Ponad 2300 kilometrów, około 100 tysięcy metrów przewyższenia! Dzikie fragmenty, wspinaczka i walka z czasem na uczęszczanych szlakach. Roman Ficek w lipcu zamierza pokonać Łuk Karpat!
Przebiegnięcie Łuku Karpat to pomysł tak odjechany, że trudno go chwycić w kleszcze rozsądku. Nie jest to jeden wytyczony szlak. Można go pokonać na różne sposoby, dlatego jednym wychodzi 2200 innym 2500 kilometrów. Tak, wychodzi. Do tej pory bowiem ten dystans wychodzono marszem, nie biegiem.
Samodzielny rekord pokonania Łuku Karpat bez wsparcia wynosi 65 dni i należy do Łukasza Supergana. Click To Tweet– Takie ziarenko ciekawości zasiał we mnie Łukasz Supergan. Gdy zaczynałem swoją przygodę z bieganiem długodystansowym, Łukasz po raz drugi pokonał Łuk Karpat pieszo. Ja wtedy też lubiłem chodzić z plecakiem i ten jego wyczyn tak we mnie kiełkował przez lata – tłumaczy w rozmowie z napieraj.pl Roman Ficek.
Marzenie kiełkowało na tyle intensywnie, że w końcu urosło do rozmiarów, które wyszły na widok publiczny w postaci złożenia deklaracji, że 10 lipca swoje plany zamierza wcielić w życie. Wówczas plan może mu wyjść uszami 😀 Jeśli chcielibyście pomóc Romanowi w realizacji marzenia, możecie wesprzeć zbiórkę na zrzutka.pl.
Dobiec do stratosfery
Każdy, kto choć trochę interesuje się biegami ultra, wie, że Romek ma „papiery” na ustanowienie rekordu najkrótszego czasu pokonania Łuku Karpat. Udowodnił to choćby w zeszłym roku, gdy bez wsparcia zaliczył 55 tatrzańskich dwutysięczników. Przebiegnięcie 340 km i 22000 m (tak, dobrze czytacie – to 22 kilometry w pionie, czyli gdzieś mniej więcej do stratosfery) przewyższenia zajęło mu 127 godzin. Napierał przez 5 dni, po 14-15 godzin dziennie dźwigając 7-kilogramowy plecak. Stracił wtedy 3,5 kilograma i 1 parę butów.
Ktoś powie: no dobra, imponujący wynik, ale czy to są papiery na zrobienie 2300 kilometrów?
Łuk Karpat z planem optimum
– Ja dosyć szybko się regeneruję. Faktycznie długi bieg wysysa siły i po kilkunastu godzinach ciągłego zasuwania, jest ciężko. Kilka godzin snu sprawia, że jestem nowym człowiekiem i mogę wracać na szlak. Nie przeraża mnie dystans. Wręcz przeciwnie – to mnie mobilizuje, ekscytuje! – zapewnia Ficek.
Wciąż nie wiadomo jeszcze czy Łuk Karpat będzie atakował samotnie, czy z supportem. Wiele zależy od zbiórki. Plan optimum zakłada wyprawę z dwoma dodatkowymi osobami, które mogą mu pomóc logistycznie. To dokumentaliści, którzy chcą nakręcić film o tym wyczynie. Jeśli uda się zebrać pieniądze, będzie miał mu kto dostarczyć jedzenie, załatwić nocleg, podstawić busa, żeby chwilę odpocząć czy zjeść. To wpłynęłoby także na lepsze tempo biegu.
Roman Ficek zaatakuje najtrudniejszy wariant Łuku
– Zakładam, że realne jest robienie 80-100 kilometrów dziennie i jakiś 3500-5000 metrów przewyższeń. Oczywiście wszystko zależy od trasy. W tej chwili ją planuję i staram się, żeby to były głównie granie. Zamierzam maksymalnie wysoko ustawić poprzeczkę. Ma być dużo takiej prawdziwej górskiej wspinaczki. Uwielbiam ją. Jak najmniej dolin i płaskich kilometrów – deklaruje Roman.
Część polska i słowacka nie stanowi dla niego tajemnicy. Gorzej ma być na Ukrainie, którą zna tylko z biegu Bojko Trail. Rumunia to dla niego terra incognita. Nie będzie biegł jednak z mapą i kompasem. Całe wyzwanie chce zaplanować wcześniej na komputerze i ślad wprowadzić do nawigacji oraz zegarka, którymi będzie się posługiwał. Trudno więc w tej chwili pisać o zakładanym przez Romana czasie (liczy, że zmieści się w widełkach 2-3 tygodni). Wariant, który teraz opracowuje ma około 100 tysięcy metrów przewyższenia!
Najwyższe szczyty krajów, przez które będzie biegł Roman Ficek: |
Moldoveanu (2544 m.n.p.m) w Rumuni |
Howerla (2061 m.n.p.m) na Ukrainie |
Rysy (2499 m.n.p.m) w Polsce |
Gerlach 2655 (m.n.p.m) na Słowacji i najwyższy szczyt Karpat |
Zajechać 7 par butów
– Zakładam, że muszę wcisnąć w siebie około 6 tysięcy kalorii dziennie, żeby mieć energię do biegu. Uruchomiłem zbiórkę kasy także dlatego, żeby mieć środki na sprzęt. Samych par butów będę potrzebował około 7, bo zakładam, że każda wytrzyma 400-500 kilometrów w tych warunkach – wylicza Ficek.
Nie zakłada za to specjalnych przygotowań fizycznych. Wybiera sprawdzony wariant, który zakłada standardowe przygotowanie do sezonu. Teraz jest to około 150-170 kilometrów tygodniowo. Wszystkie robione w górach, w których mieszka. To chłopak spod Babiej Góry. Trudno się więc dziwić, że do niego należy rekord 5xBabia (13:57:49 w 5. edycji).
– Prawdę mówiąc bardzo byłem zdeterminowany, by w tym roku znów zaatakować rekord Krzyśka Dołęgowskiego na 6xBabia (16:06:26 – przyp. red.). W zeszłym roku niewiele mi zabrakło. Burza, grad i generalnie ciężkie warunki przekonały mnie, do pięcikrotnego pokonania Babiej i nieryzykowania wchodzenia po raz szósty. Niestety w tym roku trasa się zmienia. Dystans pozostanie ten sam, ale w górę jest mniej o tysiąc metrów. Rekord Krzyśka więc pozostanie już na zawsze nienaruszony. Ktokolwiek pokona teraz 6xBabia szybciej, zrobi to już na innej trasie o nieco mniejszym stopniu trudności. To nadal wielkie wyzwanie, ale mi spadła trochę motywacja, gdy nie ma walki z wynikiem Krzyśka – tłumaczy Ficek.
Roman zbiera więc siły na Łuk Karpat – bieg o tak dużym stopniu trudności, że trudno sobie nawet wyobrazić, że da się go atakować biegiem. Czy chłopakowi spod Babiej Góry się to uda? Trzymamy kciuki!
„Wciąż nie wiadomo jeszcze czy Łuk Karpat będzie atakował samotnie, czy z supportem.”
Pokonanie tej trasy samotnie vs z supportem to dwa, całkowicie nieporównywalne wyzwania. Problemem nie jest odległość czy przewyższenia do pokonania (to samo można osiągnąć choćby biegając „w te i wewte” po Tatrach), ale logistyka w niezagospodarowanych (niestety tych w szybkim tempie ubywa) częściach Karpat – prowiant, noclegi, nawigacja, pogoda, bezpieczeństwo, przekroczenie granic, itp. Samodzielne zmierzenie się z tymi problemami podczas pokonywania trasy wciąż jeszcze decyduje o wyjątkowości trasy „Łuku Karpat”.
Trzymam kciuki za powodzenie przedsięwzięcia. Mam nadzieję, że Roman podejmie wyzwanie pokonania trasy samotnie i bez wsparcia. Ciekawy jestem jaki czas uda się osiągnąć w podejściu sportowym.