Już 24 czerwca kolejna, 10. edycja Lavaredo Ultra-Trail, jednego z najpiękniejszych wyścigów ultra w Europie, rozgrywanego we włoskich Dolomitach. Poprosiliśmy najszybszego z Polaków w edycji 2015 o to by opowiedział nam o tej imprezie.

The North Face® Lavaredo Ultra-Trail® z roku na rok przyciąga coraz więcej Polaków. W zeszłym roku bieg ukończyło 70 rodaków, w tegorocznej edycji zapisanych jest ponad 130 (10% limitu miejsc). Wzrost nie powinien dziwić, bo z jednej strony to najłatwiej osiągalny bieg z serii Ultra Trail World Tour, a z drugiej, trudno się oprzeć niepowtarzalnej atmosferze małego miasteczka i widokom, które przywołuje się przez lata. Łukasz „Bela” Belowski, pierwszy Polak na mecie w 2015 roku, przygotował kilka porad nie tylko dla tych, którzy wezmą udział w biegu, ale również kibiców i osób towarzyszących. A ci, którzy rozważają start w 2017, nie będą mieć już wątpliwości.

mappa_lut

W grupie, i na dłużej

Wyjazd do Cortiny można zorganizować w formie szybkiego weekendowego wypadu – trzy dni: dojazd, start i powrót (z Poznania, przez Niemcy jedzie się 11–12 godzin). Ale stawiam dobre piwo, że będąc już na miejscu bardzo pożałujcie takiego rozwiązania. To nie jest Zakopane, z którego chce się wyjechać, zanim się do niego dojedzie. Cortina to przeciwieństwo polskich aglomeratów turystycznych – małe, czyste, klimatyczne miasteczko. Jeśli go nie pokochacie, to przynajmniej polubicie. Małe kawiarnie, sklepy, piekarnie. Popołudniowa siesta, sympatyczni ludzie, zero bannerów i niesamowite widoki w każdym kierunku.

Na wyprawę w Dolomity warto zabrać rodzinę albo chociaż paczkę przyjaciół. Nie wszyscy muszą biegać, bo na pewno nie będą się nudzić. W grupie jest raźniej i łatwiej zorganizować zakwaterowanie w rozsądnej cenie. Rowery szosowe, górskie, trekking, via ferraty – każdy znajdzie coś dla siebie. Nawet teściowa, którą możecie wsadzić do kolejki i wysłać na 3000 m n.p.m.

Ekipa z Timothym Olsonem przed Lavaredo Ultra Trail. Fot. Ola Belowska

Ekipa z Timothym Olsonem przed Lavaredo Ultra Trail. Fot. Ola Belowska

Na bogato albo pod chmurką

Pomimo szerokiej oferty hotelowej, znalezienie zakwaterowania w rozsądnej cenie na kilka tygodni przed biegiem może być trudne. Owszem, znajdziecie, nawet bez rezerwacji, pokój minutę od startu/mety z Timothy’m Olsonem za ścianą, ale będzie to koszt około 150 € za dobę. Fajną opcją są duże apartamenty, których tygodniowy wynajem kosztuje w granicach 700–1000 € do podziału na kilka/kilkanaście osób. Jeśli dysponujecie samochodem, możecie szukać tańszych apartamentów w okolicy i dojeżdżać nawet kilkadziesiąt kilometrów. Najtańszą i wcale nie najgorszą opcją są kempingi, szczególnie preferowane przez Polaków. Jeśli nie boicie się chłodnych nocy, dysponujecie dobrym namiotem i lubicie się budzić z widokiem na góry to polecam.

Cortina, jedno z najurokliwszych miasteczek, jakie można sobie wyobrazić. Fot. Ola Belowska

Cortina, jedno z najurokliwszych miasteczek, jakie można sobie wyobrazić. Fot. Ola Belowska

Trudno, ale łatwo

Bieg to ponad 119 km i prawie 6000 m podbiegów. Na pewno są biegi trudniejsze, dłuższe, ale nie lekceważcie LUT. To jest Ultra prze duże U. Część z Was skończy go za dnia, ale część zmuszona będzie założyć czołówki po raz drugi i finiszować po zmroku. Pogoda to też loteria. Możecie trafić idealnie, na kilkanaście stopni i łagodne słonko między chmurami, albo kilka stopni, deszcz przez pół nocy czy popołudniową burzę z piorunami. Kolejna trudność to wysokość – nie zbiegniecie poniżej 1200 m, a przez dobre 30 km pobiegniecie powyżej 2000 m n.p.m. Aklimatyzacja jest wskazana. Z drugiej strony, bieg nie jest trudny technicznie. Nie ma wymagających podbiegów i podejść na czworaka jak na Krzyżne w Tatrach. Na uwagę zasługuje kręty i stromy zbieg z Trzech Cim oraz najeżony korzeniami ostatni zbieg do Cortiny, który po deszczu może złamać niejednemu psychę albo… kość. Większość trasy to szutrowe szerokie szlaki piesze, kilkanaście kilometrów szlaku rowerowego, single tracki. Jeśli jedziecie na dłużej, połączcie zwiedzanie okolicy z rekonesansem kluczowych fragmentów trasy.

Łukasz Belowski podczas rekonesansu trasy. Fot. Ola Belowska

Łukasz Belowski podczas rekonesansu trasy. Fot. Ola Belowska

Wolniej, ale szybciej

Ja rozumiem, że adrenalina, że kibice, że narzeczona z przyszłą teściową kibicują. Ale spokojny początek zaprocentuje Wam w dalszej części biegu. Nawet jeśli chcecie walczyć o pierwszą trójkę (są tacy?), to spędzicie na trasie ponad 12 godzin, to jest naprawdę dużo czasu i się jeszcze nabiegacie albo nachodzicie. Zacznijcie wolno, niech Was wyprzedzają panowie po siedemdziesiątce i filigranowe Włoszki. To nie jest bieg na dychę, w którym nie ma gdzie odrabiać strat z trzech pierwszych kilometrów. Docenicie zapas sił w drugiej części, kiedy będziecie wyprzedzać tych, którzy przeforsowali, nawet zawodników z krótszego dystansu Cortina Trail. To naprawdę daje niezłego kopa. Od samego początku wszystkie podejścia potraktujcie szybkim chodem. Nie odpuszczajcie za to płaskich fragmentów i łagodnych podbiegów lepiej biec bardzo wolno niż iść. Jeśli nie walczycie o pierwsza dziesiątkę, oszczędzajcie mięśnie czworogłowe i nie zbiegajcie jak wariaci. Na tym biegu wszystkiego jest dużo, dużo podbiegów, dużo zbiegów, dużo kilometrów i dla równowagi dużo pięknych widoków.

Na Lavaredo Ultra Trail można śmiało zabrać również niebiegających znajomych. Warunkiem jest tylko to żeby lubili takie widoki. Fot. Ola Belowska

Na Lavaredo Ultra Trail można śmiało zabrać również niebiegających znajomych. Warunkiem jest tylko to żeby lubili takie widoki. Fot. Ola Belowska

Na lekko albo ze wsparciem

Ilu biegaczy, tyle strategii na bieg. Jeśli należycie do tych szybkich, to teoretycznie możecie lecieć cały bieg na lekko bez wsparcia z zewnątrz. Organizatorzy zapewniają osiem świetnie wyposażonych punktów żywieniowych (lista poniżej) i nie miną dwie godziny jak dotrzecie do kolejnego punktu. Woda, izotonik, herbata, kola, (podobno było też piwo) banany, pomarańcze, żele, batony, ciastka, rodzynki, orzechy, owoce suszone to wszystko kusi i sprawia, że będziecie chcieli trochę popiknikować. Jeżeli wolicie jednak kanapkę od teściowej i herbatę od żony, to przebieg trasy pozwala ekipie wspierającej być nawet w kilku miejscach w trakcie biegu. Dodatkowo organizatorzy zapewniają jeden przepak (w 2016 roku przeniesiony z 48. km Rifugio Auronzo na 67. km w Cimanbanche), na którym możecie złapać drzemkę, zjeść rosół, makaron albo wypić kawę. To jest kilkanaście godzin napierania i nawet ci szybsi na samych żelach nie dojadą. Warto zainwestować 3 minuty w solidny posiłek, który będzie naszym paliwem na drugą cześć biegu.

Punkty żywieniowe i dozwolone punkty wsparcia:

– Ospitale (15. km)
– Federavecchia (33. km) – możliwość wsparcia z zewnątrz
– Rifugio Auronzo (48. km)
– Cimabanche (66. km) – duży punkt żywieniowy z przepakiem w 2016 roku, możliwość wsparcia z zewnątrz
– Malga Ra Stua (75. km)
– Rifugio Col Gallina (95. km) – duży punkt żywieniowy  z bardzo łatwym dojazdem z Cortiny, możliwość wsparcia z zewnątrz,
– Passo Giau (103. km) – punkt żywieniowy z bardzo łatwym dojazdem z Cortiny, możliwość wsparcia z zewnątrz
– Rifugio Croda da Lago (110. km)

***

Obowiązkowo

Wyposażenie obowiązkowe jest sprawdzane przy odbiorze pakietów startowych, składają się na nie: camelbak lub butelka/i o pojemności przynajmniej 1 l, folia NRC, gwizdek, telefon w trybie silent mode, wodoodporna kurtka z kapturem (preferowany goreteks lub odpowiednik), koszulka z długim rękawem, długie spodnie lub zakrywające kolana, czapka lub buff, rękawiczki, czołówka, osobisty kubeczek na wodę (może być butelka). Bez tego ostatniego nie wypijecie niczego na żadnym punkcie! Śmiecenie na trasie równa się natychmiastowej dyskwalifikacji.

Organizatorzy wymagają przedstawienia certyfikatu medycznego (wzór na stronie biegu) podpisanego przez lekarza stwierdzającego brak przeciwwskazań do startu. Uwaga: od 2016 roku skan certyfikatu należy przesłać pocztą elektroniczną do 15 czerwca. Bez tego nie wystartujecie. Czyli macie parę dni.

Start Cortina Trail na deptaku w centrum miasteczka. Fot. Ola Belowska

Start Cortina Trail na deptaku w centrum miasteczka. Fot. Ola Belowska

Sprzęt subiektywnie

W 2015 roku pogoda była łaskawa. Leciałem w krótkich spodenkach (leginsy ¾ spoczywały na dnie kamizelki) i wymaganej koszulce z długim rękawem, którą zmieniłem na krótką na przepaku. Teraz od początku postawiłbym na krótką koszulkę i rękawki (organizatorzy powinni to zaakceptować jako odpowiednik longsleeva). Na przepaku czekały na mnie kije, które okazały się dużym wsparciem na podejściach w drugiej części trasy. Cienką wiatrówkę i rękawiczki założyłem tylko w trakcie trawersowania Trzech Cim, gdzie wysokość i chłód poranka były najbardziej odczuwalne. Całą trasę przebiegłem w jednych butach (ale miałem rezerwowe na przepaku) Scottach Kinabalu, lekkich i dynamicznych, ale nie do końca odpornych i chroniących palce, szczególnie w trakcie zbiegów na kamieniach (zakończyły po biegu bardzo udaną karierę). W przypadku wrażliwych stóp i większej wagi biegacza, zalecam bardziej amortyzowane i zabudowane buty. Ze znanych mi modeli powinny się sprawdzić Brooks Cascadia, Inov-8 Race Ultra lub Terraclaw. Plecak, a najlepiej kamizelka z dużą liczbą kieszeni dostępnych bez zdejmowania. Jeśli dysponujecie dodatkowym plecakiem, podmieńcie go na przepaku lub na punkcie gdzie będę czekać Wasi znajomi.

Uczestnicy dobiegający na Passo Giau. Fot. Ola Belowska

Uczestnicy dobiegający na Passo Giau. Fot. Ola Belowska

Żywienie subiektywnie

Jeśli chodzi o nawadnianie, to osobiście preferuję układ: niepełny bukłak (ok. 0,7 l) plus dwie butelki po 0,5 litra. Na punktach uzupełniam tylko butelki w ilości, która powinna mi wystarczyć do kolejnego punktu. Bukłaka nie wyjmuję i nie uzupełniam (szkoda czasu), stanowi on moją rezerwę, gdy źle oszacuję zapotrzebowanie na picie i wyzeruję butelki. Upewnijcie się, że macie zapas płynów na dwunastokilometrowe podejście (+900 m pionie) na przełęcz Col dei Bos, które wiedzie krętym single trackiem i korytem rzeki na otwartym terenie. W słoneczny dzień możecie się tam przyrumienić.

Na trasie pochłonąłem 18 żeli (ALE, Sqeezy, Etixx). Lubię mieć kilka rodzajów, bo nigdy nie wiadomo, jak po kilkunastu godzinach wysiłku organizm zareaguje, nawet na te sprawdzone. Batony ChiaCharge wchodziły tylko do 70. km. Na każdym punkcie obowiązkowo banan i garść rodzynek. Na przepaku koniecznie coś konkretnego, w moim przypadku rosół. Dodatkowo makaron od żony na 90. km. Do tego jakieś żelki, dwie fiolki magnezu i kilka tabletek z solami. Nieważne, co by się działo, starajcie się zawsze coś jeść na siłę co każde 40-60 minut. Niby proste, a ilu o tym zapomniało i zaliczyło kryzys.

Łukasz Belowski finiszuje w Lavaredo Ultra Trail 2015 jako najszybszy z Polaków Fot Ola Belowska

Łukasz Belowski finiszuje w Lavaredo Ultra Trail 2015 jako najszybszy z Polaków Fot Ola Belowska

Lavaredo subiektywnie

Start w Dolomitach to obok wyścigu w Transvulcanii najlepszy wyjazd biegowy, w jakim miałem okazję uczestniczyć. Urokliwe miejsce, pyszne jedzenie, niesamowite widoki, gwiazdy ultra, wymagający bieg na najwyższym światowym poziomie i tydzień spędzony w wyśmienitym towarzystwie.  Tylko ci Polacy za każdym rogiem! 😉 Polecam go każdemu doświadczonemu ultrasowi (kilka górskich setek w nogach wskazane), ale również tym początkującym, którzy mogą zmierzyć się z dystansem Cortina Trail (47 km). Relacje z samego biegu, ale również oczami mojego supportu znajdziecie na blogu Belek i Olek.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany