Francusko – hiszpańsko – nowozelandzki zespół startujący pod szwedzką banderą wyrwał nieustępliwej kostarykańskiej krainie tytuł Mistrza Świata w Adventure Racing! Pokonanie charakternego państewka środkowej ameryki zajęło im dokładnie tydzień – 170h ścigania poprowadziło Thule od południowej granicy z Panamą i wybrzeża Atlantyku do północnej granicy z Nikaraguą i basenu Morza Karaibskiego. Przez góry, bagna, dżunglę, namorzyny – teren, który nigdy nie puszczał łatwo, przez wyzwanie, które przejdzie do historii, które wymagało od Mimi Guillot, Stuarta Lyncha, Alberto Rose i Jackie Boisset końskiego uporu i przekroczenia wszystkich znanych im do tej pory granic.

 

 

andreas

Ladies and Gentleman! Mistrzowie Świata – od lewej Jackie Boisset, Alberto Rosa, Mimi Guillot i Stuart Lynch! foto. Andreas Strand

 

Jeżeli ktoś jeszcze nie wierzy w wyjątkowość kostarykańskiej ekspedycji, proponuję zajrzeć do annałów Mistrzostw Świata – w ciągu ostatnich 5 lat topowy zespół nigdy nie potrzebował na dotarcie do mety więcej niż 135 godzin. Długość nawet najdłuższych etapów z rzadka przekraczała dobę. W końcu żadna impreza nie liczyła w dystansie prawie 900 kilometrów – bo na tyle szacowana jest droga Thule. To tylko liczby, ale przeraża też średnia prędkość poruszania się zwycięzców – z całej imprezy wychodzi to ca. 4,7 km/h. Żaden etap rowerowy nie doczekał się średniej 10 km/h. Na zdradliwie powolnych Tomcatach zawodnicy spędzili sumarycznie aż 52 godziny – prawie jedną trzecią imprezy! Kostarykańska impreza wyprała zawodników do cna, ucinając marzenia o finiszu takich potęg jak Haglofs Silva, AXA Adidas czy w końcu Seagate.

jacki

Jackie Boisset kompletnie zboksowany na zadaniu linowym. foto strona organizatora

 

Dramatycznie brzmiącą listę statystyk można rozwijać w nieskończoność, ale sedno kostarykańskiej ekspedycji doskonale ilustrują zdjęcia i relacje z ostatnich godzin Thule. Noc przed metą Mistrzowie Świata spędzili na rowerze, próbując … ocucić z chwilowej amnezji Jackie Boisset’a, który – mimo iż pedałował – nie rozpoznawał członków swojej ekipy, ba! nie rozpoznawał Mimi – swojej życiowej partnerki. Gdy w końcu dotarli do przepaku przed zadaniem linowm i raftem załzawiona Mimi z opieką godną niemowlęcia prowadziła kompletnie przewalcowanego Boisseta przez tyrolkę. Kilkadziesiąt godzin wcześniej podobna, krytyczna zwała stała się udziałem Alberto Rosy – wtedy Mimi przeholowała Hiszpana przez fragment trekkingu.

mimi

Mimi Guillot – na 500 metrów przed metą, z ciężkim raftem na plecach – łzy, nie pierwszy raz na tej imprezie. foto Nacho Cembellin

 

Determinacja, konsekwencja i fenomenalna nawigacja, za którą odpowiadali Jackie Boisset i Stuart Lynch (wieloletni członek słynnego OrionHealth, mistrz świata z Brazylii) – z kostarykańską mapą nie radził sobie Chris Forne podczas gdy Francuz i Nowozelandczyk w zasadzie bezbłędnie radzili sobie i w labiryncie namorzynów, i w konturowej nawigacji na treku i w plantacjach bananowych na rowerze. Thule też najmniej spało – po dotarciu do mety ostatniego kajaku ktoś z ich ekipy obliczył, że przez 6 dni imprezy spali jedynie… 6 godzin! Wliczając w to midcamp oczywiście. Thule tym samym odzyskało tytuł mistrza świata, który wywalczyli w 2011 roku w Tasmanii. Wtedy jednak nie obyło się bez kontrowersji, związanych z naliczeniem Seagate kary za brak GPSu, który zepchnął ich na trzecią pozycję. We Francji rok temu na ekipę Faa’vae nie było mocnych – wygrali pewnie. Ale tu, w Kostaryce, to Thule w czystym, ekspedycyjnym stylu wydziera tytuł nie tyle swoim przeciwnikom, ile własnym granicom i nieustępliwej, charakternej kostarykańskiej ziemi.

mimi

Najmocniejszy element Thule – Mimi Guilllot. foto Nacho Cembellin

 

Na drugiej pozycji zawody kończą Columbia Vidaraid – dla hiszpańskiej ekipy tropiki to wymarzona przestrzeń do ścigania. Urtzi Iglesias, Jon Ander Arambalza Valverde, Barbara Bomfim, Marco Amselem pogonili w tym roku Seagate na imprezie w Brazylii, a w Kostaryce walczyli przecież ramię w ramię z Thule i Kiwi, udowadniając, że w przyszłych latach ich pretensje do tytuły należy uznać za jak najbardziej zasadne. Intrygująca walka – w kilka godzin za Hiszpanami – toczy się o trzecią lokatą – brytyjski zespół Adidas Terrex Prunesco i amerykańskie Tecnu dzielą dosłownie minuty na końcówce roweru!

col

Coumbia Vidaraid wice mistrzem świata – to największy sukces tej stosunkowo młodej ekipy! foto. adventuremag

O Autorze

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany