[b][size=x-large]Rozmawiałem z Doktorem –
jedziemy na Skorpiona[/size]

Relacja z rajdu Skorpion, rozegranego na Roztoczu w dniach 16-18 02. 2007.[/b]


[b]27.01.2007[/b]

Zastanawiam się nad kupnem rakiet śnieżnych – mówię Doktorowi – dowiedz się czy będzie można je na skorpionie kupić czy pożyczyć – Doktor mówi że się zapyta organizatora

[b]01.02.2007[/b]

Doktor pytał organizatora – i żeby nie było wątpliwości to Organizator zmienił regulamin – dzięki mnie wszyscy będą mieli równe szanse – rakiet nie wolno stosować ……..

[b]09.02.2007[/b]

….kijki trekingowe właśnie do mnie przyszły , mam nadzieję że można je będzie mieć …..

..rozmawiałem z Doktorem , już planujemy że za tydzień o tej porze będziemy degustować sobie spokojnie piwo w bazie , przygotowując się do startu , ale będzie fajnie.

[b]16.02.2007[/b]

Koło godz.15 zakończyłem ostatnie spotkanie w sprawie Air1 – Ad Blue i ruszyłem w trasę. Dzwonię do Doktora – właśnie całuje się z żoną i również rusza w trasę (mam od niej pozdrowienia). Miejscowy poradził mi abym się kierował na Sandomierz … droga była fajna – Pacanów, ale niekoniecznie najkrótsza. Skutek był taki, że wściekły i spóźniony dojechałem po 5 godzinach jazdy do bazy Skorpiona w Szczebrzeszynie. Od razu zacząłem się zastanawiać czemu rajd nazywa się Skorpion a nie Świerszcz …

… podjechałem oczom ukazał się Paweł. Radosne powitanie i zaraz siedzimy przy piwku i radośnie rozmawiamy. Ciekawe, że mógłbym być jego synem a tak dobrze się rozumiemy i mamy tyle wspólnych wspomnień … idziemy spać.

[b] 17.02.2007[/b]

… o 6.00 kolega z pokoju zaczyna coś robić, Paweł ani drgnie – ja tym bardziej. Czuję ból gardła i zastanawiam się to czy efekt wczorajszego chodzenia w samy garniturze, czy żona mnie zaraziła drogą… kropelkową – oczywiście zimnego piwa nie biorę w ogóle pod uwagę. Po dłuższej chwili leniwie spoglądam na zegarek – 40 minut do odprawy – trzeba by się zwlec z łóżka …

… stoimy na odprawie i bacznie obserwujemy pozostałych zawodników – choć to nie szata zdobi człowieka to ich ubiór dużo nam mówi… co potrafią… trójka w moro bez prowiantu; czwórka z kobietą z karimatą; żółty; kolega w asics – będzie mokro; organizator nas wita … opowiada trochę… rzuca nazwy drzew na jakich są punkty – próbuję sobie bezskutecznie przypomnieć różnice pomiędzy drzewami – ewentualnie jak one wyglądają … Zapamiętujemy parę wskazówek m.in. że punkty były rozbite na nartach dzięki czemu precyzyjnie trafiamy do PK 12

… kończymy pakować rzeczy, Paweł pokazuje nową zabawkę – profesjonalny kompas – ja motam swój na rękę tak, że jest również praktyczny (przy naszej prędkości poruszania się szybkość stabilizacji igły nie ma żadnego znaczenia, uzupełniam płyn w organizmie, aplikuję róże związki z tauryną i guaraną na czele. Organizator rozdaje mapy – fajnie, że jest jednostronna, ale 21 punktów i 3 zadania specjalne świadczą o tym, że będzie ciasno z czasem, za parę minut daje sygnał do startu i ruszamy …

… stawka jak zwykle rusza razem stopniowo się rozciągając i o dziwo szybko dzieli się na różne warianty, a właściwie warianciki, bo pomiędzy punktami jest mała odległość max 3-4 km. Sznur ludzi, pomimo to, ciągnie do PK 1 do którego trafiamy precyzyjnie – to nic, że jest jak zwykle po drugiej stronie wąwozu. Tu pierwszy raz mijamy się z grupą harcerzy – prawie jak „Trzech facetów i mała Lady”, bo lepiej by pasowało „ich trzech i dziewczyna z karimatą” J

„pędzimy” do PK 2 który osiągamy bez problemów, ale za to nasz czas …Piję napój izotoniczny z camel baga , za chwile znowu próbuję ale jak się okazuje – zamarzł . Obejmuję rurkę i zaczynam ruchani posuwistymi ją trzeć – powoli puszcza- znowu mogę pić.

… PK3 też się jakoś znalazł – i sam nie wiem czy my trafiliśmy na niego czy on na nas …

PK 4 bułka z masłem tyle tylko, że okazało się, że od wydania tej mapy w 1974 roku trochę się pozmieniało – co nie ułatwiało nam życia też później …

… spokojnie podążamy do PK 5 – jak nam się wydaje precyzyjnie. Napotykamy rodzinkę – ojciec z siekierą i zabitym kogutem, syn z wiatrówką i trzeci typ z rękami w kieszeni – doprecyzowują naszą pozycję, w tym momencie wzrasta nasz entuzjazm gdyż już zapomnieliśmy o poszukiwaniu PK 5. Rodzinka jak się okazało idzie karmić lisy … cóż co kraj to obyczaj. Jakimś cudem jesteśmy przy PK 5. PK 6 osiągamy bez problemów tym bardziej, że miejscowi nas precyzyjnie informują o Grodzisku. Jesteśmy na miejscu i tu ku naszej uciesze są 2 punkty (mylny czy jakoś tam) wybieram ten, który wynika z mapy przy entuzjazmie innych obecnych. Paweł zaczyna szukać kompasu, bo go nie ma na palcu – wraca na górę, szuka to tu to tam, już stracił nadzieję, a tu się okazało, że go ma … tyle że w kieszeni – co ja mam z tymi zawodnikami (ten gubi kompas, tamten portfel – jak ktoś nie wie o co chodzi to odsyłam do relacji z Mini Bergsona).

… nawiguję przez sklep z perłami do PK 7 (spożywczy z „browarem” miejscowym – PERŁA). W drodze do ósemki tłumaczę Pawłowi na czym polega demokracja w zespole – na tym, że może protestować w 24h po zakończeniu rajdu, a teraz idziemy i dzięki temu znajdujemy PK 8 (Paweł coś tam mówił, że zły kierunek i takie tam … ale punkt znalazłem). Malowniczym wąwozem z powalonymi drzewami docieramy do PK 9 – szczerze mówiąc przypadkiem – a jak to mówią nieszczęścia (przypadki)… chodzą parami – tak też znajduję ZS 1. Niestety jest 14.30 i tylko podbijamy punkt i idziemy dalej do PK 10, który znajduję bez problemu mijając po drodze „śpiącego’ rudego lisa. W pewnej chwili oglądam się i widzę siebie na czele kilkunastoosobowej grupy – fajnie to wygląda, jak kilkanaście osób idzie za tobą i wszyscy myślą, że w dobrym kierunku … Problemem jest natomiast czas i zmierzch, który będzie niebawem …

……………znowu próbuję się napić – znowu napój zamarzł w rurce – tym razem ogrzewanie rurki nie pomaga – wieszam sobie camel baga z przodu na brzuchu – po 0,5 h znowu zbawienny napój czuję w ustach – tym razem nie zapominam spuścić płynu z rurki …..

Niedługo również z małymi przygodami topograficznymi docieramy do ZS 2 – a właściwe, to do czegoś co po nim zostało – czyli punktu. Siadamy przy ognisku i rozmawiamy z pozostałymi uczestnikami. Znajduje się przy okazji krupniczek, który parę osób pociąga z piersióweczki. Miło się gada przy ognisku, ale czas nie jest z gumy – pędzimy dalej z Doktorem do PK 11 – do leśniczówki. Punkt znajdujemy bez problemów, ale ta leśniczówka – muszę powiedzieć, że ten leśniczy dopiero wszystko planuje … na razie są tam drzewa owocowe, a leśniczówka może tam będzie, a może tam była … – w każdym razie nikt ze SKORPIONISTÓW jej nie widział …

… ślady nart prowadzą gdzieś – porównujemy je z mapa i wygląda na to, że do następnego punktu – i to precyzyjnie – dziękujemy – podbijamy PK 12 (a właściwie to Paweł wszystko podbija, bo ja jestem od czytania mapy, a on od pisania JJJ

… od dobrej chwili szukamy PK 13, ale nie mamy bladego pojęcia gdzie on jest – ciemno zimno, wieje wiatr, idziemy na południe na azymut ale trafiamy do PK 13a szukanie w tych warunkach początku wąwozu wydaje nam się pozbawione jakiegokolwiek sensu- mamy jeszcze 10 km do bazy … postanawiamy iść drogą, która nas doprowadzi z powrotem precyzyjnie do ogniska. Siedzi tam parę osób, które tak jak my nie mają szans na ukończenie rajdu w całości …

… idziemy dalej z nadzieją, że zaliczymy po drodze „dziewiętnastkę” …

.. gwiaździste niebo nad nami, a my zastanawiamy się, co skłania nas do tego, aby ostatki spędzać tu, a nie w domu, i co zrobiliśmy źle, że nie mamy szans zmieścić się w limicie. Dochodzimy do Szczebrzeszyna i robimy parę zdjęć przy tablicy i oczywiście przy sławnym Chszcząszczu

… siedzę spokojnie nad mapą z krzywikiem i precyzyjnie obliczam trasę – 39,5 km – mamy mało sił, zjadamy kanapki, których Paweł zapomniał zabrać na trasę … „umieramy” spokojnie snując jeszcze następne palny startowe. Paweł wspomina jak go namówiłem na Kierat w zeszłym roku tak więc nie ma wątpliwości czy startować w EMMECIE. Brak rolek nie stanowi dla niego problemu i postanawia takowe w najbliższym czasie zakupić ( ja to uczyniłem parę dni temu)

[b]18.02.2007[/b]

… mroźny poranek nas budzi … Paweł czeka na zakończenie imprezy, ja wyruszam do domu bo do Gliwic ma około 6 h drogi

PS.

Organizacja OK

Trudność tarasy – dla mnie nie do zaliczenia – może w przyszłym roku dwa warianty (soft i hard)

Lokale – jak to w PTSM – u nas kurek do ciepłej wody był schowany w ścianie …

Czy polecam? – Oczywiście!

Co zmienić – dłuższe czasy na zadaniach specjalnych, mniej punktów albo krótsza trasa – tak by czas decydował o wyniku

Tereny – bardzo fajne – jary, wąwozy, małe przewyższenia

Generalnie Bardzo Fajnie

Pozdrawiają Zaginieni w Akcji

O Autorze

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany