Biegaczy ultra nie dzieli się siekierą. „Dzieli się ich na takich, którym się morda nie zamyka i na takich, którzy biegną w milczeniu kombinując jak zarżnąć tego, któremu się morda nie zamyka.”
Powyższe zdanie usłyszałem na trasie Piekła Czantorii od gościa, któremu się „morda nie zamykała”. Ja z kolei jestem z tych, który kombinował jak go zarżnąć, ewentualnie zatkać mu gębę błotem. Złość postarałem zamienić na wdzięczność i z tej wdzięczności obmyślałem typy biegaczy, których lubię i nie lubię. Jeśli do tego dodać tę okoliczność, że moja prędkość przelotowa sytuuje mnie gdzieś w środku stawki, to często biegnę w pomrukującym towarzystwie. Tak narodziła się poniższa typologia.
Nie ma ona na celu urażenie nikogo, w końcu w biegach długodystansowych piękne jest to, że każdy może tu znaleźć miejsce dla siebie. To raczej ironiczny, złośliwy i niesprawiedliwy przegląd różnych postaw na trasie. Co więcej, to dopiero początek dyskusji, bo nasz leksykon osobliwości chciałbym wkrótce uaktualnić o Wasze typy, które możecie opisywać w komentarzach, bądź nadsyłać na: oskar[@]napieraj.pl 🙂
Barbarian
- przeważnie samiec. Człowiek nieco dziki i nieokrzesany. Pierdzi, beka, pluje i stęka. Nic co ludzkie nie jest mu obce, więc zanim zniknie w krzakach dowiesz się, że „chce mu się srać”. Jest zżyty z naturą, więc sikać może na szlaku. Najczęściej mocno zbudowany, z udem jak NRD-owska oszczepniczka. Posługuje się zdaniami prostymi, oznajmującymi. Nie wydaje komunikatów by się socjalizować. Twardzi ludzie mają w dupie czyjeś zdanie. Je kanapki z pasztetem i suszone śliwki. Nie pije wody z kałuży, bo ma świadomość, że jego ziomal mógł być tu wcześniej i napluć.
Buc
- niechluj, świntuch, bałaganiarz, śmieciuch, obrzydliwiec, parszywiec , kopciuch , wstręciuch, obrzępała, flejtuch, śmierdziuch, plugawiec, nikczemnik, gadzina, padalec, szubrawiec, łachudra, psubrat, kawał drania a poza tym to
łajza, brudas i obszczymur. Osobnik z gatunku pasożytów drapieżnych. Można go zdzielić badylem, rzucić w niego kamieniem lub podstawić mu nogę. Wydaje mu się, że w lesie wyrosną nowe żele, gdy pstryknie skurwysynkiem (kapturkiem, zatyczką, czy jak tam zwał końcówkę opakowania żelu, którą trzeba oderwać, żeby wycisnąć zawartość) w jagodowe krzaczki. Opakowania po magnezowych szotach z dumą rzuca na ścieżkę. Mieszka z mamą, która zawsze po nim sprząta, nie zmienia skarpetek i brzydko pachnie mu z ust. Nie zadawajcie się z nim/nią.
FOMO ninja
- Fear of Missing Out to według Wikipedii lęk przed pominięciem. Pojawia się u użytkowników mediów społecznościowych, obawiających się, że przegapią coś istotnego i ominie ich to bezpowrotnie. Jego objawy można także zdiagnozować na trasie. To osoba, która wali selfiaki, gdzie popadnie, wrzuca do sieci i jeszcze w trakcie wyścigu sprawdza, kto docenił jej trud i nadludzki wysiłek. FOMO ninja bywa niebezpieczny, gdy stoi na środku zbiegu, wybierając odpowiedni filtr na Instagramie.
Kierownik wycieczki
- „za tym białym jeszcze 200 metrów i potem wypłaszczenie”, „no to mamy 53. kilometr!”, „uuu! zaraz trzeba będzie uważać na śliskim zbiegu!”, „haha, za 2 kilometry bufety, oby cola była”. Dzięki niemu nie musisz myśleć o mapie, głośno mówi to, o czym pomyśli. Nie jest tak dokładny jak GPS, więc jego komunikaty warto weryfikować. Zazwyczaj wysoki, z brodą i spokojem wymalowanym na twarzy. Zazdrościsz mu, bo Ty nie jesteś już w stanie wyartykułować dźwięku, dysząc okrutnie.
Koledzy z wojska
- szlak bojowy to nie bułka z masłem, więc trzeba koniecznie powspominać z kolegami dramatyczne bitwy o dziesiątki szczytów na całym świecie. Po walce wiadomo: leczenie ran przy piwie i te wszystkie zabawne historie związane z tym, że Roman po pijaku nie trafił do kibla. Doniosłość osiągnięć należy podkreślać serią celnych bluzgów, koniecznie komentując po tym dzisiejszą dyspozycję innego kolegi z wojska. Nie są to typowi kaprale – rzadko mają wąsy.
Lamborghini
- piękno, styl, nowoczesność, luksus. Dosyć spięci: kompresyjne skarpetki, opaski na uda, majtki i koszulka. Nienaganne buty, dobrane kolorystycznie do koszulki, są w stanie czyścić chusteczką po wyjściu z kałuży. Lśnią i tak ma zostać do końca. Obiekt westchnień oraz złośliwych komentarzy. Też byś tak chciał, ale przecież jesteś twardy i nie szata zdobi biegacza. „Choć trzeba przyznać, że ona ma słodkie te stuptuty w różyczki, pasują jej do buffa” – podpowiada Ci ten fragment mózgu, który uwrażliwia Cię na piękno.
Mruczny Rycerz
- jego orężem jest groźny pomruk. Z dala brzmi jak pochrząkiwanie wydrzyka ostrosternego zajadającego bodziszek cuchnący, z bliska przeważnie dźwięki przybierają kształt słów układających się w narzekania i autooskarżenia: „na ch… mi to było?”, „motyla noga, ależ ten zbieg nieprzyjemny”, „ile jeszcze?”, „ja p…”, „k…”, „a niech to gęś kopnie”, „ożeż ty w d…”, „a nich to dunder świśnie”. Potrafi te pomruki układać w wartko płynące strumienie jęków i złorzeczeń oraz zapewnień, że „nigdy więcej”. Gatunek dosyć powszechnie występujący w wyższych partiach gór.
Psychobójca
- chce wypić Twoją krew, wyssać energię i zjeść buty. Najczęściej płci męskiej. Budzi niepokój nawet u zombie zataczających się na resztkach adenozynotrifosforanu do mety. Wymija Cię, a następnie, co chwilę ogląda się przez ramię zmieniając prędkość. Lecisz swoim tempem, ale mimo wszystko doganiasz człowieka, więc Ci ucieka, znów zrównuje się z Tobą i znów ucieka. Zaczynasz tępo gapić się w zegarek upewniając, że wszystko z Tobą fporzo i biegniesz swoje. Znów wyrasta on, wytrzeszczając zalewane potem gały. Zaczynasz się bać. Facet znika we mgle. Boisz się jeszcze przez kilka minut, po czym zapadasz w błogi stan upośledzonej świadomości, licząc, że to było widmo. I wtedy…
Silent killer
- nie mówi, nie wydaje odgłosów. Mija Cię i znika. Gatunek mało zbadany, za którym nie tęsknisz.
Surykatka
- gatunek ciekawskiego ssaka, który na podbiegu przyspiesza, mija kilka osób, nadrabia kilkanaście metrów by stanąć słupka i spoglądać w dół z rozszerzonymi źrenicami. Niewielu biologów potrafi wytłumaczyć to zachowanie. Istnieje teoria, że surykatki nie oswoiły się z wybiegiem i wypatrują jakiegoś przedstawiciela swojego gatunku w celu wymiany obserwacji. Ich spocone ciałka są dobrze zaadaptowane do wysiłku interwałowego. Nie dokarmiać.
Towarzyszka podróży
- najczęściej samica, rzadziej samiec (oni bardziej się wstydzą). Wychodzi z założenia, że we dwójkę raźniej, więc chętnie się do Ciebie przyłączy w celu spędzenia miłego czasu i podzielenia się troskami dnia codziennego. Pogawędzisz sobie o trudach tego wyzwania, bolącym paznokciu, złych butach, dobrych butach, najlepszych butach i tych nienajlepszych, ale w których miesiąc temu biegała i pieczołowicie wyjaśni Ci dlaczego nie warto ryzykować ich zakupu. Chętnie spróbuje Twojego izotonika, a i o smaku wody z softflaska może zagaić. Zawsze dobrze jest mieć przygotowany dodatkowy batonik, żeby się z Towarzyszką podzielić.
Wesołe kumoszki
- karuzela śmiechu i pękające z radości śledziony. W promieniu 20 metrów wesoła atmosfera unosi historyjki, które mogłyby być na okładce Chwili dla Ciebie. Przy okazji dowiecie się wiele o ziółkach, diecie oczyszczającej jelito grube i krzepiące informacje w stylu „już nie daleko”. Ci milczący zastanawiają się jak szybko by biegły, gdyby te zaoszczędzone na gadaniu ATP przeznaczyły na przebieranie nogami. Gdy znajdziecie się w ich polu rażenia, trzymajcie swoje boki żeby nie zerwać ich ze śmiechu.
Zostaw odpowiedź