant w całej krasie – kliknij, by ściągnąć pełną mapkę w stosownej rozdzielczości.

O Autorze

Od 2002 roku piszemy o rajdach przygodowych - naszym mateczniku. O imprezach, sprzęcie, ludziach z rajdowego świata. Od kilku lat skupiamy się w większym stopniu na biegach ultra, starając się inspirować, informować i wciągać czytelników do tego niezwykłego świata malowanego potem, błotem, podszytego pasją i radością z biegania znacznie dalej niż maraton.

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany