[size=x-large]Ostre krajobrazy z folderów Chorwacji – KI Challenge[/size]


I już po zawodach, a nadal mamy w głowach szum piekielnego wiatru i ostre jak brzytwa skały. Dla dwóch timów to nie był lekki weekend na chorwackich plażach… W sobotę w Rijece na rynku zebrał się tłum gapiów podziwiających i naszych zawodników, i swojego burmistrza, który tuż przed startem rajdu zaliczył zjazd tyrolką nad naszymi głowami i kamerami TV. O 10 rano po strzale Elvira (organizatora) rajd KI Challenge zaczął żyć własnym życiem, choć od rana wiadomo było, że to życie łatwe nie będzie. Zapowiadana bura (specyficzny dla tego rejonu, silny wiatr) wymusiła skrócenie kajaków o kilka kilometrów i tak po przebiegnięciu dwóch przecznic i zwodowaniu łódek sit on top, zespoły wiosłowały od razu na wyspę Krk. Wiało mocno, głównie w twarz, krótkie fale skutecznie spowalniały kajaki. Średnia prędkość najlepszych nie przekraczała 5 km/h. Po ponad trzech godzinach Dymek z Hercim dotarli do zatoki z 30 minutami straty do liderów, a Kasia z Remikiem (wywiani w pewnym momencie na szerokie wody) musieli zadowolić się jeszcze godziną w plecy.
Treking bez żadnych przepaków miał wynosić 73 km, co najmniej 12 godzin marszu. Wiatr wiał nadal ale słońce świeciło i widmo deszczu odeszło bezpowrotnie. W drodze na wybrzeże było raczej monotnnie – suche, kujące krzaki akacji i inne raniące łydki rośliny, dużo kamieni i skał. A potem coastering, marsz w takim samym krajobrazie, ale z widokiem z klifów na Adriatyk. Nie było tak niebezpiecznie jak rok temu, więc nawet na wąskich ścieżkach można było się ścigać. Panowie z piątego miejsca przebili się na drugie a mix wyprzedził uciekający zespół. Przed zmrokiem trasa weszła w głąb wyspy, nasi wysunęli się na kilkunastominutowe prowadzenie i wtedy w kolejności do podbicia pojawił się PK 8 – zły sen rajdowca. Na dojściu do niego mapa przestała pokrywać się z rzeczywistością, ścieżki przestały istnieć i wydawało się, że jedynym wyjściem jest zejście do punktu 9 i powrót do ósemki szlakami. Na tym manewrze oba zespoły straciły ponad dwie godziny i po dojściu do miasteczka Baska (gdzie skrócono treking o 18 km, bo nikt nie wyrobiłby się w zakładanym czasie), nie miały już szans nadrobić strat na rowerze. Ten jak na odcinek 74 kilometrowy był wyjątkowo długi – trwał ponad dziewięć (!) godzin ale niemal nie zmienił różnic po trekingu. Na mecie jako pierwsi pojawili się Słoweńcy w dwóch zespołach a panowie po ponad 26 godzinach rajdu zajęli miejsce trzecie. Kasia z Remikiem skończyli pięć godzin później jako szósty zespół. Mimo względnie krótkiego dystansu to nie był ani łatwy, ani szybki rajd a Chorwacja pokazała, że sielankowe krajobrazy z folderów biur podróży potrafią zmęczyć.
Kilka ujęć naszego duetu foto (Piotrek Kosmala leczył kontuzję i zamiast startować, robił zdjęcia) zamieszczamy poniżej.

O Autorze

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany