Nie wessało ich błoto pierwszego roweru, nie uśpiły spokojne wody kilkunastogodzinnego kajaku, wreszcie nie zapętlił labirynt namorzynowego potwora, który pokonali z najszybszym czasem. Dopiero trzy doby żołądkowych fiksacji Łukasza Warmuza nie puściły zespołu przez najpotężniejsze wyzwanie tego rajdu – podejście na Chirripo (3800mnpm) i pieszą setkę przez serce kostarykańskiej ekspedycji. Po interwencji lekarskiej Sportovia Trailteam.pl schodzi z trasy – pokonana przez najpotężniejsze wyzwanie rajdowe na przestrzeni ostatniej dekady, ale po niesamowitej, trzydobowej rywalizacji ramię w ramię z absolutną czołówką globu.

 

 

 

warmuz

Seta na rowerze już za nimi – fota z midcampu, gdzie odpoczęli i gdzie miał dojść do siebie żołądek Łukasza. fot Michał Unolt

 

Złe wieści zaczęły napływać o 19 polskiego czasu – ze schroniska pod wierzchołkiem Chirripo Michał Unolt doniósł,  że „Maciek Dubaj przyszedł poprosić o pomoc dla jednej osoby, zakładamy, że chodzi o Łukasza. Sytuacja jest pod kontrolą, ale 5 ratowników (i Maciek) wyruszyło w stronę zespołu, by pomóc im zejść”. Na szczęście długo nie musieliśmy się martwić. Dwie godziny później Michał gościł już cały zespół zupą w schronisku „Z Łukaszem już wszystko dobrze, dostał kroplówkę, zupę i herbatę. Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj zejdziemy wszyscy na dół.”

polowa

Maćki tuż przed midcampem – jak to jest, że Maciek Mierzwa na wszystkich fotach się uśmiecha?;) fot. Michał Unolt

 

Z kostarykańskiej imprezy w świat idą wieści, do jakich nawet wieloletni kibic rajdowy nie nawykł. Bardziej bowiem przypominają one relacje z pionierskich ekspedycji po białych plamach na mapie. Nawet dobowe przerwy w dostępie do skrzyń przepakowych, docieranie do miejsc, które człowieka widują z rzadka, wreszcie tempo poruszania się – nie bez kozery Rob Howard czy Craig Bycroft w odniesieniu do mistrzostw, radzą nie nadużywać słowa racing, a skupić się na adventure. Zupełnie odwrotnie niż uprzednie mistrzostwa – we Francji czy Hiszpanii, gdzie aspekt fizolski i właśnie „racing” miały nadrzędne znaczenie. Tym większe słowa uznania w stronę Justyny, Maćków i Łukasza – daliście nam trzy doby solidnych emocji! Dzięki! Za rok w Ekwadorze rządzicie!


stopy

Kalafiory kostarykańskie – gatunek dojrzewający na przełomie grudnia/listopada. Niedługo import do kraju. fot. Michał Unolt


Już bez udziału Polaków, ale wciąż ciekawa i pełna zwrotów na czołowym miejscu rywalizacja toczy się właśnie teraz – w trakcie czwartej doby imprezy. Już ponad dwadzieścia ekip podjęło walkę z trekiem. Seagate na podejściu pod Chirripo wyprzedził Thule i wydawało się, że odejdą im na przynajmniej godzinę, ale w godzinę po zaliczeniu szczytu Nowozelandczycy podjęli decyzję o… drzemce! O tyle jest to zaskakujące, że przecież spali trzy godziny przed startem tego etapu.

thule

Thule na treku, w okolicach szczytu. foto strona organizatora

 

Najprawdopodobniej była to jednak zaplanowana decyzja, związana z nocnym, trudnym technicznie zejściem z grani do doliny, nawigacyjnie niejednoznacznym. Seagate spał około dwóch godzin, pozwalając w tym czasie wyprzedzić się nieznacznie Thule. Sumarycznie Kiwi mają prawie 4h przewagi snu nad Thule i cały czas są z nimi w bliskim kontakcie, co może przynieść im przewagę na późniejszych etapach. Blisko, bo ledwie godzinę za prowadzącą dwójką jest Columbia Vidaraid. W dalszej odległości amerykańskie Tecnu, które zgłaszało problemy z chorobą wysokościową u zawodnika ale, jak widać, prą dalej. Na piątej pozycji jest Qasairlonta Kailash – Brazylijczycy i Merrell Adventure Addicts. Doskonale radzą sobie Czesi – ich dwie ekipy lecą teraz na 10 i 11 miejscu – mieli bardzo szybki rower i mocno weszli w trek.

mapa

Zejście z grani – czujne i niełatwe – ponoć w terenie ta jedna ścieżynka rozwidla się co rusz

 

Czołowe ekipy mają na obecną chwilę (18 czasu lokalnego) 30h trekkingu za nimi i bardzo prawdopodobne jest, że do przepaku dotrą w okolicach 35-40h. I tu zaczynają się szachy związane z raftingową dark zone. Sleepmosters poczynił stosowne obliczenia, z których wynika, że przy utrzymaniu spodziewanego tempa Seagate i Thule dobiją na raft ok 3 w nocy, a więc na dwie godziny przed otwarciem etapu. Prawdopodobne jest więc, że zespoły te zwolnią nieco na rowerach (albo przekiblują na przepakach) oddzielających trek i raft, by wjechać już poza dark zone. Taktyka o tyle ryzykowna, że Columbia Vidariad daleko nie jest. Zaskakujące, że na tym etapie imprezy trzy czołowe zespoły dzieli od siebie jedynie 1h40min. Trzeba będzie liczyć wszystko co do minuty!


nasi

Na koniec jeszcze nasi – Maciek Dubaj, pasjonat kucharzenia, dusi fasolkę. fot. Michał Unolt

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany