[size=x-large]GEZnO 2005 – trasa MIX, [/size]
[size=large]czyli o tym jak to krowa zadecydowała o naszym podium.[/size]


Prawdę mówiąc niewiele brakowało a nie wybrał bym się tutaj. Żyłem w przekonaniu, że GEZnO jest w długi weekend (wtedy gdy Święto Niepodległości). Dopiero Magda mnie uświadomiła że żyję w nieprawdzie. Ola też myślała, że to dopiero za tydzień (zbiorowa mistyfikacja?). W końcu dogadaliśmy się kiedy trzeba jechać, ale niejako w ostatniej chwili.

Z Warszawy jechaliśmy razem z Magdą i Kshyśkiem (napieraj.pl z żółwim elementem); nocować mieliśmy w domu Magdy w Glince (około 50km od Ustronia). Czyli daleko od bazy imprezy i imprezy w bazie. Dojechaliśmy dopiero przed 23oo. Dom wielki i bardzo ładny, ale niestety bardzo zimny. Palenie w kominku nieznacznie i powolnie podwyższało temperaturę.

[b]Dzień pierwszy – krzaczory[/b]
Wyjątkowo zimny ranek przekonuje mnie by ubrać na siebie prawie wszystkie ciuchy które zabrałem. Nie mamy specjalnych oczekiwań co do wyniku – traktujemy to raczej jako cenny trening trudnej orientacji i decydowania się na start w ostatniej chwili (w myśl tego że wszystko trzeba trenować). Zaczynamy przestępując z nogi na nogę (z zimna). Po stracie wielkie „run for your life”. Biegnie się w tłumie po trudnym terenie. Rok temu też tak było. Bardzo to lubię (poważnie!). Nawigacja wydaje się prosta, ale nieuwaga kończy się nadrobieniem kilkudziesięciu metrów i uwagami „kolegów” z ekipy, że zamiast na głowę stawiamy na bułę 😉 Jak się później okaże zwycięzcy (Justyna Frączek i Mirek Szczurek – Salomon Nawigator) tutaj sporo stracą bo wybiorą krótszy wariant przez chaszcze.
Z PK1 wiedzie niby ładna ścieżka, ale do głowy przychodzą mi skróty i już trzeba przedzierać się przez kolczaste zarośla. Zaraz potem na asfalcie mijają nas dwaj bardzo lekko biegnący zawodnicy – późniejsi zwycięzcy kat. MM (Robert Banach i Sławomir Woźniak – Grunwald Poznań). Do PK2 trochę błądzimy chodząc po nieistniejących na mapie ścieżkach.
Z PK2 w dół też wiedzie bardzo dobra droga, która nie jest zaznaczona na mapie. Compass robi świetne mapy, ale zawsze jak kupuje takowe w sklepie to przypominają mi się te tysiące dróg, których nie było na jakichś zawodach. Schodząc spotykamy Krzysia Rąpałę (OknoPlus) podchodzącego tą właśnie drogą. Skąd o niej wiedział? Zobaczył ją z PK1. Chyba czas zacząć napierać ze szkłami kontaktowymi. Do PK3 idzie prawie jak z płatka.
W drodze na PK4 znów coś trochę nie gra na tej mapie, ale jakoś się orientujemy gdzie. Przeprawiamy się przez rzeczkę i tratujemy komuś pole. Ogradzająca je pomarańczowa siatka okazuje się być pod napięciem. Pierwszy raz widzę takiego kolorowego pastucha!
Decydujemy się atakować z granicy lasu. Tu też spotykamy Adventure Orienteering Team (Magdalena Leśniak i Gajkowski Bartosz) – młody zespół z którym potem będziemy się ścigać na ostatnich metrach dnia drugiego. Idą szybko i sprawnie – staramy się utrzymać za nimi.
Z PK4 wiedzie w kierunku następnego PK podejrzana ścieżka. Przeciwnicy jednak ją wybierają więc ich śledzimy. Niestety są szybsi i wożenie się szybko się kończy.. Trafiamy na właściwą drogę ale szybko znów musimy z niej zejść by przeskoczyć strumień i iść przez krzaki. Z nudów chyba zaczynamy gadać o majtkach i wielkich biustach które wybijają zęby. Docieramy do drogi a tam czeka na mnie mój ulubiony problem orientacji w terenie – w którą by teraz stronę… Udaje mi się wybrać dobrą (ta wyliczanka jeszcze nigdy mnie nie zawiodła!) i szybko trafiamy na PK5. Wcześniej jednak trochę taplamy się w błotku (biusty, błotko, hmm, hmm hmm….
Przed PK6 czeka nas masakryczne podejście. W połowie spotykamy naszych przeciwników (AOT), którzy jeszcze nie mają PK5 (sic!) oraz jednego kolesia, który krzyczy do swojego partnera by poczekał a on skoczy do punktu. Mnie to rozbroiło bo do PK było jeszcze jakieś 600m a jego partnera nie było widać (kolejne 200). Przed PK6 trochę się gubię z nawigacją. Nie wiem czemu, ale zawsze jak mi nie wyjdzie robota z mapą to jest mi smutno i czuję się samotny. Dziwne…
Postanawiamy wrócić tą samą drogą, którą przed chwilą doszliśmy. To był zły pomysł, bo małżeństwo startujące w kategorii VMIX będąc na punkcie za nami wyprzedza nas. Późniejszy zbieg asfaltem trochę nuży, ale za to można trochę wyciągnąć nogi. Próba skrócenia sobie drogi do PK7 kończy się tym, że przedzieramy się przez krzaki by trafić znów na asfalt. Ostatecznie jednak trafiamy. Do mety to już mapa w kieszeń i na wzrok, bo ją widać.

Już w bazie Ola przeprasza mnie, że tak słabo. A jesteśmy trzeci. Chyba pierwszy raz w życiu ktoś mnie przeprasza za miejsce na podium! 22 minuty i 24 sekundy (to ważne) za nami przybiegają Magda i Bartek.

[b][url=/xoops/modules/wfsection/images/article/geznomapa1.jpg]Mapa wariantów wybranych przez napieraj.pl pierwszego dnia[/url][/b]


[b]Dzień drugi – po górkach[/b]
Choć założenie było zupełnie inne, gdy okazało się, że mamy szanse na podium, skoczyła nam adrenalina i zaczęliśmy się ścigać, zapominając iż mieliśmy tu tylko potrenować. Załapaliśmy się na start handicap’owy (dla tych, którzy mieli stratę do zwycięzcy swojej kategorii nie większą niż 1h), więc startowaliśmy sami. Nie było żadnego trzymania się pleców lepszego nawigatora. Na moje szczęście ten dzień był znacznie prostszy nawigacyjnie.
Oli chyba też ciśnienie skoczyło, bo od początku trzyma takie tempo, że aż trudno mi za nią nadążyć. Potem mi powiedziała, że bardzo jej zależało na tym wyniku. Otóż to było widać 🙂 Przy PK2 spotykamy WiechoRa, który próbuje nadążyć za Kasią. Biegniemy dalej i postanawiamy w pewnym momencie drzeć na azymut. Wydaje mi się, że nigdy nie podchodziłem tak stromym podejściem! Przedzieramy się przez jakieś krzaczory i cieszę się, że wymieniłem leginsy na spodnie dla orientalistów. Po wyjściu na drogę trochę „gubię rytm” i wydaje mi się, że jesteśmy gdzie indziej. Z dołu nadchodzi jakiś zawodnik; idziemy za nim. Szybko jednak odnajduję mój rozum i wiem już, że trzeba zawrócić. Krzyczymy do kolegi by też to zrobił, on jednak jak w amoku prze dalej. Przy właściwym skręcie spotykamy sympatyczną grupkę, która potem uratuje nam życie. Jest PK3 – pierwsze spore wzniesienie dnia drugiego.
Zbiega się dobrze. Nogi same niosą. Biegnę trochę przed Olą. Trochę za bardzo przed… Ola się wywraca i nawet bym tego nie zauważył, gdyby nie Łukasz Wajdzik (?) – sympatyczny zawodnik Trezety w prześlicznych leginsach, który woła mnie bym zawrócił. Podobno wyglądało to groźnie. Ola mówi, że nic jej nie będzie. Zbiegamy już spokojniej. Olę jednak boli noga. Po asfalcie biegnie się szybko. Do PK4 docieramy sprawnie.
Tuż przed punktem doszli nas AOT. Znaczy nadrobili już 13 min. Trochę kiepsko. Na PK4 ogólna dezorientacja. Trzy zespoły przed nami chciały pójść nie w tę drogę. Czemu? Podejście na Czantorię długie. Magda i Bartek zrywają nas i idą cały czas jakieś 50m przed nami. W pewnym momencie widzę drogę w lewo. Nie ma jej na mapie, ale wydaje się idealnie trawersować zbocze. Wybieramy ten wariant i widzimy jak przeciwnicy ostro prą na Czantorię. Później okażę się, że było to kluczowe posunięcie. Droga wychodzi tak, że lepiej nie mogła. Zbiegamy w stronę PK5. Po drodze mija nas Herci i Darek (Bergson Mapy Ścienne Beata Piętka Adventure Team). Idąc dobrą drogą o dziwo wychodzimy poniżej PK5. Całe szczęście szybko odnajdujemy się w tej nawigacyjnej dezorientacji i nie tracimy ani minuty. W bazie potem jednak usłyszę wiele kontrowersji w sprawie postawienia tego PK.
Znów zbieg. Najpierw droga gruntowa, potem asfalt. Ola próbuje dodać sobie otuchy bojowym słownictwem – bardzo boli ją noga. Po drodze mijają nas nasi ratujący tyłki znajomi. Jak to w górach – po zbiegu podbieg. Bardzo kolorowa, jesienna droga ginie pod liśćmi. Nam jednak idzie się dobrze i wyprzedzamy kilka ekip.
Za PK6 znów muszę popsioczyć na mapy Compass’u, bo pagórek zarośnięty – trzeba go obejść i nie ma pewności czy za nim będzie droga. Doganiają nas nasi przeciwnicy. Ogólna konsternacja, bo każdy myślał, że jest dokładnie na odwrót. Przyspieszają – oni też wiedzą co muszą zrobić by być na pudle. Próbujemy się ich trzymać, ale nie dajemy rady. Całe szczęście wybraliśmy dobry wariant i na PK7, który miał opinię trudnego, trafiamy w miarę bezproblemowo.
Do mety już tylko zbieg. Nie widać Bartka i Magdy. Nie wiemy czy opłaca nam się jeszcze walczyć. Ola bardzo narzeka na nogę – bardzo mi jej żal, ale przecież teraz sobie nie odpuścimy! Po drodze spotykamy państwa Krochmali. Prorokują nam, że mamy szansę na utrzymanie pozycji. Bardzo mnie to motywuje, bo już przestałem wierzyć. Niestety drogi do mety broni krowa. Ola pyta mnie czy się jej boję. Trochę się boję, ale przecież jej tego nie powiem. Gdybyśmy mieli przez tę krowę stracić podium to zjadł bym ją z kopytami! Przybieram odważną minę i Ola jakoś nie orientuje się, że mam stracha. To już tylko 200 metrów do mety. Wbiegamy bardzo szybko, bo wiemy, że mogą liczyć się sekundy.

Na wyniki musieliśmy jeszcze chwile poczekać. Ola miała nogę obłożoną lodem. Wyglądało to nieciekawie a ja miałem mieszane uczucia – czy nie powinienem nalegać na wycofanie się z wyścigu? Gdy wyniki w końcu zawisły były chwile strachu i niepewności – zwłaszcza, że trochę nas nastraszono. Okazało się, że jednak udało nam się obronić pudło, ale niewiele brakowało. Tylko 25 sekund zostało z naszej przewagi! Gdybym np. po drodze stwierdził, że muszę zawiązać but – pewnie bylibyśmy czwarci. Gdybym nie udał, że nie boję się krowy i byśmy ja musieli obejść – pewnie bylibyśmy czwarci. Tysiące sposobów na jakie można stracić 25 sekund! Zwłaszcza, gdy zawody trwają 7,5h. Zaś nasi wielcy przeciwnicy nabiegali tego dnia pierwszy czas! Wyprzedzili nawet Mirka i Justynę! Wielkie gratulacje.

Wszystkim, którzy się wahają bardzo polecam GEZnO. To impreza o charakterze adventure. Dobry trening nawigacji, duże przewyższenie. Skupia dobrych rajdowców jak i dobrych biegaczy na orientację. Musiałem wybierać OSSRP lub GEZnO. Wyboru nie żałuję. Bardzo cieszę się z trzeciego miejsca, choć nie jest to to samo co pudło na MM. Trzeba to jednak otwarcie powiedzieć – prawdziwa rywalizacja toczy się wciąż głównie w tamtej kategorii. Wystarczy z resztą przeczytać nazwiska na liście wyników. MIX to w moim odczuciu kategoria „druga po Bogu”. Jednak jako trening i dobra zabawa jest wyśmienita, bo z pewnością najsympatyczniejsza!

[b][url=/xoops/modules/wfsection/images/article/geznomapa2.jpg]Mapa wariantów wybranych przez napieraj.pl drugiego dnia[/url][/b]

[b]Zobacz również:


[url=/xoops/modules/xcgal/thumbnails.php?album=36&page=1]Galeria zdjęć z GEZnO 2005[/url]

[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=126]Relacja z trasy Vmix autorstwa WiechoRa[/url]

[/b]

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany