[b][size=x-large]AR Mława 2009[/size][/b]
11 lipca 2009r., Mława


[img]/xoops/modules/wfsection/images/mlawa2009/mlawa2009_5.jpg[/img]

Po tym rajdzie mam trzy spostrzeżenia:
– Na etapie kajakowym też można się zgubić
– Doda byłaby świetną reklamą dla AR
– Drewniacki po rajdzie zjada posiłek ważący około 2,5 kg

W piątek 10 lipca, kolejami mazowieckimi (z kosmicznymi łazienkami na pokładzie) wraz
Damianem Gruszeckim wyruszyliśmy na mini rajd w Mławie. Podróż minęła nam na męskich rozmowach o życiu i śmierci przeplatanych z planowaniem tych kilku godzin, które przyjdzie nam spędzić na wspólnym napieraniu. W Mławskim MOSIR czekał nas nocleg, a w Sobotę o godzinie 10.00 start.

Wstaliśmy o wschodzie słońca – no prawie – mianowicie o 7.00. Leniwie zabraliśmy się za spożywanie, ubieranie i jak się później okazało za zupełnie zbędną czynność czyli przygotowanie plecaka. Na trasie po 5 km odcinku rowerowym czekały na nas trzy etapy – 6 km na rolkach, 2 km w kajakach i 12 km trekingu. Etapy te można było pokonywać w dowolnej kolejności. Na koniec jeszcze 30 km na rowerach i 200m relaksu w basenie + zadanie specjalne…

Po odprawie prowadzonej przez organizatorów – Konrada i budowniczego trasy Wojciecha Łachuta, który wpadł prosto ze sprawdzania trasy ostrzegając nas ze nie będzie tak łatwo jak nam się wydaje – przyszedł czas na start. Naszym skromnym planem było zaliczenie jako pierwszego etapu kajakowego, problem tkwił jednak w tym ze na brzegu, niedaleko strefy zmian czekały tylko 3 kajaki – kto pierwszy ten lepszy! Już na tych 5 km rowerownia pojawiły się odmienne koncepcje nawigacyjne i pierwsze trzy zespoły zyskały kilkadziesiąt metrów przewagi. Zespół „RaidLight napieraj.pl / Navigatoria” (przepraszamy za taką długą nazwę) musiał, mimo szczerych chęci do wiosłowania, zawrócić ze ścieżki prowadzącej nad wodę i wbić się czym prędzej w rolki. Asfalt – miód – Damian ze swoimi kółkami 100 mm odpychał mnie by zaspokoić swoją rządzę szybkości– od Niezłej Korby dostaliśmy nawet po rajdzie pochwały za piękną jazdę – dziękujemy i przyjmujemy zgłoszenia na korepetycje. Z ośmiu kółek wchodzimy w normalne buty i wybiegamy na treking, porzucając przy jednym z organizatorów plecak którego w nagłym przypływie rajdowego rozsądku zdecydowaliśmy się nie zabierać. W efekcie podczas całego rajdu zjedliśmy po jednym Snickersie, po połówce przekąski owsianej (w Kauflandzie można kupić – bardzo polecamy) no i wciągnęliśmy mleko w tubce – mniam! Do picia starczyło nam po 0.5 litra na głowę… Izotonika oczywiście.

Punkty na etapie pieszym, albo raczej biegowym, były umieszczone w naprawdę ciekawych miejscach za co należy pochwalić organizatora. Nie jakieś tam skrzyżowanie przecinek, tylko a to bunkier, a to ambona – pomyślicie, że to może jakoś łatwiej? Uwierzcie – naprawdę mnóstwo tam tych bunkrów i ambon. Niemal sprintem wracamy do strefy zmian – meldujemy się i biegniemy do kajaków, gdzie wzbudzamy konsternacje odpoczywających tam zawodniczek, ponieważ nie zdjęliśmy butów wchodząc do wody. Tutaj polegliśmy – jak można zauważyć w szczegółowych wynikach na stronie rajdu pokonaliśmy ten etap w czasie 31 min podczas gdy ekipa „360 stopni” zrobiła to w minut 15! Mławskie trzciny zawróciły nam w głowie, a mokradła dały się odczuć, aż na wysokości brzucha…

[img]/xoops/modules/wfsection/images/mlawa2009/mlawa2009_3.jpg[/img]

Ostatni etap czyli 30 km MTBO. Pierwszy punkt mijamy o jakieś – bagatela – 1,5 km – ha ha! – orientując się dopiero na asfalcie, że chyba już za daleko. Powrót pod górkę. Kolejne punkty już bez większych przeszkód, niektóre umieszczone pod mostami co wymagało oczywiście ruszenia się z siodełka i ponownego wejścia do wody. Te buty rajdowca to ciężkie życie mają, zwłaszcza jak kiszą się w siatce w drodze do domu.

Prując miejskie powietrze wjeżdżamy na teren ośrodka i pędzimy w stronę basenu – panie sprzątaczki są w lekkim szoku – chyba nigdy nikt nie przyszedł do nich cały w błocie prosząc o wskazanie kierunku do szatni. Po dokładnym umyciu się na które mieliśmy aż 10 min stop czasu, wskakujemy do basenu i przepływamy spokojnym kraulem 200 m Wychodzimy z wody i stajemy przed zadaniem specjalnym – wielki, żółty otwór z którego wypływa rwący potok, a my musimy wspiąć się na samą górę… Wojtek włącza stoper i obiecuje dwa browary dla tego kto przejdzie zjeżdżalnie szybciej niż on! Po 4 godzinach i 59 minutach zjeżdżamy do jakuzzi z 17 minutami starty do zwycięskiego zespołu „360 stopni”.

Zgodnie z tradycją rajdu w Mławie, na uczestników po całodziennych (no prawie) trudach czekały gorące kąski z grilla i piwko. Planowo o 18.00 odbyła się też dekoracja zwycięzców i wręczenie bardzo zadowalających nagród. Kto nie startował ten stracił! Taki rajd był świetną okazją do porządnego treningu dla zawodników już startujących, jak i idealnym przedsmakiem rajdowej przygody dla początkujących. Za taką opinią przemawia mnogość dyscyplin, naprawdę szybkie tempo ścigania, a także ciekawa nawigacja, nie wspominając już o klimacie, który podkręcały obchodzone w tym czasie Dni Mławy. Organizatorom należą się słowa uznania i podziękowania za świetną imprezę, którą nie małym kosztem udało im się stworzyć. A wszystkich zawodników zachęcamy do mobilizacji organizatora okazaniem chęci do startu w jego imprezie za rok.

[b]Rafał Adametz[/b], Navigatoria

Zdjęcia autorstwa Piotrka Silniewicza.

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany