[size=x-large]ZHP Nonstop : Wertepy – bagna i „40km”[/size]

[i]Witoldowi dedykuję[/i]


Chłopaki – z tymi busami to świetny pomysł był! Wiadomo – społeczeństwo się bogaci – na rajdy przyjeżdża samochodami. Ta grupa przyjeżdżających pociągiem jest zwykle tak mała, że nikt się nimi nie przejmuje! I to nie mówię nawet o skomunikowaniu programu zawodów ze środkami transportu publicznego. Byle była możliwość dojechania pociągiem. Nie da się… A tutaj nam nawet busy podstawili, żeby nas do bazy z peronu samego dowieść! Wiadomo dlaczego – cykl ZHP Nonstop skierowany jest nie tylko dla wytrawnych i doświadczonych rajdowców (czyt. z własnymi samochodami), ale także do tych, którzy w rajdowaniu stawiają pierwsze kroki (czyt. tych z pociągu). Fajnie!

Warszawska część mojego zespołu (napieraj.pl) była na miejscu znacznie przede mną. Cwaniaki przyjechali samochodem z wielkiej i dostatniej Warszawy, więc niczego im nie brakowało. Drewniaczek zrobił spore zamieszanie swoim nieprzygotowaniem. „Chłopaki, muszę kupić jedzenie!” „Na 120km? Po co? Dam ci banana – wystarczy.” Adam próbuje wyprowadzić mnie z równowagi, ale widać, że nie zna co to prawdziwy Kaszub 😉

Jakoś wyrobić się udało. Start honorowy z rynku w Lubniewicach i prezentacja ekip. Po raz chyba pierwszy mowa Burmistrza miała jakiś sens. Start właściwy juz z bardziej kameralnego miejsca. Trochę zimno, ale gumowe kamizelki startowe zapewne pozwolą nam o tym zapomnieć zaraz po starcie.

[b]Bieg jak bieg więc biegniemy, biegniemy. [/b]
„Zobaczę czy przez tę rzeczkę da się przejść” krzyczy nasz nawigator i chlup chlup już jest po drugiej stronie, więc nie mamy wyboru i też za nim chlup chlup. Woda z butów nie ucieka – biegniemy chlup plask. Siku tu, siku tam – na 5km biegu na orientację sikaliśmy w sumie aż cztery razy.

Nocny rower ma swój styl. Ile się da tyle się napiera. I nie marudzić! Trasa ciekawa i – co ważniejsze – dobrze ustawiona. Dzięki Ci za to Remik. Mieliśmy ostatnio kilka gorszych doświadczeń związanych z precyzją ustawiania trasy… Kilka punktów (kontrolnych) takich że hej! Szukamy szukamy i nie ma więc dalej szukamy, bo punkt na północy miał być a my na zachód szukamy, więc jak to? I szukamy, szukamy. I tak krótko wyszło, bo niektórzy dłużej a inni nawet znacznie. Okolica dość kolczasta, więc na tym odcinku dętki aż trzy razy zmieniamy. Zmienimy jeszcze raz na następnym odcinku rowerowym, ale teraz jeszcze o tym nie wiemy. Ile kilometrów ma ten etap? Czterdzieści. Ale jak to gdy już jedziemy i jedziemy? Czterdzieści ma i tyle. Niemożliwe! Spisek wroga to zapewne, ale punkty na mapie jak śliwka w kompocie, więc kręcić dalej trzeba. Ale czterdzieści tego nie było – nikt mnie nie oszuka. Grunt, ze dojechaliśmy.

Biegać się nie chce, choć by wypadało. Ale jak to tak spacerkiem, skoro zawody? Więc biegać biegać. Ale się nie chce, bo roweru 40km nie było tylko więcej. Czy drugie 40km, które na nas czeka, też będzie takie 40km czy już zwyczajne. Więc lepiej nie biegać. Przez bagna trzeba nam iść, a że Adam to lubi to chlup chlup i my za nim chlup chlup a biegać się nie chce więc już wszyscy chlup chlup. I choć Adam głowę ma jedną, to jakby miał dwie i parę oczu jeszcze jedną, satelitarną, więc wie gdzie wszystko co i jak, gdzie jaka ścieżka, ścieżynka, gdzie iść by trafić. I choć biegać się nie chce, a innym pewnie chce, choć może też nie, to jednak idziemy i wcale szybko. A i pogadać można i pouśmiechać się jak biegać się nie chce.

[b]A żart organizatorów jest taki [/b]
Że choć my poważne damy i chłopiska, to nas na rower wodny jak jakieś dzieciaki. I nogi za długie na takie cudo i nuda jak w szkole czy może nawet przedszkolu w czasie leżakowania. Więc choć my wszyscy poważni bardzo, na rowerze musimy i tylko dobrze, że krótko to wszystko trwało.

Rower drugi już zwyklejszy i jakby bardziej czterdziesty. I za dnia a to także łatwiej. A zwłaszcza jak Tomek ma nogi dwie, co raz jedna raz druga i do przodu napiera. A jak my Tomkowi linkę po cichutku, że ani się zorientował i do Agatki to szybciej. Tomek nogi ma dwie ale jakby cztery więc szybciej, szybciej napieramy. Z Adamem mu pomagamy, a Tomek nogami czterema i Agatka choćby bez nogi to szybko jedziemy. To ruiny zamku, to mostek, to bagno, szuter szybki czy asfalt jeszcze szybszy. Rach ciach i Tomek nogami czterema zaraz na mecie jesteśmy – ten rower był bardziej czterdziesty.

Kajak krótki lecz niewygodny. Wiosło niby jest, ale po 200m już tylko połowa, więc zawrócić się trzeba i nowe wiosło wziąć. Wiatru nie ma, ale za to fotoreporterzy, wiec zdjęcia robią pstryk pstryk, a my szybciej płyniemy bo jak to tak gdy fotoreporterzy. Kajaki trzeba nieść lub płynąć dookoła. Wszyscy przed nami nieśli, więc i nam nie wypada inaczej. Agatka niby słaba i szczupła ale dwa kajaki poniesie. Ja ledwo wiosła udźwigłem, ale jakoś mi się udało. U nas w zespole każdy ma swoją rolę. I dalej wiosłować i choć to zawody to jak na urlopie – sami już nie wiemy czy wiosłujemy czy bardziej pluskamy się w tym kajaku. A że wroga ni w przedzie ni w tyle nie widać to plusk plusk powolutku i opalić się można bo brąz już w kieszeni leży i wcale mu tam dobrze.

[b]Brawo, brawo, radość i brąz.[/b]
Dawno nie byłem na harcerskiej imprezie. I muszę przyznać, że niewiele te zawody miały wspólnego z harcerskimi, dogrywanymi na ostatnią chwilę i nieprzemyślanymi imprezami. Tak przynajmniej ja pamiętam swoje harcerstwo. Nie zrozumcie mnie źle – to był piękny okres w moim życiu – ale dorastając wybrałem raczej specjalizację, niż narzucanie na siebie tysiąca niemożliwych do spełnienia zadań. Mając takie sharcerkojarzenia nie spodziewałem się takiej fajnej imprezy. Pozytywnie zeskoczyły mnie już regulamin i strona imprezy. Na miejscu tym bardziej – pełna profeska. Nawet Sport Ident! Choć to może bardziej przeszkadzało niż pomagało, ale zawsze to jakiś krok rozwojowy. Szkoda, że po wszystkim tak się szybko towarzystwo rozpierzchło… Ognisko trwało chwile i dopalało się już samo – jakoś tak nieharcersko.

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany