[size=x-large][b] John Howard – Ojciec Chrzestny AR[/b][/size]
John Howard:[i] „Najważniejszą rzeczą w AR jest kolosalna ilość decyzji, podejmowanych na bieżąco przez cały rajd. Nieustająco trzeba decydować o wyborze trasy, ilości picia, jedzenia, niezbędnego w danej chwili sprzętu itp. To odróżnia AR od innych wyścigów – od jakichkolwiek innych sportów, naprawdę. Cały cymes polega na podejmowaniu odpowiednich decyzji w odpowiednim czasie, bez szaleństw, bez doprowadzania się do granic wyczerpania, tak żeby się nie uszkodzić. Chodzi o to aby umieć przystopować i zapomnieć o rajdzie na chwilę żeby przetrwać i pomóc innym członkom zespołu.” [/i]
W AR osiągnął wszystko. Jest niewątpliwie jedną z największych i najważniejszych postaci AR wszech czasów. Wygrywał w największych zawodach – Raid Gauloises, Eco-Challenge, Southern Traverse i wielu innych. Pomimo licznych sukcesów jest człowiekiem niezwykle skromnym. Zawsze uśmiechnięty, spokojny i przyjacielski. O jego przygodach można by napisać niejedną książkę.
Kiedy zaczynał startować w rajdach wiadomo było o nim zaledwie tyle, że z zawodu jest pomywaczem okien i mieszka w starym autobusie na farmie owiec.
Na pierwszy rzut oka nie przypominał zwycięskiego atlety. W czasie Eco-Challenge w Utah w 1995 roku komentatorzy MTV powiedzieli o nim „wygląda jak staruszek, który chce przejść przez ulicę”. Zresztą nie był to ani pierwszy ani ostatni raz kiedy został niedoceniony.
W czasie Mistrzostw Nowej Zelandii w kolarstwie szosowym weteranów w 1996 roku, pojawił się na starcie na swoim leciwym rowerze, z nieogolonymi nogami. Został zupełnie zignorowany przez starych „szosowców”. Zainteresowali się nim dopiero kiedy przez dłuższy czas utrzymywał się w czołówce. Na ostatnim okrążeniu po prostu odjechał rywalom. Nikt nie wziął tej ucieczki na poważnie, dopiero na kilka kilometrów przed metą okazało się, że jest już nie do dogonienia. Kilka minut po tym jak John wjechał na metę jako pierwszy, pojawiła się reszta stawki. Wielu rowerzystów nie wiedziało nawet, że walczy tylko o drugie miejsce. Ale tak to właśnie jest z Howardem. Bez fanfar, bez zapowiedzi, po prostu przyjeżdża i robi swoje. Dopóki nie zwycięży wielu nawet nie wie kim jest.
John Howard niewątpliwie zrewolucjonizował AR i doprowadził do jego współczesnej sportowej postaci. To jego drużyna jako pierwsza zrzuciła z pleców wielkie i ciężkie plecaki i zabrała na trasę minimum rzeczy.
Na początku lat dziewięćdziesiątych na długie rajdy (nazywane ekspedycyjnymi) zabierano wielkie plecaki, ciężkie buty trekkingowi i mnóstwo zbędnego sprzętu. Zabierano… dopóki Howard nie pokazał, że można to zrobić inaczej.
W 1994 roku podczas Raid Gauloises na Borneo, jego drużyna, złożona z trzech miejscowych (których trzeba było poduczyć techniki rowerowej) i Steve’a Gurney’a z Nowej Zelandii (w Raid Gauloises startowały drużyny pięcioosobowe) , wystąpiła w krótkich spodenkach i cienkich koszulkach, lekkich butach biegowych i mikroskopijnych plecaczkach. Trasę z limitem dziesięciu dni i planowanym przybyciem zwycięzców po siedmiu dniach, pokonali w cztery!
Zadziwiony Gerard Fusil – dyrektor rajdu – zapytał na mecie Howarda:
„Co zrobiłeś z moimi zawodami?!”
„Skróciłem je” – z uśmiechem odpowiedział John.
Jest człowiekiem nie przywiązującym zupełnie wagi do wyglądu zewnętrznego, sprzętu czy ubrania. Na Eco-Challenge w 1995 roku w Utah, podczas gdy większość ekip była ubrana w nowiutkie wymuskane stroje sportowe, ze swoim błyszczącym sprzętem, Howard wyglądał jak ich zaprzeczenie. Zmierzwione włosy, krzaczasta broda, każda część ubrania nie pasująca do pozostałych, a sprzęt zużyty i połatany.
Jego przekaz był prosty dla obserwatorów: nie potrzeba super sprzętu, żeby wygrać zawody!
W AR coś innego jest ważniejsze, a to coś ma właśnie John Howard. Ten człowiek mógłby wygrać zawody w samych skarpetkach i bieliźnie.
Jest to nawet bliskie prawdy. Podczas ESPN X-Games 1995 roku w Main, jeden z członków zespołu Eco-Internet doznał ciężkiego, pogarszającego się przypadku stopy okopowej (choć właściwa nazwa powinna brzmieć – stopa rajdowa 😉 ), której objawem jest między innymi niewiarygodna wręcz opuchlizna stopy i okolic stawu skokowego. W tej sytuacji John Howard bez wahania oddał partnerowi swoje buty (rozmiar 13!), które idealnie pasowały na opuchnięte stopy. Sam, kolejne 24 godziny, przez góry i z dodatkowym obciążeniem maszerował tylko w dwóch parach skarpetek.
Sprawa bielizny też wyszła na tych zawodach. Jeszcze podczas przygotowań przed startem John stwierdził, że przydałaby mu się czapka zakrywająca kark. Wypruł więc podszewkę ze swoich spodenek i przyszył z tyłu czapki. Zapytany przez Cathy Sassin jak sobie poradzi bez bielizny, stwierdził że i tak nigdy nie używa tego „nieużytecznego kawałka materiału”.
Zamiłowanie nagości najlepiej pokazuje sytuacja z jednego z rajdów. Jego zespół rozebrał się do naga żeby przepłynąć jezioro. Dla Howarda było to naturalne i oczywiste. Wszystko pozostaje wtedy lekkie i suche, a dodatkowo można płynąć szybciej.
Prezenterka telewizyjna wskoczyła do wody żeby zrobić wywiad z drużyną. Płynąc obok Johna zapytała:
– Co masz w torbie John – (pchał przed sobą wielki wypchany worek śmieciowy z rzeczami)
– Wszystko…
– Wszystko ?
– Ta, wszystko!
W czasie tych samych zawodów, amerykański zespół Twin Team złożony z ultramaratończyków, nieznacznie wyprzedzał drużyną Howarda. Spali tylko 3 godziny w czasie ostatnich 5 dni i byli wykończeni.
John Howard natomiast bardzo ceni sobie odpoczynek i lubi długo spać na rajdach. W czasie kiedy jego team spuszczał kajaki na wodę, na ostatni fragment trasy, kiedy meta była już widoczna po drugiej stronie zatoki, powiedział „jestem zmęczony, muszę odpocząć”. To doprowadziło Cathy Sassin do spazmów śmiechu. Po tygodniu zawodów widzieli już metę, a Howard po prostu usiadł i odpoczywał, ponieważ był zmęczony…
Może i odpoczynek był dla niego zawsze bardzo ważny, ale cechowała go również niesamowita determinacja w zmierzaniu do mety.
W czasie Raid Gauloises w 2000 roku, na jeden z przepaków nie dojechały na czas rowery drużyny. Howard wraz z resztą ekipy niezrażeni przeciwnościami losu zakupili od miejscowych ich stare zdezelowane rowery, nadające się raczej do jazdy po mieście, niż na zawody MTB. Przed startem do tego etapu drużyny przechodziły weryfikację sprzętu:
„Wasze rowery nie spełniają wymogów regulaminu” – usłyszeli – „nie mają amortyzatorów”.
To stwierdzenie powaliło Roberta Nagle’a na ziemię. Długo nie mógł się pozbierać ze śmiechu. Howard na mecie (zajęli czwarte miejsce), powiedział:
„Nie sądzę, żebyśmy popełnili błąd, jadąc na Nepalskich rowerach. Przynajmniej mieliśmy sporo śmiechu”.
I takich historii i anegdot z udziałem John’a Howard’a jest jeszcze mnóstwo, mam nadzieję, że kiedyś uda się nam zebrać je wszystkie. Niestety w 2000 roku John Howard podjął decyzję o zakończeniu kariery jako zawodnik AR. Teraz zajmuję się tym co robił od zawsze, czyli myciem okien, a od czasu do czasu układa trasy zawodów AR. W 2006 roku przygotowywał Primal Quest, wcześniej między innymi Mild Seven Outdor Quest i wiele innych.
[b][size=large]John Howard[/b][/size] Urodził się 28 sierpnia 1955 roku, na północy Anglii. Na początku lat 60 przeprowadził się do Nowej Zelandii, gdzie mieszka do dzisiaj w autobusie, na małej farmie owiec. Jako nastolatek dużo podróżował i wspinał się. I tak zostało mu do teraz, a oprócz tego jeździ na nartach, pływa na kajakach, jeździ na rowerze, jeździ konno, nurkuje. [b]Osiągnięcia:[/b] 4 miejsce, Raid Gauloises, Nepal 2000 (przygoda z rowerami) 28 kwietnia 2000 |
[b]Zobacz również:
[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=219]Wywiad z John’em Howard’em[/url]
[/b]
Zostaw odpowiedź