Dokładnie w momencie gdy krajowa czołówka biegów ultra mieliła pod butami bieszczadzki fragment Głównego Szlaku Beskidzkiego na Biegu Rzeźnika, Steve Birkinshaw, niepozorny, ale piekielnie mocny Anglik kończył zakręconą epopeję przez wszystkie szczyty obszaru Lake District na Wyspach Brytyjskich.
Liczby w tytule tylko częściową opisują tę niewiarygodną, fastpackingową próbę, którą Birkinshaw ukończył w 6 dni i 13 godzin, niemal pół doby szybciej od poprzedniego rekordu.
Obszar zielonych połonin i pooranych skalistymi grzebieniami gór Lake District mogliśmy poznać dzięki próbom Magdy i Krzyśka Dołęgowskich na piekielnie trudnej pętli Bob Graham Round, która „ledwie” haczyła o 42 szczyty w masywie Lake District. Gdy uporali się z tym prawdziwie rzeźnickim wyzwaniem opisywali wrażenia:
Półtorej godziny później mamy już okazję sprawdzić co dzieje się wyżej. Wiatr pchający chmury po wierzchołkach sprawdza szczelność naszych kapturów i testuje membrany kurtek. Łykając mroźne powietrze wpychane mi do ust, zastanawiam się z czego była wykonana piżama Boba. Ale biegnę spokojnie. Pierwszy wierzchołek – Skiddaw jest łatwo dostępny, prowadzi do niego szeroka wydeptana droga, którą trudno zgubić nawet w świetle czołówki rozjaśniającej głównie krople wody w chmurze.Angielska pętla jeży się od luźnych kamieni, chlupie błotem, mlaszcze podmokłą trawą i zgrzyta śliskimi skałami.
Wyzwanie Steve’a to nie tylko Bob Graham Round, ale też obskoczenie każdej kupy kamieni, która na tym obszarze występuje. Kanon pod tygodniowy łomot stanowi przewodnik autorstwa Alfreda Wainwrighta, który w pierwszej połowie XX wieku obszedł każdą dolinę, każdy szczyt i każdy piarg w Lake District. Poprzedni rekord na tej ponad 500 kilometrowej trasie należał do Jossa Naylor’a i wynosił 7 dni i 1 godzinę. Trudno jednak o porównywalną skalę do tego przedsięwzięcia, bo na dobrą sprawę trasa każdego „zamachu” na Wainwright 214 jest…. inna. Przy tak niewielkich dystansach między kolejnymi szczytami i przy braku tradycyjnego oznakowania szlaków to pretendenci sami wybierają kolejność zaliczania szczytów i drogę, którą pokonają. Efekt? W wypadku próby Steve’a trasa to pokręcony ślimak, w którym jest jednak metoda.
Przewyższenie tego szalonego wyzwania to ponad 36 kilometrów. Dla porównania – Główny Szlak Beskidzki przy podobnym dystansie oferuje „jedyne” 15 kilometrów pod górę. O ile jednak czerwony horror GSB to w 99% tłuczenie wygodnymi ścieżkami, tak w Lake District standardem jest pałowanie sypkim żwirem na dół, by zaraz drapać się wilgotnymi i błotnymi łąkami do góry. Tym razem jednak zaliczenie 214 szczytów Wainwright trafiło na godną personę – Steve Birkinshaw to weteran najtrudniejszych biegów ultra na świecie, wielokrotny zwycięzca liniowych i orienterskich setek, uczestnik mistrzostw świata w Adventure Racing. Generalnie oblatany i psychicznie wyrzeźbiony gość.
W biciu rekordu przez Steve’a pomogło wiele czynników. Przede wszystkim na trasie zawsze towarzyszyła mu grupa biegaczy z Keswick i okolic. Do tego stopnia było to wielkie wydarzenie, że kończąc Steve biegł wśród grupy ponad 100 biegaczy, co dobrze widać na filmikach z trasy:
Steve trafił też na wyjątkowo długie okno pogodowe. Z rzadka wiało, popadało też jedynie przez moment. To w górach Lake District ma fundamentalne znaczenie – gdy leje łąki zamieniają się w grzęzawiska, a skalna materia na szczytach pokrywa się lodową powłoczką. Nie zmienia to faktu, że wyczyn Steve’a to absolutna czołówka przedsięwzięć w stylu fast&light na przestrzeni ostatnich lat.
Jak wyglądało przywitanie mistrza? Cóż, na ulice Keswick wylegli chyba wszyscy mieszkańcy tego górskiego miasteczka.
Zostaw odpowiedź