Zawsze miałem daleko na Harpagana. Z mojego miasta do Gdańska jest ok. 600 kilometrów. Najdłuższy dojazd miałem jednak na inną imprezę: Zimowy Marsz Pieszy. Pamiętam bilet do Świnoujścia gdzie w rubryce „ kilometry” widniała cyfra 974. Daleko, bardzo daleko. Teraz zaproponuję wam eksperyment: weźcie mapę Europy i cyrkiel albo ołówek na nitce. Odmierzcie koło o promieniu 600 kilometrów, tyle ile średnio mam na Harpagana…

Ferrino Extrim Marafon – zauważyliście, że dzieciak trzyma w łapie komórkę?

 

Bez względu na to gdzie mieszkacie wyniki powinny być zaskakujące. Nawet jeżeli mieszkacie w samym centrum Polski w odmierzonym kole znajdą się duże połacie państw sąsiednich. A jeżeli mieszkacie w pobliżu którejś z granic – okaże się, że bliżej macie do Pragi, Berlina czy Bratysławy niż do Warszawy. A przecież poza granicami Polski też można pobiegać. Gdzie konkretnie ? Ponieważ mieszkam na Podkarpaciu – zajmę się imprezami na południu.

 

Ze Stalowej Woli najbliżej jest do granicy z Ukrainą, 110 kilometrów. Tamtejsze Karpaty niedawno popularne były wśród naszych rajdowców ze względu na Ferrino Extreme Marafon. Ten rajd przygodowy niestety upadł, ale organizujący go Aleksander Olivson startuje w maju z nowym projektem: Trail Karpatia. Dystans ok. 90 km pieszo, ponad 4000 m przewyższenia, trasa zaś przecinać będzie grzbiet główny Czarnohory. Ciekawostką jest, że zapisy na imprezę mają odbywać się w pociągu jadącym z Iwano-Frankowska ( dawny Stanisławów ). Drugą godną uwagi imprezą ukraińską jest Gorgany Race. Dystans podobny do Trail Karpatia, za to dużo trudniejszy teren. Gorgany to naprawdę dzikie góry. Dodatkowo dochodzi nawigacja i zadania specjalne. Sukcesem może być sam dojazd na miejsce startu, w tym rejonie Ukrainy droga jest pojęciem czysto umownym.

 

Spośród krajów na południe od Polski najwięcej dzieje się w Czechach. Flagową imprezą jest tam Prażska Stovka, liniowa setka rozgrywana w grudniu. Przyjeżdżają na nią biegacze z wszystkich okolicznych państw, także i Polacy. Dwa lata temu zwycięzcą został Irek Waluga ( wspólnie z Konstantinem Marczenką z Ukrainy ). Niech nikogo nie zmylą czasy czołówki na poziomie ok. dwudziestu godzin. Dystans zwykle jest dłuższy, a warunki pogodowe w grudniu bywają dość trudne.

Ferrino Extrim Marafon i rzecz nie widziana raczej w Polsce – katamaran

Jest w Czechach kilka imprez rozgrywanych na styku z polską granicą. Najbardziej znana jest Krakonosova Stovka ( pisownia jak najbardziej prawidłowa, impreza w Karkonoszach nosi nazwę KRAkonoszowej ), inne to Tyniśtke Ślapoty od Dubu k Dubu w Górach Orlickich, czy odbywająca się w Wielkanoc Jarnim Śluknovskiem ( w tym roku zahaczy o Góry Izerskie ). Nieco dziwne jest więc, że nasi pojawiają się tam rzadko, tylko w Pradze i na Krakonosovej.

Nasi południowi sąsiedzi mają coś w rodzaju odpowiednika naszego PMnO. Jest nim Ćeskoslovenska Tysiacovka. Zasady tego rankingu są inne niż u nas. Liczy się nie moc, ale regularność. Zwycięzcą zostaje zawodnik który ukończy najwięcej imprez liczonych do rankingu. W 2011 został nim Jirka Hoffman który zaliczył 12 imprez mających 100 i więcej kilometrów. Oprócz imprez w Czechach i Słowacji wynik można śrubować również za granicą. Jirka zdobył więc punkty także na naszym Przejściu Kotliny Jeleniogórskiej.

To jednak nie koniec rajdów na południowy zachód od Polski. W każdy weekend w tym kraju odbywa się po kilka imprez mających 50 – 100 kilometrów długości. W maju bywa ich powyżej dziesięciu w jeden weekend. Nie zawsze są to zawody sportowe – zazwyczaj są to zwyczajne rajdy turystyczne dla piechurów. Ale zakazu ścigania się nie ma, kto chce nmoże sobie biegać. Najbardziej znane spośród nich, na które przyjeżdżają biegacze to Brtnicke Ledopady, Brnenske Vokruch Vokolo Śtatlu, Louceni s Turistickym Rokem i 5 Beskidskych Vrcholu ( dwa lata temu na podium był tam Igor Błachut ). Jeżeli ktoś chciałby znaleźć kalendarz wszystkich imprez w Czechach – niech sprawdzi prowadzoną prze Olafa Cihaka stronę www.dalkovepochody.cz

Oprócz klasycznych liniowych setek mają też nasi sąsiedzi rogaining. Na przełomie sierpnia i września organizować będą nawet mistrzostwa świata. Jakiś czas temu rozegrane były ( niestety jednorazowo ) mistrzostwa Polski i Czech w tej konkurencji. Zabawa chyba spodobała się naszym zawodnikom, bo na liście startowej można znaleźć kilkanaście swojskich nazwisk. Więcej informacji można znaleźć na stronie www.rogaining.cz . Czy to już koniec? Nie, są jeszcze inne, nietypowe imprezy. Na przykład Krkonośsky Survival. Albo Zimny Extrem, gdzie zawodnicy rywalizowali w górskiej sztafecie przez 24 godziny, a zwycięzcami zostali Piotr Hercog i Marcin Świerc. Żeby je odnaleźć trzeba wgryźć się w Dalkove Pochody.

 

Skoro pojawiła się nazwa Ćeskoslovenskej Tysiacovki trzeba zająć się jej słowacką częścią. W tym roku do akcji weszły trzy setki : Kysucka, Lazova i Ponitrianska. Kysucka zahaczyła na Wielkiej Raczy o polską granicę, niestety nikt od nas nie wziął udziału. Słowackie ultra bieganie po górach rozwija się niezwykle dynamicznie. Co rok powstają nowe imprezy organizowane zazwyczaj przez samych zawodników. W tym sezonie są to setki Letecka i Banovska. Kto lubi czysty hardcore może pościgać się na 100 Mil Krajem Malych Karpat. Ciekawostką jest fakt, że prawie wszystkie z wymienionych imprez są rozgrywane w pobliżu drogi krajowej z Czadcy do Bratysławy. Słowacja centralna i wschodnia byłaby czarną dziurą gdyby nie jedna impreza: Nizkotatranska Stihaćka. Nazwa dobrze wskazuje miejsce rozgrywania : Niskie Tatry. Jest to jedna z niewielu imprez w Europie gdzie ( poza Alpami ) można pobiegać się na wysokości powyżej 2000 metrów. Przyjemnie też zauważyć, że w zeszłym roku 4. lokatę zajęli Tomasz Chwastek i Krzysztof Gajdziński.

 

Warto zająć się chwilę szczegółami technicznymi imprez ultra na południu. Trasa rzadko bywa oznakowana. Warto więc samemu zaopatrzyć się w mapę terenu na którym odbędzie się bieg. Bez niej dotarcie do mety może być niemożliwe. Organizator zwykle wprawdzie daje nam opis trasy ( oczywiście w języku lokalnym ), ale to za mało, aby sprawnie zorientować się w terenie. Czasem robi się całkiem wesoło – na jednej z imprez na Węgrzech poprosiłem organizatora o pokazanie fragmentu trasy którego nie było na mojej mapie. Okazało się, że organizator również takiej mapy nie posiada. Dostałem więc wskazówki w rodzaju : „biegnij wzdłuż rzeki, to w końcu dobiegniesz do punktu kontrolnego. Potem na południu zobaczysz wieś, a we wsi poszukaj muzeum”. Potwierdzanie punktów też wygląda inaczej niż u nas: nie ma perforatorów, chipów, ani nawet kredek. Na starcie dostajemy zeszycik do którego zbierać będziemy po drodze pieczątki albo… naklejki. Jeżeli organizator opublikuje w internecie mapę – warto punkt po punkcie porównać ją z opisem, albo pogadać z którymś z sędziów. Punkt narysowany po prawej stronie jeziora w rzeczywistości może być po lewej, inny zaś oznaczony jako wierzchołek góry może stać kilometr przed lub za.

 

Z krajów niedalekich od Polski został nam jeszcze jeden, do którego wyjątkowo lubię jeździć: Węgry. Słowo „Polak’ w nieformalnym tłumaczeniu na węgierski można rozumieć jako „ fajny człowiek którego koniecznie muszę poczęstować alkoholem”. Nawet w połowie biegu na punkcie kontrolnym zdarzało mi się dostać propozycję wspólnego wypicia piwa. Ba, na jednej z imprez sympatyczny koleś popijający piwo w niedzielę rano przed sklepem okazał się prezesem tamtejszego związku sportowego.

Związek nazywa się Teljesítménytúrázók Társasága ( spróbujcie to wymówić ) i jest czymś w rodzaju skrzyżowania naszych PTTK, PTT i PZLA. Odpowiada za imprezy biegowe, wycieczki turystyczne i wspinaczkę. Bo Węgrzy kochają góry. Mało kto pamięta, że jeszcze sto lat temu południowa część Tatr należała do nich. Wśród pierwszych zdobywców tatrzańskich szczytów przewija się mnóstwo węgierskich nazwisk. Dziś wszystkie większe góry znalazły się poza terytorium kraju, ale zostało jeszcze trochę wzgórz. Wokół Budapesztu jest ich tyle, że można by ułożyć trasę setki z trzytysięcznym przewyższeniem nie odbiegając dalej niż 15 kilometrów od centrum miasta. Nie dziwi wiec, że tamtejsi zawodnicy nieraz plasowali się w pierwszej dziesiątce UTMB, a nawet trafiało im się podium.

Balaton – duma Węgrów (fot. Wikimedia Commons – Nobli)

Najbardziej znanym węgierskim eventem jest 212-kilometrowy Ultrabalaton. Ponieważ jednak jest to bieg po asfalcie – nie ma sensu zajmować się nim dłużej. Kolejną sztandarową imprezą jest Matra – organizowana w maju w górach o tej samej nazwie stodwudziestka z ponad pięciotysięcznym przewyższeniem. Inne ciekawsze imprezy to Terep Szazas, Piros i Budapest Trail Cup. Moją ulubioną jest Kazinczy Emlektura – 206-kilometrowa wyrypa po węgiersko – słowackiej granicy z siedmioma tysiącami metrów podejść. Odbywa się w Zemplenach, w tym roku w czerwcu, a baza znajdować będzie się w Satoraljaujhely, zaledwie 150 km od granicy w Barwinku. Wpisowe w przeliczeniu na złotówki ok. 120 zł – za taką imprezę chyba najniższe w Europie.

Więcej informacji o węgierskich imprezach, nie tylko tych ultra można znaleźć w kalendarzu na stronie TTT http://www.teljesitmenyturazoktarsasaga.hu/ . Opisy imprez mogą wydać się na pierwszy rzut oka skomplikowane, ale jeżeli przyjrzeć się im dokładniej – to chyba najdokładniejszy, najbardziej szczegółowy kalendarz jaki widziałem. Aby posługiwać się nim nie jest wcale potrzebna znajomość lokalnego bardzo skomplikowanego języka. Prywatną satysfakcją jest dla mnie fakt, że jedyną polską imprezą jaka znalazła się w nim był Rajd Dolnego Sanu.

Co dalej ? Na południu Europy można jeszcze przebiec dwie stówy po asfalcie na TransSloveniji albo w greckim Spartathlonie. Setkę miejską można przebiec w centrum czarnogórskiej Podgoricy ( kilometr – nawrót – kilometr – nawrót i tak w kółko, najgłupsza setka świata ), a bardziej terenową można zaliczyć wokół serbskiej Fruszkiej Gory. Ale to już jest daleko. Z Podkarpacia prawie tyle, co do Świnoujścia.

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany