[size=x-large][b]Pieszo 100km i więcej[/b]
Poradnik na przykładzie Zimowego Maratonu Pieszego dookoła Wyspy Wolin [/size]
[i][size=x-small]Na pierwszych kilomerach wielu zawodników ponoszą emocje i biegną ponad swoje siły. Przez to końcówka zawodów jest często dużo wolniejsza[/size][/i]
Poniższy artykuł został przygotowany z myślą o ludziach, którzy chcieliby spróbować swoich sił w długodystansowych zawodach pieszych zimą. Słowo „zimą” jest tu niezwykle istotne. To trudny i dość niebezpieczny okres rajdowy. Warunki atmosferyczne mogą być trudne do przewidzenia, ujemne temperatury niebezpieczne dla zdrowia. Latem, jak ma się dość wystarczy paść do rowu i trochę się przespać. Zimą to raczej niemożliwe. Dlatego też nie polecamy tego typu zawodów osobom, które nigdy w życiu nie biegały lub nie chodziły na dystanse dłuższe niż 20km (to liczba orientacyjna).
Przejdziemy tu krok po kroku zarówno przygotowania do zawodów jak i sam start. Należy to traktować jako wskazówki, a nie przepis na sukces. Każdy ma indywidualne możliwości i przyzwyczajenia i to od nich zależy jak musi się przygotować i jak wystartować.
Poprosiliśmy osoby, które brały udział w tych zawodach o ich uwagi. Swoimi radami i doświadczeniami podzielili się z nami:
[i]Paweł Dybek[/i] – Maraton w 2005 był dla mnie pierwsza tak długą imprezą biegową Zająłem 1 m-ce natomiast mam na koncie sporo startów w rajdach przygodowych, w czasie, których pokonywałem niejednokrotnie dłuższe odcinki piesze. Dopiero później wystartowałem w podobnej, niemniej jednak krótszej imprezie – Kierat 2006, gdzie również udało mi się zwyciężyć.
[i]Hubert Puka [/i] (hiubi) – 5 ukończonych setek, w tym wszystkie ZMP, dwa razy drugi, raz trzeci w Nocnej Masakrze.
[i]Grzegorz Łuczko[/i] (qwerty) – Na koncie mam 13 startów na dystansie 100 i więcej kilometrów, 8 ukończonych. Wolin okrążałem dwukrotnie, raz bardzo nieudanie (2005, 43 miejsce/51 startujących, 62,7km w 11:30), drugi bardzo udanie (2006, 1 miejsce/ 41 startujących, 125km w 18:25) :-).
[i][size=x-small]Na zdjęciu Grzesiek Łuczko w czasie swojego pierwszego startu na Wolinie[/size][/i]
[i]Damian Gruszecki[/i] (Drewniacki) – Z pieszych setek ukończyłem tylko raz Harpagana z czasem 23h45′. Maratonu wolińskiego nigdy, starty w zawodach AR.
[i]Krzysztof Dołęgowski[/i] (Kshysiek) – 2 x ukończona długa trasa na BWC 2004 i 2005
2 x ukończony Kierat (100km w górach) – I i II miejsce – 2004 i 2006 1 start na Wolinie (rezygnacja po poważnym zagubieniu się na 90km) – 2005, starty w zawodach AR
[i]Piotr Dymus[/i] (piotrek) – 2005 r, II miejsce na Wolinie, wcześniej październik 2004 kampinoska setka, wcześniej nic, starty w zawodach AR.
[i]Andrzej Sochoń[/i] (asochon) – urodzony w 1957r. Pierwszy maraton to Harpagan w 2001 roku. Ukończonych 19 maratonów pieszych o dystansie 100 km lub więcej (wliczam do tego Wolin, na którym przeszedłem tylko 104 km, więc w zasadzie nieukończony, ale setka złamana), nie biegam, nie walczę o wynik, chodzę, żeby ukończyć; najlepszy czas na 100 km w Kampinosie 17:05, na 50 km 7:05 w Sielpi.
Maratony Wolińskie:
2004 meta miejsce 5, czas 26:58,
2005 rezygnacja po 104 km (23:20 lok. 19),
2006 meta miejsce 11, czas 28:15
[i]Gaweł Boguta [/i] (gawel) – ukończony Maraton Piasków na Saharze 2005, Wolin 2005, starty w zawodach AR.
[b]Trening[/b]
Dużo zależy od tego ile kilometrów ma się w nogach, wypracowanych na treningach i zawodach w poprzednich latach.
Przygotowania trzeba rozpocząć około 3 miesięcy przed planowanym startem. Najlepszym przygotowaniem jest bieganie lub długie marsze. Biegając, szybciej zbudujemy potrzebną siłę i wytrzymałość. Jeżeli w grę wchodzą tylko marsze, trzeba będzie na nie poświęcić naprawdę dużo czasu.
Należy również pamiętać, że ukończenie zawodów to nie wszystko. Idealnie jest skończyć je bez kontuzji. A dobre przygotowanie pozwala właśnie uniknąć kontuzji.
Warto zrobić sobie też dłuższy trening nocny w terenie – to dobry test dla psychiki, przyzwyczaja do biegania w trudnym terenie i przy „dziwnym” oświetleniu.
[i][size=x-small]Na zdjęciu Kshysiek gdzieś w okolicach siedemdziesiątego kilometra[/size][/i]
[i]Grzegorz[/i] „Pierwszy start (2005) na Wolinie to podejście „na świeżości”, ale nie takiej, o jaką chodzi… Udało mi się miesiąc wcześniej ukończyć „Nocną Masakrę” w przyzwoitym czasie (19:58), niestety przez czas między jednym startem a drugim odpuściłem treningi zupełnie. Wtedy jeszcze nie biegałem na zawodach, w zasadzie tylko chodziłem. Mimo więc takiej przerwy jako takie doświadczenie i rozchodzenie mogły mi pozwolić na ukończenie zawodów, gdyby nie jedna rzecz. Zacząłem za ostro, intensywny marsz na nie przygotowanym ciele to nie był dobry pomysł, ledwo co dowlokłem się do przepaku na 61km i musiałem zrezygnować. Nie byłem w stanie iść dalej, brak sił, obolałe mięśnie, ścięgna, odciski… Zły dobór butów (trekkingi Salomona) i ciężkie warunki – pełno śniegu zrobiły swoje.
Za drugim razem byłem mądrzejszy, przede wszystkim o kolejne starty, kolejne kilometry przebiegane na treningach. Zacząłem biegać na zawodach, okazało się, że to znaczenie efektywniejsze niż sam marsz. Raz, że stopy są mniej narażone na odciski, a dwa po prostu jestem szybciej na mecie :). Przygotowania zimowe ukierunkowałem pod start w Wolinie. 3 miesiące podzielone na 3 mikrocykle, z 4 treningami w tygodniu i obciążeniem dochodzącym do 80km/tydzień. Nie mogę powiedzieć, żebym czuł się mocny w bieganiu, wręcz przeciwnie, biegałem wolno, moje treningi to bieg rzędu 6min/km. Na ostateczny sukces złożyło się jednak regularne trenowanie, nie odpuściłem żadnego treningu i nawet jeśli biegałem wolno to dość sporo jak na moje możliwości. Kilka dłuższych biegów 28-30km też znacznie mi pomogły w wygraniu zawodów. „
[i]Gaweł[/i] „Przed Wolinem przebiegłem około 400km w czasie 2,5 miesiąca specjalnie na potrzeby startu. Wcześniej męczyły mnie kontuzje kolana i miałem sporą przerwę w bieganiu. Nie uchroniło mnie to przed kontuzją ścięgna na zimowym maratonie i ostatnie 25km pokonałem z ogromnym bólem. Kontuzja wykluczyła mnie z treningów na kolejne dwa tygodnie”
[i]Kshysiek[/i] „Nie przygotowywałem się specjalnie na Wolin (podobnie jak do żadnego startu na 100km). Wplatałem go w normalny cykl treningowy. Start wypadał w końcu stycznia. Od Nowego Roku miałem za sobą 60 przebiegniętych kilometrów, 218km na rowerze, 14 godzin na ściance wspinaczkowej (!), 3 godziny biegówek. W grudniu nie biegałem praktycznie wcale (26km), ale spędziłem kilka dni wędrując po górach. Właściwie ostatnie poważne bieganie przed Wolinem miało miejsce 3 miesiące wcześniej na maratonie pieszym na 100km w Kampinosie, gdzie udało mi się wykręcić czas 13h 03′, ale wiązało również z kontuzją stopy i dłuższym odpoczynkiem od biegania. Mimo tego kiepskiego przygotowania, do 90 kilometra trzymałem się w czubie. Niestety na odcinku plażowym przeoczyłem punkt i poleciałem 6km za daleko. Miałem kłopoty w drodze powrotnej do punktu (próbowałem znaleźć dobry skrót pośród klifów) i to mnie wykończyło.”
[i]Piotrek[/i] „Nie przygotowywałem się specjalnie do maratonu, na jesieni 2004 biegałem 30-40 km tygodniowo”
[i]Andrzej[/i] „Codzienny trening to 4 km pokonywane dość szybkim marszem, żadnego specjalnego dodatkowego treningu przed, w sumie rocznie przechodzę od 1000 do 2000 km.”
[i]Hubert[/i] „Przygotowania zaczynam ok. 2 miesiące wcześniej, w tym czasie robię ok. 150- 250 km miesięcznie, (w całym roku ok. 1200-1400).Średnio 3-4 razy w tygodniu, najdłuższe treningi ok. 34 km biegu ciągłego”
[i]Paweł[/i] „Trudno powiedzieć ile wcześniej zacząłem się przygotowywać, ponieważ staram się trenować regularnie przez cały rok. Niemniej jednak regularność treningów w okresie zimowym jest znacznie większa i częstsza niż w lecie, ze względu na charakter mojej pracy. Z myślą o maratonie zacząłem biegać około miesiąca wcześniej. Biegałem 3 razy w tygodniu, w sumie przebiegłem w tym okresie około 250 km.”
[b]Psychika[/b]
Psychika jest podstawą tego typu zawodów. Bez determinacji i upartego dążenia do celu nic się nie osiągnie. Mówi się, że psychika jest znacznie ważniejsza niż przygotowanie fizyczne. To prawda, ale bez treningu fizycznego trudno o dobrą psychikę 😉
[i]Tomasz Pryjma[/i] (emmet) – ukończony Wolin 2005, starty w zawodach AR:
„Trzeba tylko bardzo chcieć – wszystko inne jest tylko mizernym dodatkiem”.
W ostatnim rozdziale tego artykułu „Rady”, zawodnicy sporo miejsca poświęcają właśnie mocnej psychice.
[b]Nawigacja[/b]
Należy mieć podstawowe umiejętności posługiwania się mapą i kompasem. Zawody nie są trudne orientacyjnie, chociaż dochodzenie do punktów kontrolnych optymalnymi wariantami nie zawsze jest banalnym zadaniem. Ale zawsze można wybrać dłuższą, ale pewniejszą drogę.
Przeczytaj [url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=188] artykuł o nawigacji na rajdach przygodowych[/url]
[b]Ubranie[/b]
Ubranie jest sprawą bardzo indywidualną. Powinieneś wypracować sobie swój ubiór w czasie treningów. Nie używaj na zawodach niczego, czego wcześniej nie sprawdziłeś!
[i]Grzegorz[/i] „Jako, że wiedziałem, że będę sporo biegał byłem ubrany bardzo lekko. Na nogach [url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=133]spodnie Dobsom[/url], góra koszulka + bluza, później ortalion. Zestaw sprawdził się znakomicie, ale to wersja tylko dla zawodników, którzy czują się na siłach podbiegać/szybko maszerować na całym dystansie. Ewentualny kryzys na trasie mógł się skończyć nieciekawie (konieczna folia NRC, której wtedy nie miałem…).”
[i]Kshysiek[/i] „Biegłem w polarowych legginsach. Korpus chronił lekki polarek z długim rękawem i gruby windstopper. To mi dawało komfort termiczny przy temperaturze kilku stopni poniżej zera. Na nogach miałem buty Salomon XA Comp – absolutnie przemakalne, ale spisały się dobrze. W plecaku na wszelki wypadek niosłem kurtkę z gore-texu. Na przepaku czekały również nieprzemakalne spodnie, ale ich nie zabrałem na trasę.”
[i]Piotrek[/i] „Lekkie buty biegowe, legginsy ocieplane, w dzień koszulka rhovylonowa na górze, w nocy chyba jeszcze polar 100 i kurtka ortalion. Ubranie bardzo zależy od tempa poruszania się no i oczywiście pogody, ale to jest jasne.”
[i]Andrzej[/i] „Polar + kurtka nieprzemakalna + spodnie drelichowe + stuptuty, w plecaku zapasowe skarpety, awaryjny podkoszulek, szalokominiarka,
buty te same, w których chodzę w innych porach roku, niestety na 2 MP były to Wolfskiny o zbyt dobrej wentylacji i zbyt cienkiej podeszwie – lód i woda na plażowym odcinku zrobiły swoje.”
[i]Paweł[/i] „W czasie zawodów byłem ubrany w spodnie polarowe „Jacek Kozłowski
Production” i leginsy salomona, dwie koszulki z długim rękawem oczywiście
salomona i windstoperr salomona, najstarszy i najlepszy moim zdaniem. Na
głowie miałem buffa a na nogach super trampki salomona.”
[i][size=x-small]Jak widać ultranowoczesny ubiór nie jest koniecznym warunkiem do ukończenia imprezy. Na zdjęciu Andrzej Sochoń reprezentuje styl zdecydowanie bardziej turystyczny niż biegowy [/size][/i]
[b]Jedzenie i picie[/b]
Podobnie jak ubranie jest sprawą bardzo indywidualną. Pamiętaj, że batony mogą w pewnym momencie przestać „wchodzić”. Warto mieć ze sobą coś normalnego do jedzenia: kanapki, ser, kiełbasę – co kto lubi. Warto przetestować podczas dłuższego treningu.
[i]Grzegorz[/i] „Jadłem głównie batony, ale miałem też kilka kanapek, po kilkunastu godzinach w żołądku czuję pustkę i muszę zjeść coś co dłużej będzie zalegać w brzuchu. Z napojów to tylko woda, nie przekonałem się jeszcze do izotoników.”
[i]Kshysiek[/i] „Najprzyjemniej wspominam faworki, które dostaliśmy na trasie 🙂 Piłem
sok rozcieńczony z wodą, jadłem batony Lion i Picnic (bo nie robią się zbyt twarde w ujemnych temperaturach). Jednak najlepiej wspominam drożdżówki z budyniem, które zabrałem z przepaku. Były super! Na przepaku wypiłem również Red Bulla, a drugiego na 75 kilometrze.”
[i]Andrzej[/i] „Ostatnio piję isostar (ok. 1,5 l na połowę trasy) kilka batoników typu Mars lub z chałwy, dwa banany, przedtem piłem wodę z koncentratem soli mineralnych, musiałem jeść trochę więcej.”
[i]Hubert[/i] „Picie: soki owocowe słodkie, batoniki, kilka kanapek” (Hubert jest wegetarianinem – przyp. aut.)
[i]Paweł[/i] „W czasie zawodów jadłem bułki i różnego rodzaju słodycze. Cukierki z alkoholem nieźle się spisały. Piłem wodę, soki i kawę. W plecaku miałem kurtkę ortalionową.”
[b]Co w plecaku? [/b]
Pamiętaj, żeby dokładnie przeczytać regulamin i zabrać całe obowiązkowe wyposażenie. Niezbędne będą:
– latarka
– folia NRC
– telefon
[i]Grzegorz[/i] „Generalnie staram się brać jak najmniej rzeczy, waga plecaka musi być jak najlżejsza. Dodatkowe skarpetki, kurtka, kanapki, telefon (który swoją drogą rozładował mi się po kilku godzinach – zimno!), podstawowy zestaw medyczny i to chyba wszystko, teraz dodałbym jeszcze koniecznie NRC”
[i]Kshysiek[/i] „Nieprzemakalne skarpety, komórkę, folię NRC, czołówkę, dokumenty,
sudocrem. Nie miałem zegarka. I to był błąd.”
[i]Piotrek[/i] „Folia NRC, bandaż, leki, oczywiście czołówka”
[i]Hubert[/i] „NRC-eta i czołówka. I zapas środków przeciwbólowych, zwykle Ibuprom. Uwaga: powyżej trzech tabletek następne prawie nie działają.”
[i][size=x-small]Hubert Puka i Piotrek Dymus już podniszczeni na końcówce biegu. Warto zwrócić uwagę, że mapy mają zafoliowane. Nie każdy organizator setki zapewnia folię, więc warto mieć przy sobie choćby zwykłą koszulkę z segregatora. [/size][/i]
[i]Gaweł[/i] „Dodatkowy cienki polar, kije trekkingowe zabrane z przepaku, środki przeciwbólowe, [url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=24]sudocrem[/url].”
[b]Przepak[/b]
Przepak, czyli miejsce gdzie będziesz miał dostęp do swoich rzeczy, które wcześniej przygotowałeś i zostawiłeś organizatorowi. Przed zawodami trzeba dobrze przemyśleć, co tu włożyć, żeby po kilkudziesięciu kilometrach trasy móc chwilę odsapnąć, posilić się, zmienić mokre rzeczy itp.
Co dobrze jest włożyć do przepaku:
– zapasowe ubranie – właściwie cały komplet, na wypadek wpadnięcia gdzieś do wody…
– zapasowe buty
– jedzenie na drugą część trasy
– cieplejsze ubranie – druga część trasy będzie pewnie dłuużyła się w nieskończoność. Może zrobić się naprawdę chłodno!
– ręcznik – do wytarcia mokrych nóg
[i]Grzegorz [/i] „Skarpetki, dodatkowe jedzenie, picie. Ciuchy i buty na zmianę. Przy takich warunkach dobrze mieć parę zapasowych butów.”
[i]Kshysiek[/i] „Na przepaku czekały nieprzemakalne spodnie, ale ich nie zabrałem
na trasę. Miałem również zapasowe skarpety (zmieniłem – zrobiło się
przyjemniej)”
[i]Gaweł [/i]”Na przepaku oprócz zapasowej pary butów, kompletu ubrań i jedzenia, czekały na mnie kije trekingowe. Pierwsza część trasy była łatwa do przebiegnięcia. Wiedziałem, że druga będzie trudna. Kije pomagają, gdy nogi odmawiają już posłuszeństwa”
[i]Piotrek[/i] „Warto mieć więcej ciuchów bo nie wiadomo jak się będziemy czuć po połowie, może będzie za zimno, na pewno warto mieć skarpety na zmianę.”
[i]Paweł[/i] „Na przepaku nie miałem nic szczególnego oprócz jedzenia i picia, bo nie
pamiętam. Natomiast cokolwiek bym nie miał, to i tak tego nie użyłem. Nie
przebierałem się, wziąłem tylko z przygotowanych rzeczy jedzenie i piecie i
smarowałem dalej.”
[i][size=x-small]Paweł Dybek – zwycięzca na mecie.[/size][/i]
[b]Bezpieczeństwo[/b]
Zimą zadbanie o bezpieczeństwo to podstawa. Warto mieć w plecaku coś cieplejszego „na wszelki wypadek”. Obowiązkowo sprawny telefon (trzymany blisko ciała, żeby bateria nie padła na mrozie) i folia NRC.
[b]Strategia i kryzysy[/b]
[i]Grzegorz[/i] „Podczas pierwszego startu kryzys złapał mnie 3 km przed przepakiem, zupełnie opadłem z sił. Przyczyna – beznadziejne przygotowanie, rok później podczas zwycięskiego startu nie miałem kryzysów. Do 100km szło mi bardzo gładko, byłem świetnie przygotowany i nie czułem dystansu. Po 100km nie mogłem już podbiegać, zrobiłem się senny i nie było już tak fajnie jak wcześniej ;). Wydaje mi się, że to kwestia psychiki, wcześniej kończyłem zawody na magicznej granicy 100km. Fakt, że nie miałem kryzysów zawdzięczam również w olbrzymim stopniu tym, że od przepaku napierałem razem z Piotrkiem Szaciłowskim, wspólne napieranie pomaga. Kolega, z którym wspólnie napieramy stanowi swego rodzaju oparcie, można się choć psychicznie odprężyć, ciężar dobrego napieranie nie ciąży tylko na naszych wątłych barkach, mamy pomoc :).”
[i]Kshysiek[/i] „Kryzys był właściwie tylko jeden – kiedy w moim telefonie zgłosił się niemiecki operator i wiedziałem już, że przeleciałem za daleko. Kiedy odkryłem, że jestem 6km za punktem jeszcze chciałem wracać, ale wykończyło mnie omijanie ogrodzonych drutem kolczastym ośrodków wypoczynkowych MSWiA, przedzieranie się przez chaszcze, nierówne wybrzeże. Kiedy dotarłem wreszcie do asfaltu i miałem prostą drogę na punkt, okazało się że jestem wykończony.”
[i]Piotrek[/i] „Kondycyjnych kryzysów nie było, ale po 100 km tak zesztywniały nogi, głównie mięśnie dwugłowe, że nie mogłem już biegać.”
[i]Andrzej[/i] „W 2005 roku, gdy o 2 w nocy rozpocząłem 10 km marsz plażą – potworna senność, potem doszły do tego odbite i przemarznięte pięty, ogólne osłabienie i prędkość spadła poniżej 3 km/h. Na 104 km wraz z Wikim i Bartkiem powiedzieliśmy pas. A potem i tak żałowałem, że się poddałem.”
[i]Hubert[/i] „Wolin 2004 115 km- i Nocna Masakra 2003 85 km zmęczenie mięśniowe – wskutek rozpoczynania biegiem – totalne zakwasy . Tempo spadało wtedy do ok. 3km/h.
Wolin 2006 – 90 km wychłodzenie. Ponieważ większość trasu biegam chcę mieć jak najlżejsze wyposażenie. Gdy nie mogę już biegać i idę w wolniejszym tempie i szybko tracę ciepło.”
[i][size=x-small]Hubert Puka tuż po dotarciu na metę. Na głowie świeci mu klasyk wśród czołówek – Petzl Zoom. Ostatnio coraz częściej wypierany przez czołówki diodowe[/size][/i]
[i]Paweł[/i] „Dzięki super strategii na tych zawodach, nie dopadł mnie żaden większy
kryzys, chociaż bardzo dużo energii kosztowało mnie dogonienie Huberta
Puki i Piotrka Dymusa.”
[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=80]Wywiad z Pawłem Dybkiem – zwycięzcą Maratonu w 2005 roku[/url]
[b]Rady[/b]
[i]Grzegorz[/i] „Wydaję mi się, że podstawowe założenie początkującego powinno brzmieć, CHCĘ UKOŃCZYĆ! Nie ścigać się, a właśnie ukończyć. Napierać własnym tempem, słuchać organizmu, nie można dać się zgrzać na początku, zabawa tak naprawdę zaczyna się około 80km. Nie tracić czasu na punktach, minimum formalności, podbijamy punkt i już napieramy dalej. Im mniej postojów tym lepiej, na przepaku 20minut to maksimum – odpoczniemy po zawodach… Dbamy o stopy, wysypujemy grudki ziemi, kamyki. Zmieniamy skarpetki, buty na przepaku. Nawadniamy się odpowiednio, dożywiamy. Jeśli nie czujemy się na siłach nie ryzykujemy „autorskich” wariantów nawigacyjnych . Zasadniczym jednak czynnikiem decydującym w o ukończeniu w przypadku początkującego jest wola ukończenia, silne, cholernie silne postanowienie, że dojdę choćbym miał później się przez tydzień nie ruszać! Oczywiście bez przesady, jeśli ból może być objawem jakiejś kontuzji bezwzględnie odpuszczamy! Generalnie, trzeba mieć silne parcie na ukończenie :).”
[i]Damian[/i] „Każde myśli o wycofaniu zabijać w zarodku. Przygotować się na drogę krzyżową i nie być zaskoczony gdy nadejdzie.
Ważne jest wybieganie. Biegać jak najwięcej. Nawet niekoniecznie długie dystanse. Byle tylko robić dużo km w tygodniu.
Nie ukończyliśmy z powodu złego nastawienia. Mieliśmy tylko jeden cel: doprowadzić Kasię do mety. Gdy okazało się to niemożliwe a nam zrobiło się zimno po prostu odpadliśmy.
Ja zaś byłem przekonany, że dla tak „doświadczonego” zawodnika jak ja (jak mi się wtedy wydawało) ukończenie takich zawodów to będzie bułka z masłem. Bardzo się więc zdziwiłem, gdy pojawiły się kłopoty i ból. Był to ogromny błąd taktyczny. Od pewnego czasu właściwie cały czas szukałem pretekstu by się wycofać. To najbardziej wstydliwe dla mnie zawody w całej mojej „karierze”.”
[i]Kshysiek[/i] „Myślę, że to NIE JEST DOBRY MARATON DLA POCZĄTKUJĄCYCH. Po imprezie zeszły mi dwa paznokcie (nigdy wcześniej, ani później to mi się nie przytrafiło). Zima jest podstępna i człowiek męczy się bardziej, chociaż niespecjalnie zdaje sobie z tego sprawę. Wcześniej pokonałem kilka stukilometrowych odcinków pieszych nie mając większych kryzysów. Wolin mnie rozłożył. Piotrek Dymus, mocny biegacz na końcówce człapał jak staruszka i po dwóch latach ciągle czuje respekt do imprezy. Początkującemu mogę doradzić tyle: Nie podpalaj się, jeśli na przepaku w połowie trasy wszystko jest dobrze. Nie ciesz się za bardzo jeśli masz moc na 90km. Dopiero na setce zaczyna się zabawa. Jeśli dobrze rozłożyłeś siły to spokojnie dogonisz wielu, którzy przeliczyli się i na końcówce walczą żeby jakkolwiek ukończyć. Idź spokojnie. Zapomnij o ściganiu do setnego kilometra. Smaruj nogi sudocremem, jeśli masz kłopot z odparzeniami to osusz stopy i zmień skarpety – powinno trochę pomóc. Jeśli sztywnieją Ci mięśnie – zrób gimnastykę – kilka przysiadów, skłonów, krążenie bioder,rozciąganie. Poczujesz się lepiej.”
[i]Piorek[/i] „Dużo trenować Przebiegłem pierwsze 42 km bez przerwy, może to nie jest najlepsza taktyka, lepiej rozłożyć siły, jest duża różnica pomiędzy 100km a 125km jeśli ktoś miał doświadczenie z 100km to powinien ostrożniej kalkulować. Dostosować ubiór do tempa poruszania się. „
[i]Andrzej[/i] „Na pewno regularny trening, ćwiczenie samokontroli, pochodzić na orientację (można samemu z turystyczną 50-tką trochę w dzień, a trochę w długie zimowe wieczory) dobrze zimą pochodzić trochę po górach (30 km dziennie przez 1-2 tygodnie), to bardzo poprawia kondycję, ale bezpośrednio przed startem przynajmniej przez tydzień poprzestać na treningu zachowawczym, więcej spać, zdrowo odżywiać. Przed startem i w trakcie zawodów nie jeść zbyt dużo, bo się potem strasznie chce spać. I iść z postanowieniem: „muszę to zrobić”. Przed pierwszym Wolinem powiedziałem żonie „Dla Ciebie wszystko”. Nie mogłem nie dojść do mety. Na temat ścigania niech mówią biegacze, ale początkującemu radziłbym postawić sobie cel: „ukończyć”, a na bicie rekordów przyjdzie czas, gdy będzie już wiedział na co go stać.”
[i]Hubert[/i] „Nogi – na śniegu w płytkich butach nogi są zawsze mokre przez wiele godzin. Trzeba fizycznie i psychicznie nauczyć się „obsługi” mokrych nóg. Obowiązkowo 2 para butów na przepaku!
Zapas ciepłego ubrania w końcowej fazie wyścigu – bardzo łatwo wtedy o wychłodzenie organizmu.
Ciekawostki: Wolin ’04- Na starcie celowo nie zabrałem nic do picia, miałem kupić je w sklepie na 13 km. Niestety nie mieli mi wydać reszty, Stówka za pepsi to trochę za drogo, a następny sklep był na 43 km, Wiec przebiegłem maraton w czasie 4h 50′ o całkiem suchym pysku.
Wolin ’06- na 102km zszedłem z trasy wychłodzony i przekonany że to koniec, przespałem 4 godziny, zjadłem zupę w barze, a gdy zobaczyłem kolegów wchodzących na metę pozazdrościłem im, wróciłem na trasę ubrany tak jak stałem i zdążyłem na metę 8 minut przed zamknięciem!”
[i]Paweł[/i] „Porady dla początkujących: trening 50-80 km w zależności od tempa. Im wolniej tym dłuższy. Jest to trening nie tyle fizyczny, co trening psychy. Dobrze jest oswoić się z dystansem i długim pobytem w lesie. Najważniejsze w zawodach okazało się nie wytrenowanie fizyczne, lecz siła taktyki i psychiki.”
Powodzenia!
[i][size=x-small]Piotrek Dymus odbiera pamiątkowy medal za drugie miejsce (na edycji 2005 wszyscy otrzymali takie pamiątki. Miła rzecz!)[/size][/i]
Wszystkie zdjęcia pochodzą z II edycji zawodów w styczniu 2005r.
[i]Zobacz również:
[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=136]Relacja Grzegorza Łuczko z 2006 roku[/url]
[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=80]Wywiad z Pawłem Dybkiem – zwycięzcą Maratonu w 2005 roku[/url]
[url=/xoops/modules/news/article.php?storyid=321]Relacja na żywo i wyniki z 2005 roku[/url]
[url=/xoops/modules/news/article.php?storyid=137]Podsumowanie WiechoRa z edycji 2004.[/url]
[url=/xoops/modules/news/article.php?storyid=136]Relacja na żywo z edycji 2004[/url]
[url=http://www.ks.uznam.pl/maraton/index.htm]Strona organizatorów zawodów[/url][/i]
[i][size=x-small]Gaweł – autor artykułu doczłapuje do mety – obok niego utyka Remik Nowak – guru polskiego napierania. Wolin obu dał nieźle popalić[/size][/i]
Zostaw odpowiedź