Spiros. Pieszo i rowerem przez Trójmiejski Park Krajobrazowy. Edycja jedenasta przyniosła nową lokalizację bazy rajdu i nowy rejon do eksploracji. I byłoby miło i przyjemnie gdyby nie wiatr o prędkości do 120 km/h. Drzewa się sypały, ale nie zawodnicy Cyklo Team z medalami w obydwu konkurencjach rowerowych.

W przeciwieństwie do ubiegłorocznych zmagań tym razem pogoda dopisała. W pewnym sensie. Wiatr nie ustawał i był na prawdę silny. Boczny podmuch z prędkością 100 km/h potrafił zmienić kierunek jazdy. Strach poczułem, gdy miałem okazję obserwować przewracające się drzewo.

Na trasę 50 km ruszył samotnie Adam Świeca. Po raz pierwszy w Spirosie uczestniczył piętnastoletni Michał Ossowski. Wybrał TR20.

Na trasie długiej do pokonania 50km w 7 godzin. Po drodze aż 33 lampiony o wagach 1, 2 lub 3.

Nigdy długo nie zastanawiam się czy jechać zgodnie ze wskazówkami zegara czy przeciwnie. Tym razem rzuciłem się na PK6 i dalej już poszło odwrotnie. Niestety na następnym lampionie w kolejności wszyscy zawodnicy się pogubili. Mapa zdecydowanie nie zgadzała się z rzeczywistością. Straciłem dużo czasu i postanowiłem szybko jechać na tłuste punkty. Pominąłem PK10 za 1 punkt wagowy i szybko znalazłem się na PK17 za 2 punkty. Był to też rejon lasu którego nigdy nie odwiedzałem.

 

spiros

Z jednym niepotrzebnym postojem dotarłem do PK18. Kolejno PK22 poszedł bez problemowo. PK25 znajdował się za obwodnicą i jedynym sposobem był przejazd wiaduktem, ulicą Spacerową. Niestety obszar pomiędzy obwodnicą a asfaltową drogą leśną zaznaczoną na żółto był definitywnie zarośnięty. Zatoczyłem dwa pełne koła wokół lampionu zanim skierowałem się pozostałością dawnej ścieżki, uczęszczanej z pewnością przed wybudowaniem drogi ekspresowej.

Odbiłem na chwilę na wschód do PK26. Dojazd był bardzo trudny ze względu na zoranie nawierzchni traktorem leśniczego. Całe szczęście wybrałem wariant dłuższy, zachodni. Ominąłem konieczność wspinania się pod górę po śladach wielkich opon. Do PK29 prowadziła twarda droga leśna. Wystarczyło tylko na moment przejechać przez otwartą przestrzeń by poczuć skalę zawiei. Po drodze do PK32, 33 przeskakiwałem przez szereg drzew. Potem miałem okazję obserwować jak spada czubek jeszcze stojącego drzewa. Wtedy dotarło do mnie, że w każdej chwili mogę dostać w plecy złamanym konarem.

Już kilka minut później obserwowałem łamiące się drzewo w okolicach PK35. Wyjechałem na otwartą przestrzeń gdzie siekał drobny grad. Miniaturowe kulki atakowały twarz jak pinezki. Koło Zoo już pracowało pogotowie energetyczne nad zerwanymi przewodami. Ja tymczasem wspinałem się do PK31 trasą do downhillu pod prąd. Szło dosyć gładko i nadal miałem około trzy godziny do końca. Niestety gdy kierowałem się spod gdańskiej Oliwy do PK28 nie mogłem się połapać. Na mapie raptem kilka alejek. Tym czasem w rzeczywistości wydeptanych były dziesiątki. Wszędzie, ścieżka w każdą stronę. Gdy pierwszy raz natrafiłem na lampion stwierdziłem, że to pewnie dla trasy pieszej, bo na Spirosie nie ma punktów stowarzyszonych. Po zatoczeniu pełnego koła i poznaniu kawału lasu wróciłem i zebrałem co moje.

spiros

 

Czasu zaledwie półtora godziny. Niestety oznaczało to opuszczenie tłustego PK27 i skupienie się na efektywnym powrocie do bazy. Następne lampiony 24, 23, 21, 16 wziąłem bez zawahania i biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu zminimalizowałem liczbę podjazdów. Dzięki ulicy Wielkopolskiej szybko znalazłem się na PK14. Z Małego Kacka błyskawicznie przedostałem się do PK13 ulicą Olkuską. Tutaj tez pełen optymizmu przyjąłem, że zaliczę jeszcze dwa lampiony za jeden punkt wagowy. Niestety wybrałem lampion nr 8. Podjazd na szczyt wzniesienia nie był tak trudny. Niestety po drugiej stronie czekało głębokie błoto, krzaki i powalone drzewa. Pod znakiem zapytania stanęło osiągnięcie linii mety w limicie czasu. A za każdą minutę odejmowano jeden punkt.

Zjeżdżałem przez środek lasu byleby tylko szybko dotrzeć do jakiejkolwiek ścieżki. Zawahałem się czy by jednak nie spróbować jeszcze jakiegoś lampionu. Niestety zostało tylko jedenaście minut i żadnych sił. Znaną sobie ścieżką pognałem do Chwarzna, gdzie daleko przed sobą widziałem innych zawodników na rowerach.

Udało się dotrzeć do bazy na dwie minuty przed limitem czasowym. Nie wszystko poszło najlepiej. Za to Michał Ossowski mimo młodego wieku zaliczył trzecie miejsce. Aż do dekoracji nie były znane wyniki TR50. Byłem szczęśliwy gdy pomijano moje nazwisko aż do drugiego miejsca. Z drugiej strony Bartłomiej Bober zaliczył w regulaminowym czasie komplet punktów. Choć jak przyznał wynikało to głównie z tego, że doskonale zna Trójmiejski Park Krajobrazowy.

Adam Świeca, Cyklo Team

 

spiros

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany