Za nami kolejna nocka z Tułaczem. Nie było łatwo, a konkurencja się nie obijała. Tradycyjnie na rowerze spędzaliśmy tylko chwile pomiędzy bieganiem w kółko po lesie w poszukiwaniach na oślep. Piąte miejsce uznajemy za umiarkowany sukces.
Bazą XIX edycji Tułacza zostało Bożepole Wielkie. Z pewnością nie jest przypadkiem, że za tydzień odbędzie się tu Harpagan. Nie ma to jak rekonesans. Nam jednak głowę zaprzątała ambicja. Na poprzednim Tułaczu Adam z Mariuszem Westą zajęli drugie miejsce. Tym razem z Adamem Świecą po raz pierwszy pojechał Michał Dąbrowski.
Po przeglądzie mapy nie było wątpliwości, że poszukiwania punktów kontrolnych będą skomplikowane. Większość lampionów położonych było w pewnej odległości od dróg. Nie ma w tym niczego złego, lecz to trasa rowerowa, nie piesza.
Pierwszy punkt położony był w dziwnym wąwozie, prawdopodobnie zamknięta kopalnia. Niestety ścieżek w bród, a nam początkowo wydawało się że to na szczycie. Nie zsynchronizowaliśmy jeszcze mierzenia odległości licznikiem. Błądziliśmy po szczytach na końcach kolejnych alejek. Zjechały się już wszystkie ekipy startujące za nami. W pewnym momencie zapędziliśmy się do dziwnego wąwozu, otoczonego bardzo wysokimi wałami. Nie dostrzegliśmy niczego i zebraliśmy punkt mylny kilkaset metrów na północny wschód.
Szczęśliwi odsadzaliśmy kilkanaście osób z innych ekip w drodze na PK2. Tam czekała już armia pieszych. Niestety za nami szybko nadjeżdżała konkurencja. Odnalezienie lampionu na skraju lasu nie było wielkim problemem. Korzystając z doświadczenia w wyścigach kolarskich staraliśmy się uzyskać dużą przewagę nad przeciwnikami.
Dotarliśmy samotnie w okolice PK3. W las weszliśmy trochę na ślepo. „Trzeba iść mniej więcej na południowy zachód. Lampion powinien gdzieś tam być”. Przyjęliśmy, że lepiej szybko znaleźć jakiegoś towarzysza i szybko się ewakuować, niż tracić dziesiątki minut na analizowanie i poszukiwania.
Kolejny lampion znajdował się w dużej odległości. Skorzystaliśmy z szosy na Chynowie. Gdy dojeżdżaliśmy do asfaltu zobaczyliśmy rowerzystów mknących z zachodu. Dziwne, bo to oznacza, że ominęli PK3. Prześcignęliśmy ich, ale i tak spotkaliśmy się na rozjeździe w lesie. Była to jedyna ekipa miejscowych z Bożego Pola. Z „Braćmi” zaliczyliśmy dwa łatwe lampiony położone przy drogach. Okazało się, że znają naszą ekipę i kupowali od nas rower. Sympatia sympatią ale… znowu podkręciliśmy tempo by ich zgubić, w drodze na PK6.
Michał spokojnie liczył odległości mierzone licznikiem. Adam nawigował i trafiliśmy na miejsce jak po sznurku. Była to chyba najciekawsza lokalizacja, na półwyspie w zachodniej części jeziora Czarnego. Gdy podziwialiśmy malowniczą przestrzeń oraz śmialiśmy się z rowerzystów po wschodniej stronie jeziora, dopadła nas ekipa Witkowski – Sulej. Próbowaliśmy ich wyprzedzić, lecz stało się odwrotnie. Nie działaliśmy sprawnie i energicznie, lecz ze spokojem; co przełożyło się na wynik.
Po zbyt długim gonieniu po lesie za PK8 przestrzeliliśmy PK9, zbierając towarzysza. Na przecince koło PK10 błędnie odczytaliśmy wskazania kompasu. Ostatecznie zebraliśmy punkt stowarzyszony. W lesie roiło się od innych ekip, głównie pieszych. Dojazd na PK11 wyglądał na trudny, więc ewakuowaliśmy się do głównej drogi i zajechaliśmy od północy. Tam też spotkaliśmy znajomych, ekipę Lanc – Bisewski. Twierdzili, że niepotrzebnie odpuściliśmy ryzyko, bo droga była łatwa.
Po zebraniu stowarzyszonego PK11 pomyśleliśmy, że tym razem możemy zaryzykować i pojechać skrótem. Podkręciliśmy tempo zostawiając kolegów (jak się okazało wycofujących się z przebitą dętką) i wykorzystaliśmy świetnie utrzymana drogę leśną. Po dojeździe do pola konieczne było udanie się na północ i zachód na granicy upraw.
Cóż to było za piekło. Widzieliśmy jedynie mocno pozarastane pozostałości dawnych ścieżek. Przebiliśmy się nawet przez dzikie róże z drobnymi kolcami. Pole było całkowicie nieprzejezdne. Korzyść to jednak bezbłędne trafienie w żleb w pobliżu lampionu 12. Nie do wiary, że to czwarty towarzysz z rzędu.
Po ponad połowie czasu i ponad połowie punktów kontrolnych przyszedł czas na zastanowienie. Trzeba było myśleć o powrocie do bazy, a byliśmy na samym skraju mapy, kilkanaście kilometrów od Bożego Pola. Większość za następnych lampionów poukrywana w samym środku niczego. Strategia na teraz to nabijanie punktów w drodze do mety.
PK13 wydawał się trudny, lecz blisko głównej drogi. Próba odnalezienia go okazała się stratą czasu. Odbiło się to na opuszczeniu PK14, który wzięlibyśmy bez problemu, lecz potrzebowaliśmy czasu. Jak się później okazało było to możliwe.
Licznik Michała przestał pokazywać prędkość, a tym samym odległość po 33 kilometrach. Musieliśmy orientować się po tym co widzimy. A nie widzimy nic.
Dojazd od północy na PK15 powinien być łatwy, jednak ścieżki zarosły. Wkrótce po nas od wschodu zajechali znajomi ekipa Gruba – Droppke. Dowiedzieliśmy się, że przy lampionie na półwyspie wiele ekip – w tym oni – zajechała od wschodu. Jak już wiemy cieśnina była nieprzejezdna. Nadrobili 9 km. Teraz zastosowali taktykę zbierania punktów nie w kolejności, co oznacza 30 punktów karnych za każdy. Po PK15 pojechali na PK9, a my na bardzo łatwą szesnastkę.
Nie było problemu też z siedemnastką. Teraz jednak zostało półtora godziny i choć to nie do wiary niczego już nie zdziałaliśmy. PK18 wymagał znajomości odległości, a nasz jedyny licznik od dawna pokazuje stale 0km/h (rozładowana bateria nadajnika prędkości).
Lampion dziewiętnasty wydawał się jedynym, jaki można zaliczyć zwijając się do bazy. Michał powoli przysypiał i Adam szukał samotnie, bez skutku, znajdując tylko ślady innych rowerzystów.
Na metę dotarliśmy na trzy minuty przed upływem regulaminowych ośmiu godzin. Wyczerpani i z mieszanymi uczuciami. Skala trudności rosła z każdym kolejnym lampionem. Poziom trudności w rzeczywistości przerósł nas dopiero przy dziewiętnastce. Jednak niepotrzebnie pominęliśmy PK13 i 14. PK1 okazał się mylny co oznacza 120 punktów karnych zamiast 90. dobrze się spisaliśmy, choć nie dopisało nam szczęście. Wielki szacunek dla zwycięzców, ekipy Brudło – Paszkowski, którzy uzyskali wynik bez żadnego punktu karnego.
Adam Świeca – Cyklo team
Zostaw odpowiedź