[size=x-large]Pas biegowy Raidlight [/size]

Cena: 103.00zł brutto (listopad 2008)
waga: 260 g
zestaw: pas, cztery bidony (200ml), dwie torebki


Do tej pory moim problemem podczas biegania dłuższych dystansów było picie z plastikowych kubków podawanych na bufetach. Musiałem się zwykle zatrzymać, aby nie wlać zawartości za koszulkę albo do nosa. Z drugiej strony zabieranie ze sobą bidonu w „nerce” lub camelbacka wydawało mi się mało wygodne.
Idealnym rozwiązaniem okazał się pas biegowy Raidlighta wyposażony firmowo w 4 bidoniki o łącznej pojemności 1 l. Buteleczki wykonane są z mlecznego plastiku z podziałką (niestety w oz, a nie ml) i zaopatrzone w ustnik. Jedyną wadą picia w biegu jest to, że ustnik można zbyt łatwo niechcący zamknąć – trzeba uważać, żeby nie przyciąć sobie języka. Buteleczki mają poręczny spłaszczony kszałt, a ustnik ustawiony jest pod kątem 45°. To rozwiązanie świetnie sprawdza się, gdy są umieszczone na pasie, a poza tym umożliwia picie bez odchylania głowy do tyłu.
Pewien problem pojawić się może, jeśli „zatankujemy” lekko zgazowaną wodę (np. Muszynianka). Moja żona testowała tę opcję i przy pełnych bidonach trochę ulewało się górą (ja tego nie doświadczyłem). Mimo tego była bardzo zadowolona, twierdząc, że poza tym jest bardzo wygodny.
Konstrukcja samego pasa opiera się na szerokiej taśmie przechodzącej w części tylnej w równie szeroką gumę. Do tej gumy przyszyte są elastyczne uchwyty na 2 butelki. Tylna część jest najszersza i tam mieszczą się dwa kolejne uchwyty na butelki, dwie siatkowe kieszonki np. na tubki z żelami oraz podłużna przelotowa kieszonka z dwoma niezależnymi suwakami. Cała konstrukcja pozwala zabrać na trasę litr płynów, 2 duże tubki z żelem lub 2 batony oraz telefon, dokumenty itp. Ze względu na cienkie, przewiewne materiały, z których uszyto kieszonki, nie są one odporne na zawilgocenie od strony pleców. Aby nie zamokły papierowe dokumenty, lub – co gorsza – rezerwowy papier toaletowy – warto włożyć je do małej foliowej torebki. To zresztą przyda się też w czasie deszczowej aury.
Pas zabrałem ze sobą na „setkę” do Kalisza. Trasa składała się z 10-kilometrowego dobiegu i 15-kilometrowych pętli. Zdecydowałem się zostawić „zatankowany” pas na pierwszym bufecie – czyli na 10 km. Pierwsze wrażenie po zapięciu ponad 1 kg na biodrach było łatwe do przewidzenia – ciężko. Ale już 5 km później zapomniałem o nim zupełnie, a na kolejnym okrążeniu cieszyłem się, że mogę korzystać z jego zawartości w dowolnym momencie, uniezależniając się częściowo od punktów odżywczych. Stopniowe opróżnianie bidonów pozwala zachować równomierne obciążenie pasa. Idealnie dopasowane elastyczne uchwyty zapobiegają nieprzyjemnemu telepaniu się ich w czasie biegu. Pewnym drobnym mankamentem jest ilość luźnej taśmy wystającej z klamry – wszak biegacze zwykle nie mają tęgich brzuchów. Ale można to łatwo skrócić.

Dodatkowym plusem są odblaskowe elementy, zwiększające bezpieczeństwo po zmroku.
Myślę, że pas Raidlighta jest dobrym rozwiązaniem w czasie dłuższych biegów i treningów. Gdy 1 l płynów nie wystarcza, a jest możliwość zostawienia depozytu, to można przygotować sobie na punkcie odżywczym dodatkowy zestaw butelek. Dystrybutor obiecuje, że już niedługo będzie można opcjonalnie dokupić same bidony.

Marcin Klisz Sherpas A.T. Nowa Iwiczna

O Autorze

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany