[size=x-large]Nocna Masakra[/size]
Początek zimy nie był lekki. Sporo napadało, sporo przymroziło. Tymczasem rajd Nocna Masakra odbył się jak gdyby nigdy nic.
Mieliśmy okazję porozmawiać ze zwycięzcą najbardziej obleganego dystansu – 100km pieszo na orientację – Michałem Jędroszkowiakiem (team inov-8).
Jeśli jesteś ciekaw przebiegów Michała – [url=/xoops/img2010/nocnamasakramapa.pdf][b]ściągnij mapę[/b][/url]
[b]Gratulujemy kolejnego świetnego wyniku! Opowiesz nam o Nocnej Masakrze?[/b]
Dzięki Wielkie !!
Na Nocną Masakrę wybieram się z przyjemnością. Daniel (wielki ukłon dla organizatora) organizuje swoje imprezy zawsze w niemalże dzikich zakątkach województwa zachodnio – pomorskiego, których cywilizacja nie zdążyła jeszcze do cna zniszczyć, gdzie większość napotykanych miejscowych na każde pytanie odpowiada: „NIE MAM POJĘCIA, JA TU MIESZKAM OD NIEDAWNA”!! Punkty rozstawione w sposób przemyślany, niebanalny, odkrywające przed startującymi urokliwe miejsca a do których często nawet miejscowym trudno byłoby dotrzeć.
[b]Czy to Twój pierwszy start w tej imprezie? Jak się czułeś brnąc w
śniegu przez tyle czasu?[/b]
Impreza ta widnieje w moim grafiku od czterech lat. Z roku na rok warunki pogodowe zwiększają atrakcyjność imprezy. W 2007 było bardzo przyjemnie – piękna złota jesień, 24/71 -34% osób startujących ukończyło imprezę; w 2008 mokro i wietrznie, frekwencja 20/78 – 26%; 2009 to czas mrozu – 26/98 – 27%; ale po raz pierwszy było mroźno i śnieżno – 6/62 – 10%. Śnieg w tym roku nadszedł dość wcześnie, a ponieważ mieszkam poza wielkimi aglomeracjami miejskimi, nie wszystkie szlaki, po których biegam są odśnieżone. Dlatego warunki pogodowe panujące na Masakrze nie były mi obce. Odcinki biegowe po wydeptanych trasach lub wyjeżdżonych koleinach zmarzniętego śniegu, bardziej dawała się we znaki z powodu wykręcania stóp, niż bieg w głębszej pokrywie śnieżnej przy w miarę płaskim podłożu. Buty których używałem Inov-8 roclite 315 w połączeniu z biegowymi stuptutami jak zwykle sprawdziły się.
[b]Miałeś przerwę w startach w tym sezonie. Przybliżysz sprawę?[/b]
To prawda, wakacyjną dobrą passę (WSS 100km, Rajd Konwalii 100km, IWW 100km) przerwał niespodziewanie wypadek samochodowy dzień po powrocie do domu z Izerskiej Wielkiej Wyrypy. Razem ze mną jechały żona – złamane kości obu kończyn górnych i teściowa – bez większych obrażeń. Ja osobiście doznałem urazu kręgosłupa w postaci połamanych wyrostków poprzecznych kręgów lędźwiowych, co spowodowało, że nie tylko nie mogłem chodzić, początkowo nie mogłem nawet wstawać z łóżka.
[b]Jak przebiegał Twój powrót do ścigania. Jak długo nie biegałeś? Przytyłeś?[/b]
Gdy po miesiącu wyszedłem na pierwszy dłuższy spacer, porwałem się na 5 – 6 km i następne dwa dni miałem z głowy. Kręgosłup nie był jeszcze gotowy. Co do reszty ciała, to byłem naocznym świadkiem zaniku nieużywanych mięśni, utraty kondycji fizycznej na własnym przykładzie. Przeżyłem wręcz szok, gdy dotarło do mnie jak niewiele trzeba, aby wszystko na co człowiek zapracował, mógł stracić.
Następna kontrola, oficjalne przyzwolenie na chodzenie – to znak, że czas pobiegać, w końcu do Mistrzostw Polski pozostał miesiąc. Zacząłem truchtać niespełna 6km/godz. przy tętnie pod III zakres. Z czasem tętno spadało.
O przytyciu nie było mowy, walczyłem raczej aby odzyskać utracone kilogramy.
[b]Czy teraz jest już wszystko o.k. ze zdrowiem?[/b]
Jak najbardziej. Czucie w okolicy lędźwiowej powróciło. Ćwiczenia rozciągające mogę już wykonywać bez jakichkolwiek obaw co oznacza, że uszkodzone tkanki zregenerowały się.
[b]Znany jesteś z tego, że po dotarciu na metę zwijasz się szybciutko i
nie zostajesz na zakończenie. To kwestia skromności?[/b]
Uciekam z bazy jak najwcześniej, żeby być jak najszybciej w domu, z rodziną. Nie rzadko też na start przyjeżdżam na ostatnią chwilę. Jakby na to nie patrzeć, często wyjeżdżam z domu na cały weekend. Może gdy córeczka Michalinka podrośnie, uda mi się namówić żonę Edytę i zaczniemy organizować razem dłuższe wypady. Poza tym brakuje mi cierpliwości aby czekać pół dnia za zakończeniem.
[b]Nie masz kłopotów, jadąc potem np. z Mińska Mazowieckiego do domu, w parę godzin po dotarciu do mety setki?[/b]
Po dotarciu na metę zazwyczaj mam jeszcze trochę czasu na posiłek, spakowanie się przed odjazdem. Znużenie przychodzi znacznie później, często właśnie wtedy jestem już w pociągu i staram się odsypiać . Samochodem rzadko jeżdżę, chyba, że są ku temu warunki jak bliskość bazy, towarzystwo podczas podróży, ewentualnie komplikacje z połączeniem PKP.
[b]Opowiedz trochę o samym przebiegu zawodów. Czy leciałeś cały czas sam, czy napieraliście w grupie?[/b]
Start przebiegał sprawnie. Po otrzymaniu mapy ustaliłem na czuja przebieg (kierunek ruchu) i wyszedłem samotnie jako pierwszy z bazy w stronę punktu kontrolnego (pk) Nr 12, podczas gdy pozostali uczestnicy wciąż dumali nad mapą. Mając na uwadze fakt, że zawsze na początku dopada mnie burza hormonów i popełniam banalne błędy, starałem się wyciszyć i uderzyć najbardziej bezpiecznym wariantem (drogą asfaltową) do najbliższego pk. Niestety, tym razem także się nie udało i skończyło się zaliczeniem rzeczki dość pokaźnej szerokości i wąwozu, skracając drogę aż o około 150m!!! Dodając do tego mały bałagan orientacyjny na samym pk i już dochodzą do mnie pierwsi napieracze: Stachu Kaczmarek i Andrzej Buchajewicz. Dalej napierałem ze Stachem proponując nieśmiało przelot na pk 1 od góry (wariant autorski Nr1) z pomysłem pokonania rzeczki po zwalonym pniu, jak te które widziałem wcześniej. Miałem cichą nadzieję, że odwiedzie mnie od tego dziwnego wariantu, jednak wyszło jak zawsze. Po przelocie poza mapą, na pk 1 rozstaliśmy się. Dalej napierałem już sam, spotykając od czasu do czasu kogoś ze startujących.
[b]Jak wyglądała taktyka przecierania?[/b]
Zalegająca pokrywa śnieżna miała grubość około 20 – 30 cm i w większości był to świeży puch. Można było więc śmiało biec. Wybierając przelot między punktami koncentrowałem się na głównych drogach dochodzących do miejscowości, do domostw leżących po kierunku ataku na pk, gdzie jest większe prawdopodobieństwo wystąpienia odśnieżonych dróg. Często jednak zdarzały się główne drogi nie odśnieżone, ale także, co było zupełnym zaskoczeniem dla mnie, przecinki odśnieżone pługiem. Nierzadko też trafiałem na wydeptane ścieżki przez osoby idące innym wariantem. Oczywiście nie unikałem typowego łojenia na azymut przez pola i lasy, pod warunkiem, że było to optymalne w danej sytuacji rozwiązanie.
[b]Czy od początku prowadziłeś czy były przetasowania?[/b]
Trudno powiedzieć, aczkolwiek przewagi dwu godzinnej nie uzyskuje się na ostatnich metrach. Maciek Więcek, główny faworyt, pobiegł w przeciwną stronę i nie spotkałem go na trasie. Andrzej Buchajewicz początek trasy wybrał podobnie jak ja, prowadząc do pk 6 gdzie mijaliśmy się po raz drugi. Ponownie spotkałem go na trasie pomiędzy pk 14 – 15 jak biegł w przeciwnym kierunku. Po szybkiej analizie mapy, miałem wrażenie, że Andrzej popełni błąd na wariancie. Po raz ostatni spotkaliśmy się przed pk 10, przy czym pozostały mi do zaliczenia pk 13 i 7 a Andrzejowi 2, 8, 13, 7. Sytuacja ta nie pozostawiała żadnych wątpliwości, który z nas będzie pierwszy na mecie. Oczywiście na trasie pozostał jeszcze Maciek, który dla mnie był cały czas faworytem. Z mojego punktu widzenia wygrać nie mogłem, mając na uwadze kilka poważnych wtop i jeszcze więcej drobnych wpadek. Przełomem było ponowne spotkanie Piotra, słynnego paparazzi z furbo.pl zaraz za pk 7 przy niebieskim szlaku, który oznajmił, że gdy wyjeżdżał z bazy 20min wstecz, nikogo jeszcze nie było. Zapodałem więc solidne tempo na koniec, aby to sprawdzić.
[b]Co zdecydowało o Twoim zwycięstwie? Wariatny? (może któryś konkretny), przygotowanie biegowe? A może coś innego?[/b]
Danielowi w tym roku szczególnie udała się impreza. Nocna Masakra i Grassor to jedyne imprezy w Polsce organizowane w formule scorelauf na dystansie 100km!! Co oznacza, że uczestnik sam wybiera kolejność zaliczania pk. W tym roku układ pk dawał możliwość pokonania trasy w wielu wariantach. Po drodze napotykałem osoby napierające z wszelkich możliwych stron. Nie raz z ciekawości aż musiałem spojrzeć w zadumie na mapę.
Po analizie wariantu jaki pokonałem, naliczony dystans z mapy wychodził około 107km. Wariant ten uważam za optymalny. Nadwyżka 7km wzięła się stąd, iż mój zakładał optimum dla prędkości, nie dystansu. Tą samą kolejność zaliczania pk można byłoby pokonać po optymalnej długości trasy w 97km (informacja sprawdzona na mapie). A jakby ktoś się zdrowo uparł to jeszcze mniej. Co do kondycji fizycznej, wytrzymałości ogólnej, sądzę, że jestem dobrze przygotowany. Tak więc uważam, że o zwycięstwie zadecydował nie jeden konkretny czynnik ale łącznie kilka, tzn. wariant optymalny pod względem prędkości poruszania się oraz możliwości fizyczne dzięki którym mogłem biec, nie zapominając o całym zbiegu przypadków związanych z trafieniem na odśnieżoną drogę leśną.
[b]Co jadłeś i piłeś na trasie? Nie miałeś problemów z zamarzaniem picia?[/b]
Generalnie to mało jem i piję podczas setek. Na trasę z bazy zabrałem 0,5l czystej wody, 0,5l Pawerade, 2x baton Mars, trochę sera którego nie zjadłem i coś tłustego około 300g. Po drodze dokupiłem 0,5l Coli i jedno piwo – na rajdzie zawsze mam ochotę na napój gazowanych. Z zamarzaniem napojów nie miałem problemów. Nie używałem bukłaka, a napój którego akurat piłem trzymałem w butelce przy ciele za pasem. Pozostałe w plecaku. Piwo oczywiście przelałem do bidonu w sklepie. Wypiłem je pod koniec trasy, co nie było dobrym rozwiązaniem, gdyż wzięło mnie nagle z zaskoczenia.
[b]Jak wygląda Twój system treningowy? Ile robisz kilometrów?
Czy opierasz się na jakiejś literaturze? Jakichś programach?[/b]
Na pewno nie biegam tyle ile bym chciał. Jak dotąd jestem jeszcze w fazie I patrząc na trening oczyma J. Danielsa, autora książki „Bieganie metodą Danielsa”, którą ostatnio przeczytałem. Trenuję raczej w tempie charakterystycznym dla biegów spokojnych (BS), zawsze powyżej 10km, od czasu do czasu przyspieszam do tempa maratońskiego (M). Średni dystans tygodniowy to około 50 – 60km. W szczytowych tygodniach, gdy przez dłuższy okres nie startuję w setkach, a w niedzielę uda mi się wygospodarować około 2,5godz na długie wybieganie, dystans tygodniowy skacze do 80 – 90km. Staram się także jeden trening w tygodniu, zazwyczaj jest to sobota, poświęcić na podbiegi po okolicznych pagórkach.
Obecnie jestem na dobrej drodze (wpływ literatury J. Danielsa), aby jakoś ukierunkować swój trening; rozpisać konkretny program. Długie wybiegania to nie sposób na wszystko, to dobry sposób na początek.
[b]Czy wywodzisz się ze świata turystów czy biegaczy? Co robiłeś zanim zacząłeś się ścigać w setkach?[/b]
Moja przygoda ze sportem na dobre zaczęła się w szkole średniej od treningów TaeKwonDo w śremskim klubie „Rapid”. Na studiach wstąpiłem do sekcji AZS. Po ośmiu latach fascynacji wschodnimi sztukami walki, byłem zmuszony zrezygnować z powodu problemów z kolanami. Dolegliwości występowały przy jakiejkolwiek próbie podjęcia większego wysiłku. Ustąpiły po około trzech latach, kiedy zmieniłem sposób odżywiania. I wtedy odkryłem w sobie pasję biegania. Ciągoty do zrobienia czegoś wyjątkowego doprowadziły mnie do Selekcji, programu paramilitarnego emitowanego na antenie TVP2. Po solidnym przygotowaniu siłowo – wytrzymałościowym, ukończyłem program w 2005 roku. Po powrocie do domu poczułem niedosyt. Zacząłem szukać informacji o podobnych imprezach. W ten sposób dowiedziałem się o istnieniu AR, pieszych rajdach na 100km. Dystans 100km zrobił na mnie oszałamiające wrażenie. Wiedziałem już co będę w życiu robił.
[b]Twoim największym rywalem w Pucharze Maratonów Pieszych na Orientację jest Twój teamowy kolega Maciek Więcek. Jak się czujesz kiedy ogrywasz kumpla? W czym jesteś lepszy od niego? A jakich cech mu zazdrościsz?[/b]
Z Maćkiem poznaliśmy się na Kieracie w 2009 roku, którego ukończyliśmy razem. Pamiętam do dzisiaj jak dał mi w kość, to dzięki niemu uzyskaliśmy czas 16godz. Ja z kolei wyciągałem nas z tarapatów nawigacyjnych. Od tamtej pory po prostu jesteśmy dobrymi kumplami, mamy już za sobą wspólne starty w zawodach drużynowych oraz plany startów w nadchodzącym sezonie i nie tylko. Oczywiście, kiedy startujemy w impreza klasyfikowanych do Pucharu Polski w Pieszych Maratonach na Orientacje to ścigamy się ze sobą tak jak z innymi uczestnikami, nie zakładamy, że będziemy biec razem. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że powinny być to zawody indywidualne.
A czego mu zazdroszczę ?? Tych wszystkich wolnych weekendów ;} i Krakowa..
[b]Teraz przez jakiś czas nie będzie zawodów. Co planujesz na resztę zimy?[/b]
Odpoczywać raczej nie będę, przerwę już miałem. Postaram się ułożyć konkretny program treningowy i zacząć wdrażać go w życie. Pojawię się także na starcie w zawodach AR w team „inov-8”, a pierwszy start już pod koniec stycznia.
[b]Czy jest jakiś wyścig o którym marzysz? Jakiś wielki zagraniczny start?[/b]
Pomimo planów wejścia teamu „inov-8” w środowisko AR, biegi będą dla mnie zawsze priorytetem spośród wszelakich dyscyplin sportowych. Dlatego marzą mi się jak wielu innym starty w międzynarodowych imprezach biegowych. Głównie chodzą mi po głowie biegi górskie długodystansowe, nie koniecznie na orientację. W tym kierunku będę próbował się rozwijać poprzez stosowne treningi, doświadczenie w startach krajowych. Imprez tego typu z roku na rok w Polsce przybywa, co mnie niezmiernie cieszy. A gdy formą „dorosnę” do odpowiedniego poziomu, nie obejdzie się bez startów zagranicznych, choćby tak bardzo popularnego ostatnio w Polsce ultramaratonu wokół masywu Mont Blanc.
[b]Życzymy powodzenia i realizacji planów
Wesołych Świąt![/b]
Wesołych Świąt !!
Zostaw odpowiedź