Chudy Wawrzyniec jest pierwszym dzieckiem ekipy redakcyjnej napieraj.pl. Czasem żyje kosztem aktualności na stronie. Ale jak żyje! 10 sierpnia rozegraliśmy drugą edycję biegu. Na starcie pojawiło się prawie 500 zawodników!
Niestety pogoda była niemal kopią z pierwszej edycji. Zimno i deszczowo. Do tego w nocy przed zawodami trafiła potężna burza, która zwaliła nieco drzew. Jedno z nich spadło na szlak który wiódł do punktu kontrolnego, co niemal uniemożliwiło wykonanie pomiaru czasu.
Tomek Kobos – IV miejsce na krótkiej trasie
Piszę tą relację, jak rzadko kiedy, z perspektywy organizatora, a nie uczestnika. Wielu rzeczy na szczęście biegacze nie wiedzieli. Choćby tego, że po burzy nastąpiła awaria prądu na schronisku Przegibek i tam również jeszcze na krótko przed przybyciem czołówki, nie mieliśmy pomiaru i byliśmy zdani na kartkę i długopis. Udało się jednak załatwić spod ziemi generator i terenowe auto które wwiozło go na przełęcz Przegibek.
Trasę znakowaliśmy dzień wcześniej – dokładając naprawdę mnóstwo taśm w miejscach w których rok wcześniej gubili się ludzie. Do tego podokładaliśmy bannery. Cóż z tego, jeśli czołówce trasy krótkiej znów udało się coś namieszać. Na kilkanaście sekund, ale zawsze! Piotrek Karolczak (który zajął II miejsce) pobiegł tak jak wydawało mu się, że należało w zeszłym roku i skrócił sobie nieco odcinek przy punkcie żywieniowym. Nie uszło to uwadze Tomka Klisza (finalnie I miejsce), który grzecznie leciał po szarfach. Może doszło by do dyskusji, na mecie, ale Piotr przybiegł za Tomkiem, więc sprawiedliwości stało się zadość. Na trzecim miejscu już bez wątpliwości przybiegł Cezary Osojca.
Ewa Majer – wygrywa długą trasę po raz drugi
Uczestnicy mają różne zdanie co do trudności trasy. Gdy ją układaliśmy, wydawała się w sumie przyjemna i niezbyt trudna, ale po polaniu wodą niektóre odcinki stają się wymagające technicznie. Osoby ścigające się na trasie 50+ mają w zasadzie jeden ciężki podbieg okołó 6-8 kilometra, ale to nie znaczy, że potem jest płasko. Niewielkie podejścia po 100-200 metrów sumują się do całkowitego przewyższenia 2200 m. Głównie biega się na wąskich ścieżkach w pobliżu granicy słowackiej. Są szalenie efektowne, ale trudno się na nich rozpędzić, gdy cały czas się wiją, albo wystawiają korzenie. Na koniec trzeba zbiec około 600 metrów z Muńcoła na metę. Na tym odcinku stawka bardzo się tasowała. Po pierwsze – do przodu przesuwają się Ci, którzy umieją technicznie zbiegać, a po drugie Ci co mają już uklepane mięśnie czworogłowe, zostają sporo z tyłu, bo nie są w stanie się rozbujać.
Justyna Frączek – najszybsza kobieta na krótkiej trasie
Długa trasa zaczyna się na rozejściu na szczycie Wielkiej Rycerzowej. Od przyjemnego zbiegu, który później przechodzi w 3 strome ścianki na które trzeba wejść. Największą z nich jest Oszust – stok na którym czasem trzeba podeprzeć się rękami, zwłaszcza w deszczu. To tam zawodnicy najwięcej klną. Potem robi się łagodniej. Do przełęczy Glinka niemalże płasko, a potem stopniowe pięcie się do góry aż na Trzy Kopce i Rysiankę. To tam kończą się podejścia i zaczyna długaśny, łagodny zbieg do mety. Nie licząc niewielkich załamań terenu, 12 km pokonuje się tylko w dół i to łagodnie. Można się rozpędzić. Techniczne zbieganie w wąskiej rynnie jest dopiero przed metą i tam naprawdę warto uważać, bo nogi są już umęczone.
Potem już tylko piwo, drożdżówy, gulasz i fotki na mecie.
Jacek Michulec – zwycięzca długiej trasy (drugi raz z rzędu)
Zdjęcia: Kuba Wolski
Zostaw odpowiedź