Należy do szerokiej czołówki polskich biegów długodystansowych. Zdobywał medale mistrzostw Polski na 5 i 10 km, jest aktualnym rekordzistą kraju na 5000 m w hali. W tym roku – mimo że biega już w kategorii weteranów – był niepokonany podczas Halowych MP na 3000 m. 10 lipca stanie na starcie swojego drugiego w życiu biegu ultra.
Justyna Grzywaczewska: W 2014 roku wziąłeś udział w Comrades Marathon w RPA. Opowiedz o nim kilka słów.
Artur Kern: Tak, dokładnie 2 lata temu dzięki firmie New Balance Polska miałem okazję spełnić jedno ze swoich biegowych marzeń, czyli wystartować w legendarnym Comrades Marathon. To bieg legenda, który w RPA traktowany jest jak Tour de France w Europie. Kibice dopingują na całej trasie, a transmisję live z całej imprezy można śledzić w telewizji.
A czym był dla Ciebie ten start? Złapałeś bakcyla?
Był to spontaniczny wyjazd, dlatego też wynikowo nie mogę zaliczyć tej imprezy do udanych. Tak naprawdę, to na ostatnich 20 km powtarzałem jak mantrę: „Nigdy więcej ultra!” Oczywiście, po kilku tygodniach mi przeszło i chcę jeszcze powrócić do Durbanu, by wziąć odwet na tej ciężkiej trasie. Jest to bieg uliczny, ale płaskich odcinków tam niewiele, a najgorsze są zbiegi, które dla nieprzygotowanych zawodników są po prostu zabójcze.
Nie minęły jeszcze dwa lata od tamtego startu. Wtedy decyzja była bardzo szybka, podobno nie wahałeś się nawet 5 minut. Nad TriCity Trail zastanawiałeś się nieco dłużej (już przed rokiem coś przebąkiwałeś o starcie), co Cię przekonało do udziału?
Start w Comrades Marathon był niespodziewany. Dostałem telefon z propozycją i miałem 5 minut na zastanowienie się. Podjęcie decyzji zajęło mi zaledwie 20 sekund. Zeszłoroczna edycja TriCity Trail wypadała dokładnie w dzień moich urodzin i chciałem po prostu zaliczyć jeden z dystansów. Niestety musiałem zrezygnować z powodów osobistych. W tym roku pobiegnę długi dystans 80+ głównie dlatego, że jestem z rocznika ’80 i tak chcę świętować moje urodziny. Poza tym będzie to ciekawy przerywnik w treningu do biegów na ulicy. Termin mi bardzo odpowiada, bo akurat w lipcu głównie trenuję i robię bazę pod drugą część sezonu. TriCity Trail znakomicie wpisuje się w mój plan treningowy.
TriCity Trail to bieg nad morzem, ale o charakterze górskim. Na trasie będzie 36 podbiegów, niektóre raczej niemożliwe do pokonania biegiem. W przełajach radzisz sobie świetnie, ale to jednak bardzo długi dystans i zdecydowanie inna specyfika wysiłku. Obawiasz się czegoś?
Najbardziej obawiam się tego, że się zgubię i wydłużę lub skrócę sobie trasę. Na tak długim dystansie ciężko jest utrzymać koncentrację przez cały czas i w newralgicznych miejscach można pobiec w złym kierunku tak jak to zrobił Artur Jabłoński w zeszłym roku. Dystansu jako takiego się nie obawiam, bo Comrades liczy ok. 90 km i pokonałem go średnio po 4:35 min/km, mimo że ponad 6 km szedłem, bo uda miałem tak zabite, że na zbiegach bolały nie do wytrzymania. Wiem, że w Trójmieście będę biegł zdecydowanie wolniej. Po pierwsze jest to bieg trailowy, a po drugie chcę trochę podelektować się widokami na trasie. Wszyscy, z którymi do tej pory rozmawiałem o trójmiejskich ścieżkach mówią, że TPK jest piękny i chcę sam tego doświadczyć. Zabieram ze sobą kamerę GoPro i mam nadzieję, że po biegu wyjdzie z tego ciekawa relacja.
Czy robisz jakieś specjalne przygotowania pod ten start?
Nie, bo traktuję te zawody jako jednostkę treningową, aczkolwiek mam w planie dwie wycieczki biegowe po 2,5-3,5 godziny, by nie „umierać” na ostatnich 20 km tak jak na Comrades.
Myślisz, że mentalnie jesteś gotowy na wielogodzinny wysiłek?
Myślę, że tak. Nie wyjeżdżam zimą na żadne zagraniczne obozy. Cały trening realizuję u siebie w domu, a podstawową jednostką są długie 30-32-kilometrowe wybiegania na dużej intensywności w ciężkich warunkach pogodowych. Oczywiście 80 km to trochę dłuższy dystans, ale będę biegł na zdecydowanie mniejszych prędkościach, a część podbiegów zamierzam podchodzić.
Najlepsi ultrasi to mistrzowie strategii – także żywieniowej. Dokładnie planują, co i kiedy zjedzą na trasie, zazwyczaj mają sprawdzone żele i batony, plecaki z milionem kieszonek itp. Jak z przygotowaniem ekwipunku jest u Ciebie?
Szczerze, to w ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Na Comrades miałem tylko 2 żele w kieszonkach, ale tam punkty odżywcze były co kilka kilometrów. Na TriCity Trail będzie inaczej, dlatego na pewno wezmę plecak z bukłakiem i kilka żeli energetycznych. Najgorsze co może mnie spotkać na tak długim biegu w lipcu to odwodnienie, dlatego wolę liczyć na siebie i nie czekać na punkty odżywcze. Poza tym pewnie będę jadł na punktach żywieniowych. W RPA nauczyłem się, że w przeciwieństwie do biegów ulicznych na ultra spokojnie można wrzucić w siebie kanapkę i nic się nie stanie.
Masz już taktykę i konkretny plan na start?
Bieg traktuję jako pewne wyzwanie i chciałbym go zakończyć w dobrym zdrowiu. Oczywiście są to zawody i gdzieś w głowie będzie siedziała myśl by je wygrać, albo choć zająć miejsce na pudle. Tym niemniej nie chcę osiągnąć tego za wszelką cenę, dlatego też element rywalizacji w tym wypadku schodzi na drugi plan. Chcę po prostu cieszyć się tym biegiem i sprawić sobie dobry prezent urodzinowy. Jeśli mi się spodoba to może częściej będę startował w biegach ultra.
A jakie masz plany na swoją dalszą karierę?
Chcę dalej startować na ulicy, ale szukam też nowych wyzwań. Jestem już trochę psychicznie zmęczony ciągłymi startami na krótszych dystansach i biegi ultra mogą być ciekawą alternatywą. Myślę, że wszystko zależy od zdrowia, bo czas na trening zawsze się znajdzie. Dominika Stelmach pokazuje, że można sobie dobrze radzić i na ulicy i w biegach ultra, do tego pracując i mieszkając na nizinach.
Comrades… to była przygoda 🙂