Już dziś, 17 czerwca po raz kolejny wystartował Adventure Race Slovenia! W tym roku do pokonania 440 km, limit czasu to 72 godziny. Na starcie, tradycyjnie stanęła polska ekipa AR Team Polska w składzie: Zuzanna Madaj, Irek Waluga, Maciek Marcjanek i Maciek Dubaj. Trzymamy kciuki!
Polacy mieli już okazję triumfować w Słowenii. Justyna Frączek, Maciek Mierzwa, Łukasz Warmuz i Maciek Dubaj (który pojechał walczyć również w tegorocznej edycji) wygrali w 2011 roku, zdobywając dodatkowo nagrodę za najszybciej pokonany odcinek na kajaku. Rajd w Słowenii jest jednym z tych wdzięczniejszych, zarówno ze względu na pogodę, jak i malownicze otoczenie. Wprawdzie często zdarzało się, że po upalnym dniu przychodziła solidna zlewka (do tego stopnia, że w 2009 roku zawody skrócono po załamaniu pogody), jednak aura jest już zdecydowanie letnia, a po deszczu jest jeszcze okazja żeby się wygrzać. Słowenia jest piękna. Etapy kajakowe na wijących się wśród urwistych wapiennych skał rzekach, trekkingi na skalistych górskich ścieżkach, jest na co popatrzeć. Zmiany dyscyplin są dosyć częste, trudno zacząć się nudzić.
Bazą zawodów, jak co roku jest miejscowość Velenje. Przed teamami w tym roku 440 kilometrów dobrej zabawy. Czeka ich ok. 110 km na etapach trekkingowych, 290 kilometrów do pokonania na rowerze, 27 km na kajakach, a do tego zadania specjalne, linowe, w jaskiniach, biegi i rowerowa jazda na orientację.
Rajd wystartował dziś (17 czerwca) o godzinie 10 rano. Teamy można śledzić LIVE, a AR Team Polska można również kibicować zaglądając na ich profil na Facebooku.
Na krótko przed rajdem porozmawialiśmy z Zuzanną Madaj, pięknym elementem polskiej drużyny. Zapytaliśmy o jej obawy, mocne strony i parę innych spraw.
Zuza, stresujesz się rajdem?
Tak, boje się. Zaczyna się od strachu o to, że może to za dużo kilometrów, może brak mi formy. Później przychodzi czas strachu o to żeby przed samym rajdem nic mi się nie stało bo przecież niełatwo znaleźć szaleńca na zmianę, a co dopiero na ostatnią chwilę! Akurat tym razem parę nieszczęść mi się przytrafiło, co od kilku tygodni raczej spędza mi sen z powiek. Na to wszystko jeszcze przychodzi stres związany z pakowaniem. Gromadzenie rzeczy bardziej i mniej potrzebnych, ciągłe rozmyślania co może się jeszcze przydać, a czego właściwie nie ma sensu zabierać, bo przecież musimy jeszcze to wszystko przetransportować. No a w drodze oczywiście i tak zwykle okazuje się, że czegoś brakuje…
To chyba Twój najdłuższy do tej pory?
Faktycznie najdłuższy. Wcześniej brałam udział w Mountain Touch Challenge w Szczawnicy na 300 km i na Sardynii, nazwy oczywiście nie pamiętam, może sobie przypomnę. Mam za sobą też kilkanaście krótszych rajdów do 200 km. Oprócz tego trochę wyzwań biegowych, z najcięższych – 3×Babia, a najdłuższy biegowy start to Łemkowyna na 150 km.
Z których zawodów jesteś najbardziej zadowolona do tej pory?
Z każdych zawodów jestem dumna. Sardynia była dla mnie ciekawym doświadczeniem ze względu na otoczenie, które daje dodatkową motywację do napierania. Udało nam się ukończyć na 2. miejscu. Można by tu opowiadać i opowiadać. Babia była bardzo ciężkim wyścigiem ze względu na przewyższenia, a Łemkowyna ze względu na czas napierania, który niestety, jak nie można zmienić dyscypliny, staje się nieznośne bolesny.
Powiedz, w czym czujesz się mocna?
Moja mocna strona to chyba… optymizm i zadaniowość. Robię swoje. Obecnie jednak, tak sportowo, czuję się mocniejsza na rowerze, ze względu na przygotowania do Transcontinental Race, który ma się odbyć na koniec lipca tego roku.
Co to za zawody?
Transcontinental Race to wyścig z Belgii do Turcji rowerem przez 14 dni bez supportu. Startuję w duecie z Michałem Waszakiem. Taka przygoda – tułaczka na rowerze, jedzenie jagódek i spanie po krzakach. Mniej więcej 3800 km.
Straszliwy kawał drogi! Ty się wywodzisz z kolarstwa? Skąd wzięłaś się w rajdach?
Trudno powiedzieć ze wywodzę się z kolarstwa. Jako dzieciak trenowałam lekkoatletykę. Ze względu na zdrowie i właściwie przypadek zaczęłam jeździć na rowerze. W rajdach pojawiłam się dzięki Łukaszowi Grabowskiemu. Zaczęłam od rajdu On-sight w Obornikach Wielkopolskich. Startowaliśmy grupką znajomych z liceum i ku naszemu zdziwieniu wygraliśmy na krótkiej trasie. Właśnie dzięki Łukaszowi, który widział w nas potencjał. To był chyba 2009 rok.
Od kiedy jesteś w AR Teamie? Startowaliście już w jakichś dłuższych zawodach razem?
Dołączyłam do zespołu niedawno. Zaproponowali mi wspólny start w Mediterranea Adventure Race na Sardynii (no, i przypomniałam sobie!). Poznaliśmy się we wrześniu 2015 roku. Na tamtym rajdzie! Chyba nie wyszło to najgorzej.
To znaczy?
Udało nam się ukończyć na 2. miejscu.
Gratulacje! Czego się boisz w tym starcie? Na czym będą polegały trudności?
Trudności… Chyba boję się najbardziej tempa. Raczej jestem uparta ale powolna, a ci panowie to prawdziwe konie pociągowe! Boje się też kontuzji, bo zdarzają mi się ostatnio dziwne nieszczęścia.
A czego się spodziewacie po sobie? Jedziecie tam powalczyć o zwycięstwo? Maciej Dubaj z Waszej ekipy startował już w Słowenii i triumfował!
Jasne, że jedziemy tam walczyć o zwycięstwo! Ja spodziewam się miłej współpracy z chłopakami.Warto dodać, że połowy składu właściwie nie znam, więc będziemy mieć trochę czasu na zapoznanie się. Wiadomo też, że rajdy to jest dość nieprzewidywalna dyscyplina sportu, każdy ma jakieś swoje wady i kaprysy, wiele rzeczy może się wydarzyć, ale mam nadzieję, że staniemy na wysokości zadania. Dla mnie to również forma dobrej, chociaż czasem bolesnej, zabawy.
Zabieracie ze sobą jakiś ciekawy sprzęt? Jakieś przeróbki?
Ja nic nadzwyczajnego nie zabieram. Ale niewykluczone, że panowie mnie czymś zaskoczą.
Zuza, dzięki za rozmowę. Będziemy za Was trzymać kciuki!
Przeczytaj również relację z AR Slovenia z 2011 roku.
Przeczytaj też relację z AR Slovenia z 2009 roku.
Zostaw odpowiedź