[size=x-large]Sezon na truskawki[/size]

[b]Recenzja butów Adidas Kanadia TR3[/b]


Nie zaskakują ani lekkością ani „ciężkością” (284 g rozm. US 7) – w porównaniu z arsenałem trochę już zajechanych butów terenowych z mojej szafki. Na pewno wygrałyby konkurs na najbardziej agresywny bieżnik. Tworzy go bowiem cała bateria truskawko-kształtnych pianek Haribo, wbitych w podeszwę. Pianki te wystają na minimum 5 mm i wbijają się w teren niczym pazury złośliwego kota w gładką powierzchnię skórzanej kanapy.

Tak, wiem. Sezon na goreteks powoli się kończy. Za dwa, może trzy miesiące zaczniemy się rozglądać za butami, którym nie straszna woda, albowiem bardzo sprawnie ją odpompowują i stopa znowu jest zaledwie wilgotna. A nam nie będzie to przeszkadzać zważywszy na miłą, słoneczną aurę na zewnątrz. Ale teraz, przez te dwa czy trzy miesiące jeszcze zanim wbieganie w kałużyska znów powitamy z uśmiechem na ustach goreteks będzie naszym przyjacielem. Rozpisuję się o nim uzasadniając z tej i owej strony albowiem w tę słynną membranę są wyposażone adidasy Kanadia TR 3, które ostatnimi czasy wpadły w mi ręce.

Bucik to terenowy, nie ulega wątpliwości. Poznać to po tym chociażby, że nie biały z paskudnymi złotymi, turkusowymi czy srebrnymi wstawkami, tylko w bardzo eleganckim połączeniu kolorystycznym – czerwieni i czerni. Ale prawdziwą jego naturę poznamy natychmiast i bezbłędnie gdy tylko odwrócimy go do góry brzuszkiem. Zaatakują nas bowiem dziesiątki macek i wypustek czerwieniejących w podeszwie. Poza tym, że budzą miłe, spożywcze skojarzenia, wystają na dobre pięć milimetrów i dają nam znać wprost, że w teren będą się wgryzać niczym buldożer. Orać, kąsać, drapać! Gniewnie najeżony małymi igiełkami jest też czubek buta i pas przebiegający pod śródstopiem, i mała, zabawna płetewka na pięcie. Zastosowanie owej pozostaje dla mnie nadal trochę zagadką… Może chodzi o to, żeby zwiększyć jeszcze powierzchnię styku pięty z podłożem, żeby but jeszcze wcześniej chwytał się podłożą, zanim naprawdę na nim staniemy? Od poślizgu bocznego (chociaż tylko po wewnętrznej stronie) chronią nas dodatkowo klocki w podeszwie ustawione prostopadle do całej reszty czerwonej, żelkowej watahy. Ta podeszwa jest stworzona na śliskie błocko, dobrze trzyma się podczas biegu w poprzek stoku, w górę i w dół.

Warstwa amortyzacji jest niezgorsza ale nie perwersyjna – 2,5 centymetra samej pianki (pod piętą rzecz jasna) plus pięć do siedmiu milimetrów wzmiankowanych wcześniej klocków. W porównaniu – inov-8 roclite 268 ma o 3 mm mniej pianki pod piętą, a Salomon Trail PRO ma jej o 5 milimetrów więcej – chociaż temu nijak się równać do agresywności adidasowego bieżnika.

Podeszwa jest zdecydowanie ciekawa i bardzo, bardzo terenowa. Jest tym, co zasługuje na największą uwagę w Kanadiach TR3. I to w zasadzie tyle (poza rzecz jasna kolorystyką) co mi się w tym bucie naprawdę podoba. Cholewka w tym zestawieniu nie jest jednak wybitna… A miejscami nawet kiepsko przemyślana.

Są wygodne. Stoi się w nich dosyć wysoko (w końcu pod piętą mamy odrobinę ponad trzy centymetry). Dobrze trzymają stopę. Po zasznurowaniu śródstopie oplata system stabilizujący zbudowany z sześciu taśm i dodatkowo dwóch pasów z tworzywa. Dają palcom trochę swobody, ale nie za dużo (trzeba jednak mieć na względzie, że ja mam wyjątkowo szeroki przód stopy, jak na mój godny Kopciuszka rozmiar 36). Przyjemna w dotyku jest wkładka pokryta materiałem przypominającym frotte. Buty są bardzo starannie wykonane (zwłaszcza wewnątrz) i nie narażają stóp na obtarcia. W ramach udogodnień w zapiętku zainstalowano taśmę, która ma ułatwiać zakładanie buta. I rzecz jasna pomaga. Przód z kolei zabezpieczono drapieżną gumą i tworzywem przed dotkliwym tłuczeniem palcami o kamienie, gałęzie i insze bogactwa lasu i gór.

Nie wiedzieć jednak czemu, buty są zbyt sztywne. I gdy ugniatamy je w rękach, i gdy już trafią na stopę. Jeśli ktoś jest do sztywności przyzwyczajony nie znajdzie tego jako problem, ale buty potrafią trochę trzeszczeć i skrzypieć a stopa jest jakoby złapana w dyby. Nieprzesadnie, gipsu nie przypomina, to o czym mówię jest bardziej subtelne. Może trochę winy spoczywa na membranie?

Działanie goreteksu zostało sprawdzone już podczas pierwszego bojowego chrztu w kałużach. Działa rzecz jasna – można śmiało pomykać po kałużach, rozchlapywać je z radością na boki, brodzić przez mętne błoto i radować się z biegania po śniegu. Jednak gdy zabierzemy je w góry, gdzie kałuże bywają dotkliwie głębokie, buty przyjmą wodę od góry i nie będą się z nią chciały długo rozstać.

Ale dochodzimy do sedna. Tego, co mnie w tych butach naprawdę irytuje i nie znajduję przyczyn dlaczego projektant, spod którego „pędzla” wyszły nie dopatrzył takiego szczegółu, a dopuścił się zastosowania tak karygodnej przeszkadzajki. Albowiem gdyby nie język z chęcią zabierałabym te buty w teren dużo częściej niż to czynię mając je od czterech miesięcy. Język… A może wcale nie on tylko zakończenie cholewki, które się pod nim znajduje. Sam język wykonano z neoprenu, jest elastyczny, miękki i przyjemny. Jak to na język przystało – oddziela system sznurowania od stopy. Zwykle w butach sąsiaduje bezpośrednio ze stopą stanowiąc dodatkową, dobrze się układającą warstewkę. Nie wiem do diaska komu przyszło do głowy, żeby w Kanadiach twór ten siedział nie w „gębie” buta a był wywalony poza nią! Ten nikczemny zabieg sprawia, że bezpośrednio z moją stopą sąsiadują twarde, szorstkie, grube szczękożuwaczki wpijające się z radością swoimi krawędziami. Owe szczękożuwaczki to po prostu zakończenia cholewki, które powinny zachodzić na język od góry – wówczas o problemie nie byłoby mowy a neopren koiłby ich szatański wpływ na wierzch stopy.

Właściwie poza tym piekielnym wynalazkiem nie mam im nic do zarzucenia… Przypominają miłą, inteligentną, atrakcyjną dziewczynę z humorem, która ma ładne nogi, fajny biust… Tylko po cholerę jej te wąsy?

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany