[b][size=x-large]Luiza o twardym uścisku[/size][/b]

cena: 699zł (aktualna na sezon ’07 – obenie zdecydowanie niższa)
waga: 398g


Zastanawiając się nad osprzętem rowerowym rozpatrujemy zwykle dwie firmy – Shimano, albo „resztę świata”. Japończycy zupełnie zdominowali produkcję elementów napędu. Ostatnio nieźle poczynają sobie także w świecie kół i hamulców. W tej ostatniej dziedzinie na szczęście mają silną konkurencję ze wszystkich stron świata. Od Avida czy Hayesa rodem z USA przez włoską Formulę, po testowaną niemiecką Magurę.
Firma prowadzona przez Gustawa Magenwirth’a to kawał historii w dziedzinie zamkniętych systemów wypełnionych olejem. Działała w południowych Niemczech, produkując prasy i pompy hydrauliczne zanim jeszcze smutny Adolf nauczył się sznurować buty, firma Shimano nie istniała nawet na papierze.
Po wojnie Magura produkcją częśći do motocykli i angażowała się w terenowe wyścigi motocyklowe (do tej pory na aukcjach można wypatrzyć działające części wyprodukowane w latach 50-tych).
Magura Louise w swoim pierwszym wcieleniu pojawiła się w 1999 roku i od tamtej pory była wielokrotnie modyfikowana. Testowana edycja 2007 jest piątym wcieleniem tej konstrukcji. A obecnie na rynek wchodzi już szósta jej wersja. Nigdy nie była ani szczególnie lekka, ani finezyjna. Producent dedykuje ją do jazdy „all mountain” czyli ciężkiego katowania w górach, a także do freeride. W zależności od ciężaru i temperamentu jeźdźca można dopasować wielkość tarcz by nieco wyregulować charakterystykę hamulca. Tak więc z rotorem o średnicy 203mm można śmiało kicać po wielkich głazach i dropach nie martwiąc się o siłę hamowania i możliwość przegrzania systemu. Z kolei ważąc np. 70kg i mając zapędy do imprez rozgrywanych z dala od długich górskich zjazdów, wystarczy zaopatrzyć się w lekką 160mm tarczę. My wybraliśmy wariant pośredni – 180mm ze standardową tarczą na 6 otworów.
Testowana „Luiza” jest hamulcem w pełni hydraulicznym (system otwarty ze zbiornikiem wyrównawczym) wyposażonym w dwa tłoczki umieszczone po dwóch stronach tarczy. System jest zalany olejem mineralnym (producent poleca swój Magura Royal Blood). W przeciwieństwie do płynów hamulcowych DOT, olej mineralny nie jest szkodliwy dla skóry i nie niszczy farby w przypadku wycieku. Oczywiście po drugiej stronie stoi cena – kilkakrotnie wyższa niż za standardowy płyn, który można nabyć na stacji benzynowej. Na szczęście hamulce rowerowe serwisuje się bardzo rzadko, a Magura daje nawet gwarancję na 5 lat bez wycieków. Więc o ile nie dojdzie do zerwania kabli czy potrzeby ich skracania, buteleczka z olejem może spokojnie leżeć w warsztacie przez wiele lat, aż… się przeterminuje.


[i]zestaw testowy na serpentynach[/i]

[b]Przebieg testu[/b]

Test trwał przez 40 dni. Męczenie Luizy podzieliliśmy na trzy etapy. Na dzień dobry – dwa tygodnie jazdy na górskich serpentynach Teneryfy ze sporym obciążeniem – 72kg jeźdźca plus rower, plus przyczepa z bagażami o łącznej wadze 35kg. Druga faza to treningi w terenie na niewielkich wzniesieniach na mazowszu – głównie zabawy techniczne. Na koniec testowy rower ruszył na trasę Speed Bergson Winter Challenge, gdzie miał do pokonania około 100km w warunkach wyścigowych.
Montaż
Trwa około 10 minut. Nie jest skomplikowany. Przede wszystkim należy zachować rozsądek przy dokręcaniu śrub i robić to na zmianę po kawałku (ważne zwłaszcza w przypadku przykręcania tarczy). Zaczynamy od założenia rotora, następnie dokręcamy do widelca adapter, zakładamy klamkę. Zacisk montujemy jako ostatni, na założone koło z tarczą. W przypadku, gdy okazuje się ustawiony niesymetrycznie, można użyć cienkich podkładek lub w ostateczności podpiłować delikatnie adapter pilnikiem. Gorzej, gdy dostarczony przewód okazuje się zbyt długi. Wtedy czeka nas zabawa z przelewaniem płynu, cięciem itp. Jednym słowem nic przyjemnego. W sumie lepiej do tych czynności zaprząc mechanika, a samemu pójść pobiegać 🙂
Szybkozamykacz koła powinien znajdować się po przeciwległej stronie niż tarcza. Choćby po to by nie oparzyć się zdejmując koło z rozgrzaną tarczą (jak widać na zdjęciach, nie zawsze przestrzegaliśmy tej zasady).

[b]No to jazda![/b]

Świeżo założone klocki działają jak stare cantilevery i wymagają dotarcia. Na szczęście już po godzinie zabawy można cieszyć się pełną mocą hamowania. Ci którzy przesiadają się po raz pierwszy na hydrauliczne tarcze, szybko nauczą się nowego słowa na M. Jest to MODULACJA. Coś czego w v-break’ach nie ma prawie wcale. Louise można bardzo szybko i precyzyjnie wyczuć – od delikatnego zwalniania, po opcję katapulty. Do tego nie trzeba używać szczególnej siły i zapomina się o takich drażniących sprawach jak stare zapyziałe pancerze, które powodują że klamka chodzi nieszczęśliwie ciężko. W praktyce Magurę obsługuje się jednym palcem, z wyjątkiem trudnych szlaków, kiedy ja kładę na klamce jeszcze jeden bo nie mam pełnego zaufania. Dobra modulacja i duża siła hamowania pozwala wzmocnić chwyt kierownicy, który jest bardzo istotny na technicznych zjazdach (czasem wręcz drętwieją ręce).
Pierwszy etap – czyli długie górskie zjazdy z przewyższeniami dochodzącymi do 1200m na raz, to przede wszystkim test na przegrzanie. Luiza zniosła to dzielnie. Jedynie raz udało się nieco przysmażyć tarcze, czego śladem są niewielkie przyciemnienia na pająku mocującym. Trochę irytujące było „gadanie” hamulca. Czasem piszczał, czasem szumiał, czasem zachowywał się cichutko. Niektóre z tych dźwięków z zależą od temperatury układu czy mokrej tarczy, niskie dźwięki przypisuję raczej wibracjom widelca, który giął się we wszystkie strony na zjazdach (Manitou R7 nie koniecznie jest przystosowany do funkcjonowania w układzie ważącym prawie 120kg). Istotnym elementem jest też dokładne ułożenie zacisku, który nierówno zainstalowany może przyczyniać się do dziwnych odgłosów.
Przez dwa tygodnie codziennej jazdy po kilka godzin, znikła połowa okładzin hamulców. Dzięki systemowi automatycznej regulacji ustawienia klocków, ich zużycie nie rzutuje na głębokość zapadania się klamki.


[i]Klamka i kabel poprowadzony pod kątem 45st. [/i]

Gdy rower szczęśliwie wrócił „na ojczyzny łono”, ruszył na błotniste szlaki w podwarszawskich lasach. Odeszły problemy przegrzania czy zaniku klocków – był to czas zabawy z modulacją i kontroli hamulca w momencie gdy jego zbyt gwałtowne użycie powoduje poślizg przedniego koła (czego nie lubi chyba nikt). W tych warunkach widać było, że producent zostawił spory zapas. Hamulec, który można zamontować do freeridówki, w czasie jazdy po nizinnym lesie po prostu się nudzi, przysypia i wykorzystuje zaledwie ułamek swoich możliwości. Na Mazowsze znacznie lepiej zaopatrzyć się w dużo lżejszy model – Magura Marta lub zwykły v-break.
Finałem przygody z Luizą był start w Bergson Winter Challenge. Miał to być test na zachowanie w głębokim śniegu, kleistym błocie i ciąganiu przez krzaki. Ale jak wyglądała trasa to każdy [url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=269]kto czytał relacje[/url] wie. Większość odcinków stanowił suchy asfalt. Jedyne urozmaicenia stanowiło oblodzenie w wyższych partiach gór. Tam znacznie większą rolę odgrywała przyczepność opon i rozsądne dawkowanie siły hamowania. Magura Louise pod tym względem okazała się świetna. Jeden palec na klamkę, delikatne zwalnianie w miejscach gdzie jest jako taka przyczepność i szybkie prześlizgiwanie się przez oblodzony teren. Ze względu na fatalną przyczepność opon na lodzie (chyba nikt nie zakładał kolców), czasem najwygodniej było asekurować się sunąc piętą nad powierzchnią lodu.
Niestety wskutek złego zainstawowania zacisku przed startem, na Bergsonie tarcza często ocierała o zacisk i wydawała rozpaczliwe dźwięki. W pospiechu nie było mowy o układaniu zacisku, więc finalnie postanowiliśmy delikatnie odchylić mocowanie koła. Problem hałasu znikł. Hamowanie pozostało na bardzo dobrym poziomie.


[i]Zestaw konstrukcyjny[/i]

[b]Morał[/b]

Magura Louise nie jest lekkim sprzętem do krótkich wyścigów typu XC. Natomiast można mieć do niej zaufanie nawet na trudnych i długich wyprawach. Duża powierzchnia klocków pozwala jeździć przez wiele tygodni bez ich wymiany, a samo założenie nowych okładzin jest dziecinnie proste. Warto poświęcić nieco uwagi na właściwe ułożenie zacisku. Myśmy tego nie zrobili i przypłaciliśmy irytującym hałasem. W rękach wprawnego mechanika proces ten trwa kilka minut, a daje spokój na cały sezon czy dłużej.
Dla osób które dopiero zastanawiają się nad przesiadką na tarcze ważnym argumentem będzie zachowanie siły hamowania bez względu na warunki pogodowe, duża żywotność klocków i odporność pancerzy na zabrudzenia. Wyścig typu Transcarpatia można przejechać na Magurach zapominając całkowicie o ich serwisowaniu. Solidne tarcze dostarczone przez Niemców nie mają tendencji do wichrowania, a urwanie kabla zdarza się ekstremalnie rzadko. W tych wypadkach pozostaje zaufać drugiemu hamulcowi.

Po testach, hamulec wrócił do serwisu Airbike skąd został wypożyczony. Nie uległ żadnemu uszkodzeniu (mimo pewnych prób 😉 i po wymianie klocków będzie mógł przejechać jeszcze tysiące kilometrów.

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany