Wyszli na 12 miejscu, skończyli na 6 – Sportovia Trailteam.pl w piekle namorzynów wykręciła najlepszy czas etapu, sprawnie i bez wtop nawigacyjnych przepływając przez „mangrove monster” – pierwszy poważny test w trakcie tej mistrzowskiej ekspedycji. Kostarykańskie wybrzeże solidnie rozciągnęło stawkę – pierwsze 10 ekip ma już ponad 11 godzin różnicy. Stukilometrowy rower dzielący kajak i trekking też łatwy nie był – prowadzącym cały czas Thule zajął 17 godzin. W bliskiej odległości są za nimi Nowozelandczycy z Seagate. Polacy skończyli rower na 10 pozycji. Po obowiązkowym czterogodzinnym reście w mid-campie czeka ich etap, który ma być najtrudniejszą próbą tych mistrzostw – sto kilometrów trekkingu przez najwyższy szczyt Kostaryki (3800mnpm) i tereny rdzennej ludności.

 


 

Śledzenie zespołów za pomocą trackerów GPS – TUTAJ

Leaderboard – TUTAJ

 


 

dubaj

Maciek Dubaj po 17 godzinach w namorzynach – Polacy wykręcili na tym etapie najlepszy czas! foto. strona organizatora

 

Niechlubny rekord na etapie 4 dzierży obecnie AXA Adidas – piekielnie mocny team ze Szwecji, który do tej pory pretendował do czołowej piątki – i wynosi, uwaga, 48h! Tak, pełne dwie doby w namorzynowym labiryncie! Co ich tak tam przytrzymało? Dwie rzeczy – nawigacyjna wtopa w odnodze strumienia, na której podjęli fatalną w skutkach decyzję o przeczekaniu do przypływu. Jak się okazało, kilka godzin później przyszedł odpływ i z owej odnogi musieli się wycofać na butach, dziabiąc w 30 cm błocie między poskręcanymi badylami. Druga sprawa to spanie – w tropikalnym amoku zespół podjął, po kolejnych kilkunastu godzinach, decyzję o drzemce, w trakcie której minęli najkorzystniejszy przypływ. Na przepak dotarli w okolicach 40 miejsca, dobę za liderami. Oczywiście nic nie jest jeszcze ustalone, ale w bliskości półmetka imprezy doba straty nie wróży dobrze.

axa

Szwedzi z AXA kończą kajaki po dwóch dobach – ostatnie kilkanaście godzin cisnęli bez jedzenia i wody. foto Andreas Strand/Haglofs Silva

 

W zasadzie każda z ekip kończąca przeprawę przez namorzyny kręciła głową z niedowierzaniem. Kapitan amerykańskiego Tecnu Bob Miller powiedział, że to jeden z tych epickich momentów, które za dwadzieścia lat będzie opowiadał wnukom. Wystarczy spojrzeć na zapisy tracków GPS, by domyśleć się, że niejedną ciężką przygodę doświadczali tam rajdowcy. Następujący po namorzynach stukilometrowy etap rowerowy, fizolski i trudny nawigacyjnie, miał po drodze perełkę w postaci dwukilometrowej tyrolki, która posiada dość specyficzny sposób przypinania zawodników:

superman

I jaaaaaaaaaaaazda! fot. strona organizatora


A sama jazda – cóż, frajda musi być niesamowita. Dla zawodników, mających już ponad dwie doby rywalizacji, musi to być nieliche otrzeźwienie.

{youtube}TTHSPvuH9-w{/youtube}

Niestety po tyrolce, gdy szwedzki Haglofs Silva – pewnika w walce o pudło – ruszył na rower zdarzył się wypadek. Na technicznym zjeździe Josfeina Wigberg zaliczyła upadek, którego efektem był przemieszczony bark. W związku z koniecznością interwencji lekarskiej (rtg) zespół został zdyskwalifikowany.

seagate

Seagate po stówce na rowerach – teraz obowiązkowy czterogodzinny odpoczynek i na kolejną setkę, tym razem na butach. fot strona organizatora


W okolicach północy czasu polskiego (16 czasu lokalnego) cztery zespoły są już na pierwszym podejściu etapu trekkingowego. Wyzwanie z gatunku tych brutalnych – na 16 kilometrach trzeba wzbić się z 1300m na 3800mnpm. Inaczej jak na czworaka sobie tego nie wyobrażam. Seagate i Thule powinni dobić na Chirripi – najwyższy szczyt Kostaryki tuż przed zachodem słońca. Na przepaku przed trekkingiem jest Michał Unolt. Donosi, że Polacy „wyglądają naprawdę dobrze poza Łukaszem, który klasycznie miał problemy z żołądkiem, ale wygląda na to, że będzie lepiej. Dostał elektrolity i ma teraz 4 godziny, żeby odpocząć. Plan jest taki ze nie ruszą dopóki jego żołądek się nie zregeneruje w pełni, ale jak trochę pośpi to powinno być już dobrze, sam jest zresztą pełen optymizmu.”

chirripo

Podejście na Chirripo – 16 km i 2600 różnicy. Koszmar – na czele Thule (53), za nimi Seagate (1), Tecnu (62) i Columbia Vidaraid (5)

 

Schodząc z Chirripo zawodnicy wejdą do rezerwatu rdzennych Indian Kostaryki – jest to ewenement, bowiem, jak donoszą organizatorzy, teren ten wyjęty jest spod jakiejkolwiek działalności turystycznej czy sportowej. W dolinę leżącą za Chirripo nie sposób dojechać żadnym czterokołowcem a zawodnicy zostali ostrzeżeni o ograniczonych możliwościach helikoptera medycznego w tym rejonie! Szacowany czas najlepszej ekipy – 35 h! Po nim czterdziestokilometrowa dojazdówka rowerowa do raftingu – szybka, ale nawigacyjnie wymagająca, prowadząca mikrymi ścieżkami plantacji kawowych. Dalej zawodnicy wskoczą na podnoszący adrenalinę etap raftingu – 35 kilometrów przez rzekę o trudności IV/V z asystą przewodnika. Istotny jest jednak fakt, że to na starcie tego etapu funkcjonuje jedyny na rajdzie dark zone – zawodnicy mogą rozpocząć spływ najpóźniej o 17:30. Jeżeli przyjadą później, będą mogli go rozpocząć dopiero o 5 nad ranem! Czas spędzony w dark zonie nie jest odejmowany, więc ten limit może zneutralizować rywalizację na odcinku 12 godzin! Po raftingu przesiadka z pontonu na kajak i najdłuższy, bo liczący 89 kilometrów, prowadzący przez śródlądowe namorzyny i oceaniczne kanaliki – szacowane 18-20h napierania. Dalej krótki, ale konkretny trekking – 18 kilometrów prowadzi przez błoto namorzynów sięgające pasa. To na tym etapie zawodnicy mają szczególnie uważać na jadowite węże. Przesiadka i rower – najdłuższy bo liczący 158 kilometrów. Płaski, ale z pewnością błotnisty i wolny. Dalej już tylko kilkunastokilometrowy raft i meta. Meta – jak to odlegle brzmi!

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany