Z rajdem Czerech Żywiołów zaczynaliśmy rajdową przygodę. Pamiętam jak podczas pierwszej edycji startując na trasie krótkiej patrzyliśmy z podziwem na zawodników długiej trasy, dziś sami nimi jesteśmy. W tak długim rajdzie startowaliśmy pierwszy raz. Największe słowa uznania należą się naszej dziewczynie – Marcie. Ja, Kazik i Czita mamy już trochę rajdowych kilometrów w nogach , natomiast ona była z nami na 50km rajdzie rok temu, a w tym roku tylko na Mikrorajdzie – przeczytajcie relację zespołu Eventyr z Rajdu Czterech Żywiołów. Oprócz zwycięskiej ekipy Konwalii to właśnie zespół z Żor był drugim i ostatnim, który zaliczył całą trasę.
Nie łatwo jest znaleźć dziewczynę która podjęła by się takiego wyzwania, jesteśmy farciarzami, tym bardziej, że nasza ekipa zebrała się w 60tyś mieście. I tak po raz pierwszy mogliśmy wystartować w czteroosobowym składzie, lekko nie było, ale przecież nic tak nie łączy ludzi jak wspólnie wylany pot, a trochę go było.
Jechaliśmy tam bez parcia, najważniejsze było dla nas ukończenie trasy. Jednak problemy ze sprzętem jeszcze przed startem nie napawały optymizmem. Teraz będzie antyreklama Krossa, Czita kupił rowerek, podczas treningu złamał hak i rozwalił tylną przerzutkę, hak – element za 15 zł. Jeździł po serwisach i nie szło go nigdzie dostać, producent też nie miał. Po wielu poszukiwaniach udało się, rower poskładał w czwartek przed startem. Razem z Kazikiem już w Kluczach skracali łańcuchy. Start odbył się z małym poślizgiem o 00.15. Na początek rower z etapem bno. Wszyscy mocno ruszyli, zostaliśmy na końcu. Na PK1 BNO, dobre tempo i nawigacja pozwalają nam odrobić parę minut. Wskakujemy na rowery i przejeżdżając koło Huty Katowice pędziliśmy w stronę Pogorii na etap rolkowy. Na jednym z zakrętów Marta prawie wpadła do rowu, zaliczyła niezłą glebę, jej na szczęście nic się nie stało, ale z przedniego koła zrobiła się „ósemka”. Po drodze mijamy Konwalie które mają problem z kołem, trochę się podjarałem, ale jeszcze przed rolkami ostudzili mój zapał i na rolki dojeżdżamy razem. Tutaj szybciej się zorganizowali i uciekli nam na parę minut. Rolki dzięki Czicie który pomagał cały czas Kazikowi (Kazik podpiął się do niego, pod koniec już opanował sztukę jeżdżenia na rolkach) poszły nam sprawnie. 5 rundek wokół Pogorii po fajnej nawierzchni i przy wchodzie słońca.
ZDJ 1 Kazik: Etap rolkowy był dla mnie treningiem w znaczeniu nauki jeżdżenia
Po rolkach mieliśmy dalej problem z rowerem Marty, w takim stanie ukończenie rajdu raczej nie wchodziło w grę. Jedziemy powoli dalej, po drodze jest Zawiercie może tam się uda znaleźć jakiś rowerowy. Po godzinie 7 jesteśmy w Zawierciu, pytamy miejscowych gdzie możemy znaleźć rowerowy, wskazali nam kilka miejsc, ale w sobotę o 7 rano ciężko, żeby któryś z nich był otwarty. Jedziemy od sklepu do sklepu i JEST. O 8 znaleźliśmy otwarty sklep, tylko dlatego, że gostek postanowił przyjść dziś wcześniej do pracy 😀 Kupujemy nową felgę, jednak z wymianą średnio mu się spieszy. Straciliśmy trochę czasu, ale jesteśmy na trasie 😀 Pedałujemy w stronę przepaku B po którym czeka nas 25km trek ze sprzętem w plecaku i dwoma zadaniami. Pierwsze jest przy samym przekapu, łatwa wspinaczka idzie nam sprawnie.
Marta: Nie ukrywam, że właśnie zadania wspinaczkowe i linowe stanowiły dla mnie największe wyzywanie. Nie mam doświadczenia w wspinaczce skałkowej ani w zjazdach po linach. Mimo obaw wszystkie zadania poszły sprawnie i błyskawicznie dzięki chłopakom którzy mają spore doświadczenie w posługiwaniu się tymi „zabawkami”
Dalej zbiegając z górek (pod górę wchodziliśmy) pędzimy na drugie zadanie specjalne. Na zadaniu zjazd na linie, dzięki sprzętowi (każdy z nas miał stop-rolke) i wcześniejszemu treningowi idzie nam to ekspresowo. Na tym etapie pojawiają się pierwsze kryzysy, spowodowane lejącym się z nieba żarem. Później jeszcze dwa PK i znowu przepak B. Tutaj dostajemy info, że mamy ok. 1,5h straty, co przy naszej awarii jest dobrym czasem. Przed nami wymagający 70km rower, na którym było sporo górek, do znudzenia, już mieliśmy ich dość. Z PK11 w stronę PK12 prowadził fajny czerwony szlak, gdzie najpierw trzeba było wjechać na górkę, żeby później wąskimi leśnymi ścieżkami śmignąć w stronę PK12. Ten zjazd kojarzyliśmy z poprzedniej edycji rajdu. Na PK12 czekało na nas zadanie nr 3. Jedna osoba w pontonie druga wisząca na linie musi zjechać do pontonu i na brzeg. Ja byłem na pontonie, podpływam mówię „dawaj”, nie zdążyłem mrugnąć, a Czita wylądował z hukiem w pontonie, stwierdził, że miał jedną szanse Zamoczenie się w wodzie przy panującym upale dodało trochę energii.
Marta: Etap rowerowy był bardzo zróżnicowany od ekstremalnych zjazdów leśnymi ścieżkami po mordercze podjazdy oraz jazdę po żwirze, piaskach i dziurach
Jedziemy do Chechła po PK13, a dalej etap RJnO. Podczas RJno nawigacja była prosta i bezproblemowo łapiemy wszystkie PK, po czym udajemy się na bazę. Mamy do zrobienia zadanie logiczne, wskazanie kostki która pasuje do pokazanego układu. Od Orgów mamy info o 2 godzinnej stracie do Konwalii. Przed nami ostatni etap 22km treku, do zaliczenia 4 PK.
Kazik: Na ostatnim etapie zasypiałem idąc. Moja aktywność wzrastała tylko w chwilach szukania punktów. Miałem wrażenie, że byłem najsłabszym „ogniwem”
Dowolna kolejność zaliczania PK, a że było jeszcze jasno to obraliśmy azymut na PK18 który był na pustyni, w naszym mniemaniu był najtrudniejszy nawigacyjnie, jednak po linii wpadamy prosto na niego. Na tym etapie już tylko dreptamy. Na PK17 idziemy lasem przy pustyni, co strasznie się ciągnie. Marta zaczynała odczuwać brak snu i zmęczenie. PK16 sprawił nam najwięcej problemów, poszukiwania zajęły nam 20-30min. Został nam już tylko PK15, zbieramy się w sobie i robimy mały podbieg, później już drogą, przez sklep 😉 w kierunku mety. Na bazę docieramy po 25,5h od startu, zmęczeni, niewyspani (jeżeli pobudka była przed pracą w piątek to zrobiły się prawie 2 doby bez snu) ale zadowoleni, 3 godziny za zwycięzcami. Szybka fasolka, prysznic i zimny „napój”. Poza małymi obtarciami wszyscy byli cali, zobaczyliśmy ile musimy włożyć jeszcze pracy w trening. Ale jak mówi staropolskie przysłowie „Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie.”
„Marta: Rajdy świetnie weryfikują stan kondycji fizycznej i psychicznej, głównie chyba dlatego podjęłam wyzwanie. Są świetną przygodą, pełną wyzwań a to lubię najbardziej”
Rajd czterech żywiołów powinien być obowiązkową pozycją dla każdego napieracza, dobra organizacja, świetne wymagające tereny. Oby kilometry na najdłuższej rasie nie uciekały i mimo średniej frekwencji organizatorzy nie zmiękli. My na pewno tu jeszcze wrócimy.
Zostaw odpowiedź