[size=x-large]Emmet Cross-Country IV [/size]
[i]Włocławsko-Gostyniński Park Krajobrazowy, 3 grudnia 2005[/i]
Jechać czy zostać? Marznąć czy wygrzewać się w domu? Przecież początek grudnia to czas na treningi, a nie ściganie. Ani to przygotowanie do Bergsona, ani wykorzystanie resztek mocy z sezonu letniego. Wątpliwości było sporo. Śniegu jeszcze niewiele. Na biegówkach się nie poszaleje. Mokro, chłodno i apatycznie. Część zespołu pisze doktorat, część siedzi na siłowni (jak wyjdzie to nie będziecie mieli wątpliwości, która to część), część w gipsie po szaleństwach na GEZnO..
W napieraj.pl gotowych do startu było tylko dwóch zawodników – piszący te słowa oraz Gaweł Boguta.
Po krótkich przygotowaniach już na miejscu – w Soczewce, zdaliśmy przepak i mogliśmy startować. 10:30! Co za piękna godzina na start! Można pospać, można wszystko spakować. Można w spokoju zjeść śniadanie.
Mapy rozdano na 5min. Przed startem – drukowane, topograficzne w skali 1:50 000. Niezbyt wyraźne, zwłaszcza do czytania na rowerze, ale każdy miał taką samą, więc po co marudzić? Gaweł zapchał swoją w mapnik, a ja stwierdziłem, że na tym etapie dam sobie spokój z nawigacją.
[b]Nerwowy wstępniak[/b]
Ruszyliśmy. Pierwszy punkt gładko połknęliśmy na początek. Podobnie drugi – nie wymagały dużego wysiłku intelektualnego. Jednak im dalej w las tym więcej drzew. A im więcej drzew tym bardziej jedno do drugiego podobne. Przy niewielkich różnicach wysokości i braku charakterystycznych punktów śmiganie z nienajświeższą mapą jest dosyć trudne. Krążyliśmy po okolicy nie będąc pewni rozstajów, wzgórz, wjazdów do lasu. Krótko mówiąc – błądziliśmy. Gdy zaczynaliśmy już bardzo wątpić w nasze położenie, dogonił nas człowiek, którego styl można porównać do pociągu Warszawa-Zagórz – nie za szybko, ale dokładnie po trasie. Mowa oczywiście o Leszku Hermanie-Iżyckim (Pozdrawiamy). Doprowadził nas i kilku innych pasażerów prosto na punkt nr 3. Tam postanowiliśmy bardziej skupić się na nawigacji i nie wjeżdżać w maliny.
Mocne postanowienie przetrwało może 3 kilometry, gdy ponownie minęliśmy zjazd w odpowiednią przecinkę i musieliśmy się wracać używając całego zestawu brzydkich wyrazów. A teren był piękny – wydmy, górki dołki, sporo piachu, polne drogi, polany. Pod koniec etapu rowerowego przeloty między punktami się wydłużyły i problemem stało się bardziej wbicie w konkretny zjazd z głównej drogi na punkt niż dobranie wariantu. Temperatura wahała się w okolicach zera, wiał lekki wiatr dokuczający na otwartym terenie. Niewielkie wpadki w wynajdywaniu punktów spowodowały, że etap skończyliśmy po ponad 4 godzinach. Trochę nas przewiało, piach przyczynił się do niskiej prędkości i zmęczenia. Ale właśnie tego oczekiwaliśmy po zawodach.
[b]Drobne literówki[/b]
Większa część etapu kajakowego została odwołana, jednak organizator nie zrezygnował z punktów na brzegu jeziora. Kazał dotrzeć do nich na rowerach. Trochę zrobiło się zamieszania, bo nie wiedzieliśmy dokładnie, do których mamy płynąć, do których jechać. Wbiliśmy się, więc w brzeg jeziora targając rowery po krzakach by podbić zarówno punkty E i F co do których sędziowie mieli rozbieżne zdanie. Sama idea noszenia roweru na zmianę z prowadzeniem, wpadaniem do wody nie jest taka zła. Po chwili zorientowaliśmy się jednak, że przebijamy się przez dziewiczy teren i jesteśmy pierwszymi jeleniami, którzy idą lądem na punkt E. Ci co podpływali kajakiem niech żałują – fajny teren 😉 – prawdziwy adventure. Wyszliśmy wreszcie na drogę i pomknęliśmy dalej już w bardziej cywilizowanym stylu. Wkrótce – po pełnym okrążeniu jeziora zameldowaliśmy się ponownie na przepaku.
Załoga odpowiedzialna za etap kajakowy odwaliła kawał roboty by umożliwić jego realizację nawet w tak ograniczonym zakresie. W zamarzniętej tafli jeziora przekuli ścieżkę prowadzącą na punkt oddalony zaledwie kilkaset metrów. Jednak nawet tak krótki odcinek dostarczył wiele wrażeń. Nie codziennie ma się okazje czuć jak lodołamacz. Kadłub zahaczał raz po raz o brzegi naszego szlaku, wiosło dzwoniło o pływające kawały lodu. Umiejętności liczyły się niewiele. Wpływu na wynik ten etap nie miał, ale na odbiór imprezy na pewno – rewelacja!
Po kajakach czekały nas jeszcze most linowy i siatka alpinistyczna. Można powiedzieć, że stanowiły formalność. W górę, w dół, z jednego brzegu na drugi i po sprawie. No, może ci, którzy się przez przypadek wykąpali na moście linowym mogą mieć inne zdanie. A było ich kilku. Na szczęście jeśli chcieli się przebrać czy rozgrzać – przepak stał w odległości rzutu przemoczonym beretem.
[b] zgubione przecinki[/b]
Etap pieszy był dłuższy od rowerowego nie tylko czasowo (do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić), ale również pod względem kilometrów.
Wskoczyliśmy ponownie w znany krajobraz sosen, brzóz czy zwykłych krzaków (na które geograf powinien znaleźć nazwę, ale za bardzo skupiał się na mapie). Już po odcinku rowerowym wiedzieliśmy, że kategorie dróg zaznaczone na mapie są rzeczą mylącą. Wielokrotnie w terenie okazywało się, że przecinka zaznaczona ledwie widoczną przerywaną linią jest pokaźną drogą, szerszą od innych, bardziej wyróżnionych traktów. Na początku szło nieźle – bezbłędnie odmierzaliśmy dystanse do zakrętów, wskakiwaliśmy we właściwe ścieżki. Byliśmy jednak mało skupieni. Zdarzyło się nam wyjść z punktu zamiast na północ to na południe lub dziarsko ruszyć do punktu 1A zamiast do 11. Raz nawet Andrzej Chorab – niezły przecież nawigator zasugerował się naszymi dziwnymi pomysłami i poszedł w nasze ślady, dopóty dopóki nie usłyszał solidnej wiązanki i nie zorientował się, że klnę pod własnym adresem i moich umiejętności nawigacyjnych. Najgorsze zamieszanie miało miejsce przy punkcie nr 16 – niewtajemniczonym powiem, że organizator umieścił go na szczycie jednego z wielu pagórków, którymi usiany był teren, przy przecince, która z mapą miała mało wspólnego. Już wcześniej coś nam się nie zgadzało więc, krążyliśmy w kółko po orbicie przez jakieś pół godziny, namierzając się między innymi od ogrodzenia szpitala (skąd szpital w środku lasu) by w końcu odkryć punkt kontrolny w miejscu już mijanym i że czasem drużyny celowo wpuszczają konkurentów w maliny.
Potem trochę zwolniliśmy, bo zaczął padać śnieg z deszczem i drogi zrobiły się nieprzyjemnie śliskie. Na szczęście meta zbliżała się do nas dosyć szybko i mogliśmy jeszcze zafiniszować na ostatnich kilometrach. Dystans od ostatnich dwóch punktów kontrolnych pokonaliśmy żwawym biegiem, na spółkę z drużyną Akord (Andrzej Chorab, Małgorzata Sowińska), którzy mieli chrapkę na pierwsze miejsce wśród ekip mieszanych. Wspólnie się dopingowaliśmy i zanim przekroczyliśmy metę, wyprzedziliśmy nie tylko rywali Akordów – zespół Woda Góry Las (znany również pod nazwą Szybka Paczka), ale również peletonik solistów, którzy zgodnie napierali do mety.
Rajd był dla mnie naprawdę sporą frajdą. Niedaleko od Warszawy (wreszcie nie trzeba spędzać 8 godzin w samochodzie) Punkty zostały ciekawie obstawione. Długość wyścigu pozwoliła się szybko zregenerować, tak że nie musiałem dogorywać w domu przez kilka dni.
Najdłużej w pamięci zostanie mi kajak – jeszcze nigdy nie pływałem wśród lodu i myślę, że nieprędko będę mógł powtórzyć to doświadczenie. Chyba, że na kolejnym Emmet Cross Country (VI ?).
A teraz wracam do betonowej rzeczywistości…Do następnego wyjazdu
Emmet Cross-Country – trasa Extreme
49km rowerem (+ około 8km dookoła jeziora zamiast części etapu kajakowego)
600m kajakiem po szlaku wykutym w lodzie
50km biegiem
zadania specjalne: most linowy, siatka wspinaczkowa
[b]Zobacz również
[url=/xoops/modules/xcgal/thumbnails.php?album=38]Galeria zdjęć z Emmet Cross-Country 4 – 2005[/url]
[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=118]Ania Kowalewska (napieraj.pl) opowiada o Emmet Cross III – Poznań 2005[/url]
[url=/xoops/modules/xcgal/thumbnails.php?album=26]Galeria Emmet Cross III – Poznań 2005[/url]
[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=46]Emmet Cross II – Śląsk 2004 – okiem obserwatora napieraj.pl[/url]
[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=45]Emmet Cross II – Śląsk 2004 – relacja zwycięzcy[/url]
[url=/xoops/modules/xcgal/thumbnails.php?album=7]Galeria Emmet Cross II – Górnośląski Okręg Przemysłowy 2004 [/url]
[/b]
Zostaw odpowiedź