Kurz bitewny po przeszło 3 tysiącach biegaczy zdążył już opaść. Gran Canaria po raz kolejny przez kilka dni żyła długodystansowym bieganiem, zapraszając biegaczy do rywalizacji na pięciu trasach, malowniczo rozłożonych na wyspie. Pośród tego potężnego grona nie brakło Polaków, którzy mocnym akcentem zaznaczyli swoją obecność. Najwyżej wbiegła Magda Ostrowska – Dołęgowska zajmując fantastyczne 7 miejsce na najdłuższym dystansie! Wśród mężczyzn w ścisłym czubie znalazł się Piotrek Hercog (12m) i Krzysiek Dołęgowski (30m). Wrażeniami z TGC dzielą się Gaweł Boguta, Tadek Podraza i Krzysiek.
Piotr Hercog, Gaweł Boguta, Krzysiek Dołęgowski, Magda Ostrowska – Dołęgowska i Tadek Podraza – część polskiego kontyngentu na TGC.
W stawce mężczyzn mocnych nazwisk nie brakowało – stąd ogromnym sukcesem jest wejściem Piotrka Hercoga do top-20. W nieco ponad dwie godziny za Piotrkiem finiszował Krzysiek Dołęgowski (18h25min): „Jak w południe wylazło słońce to myślałem, że sobie usypię mogiłę z kamyczków. Miałem straszny kryzys. Ja generalnie słabo reaguję na temperatury. Na jednym punkcie zostałem na 10-15 minut, żeby się doprowadzić do porządku. Naładowałem lodu pod czapkę i w koszulkę, wypiłem hektolitr wody, posiedziałem w cieniu by się ustabilizować i dopiero potem ruszyłem. Dopiero jak słońce się schowało za góry to odzyskałem moc i przyspieszyłem.” – relacjonuje Krzysiek.
Krzysiek na mecie – zmielony, wypluty i przewalcowany. Czyli dobrze pobiegł.
Kolejnym Polakiem na mecie był Gaweł Boguta (25h54min – 168 miejsce): „Ciężka trasa, spore przewyższenia, jakoś Mazowsze nie ma podobnych podbiegów. Jak zazwyczaj najbardziej skasowały mnie zbiegi. Nie były może trudne technicznie, ale długie i rozwalające mięśnie. Czaasmi trafiały się wredne luźne skały, czy bieganie po głazach. Szczególnie na końcówce dało sie to odczuć. Widoki zapierające dech w piersiach, chociaż było też kilka przelotów po zapleczach miejscowości – raczej mało ciekawych. Pogoda dobra do biegania, chociaż w dzień zrobiło się mocno upalnie. Podejście pod Garanion wysuszyło mnie zupełnie, czekałem na uzupełnienie bidonów. Super sprawa z colą na punktach żywieniowych! Dodatkowo wrzucali do niej lód! Impreza dobrze przygotowana, trasa oznaczona ok. Druga noc była dla mnie ciężka, bo przyszedł straszny śpioch i zataczałem się na długiej i nudnej dróżce, nie mając żadnego kompana do pogadania (Hiszpanie nie mówią raczej w obcych językach..)”.
Widoki, aż oczy bolą. Timothy Olson na trasie. Foto Jordi Saragossa
W niespełna dwie godziny po Gawle na metę wbiegł Tadek Podraza (216 miejsce, 27h34min): „Dla mnie trasa TGC bardzo trudna i wymagająca. Pierwsza trudność to wąskie i strome ścieżki, łatwo było utknąć na za wolniejszym zawodnikiem i trudno było go wyminąć a schodzić na bok nie raczyli Lubię podejścia więc liczyłem że na tym zyskam, ale niestety bardzo często musiałem iść w wolniejszym tempie. Druga sprawa to różnorodność warunków w trakcie biegu. Na początku zimno, mocny wiatr, potem znowu upały. Nauczony doświadczeniem z Chorwacji dbałem już o to aby mieć odpowiedni zapas wody. Zaskoczeniem dla mnie było błoto które się pojawiło na trasie w trakcie zbiegów w północnej części wyspy trzeba było bardzo uważać. No trochę złudne się okazało zejście po Pico de las Nieves, miało być już z górki i łatwo, a tu podłoże miejscami paskudne i trasa strasznie się dłużyła. Do tego zabójcze zejście do Arteara, strome i paskudne podłoże. Ogólnie tam gdzie miało już być łatwiej wcale tak nie było. Za to widoki przecudne, oznaczenie trasy bardzo dobre, organizacyjnie w zasadzie nic do zarzucenia, no może na mecie jakiś gorący napój dla tych co kończyli w nocy. Tyle z perspektywy podbiegającego piechura start zaliczam do udanych”.
Seb Chaigneau w okolicach półmetka. Jeszcze w ścisłym czubie. Foto Ian Corless
Szachy w męskiej elicie
Przez większość dystansu pewniakiem do zwycięstwa był ubiegłoroczny triumfator – Sebastian Chaigneau. Doświadczony Francuz pewnie prowadził przez ponad 80 km, tasując się na sekundy z Julienem Chorier i Yeray Duranem. W niedalekiej, kilkuminutowej odległości znajdowali się Ryan Sandes i Timothy Olson. Na ok 35-40 km przed metem Francuz zdecydowanie osłabł – pierwsze informacje mówiły o nawrocie zapalenia Achillesa, ale Chaigneau zdementował to post factum, mówiąc, że nienależycie zadbał o nawodnienie i po prostu odłączyło mu zasilanie. Z końcówką za to fenomenalnie poradził sobie Ryan Sandes. Reprezentant RPA minął Choriera, Olsona i wygrał z prawie 10-minutową przewagą.
Ryan Sandes – stajnia Red Bull/Salomon. Mocna bestia, ale Jego zwycięstwo to duża niespodzianka. Foto Ian Corless
Trzecie miejsce dla Timothyego Olsona. Wyścig kobiet miał jedną bohaterkę – Nuria Picas, zgodnie z przewidywaniami, pewnie prowadziła od startu do mety, finiszując z ponad 40 minutową przewagą nad drugą Francescą Canepą. Nie zapominajmy jednak o Magdzie Ostrowskiej – Dołęgowskiej, która z czasem 20h27min uplasowała się na 7 miejscu. Fajnie przeczytać Polskie nazwisko w takich serwisach jak irunfar.com czy u Ian Corlessa 😉
Nuria Picas – miała wygrać i wygrała. Foto Ian Corless
Korzystałem ze zdjęć Iana Corlessa – Talk Ultra, Jordiego Saragossy i profilu Facebookowego Teamu Inov-8.
Zostaw odpowiedź