Już 11 marca, o 7:30 z Polany Jakuszyckiej wystartują uczestnicy Zimowego Ultramaratonu Karkonoskiego. 350 osób wyruszy na 52-kilometrową trasę granią Karkonoszy. W weekend na Śnieżce ma być ok. -6 stopni i wiatr, ma też popadać śnieg. Zapytaliśmy tych, którzy startowali w minionych edycjach o to jak się przygotować sprzętowo, na co uważać, i jak taktycznie rozegrać bieg.
Kolejne edycje tego biegu są bardzo nieprzewidywalne. Na pierwszej był ubity śnieg, przez co granią Karkonoszy biegło się znacznie przyjemniej niż latem, gdy są tam kamienie. Na drugiej edycji natomiast było dużo kopnego śniegu i stawiając krok nie można było przewidzieć, co się stanie (dla mnie to było bardzo frustrujące).
Warto naprawdę mądrze pobiec pierwsze dwa kilometry – podejście/podbieg na Halę Szrenicką przy dużej ilości śniegu to dreptanie w rynience. Ciężko się wyprzedza, więc warto się ustawić tak, żeby tempo było dla nas korzystne. Wyprzedzanie w głębokim śniegu kosztuje dużo sił. A warto zachować je na odcinek za Śnieżką. Na grani naprawdę bywa różnie. Zdarza się frustrujące brnięcie w śniegu, bywało, że w gratisie był śnieżny peeling twarzy. Za Śnieżką warunki znacznie się poprawiają i trasa jest naprawdę szybka (jest tam długi odcinek szutrówki, na którym naprawdę można się rozpędzić).
Nie dramatyzowałabym, jeśli chodzi o różnice temperatur na starcie i na Śnieżce. W wyposażeniu obowiązkowym jest i tak kurtka wiatroodporna, więc jak będzie wiało na grani, to można się ubrać. Szczyt Śnieżki to jest tylko chwilka, moim zdaniem nie warto wytaczać na tą okazję ciężkiej amunicji i specjalnie zabierać grubszej kurtki. Zresztą na pierwszej edycji przeżyłam tam w dwóch teamowych koszulkach nałożonych na siebie. Kurtka przeleżała w plecaku przez całe zawody.
Na podstawie moich doświadczeń z ubiegłorocznych edycji odradzałabym buty z kolcami – solidny bieżnik wystarczy. W ubiegłych latach ślisko było tylko na podejściu na Śnieżkę. Ale nie patrzyłam na tegoroczne warunki na trasie… Zdecydowanie warto się w nich zorientować.
ZUK ma wyjątkowy klimat, tworzony przez organizatorów – szerokie grono przyjaciół i znajomych Tomka Kowalskiego. Fajne jest też to, że większość uczestników zostaje na imprezę integracyjną po biegu. Poza tym Karkonosze zimą są niezwykle malownicze, zjawiskowe są rzeźby, jakie na różnych obiektach tworzy zamarzająca wilgoć i wiatr.
ZUK to jedna z moich ulubionych imprez biegowy z racji tego, że organizuje go bardzo fajna grupa ludzi, która dba nie tylko o aspekt sportowy, ale o całą otoczkę. To tworzy naprawdę wyjątkową atmosferę. Startowałem w pierwszej i trzeciej edycji, które były zupełnie odmienne. W 2014 nie miałem żadnego doświadczenia w bieganiu górskim w warunkach zimowych i… całkowicie to zlekceważyłem. Pojechałem w Karkonosze znając je tylko z letnich pobytów w Szklarskiej i kilku zimowych odwiedzin Szrenicy. Wybrałem te zawody, dlatego, że jest to bieg upamiętniający Tomasza Kowalskiego. Moim szczęściem było to, że warunki do biegania były bardzo dobre. Zero wiatru. Mało kopnego śniegu. Świetna widoczność. Trasy były ubite, więc biegło się naprawdę komfortowo. Mimo to biegłem z nakładkami na buty zwiększającymi przyczepność (pierwszy raz w życiu – kupiłem je za 15 zł). Bieg udało mi się nawet zakończyć na trzeciej pozycji.
Edycja z 2016 roku była zupełnie inna. Chcąc się do niej lepiej przygotować pojechałem nawet kilka razy na rekonesans trasy i już po nim wiedziałem, że trudność tego biegu zależy od… natury. Jeśli jest „okienko pogodowe” to jest przyjemnie i bezpiecznie. Niestety tak nie było na tamtych zawodach. Widoczność ograniczona do kilkunastu metrów, duży wiatr zmniejszający odczuwalną temperaturę oraz dużo kopnego śniegu spowodowały, że było zdecydowanie ciężej. W związku z tymi warunkami wgrałem nawet track w zegarek, bo mimo że trasa wydaje się łatwa w nawigacji, podczas mgły można się łatwo zgubić. Nawet jeśli latem jest tak banalnie.
Na biegowe legginsy ubrałem specjalne wodoodporne spodnie oraz dobrą kurtkę. Przez cały bieg nie miałem problemów z komfortem cieplnym. Znowu udało mi się dotrzeć do mety na trzecim miejscu. Na ostatnim odcinku zawodów można korzystać z suportu, dzięki czemu prawie 20 km pokonałem w towarzystwie Kamila Leśniaka, co bardzo mi pomogło. Po zawodach integracja biegowego środowiska trwała do godzin porannych. Fantastyczne było to, że przyjechało na te zawody sporo bardzo znanych osób, które, mimo, że nie startowały, nie odmówiły sobie możliwości obcowania z innymi miłośnikami gór. Między innymi Piotr Hercog czy Kamil Leśniak właśnie.
Dwa biegi i dwa zupełnie inne doświadczenia. Miałem sporo szczęścia, że podczas pierwszej edycji tego biegu pogoda była łaskawa.
Zobacz film z ubiegłego roku, autorstwa Krzysztofa Zaniewskiego:
ZUK to moja pierwsza i na szczęście na razie jedyna przygoda z… morsowaniem. Jakieś 10 km przed metą wpadłam do rzeki. Przeprawa była po kamieniach, dookoła śnieg, mokro bardzo, nogi zmęczone, poślizgnęłam się i CAŁA, łącznie z głową, wpadłam do wody. Biegliśmy razem z Piotrkiem więc pomógł mi wygrzebać się z wody, no i miał plecak, a tam obowiązkowe (na starcie brzmiące absurdalnie) rzeczy – dodatkową bluzę, czapkę i kurtkę od wiatru. Dzięki temu mogłam do pasa przebrać się w jego suche ciuchy. Ja po tej przygodzie przestałam bagatelizować zapisy w regulaminie, mówiące o sprzęcie obowiązkowym. Trasa jakby nie było – jest wymagająca, zimowe warunki nieprzewidywalne, a nawet jeśli końcówka jest z górki, to może być złudne.
To było dwa lata temu, pamiętam też, że do Śnieżki była wielka zima i wielki śnieg, a potem wiosna, wiosna…
Tomka nie znałem osobiście, ale jakiś czas przed jego wyjazdem na Broad Peak mailowaliśmy odnośnie planowanego wyjazdu na Jabal Toukbal Marathon i tamte pamiętne wydarzenia odcisnęły w mojej pamięci piętno. Memoriałowy aspekt Zimowego Ultramaratonu Karkonoskiego jest ważny.
Na trasie wiele zależy od warunków zarówno śniegowych, jak i pogodowych w dniu imprezy. W pierwszej edycji nie było świeżego śniegu i bieg ten uważam za łatwiejszy technicznie od jego letniego odpowiednika. Nie było kamieni, był równy, ubity śnieg w sam raz na szybkie bieganie. W drugiej edycji natomiast, świeżego śniegu już było pod dostatkiem, był uciążliwy na podejściu na Halę Szrenicką, praktycznie nie było możliwości wyprzedzania (próba kończyła się brnięciem w zaspach po uda).
Osobnym tematem jest obecność lodu na trasie. W pierwszej edycji jednorodna polewa lodowa zalegała w kopule Śnieżki. W tym roku jeśli się nic nie zmieni, to rynną lodową może być zbieg z Jelenki w końcowej części trasy. Od warunków powinien zależeć wybór butów, czy na głęboki, sypki śnieg czy z kolcami/nakładkami na lód. Ten bieg może, choć do tej pory nie był aż tak trudny przez warunki pogodowe. Jeśli będzie silnie wiało, będzie padał śnieg, i temperatura będzie niska – diametralnie wpłynie to na jego trudność. Wszelkie wyposażenie wymagane przez organizatora stanie się niezbędne dla bezpiecznego ukończenia biegu.
Dodatkową trudnością, przynajmniej dla tych, którzy przygotowują formę w dwóch cyklach rocznych, jest sam termin. Długi bieg w okresie przygotowawczym nie każdemu przyniesie korzyść, ale tak jak np. dla nie może być wskaźnikiem, gdzie w przygotowaniach jestem.
Taktycznie na pewno warto umiarkowanie traktować pierwszy podbieg by nie pogrzebać po nim szans na sukces w dalszej części. Od Szrenicy jest już spokojnie ale kilkadziesiąt kilometrów to w dół, to w górę, często w niesprzyjających warunkach, na każdym odciśnie piętno. Śnieżka za to tylko groźnie wygląda, a za nią jest już zbieg. Należy jeszcze zachować siły na ostatnią „hopkę” przed samym Karpaczem. To chwila prawdy w temacie rozłożenia sił.
ZUK wydaje się bardzo ciężkim biegiem. W końcu to góry zimą. Ale karty rozdaje pogoda. Jeśli jest dużo śniegu trasa może wysysać siły na każdym kroku, jeśli nie ma go aż tyle, może być zaskakująco szybko, choć ślisko ze względu na lód. Najtrudniejsze jest pierwsze mniej więcej 7 km, jest to bowiem mało uczęszczany szlak. Do wbiegnięcia na główną grań trasa może być słabo przetarta, z kopnym i zapadającym się śniegiem na znacznej części, nawet jeśli generalnie nie ma go za wiele. Lepiej się tam nie podpalać, bo można stracić mnóstwo sił, a czasu wiele nie zyskamy. Po wbiegnięciu na główną grań warunki powinny się poprawić, trasa jest bardziej przechodzona przez turystów i narciarzy, więc poruszanie się będzie łatwiejsze. Podejść poważniejszych nie ma, nawet jak są dość strome, jak podbieg za Przełęczą Karkonoską to zazwyczaj krótkie. Trudności może oczywiście sprawić podbieg na Śnieżkę. Nie jest ani stromy, ani bardzo długi, ale zazwyczaj dość mocno oblodzony. Są co prawda barierki, których można się chwycić, ale tam lodu należy się spodziewać bez dwóch zdań, a podejście mogą utrudniać turyści.
Na bieg polecam zabrać jakiś swój baton czy żel, który będziemy trzymać przy ciele, bo inaczej zamarznie. Jak nie ma dużego mrozu bufety mogą być wystawione na zewnątrz, przez co jedzenie może być twarde, więc coś własnego na wszelki wypadek warto mieć.
Jeśli zabieramy bukłak warto zaizolować rurkę, nawet jeśli wydaje się, że jest ciepło, na grani pewnie będzie mróz i wiatr więc płyn szybko wystygnie, a jak zamarznie – to po piciu.
Szczególnie na starcie nie ma co przesadzać z ilością ubrań. Sam początek jest szybki, potem jest podejście, na którym łatwo się zgrzać, więc nie ma co się przegrzewać. Zimno zrobi się dopiero na grani i tam można się ubrać w coś cieplejszego (można mieć na wierzchu kurtkę, i założyć ją na plecak, żeby oszczędzić czas).
Kolce są bardzo przydatne. Warto mieć chociaż nakładki na buty, szczególnie na teren w okolicach Śnieżki. Nie ma co się bawić w buty z gore-texem, czy skarpetami wodoodpornymi (chyba, że jest dużo świeżego śniegu). Trochę wilgoci nikomu nie zaszkodziło, a bagna w butach raczej nie będzie.
Przeczytaj więcej o samym biegu w artykule: Zimowy Ultramaraton Karkonoski – nie dla każdego. Znajdziesz tam wiele praktycznych informacji. Między innymi listę sprzętu obowiązkowego.
Zostaw odpowiedź