Nie 15, jak zakładali organizatorzy, a 21 godzin potrzebował szwedzki Thule na przedarcie się przez „mangroove monster” – namorzynowy potwór. Albo jeszcze inaczej – koszmar tropików. W trzydziestostopniowym upale, wilgotności sięgającej 95%, poruszając się najmocniej 5 km/h, lawirując w nawigacyjnym koszmarze, wreszcie uzależniając tempo od pływów, w bliskim sąsiedztwie krokodyli i węży –  po dwóch dobach nikt już na miejscu nie ma wątpliwości, że te mistrzostwa przejdą do historii.

 


 

Śledzenie zespołów za pomocą trackerów GPS – TUTAJ

Leaderboard – TUTAJ

 


 

Jeżeli ktoś uznawał zapowiedzi organizatorów o bezpośrednim nawiązaniu tych mistrzostw do legendy Eco Challenge jako buńczuczne przechwałki, musiał głośno uderzyć się w pierś. Po 48 godzinach od startu, dwóch nocach czołowe ekipy kończą dopiero 4 etap zawodów i są w plecy o ponad 6 godzin w stosunku do przewidywań organizatorów. A przecież najtrudniejsze jeszcze przed nimi.

seagate

Seagate kończy przedzieranie się przez namorzynowy labirynt – pokonanie 65 kilometrów zajęło im 23 godziny. foto sleepmonsters.com


Etap 4, liczący 65 kilometrów, to połączenie kajaku i trekkingu w ekstremalnie trudnym środowisku lasu namorzynowego. Trudnym, bo nawigacyjnie wyczuwanie drobnych kanalików, dopływów czy strumieni to jedno, drugie to charakter tego miejsca – poskręcane drzewa, gęsto oplatające krajobraz no i pływy. Gdy Seagate wraz z Thule zaczynali ten etap wybijała godzina odpływu – woda powoli, ale w istotny sposób dla wolnych Tomcatów wracała do oceanu. Prawdopodobnie dlatego, ale też z pewnością jest to element taktyki nowozelandczyków, Seagate urwał sobie na jednym ze strumieni ponad godzinny sen, podczas gdy Thule pognało do przodu, otwierając po raz pierwszy tak znaczącą przewagę. Kiwi znani są z konsekwentnego trzymania się strategii. Na kajakach wybiła im 36 godzina rajdu, więc sen w środku nocy musiał ich mocno odświeżyć. Thule pognali do przodu, z pewnością wojując z licznymi sleepmonsterami. Razem z Seagate przez większość etapu podążali szwedzi z Haglofs Silva. Dalsze ekipy – Columbia Vidaraid i Tecnu – próbowali, korzystając z kolejnego cyklu wysokiej wody, przepłynąć przez wąskie gardło między punktem 17 i 18. Thule i Seagate objechali mocno zarośnięty cypel dookoła, więc mógł to być odważny manewr, ale skończyło się na potężnej stracie i nawrotce po własnych śladach.

thule

Thule zwijają swoje tomcaty do skrzyń przepakowych – teraz dłuuugaśna przerwa od wody – stówka na rowerze, stówka na butach, znowu rower i dopiero rafting. Aha – nie spali od 48h. fot strona organizatora


Na końcówce tego etapu są teraz Polacy – Sportovia Trailteam.pl zrobił to, co nie udało się amerykanom i kolumbijczykom – ścięli drogę przez wąski strumień i zrobili to super sprawnie. Według wskazań trackera są w tym momencie (północ czasu polskiego) na rewelacyjnej 7-8 pozycji! W środku naszej nocy, a wieczorem czasu kostarykańskiego, powinni dotrzeć do czwartej strefy zmian, skąd wyruszą na stukilometrowy rower – pełen piekielnych podjazdów, ale też z elementem specjalnym – dwukilometrową tyrolką!

schemat

Nie wiem czy to dobrze widać –  duże czerwone kropki to kolejne punkty kontrolne 15, 16 i 17 od zachodu. Generalnie nasi mocno ścięli wariant topowych zespołów!

 

Wczoraj na długaśnym kajaku Łukasz Warmuz – w mistrzowskim standardzie – miał lekkie problemy żołądkowe. Mimo to, jak donosi Michał Unolt, atmosfera w zespole żwawa i wesoła! Na dowód wesołe fotki z mozolnego człapania pagajami.

1

 

sa

 

sal

sal

a na koniec jeszcze fotka z weryfikacji sprzętu obowiązkowego. jak sądzę spodnie Maćka Dubaja to element taktycznego kamuflażu 😉 – wszystkie foty Michał Unolt

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany