[size=x-large]Jak zostać rajdowym mocarzem?[/size]

Nie opowiem tu historii swojego sukcesu (a wielka szkoda 🙂 ). Postanowiłem podzielić się tym co udało mi się uporządkować w głowie na podstawie kilkudziesięciu rozmów, artykułów i książek o rajdowej i sportowej tematyce.

Impulsem do ubrania tego wszystkiego w formę artykułu była nocna dyskusja z [url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=58]Irkiem Walugą[/url] – człowiekiem o muskulaturze rodem z atlasu anatomicznego. Zastanawialiśmy się, czemu jedni zawodnicy brylują na rajdach na wszystkich kontynentach, a inni znikają ze środowiska po kilku startach. Odchodzą do innych dyscyplin lub po prostu zapuszczają brzuszki.


[size=x-small][i]Irek Waluga w drodzę na szczyt narciarskiej skoczni (Ukraina 2008). fot. Magdalena Ostrowska[/i][/size]

Podzieliłem wszystko na rozdziały, tak by w każdym zawrzeć osobny problem i spróbować znaleźć receptę na niego. Nie przez przypadek czysty trening pojawił się na końcu i stanowi tylko jeden z 11 punktów.

[b]Predyspozycje[/b]
[b]Nawigacja[/b]
[b]Psychika[/b]
[b]Doświadczenie[/b]
[b]Zespół[/b]
[b]Pieniądz[/b]
[b]Czas[/b]
[b]Motywacja[/b]
[b]Planowanie[/b]
[b]Rozwój zrównoważony[/b]
[b]Czysta fizyka[/b]
[b]Co teraz?[/b]

[b]Predyspozycje[/b]

Zaczynamy od rzeczy pierwotnej, czyli tego jakim Cię Bóg stworzył i jakie geny podarowali Ci rodzice.
Sorry. Na to nie masz wpływu. Ale nie przejmuj się jeśli tata nie miał sportowego talentu, a mama całe życie była zwolniona z wuefu. Na polskiej arenie rajdowej możesz dostać się bardzo wysoko nawet jeśli z natury jesteś niezbyt szybki czy wytrzymały. Jednak będziesz musiał mocno rozwinąć inne cechy, by braki w predyspozycjach przeszły do cienia.
Łatwiejsze życie mają osoby o budowie długodystansowców. Takie, które z natury (niekoniecznie diety) są chude i żylaste. Zawodnicy o tendencji do tycia – „misiaki” mają znacznie utrudniony trening. Muszą stale walczyć z kilogramami pojawiającymi się znikąd, a ich nakład pracy treningowej i nie tylko musi być znacznie większy niż „chmielowych tyk”.
Predyspozycje to często pułapka, bo mają spory wpływ na inny element – motywację. Wydaje mi się, że najlepiej jest być „średniakiem” pod tym względem. Bo jeśli jesteś z natury miśkiem i łatwo gromadzisz sadełko, wysoce prawdopodobne, że szybko się zniechęcisz słabymi wynikami. Podobnie jeśli wszystko przychodzi Ci z łatwością, i byłeś „mistrzem dzielnicy” – zabraknie Ci pokory by przetrwać początkowe porażki.

[b]Podsumowując:[/b] Ta cecha definiuje to jak szybko jesteś w stanie podnieść swą fizyczną moc. Tylko tyle (i aż tyle)


[size=x-small][i]Morski etap kajakowy na Estoril XPD Portugal – fot. Paulo Calisto[/i][/size]

[b]Nawigacja[/b]

Umiejętność korzystania z mapy nie jest warunkiem niezbędnym by startować w rajdach. Wystarczy, że jeden zawodnik w zespole umie przebijać się po bezdrożach na azymut by, poprowadzić team ku zwycięstwu. Pytanie tylko dlaczego to TY nie miałbyś nim zostać? Im jesteś młodszy, tym nauka przychodzi szybciej. Dlatego też mistrzami w dziedzinie nawigacji są osoby które bawią się z mapą już od podstawówki. Jeśli za młodu biegałeś z mapą po krzakach lub jeździłeś na harcerskie obozy, masz spory bonus już na starcie. Jeśli nie, posyp głowę popiołem i ruszaj do nauki. Mój kolega w desperacji zapisał się do szkolnej sekcji biegów na orientację i przez kilka miesięcy dostawał regularnego łupnia od 10-latków, zanim wdrożył się w mapę.
Nie odrzucaj nawigacji i trenuj ją niezależnie od tego, czy twój teamowy partner ma zmysł orientacji na poziomie Beduina czy nie. Jeśli ma – to doskonała okazja by wziąć od niego parę lekcji. Kto wie, czy za rok ciągle będziesz z nim startował, czy obierzecie inne ścieżki. Jeśli nie umiesz nawigować – możesz zostać na lodzie.
Najlepsze na świecie zespoły jak np. Nike mają na pokładzie kilku orientalistów i mogą wymieniać się w trakcie wyścigu, tak by nie przeciążać osoby która ma właśnie kryzys lub by dać jej na jakiś czas odpocząć (mózg przecież też się męczy na rajdzie).
Traktuj naukę nawigacji także jako inwestycję. Jak będziesz dobry, łatwiej przekonasz mocnych zawodników by z Tobą startowali.
I pamiętaj słowa starego mistrza [url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=219]Johna Howarda[/url] – on zawsze przedkładał trening umiejętności rajdowych ponad prężną łydkę.

[b]Podsumowując:[/b] Wplataj nawigację jak najczęściej w swoje treningi. Bo od niej bezpośrednio zależy Twój wynik.

[i]Zobacz również:[/i]

[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=188]Nawigacja w rajdach przygodowych[/url]

[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=37]Idąc w dobrym kierunku[/url]

[b]Psychika[/b]

Coś co potocznie nazywamy „psychą” jest w gruncie rzeczy tym samym co motywacja. Tylko w działaniu na krótszy dystans. To jedyna siła, która faktycznie dociąga do mety. Dobre nastawienie pozwala przetrwać kryzys, pokonać senność, znieść zimno i ból. Żaden rajd nie jest tak naprawdę przyjemny. Jeśli całą trasę pokonałeś w komforcie – znaczy, że dałeś z siebie bardzo mało. Ściganie się musi boleć i musi doprowadzać do krańca wyczerpania. To nic wyjątkowego. W porównaniu z biegiem na 3km zmienia się tylko skala czasowa.
Mocną głowę można mieć z natury (np. Ania Kowalewska napieraj.pl, która po rajdzie traciła 7 do 10 paznokci u nóg) lub można zbudować sobie odporność poprzez kolejne doświadczenia. Każdy poważny kryzys rozszerza świadomość i odsłania nowe tereny naszej psychiki niczym na mapie w grze w Warcrafta. Najpierw brak snu i aktywność przez 30 godzin wydaje się czymś niemożliwym. Gdy się już tego dokona, to 30 godzin staje się punktem odniesienia do dalszej ekspansji. Do 40, do 50 i tak dalej. Są oczywiście twarde granice za którymi nawet świetnie zmotywowany zawodnik otwierający stawkę rajdu zaczyna śnić na jawie i robić głupoty. Wówczas drzemka, a nawet dłuższy (czyt. 2h) sen jest jak najbardziej na miejscu.
Psychikę i nastawienie można trenować. Zapamiętywać i kolekcjonować wrażenia z kryzysów, trudnych momentów. Po to by nie wpadać w panikę, nie poddawać się. Przecież jeśli raz wpadłeś w lekką hipotermię i z niej wyszedłeś, to drugi raz też się powinno udać. Oczywiście nie można popadać w skrajność (głupio sobie np. odmrozić palce). Jednak 90% sytuacji okazuje się mniej groźna niż wydawała się na początku. Gdyby to co mówią nasze mamy było prawdą, już dawno wszyscy rajdowcy pomarliby na zapalenie płuc i hemoroidy.
Dobrą psychikę hoduje się z dala od domu, w czasie górskich wędrówek z namiotem – latem i zimą. W przemoczonych butach i kurtkach podszytych wiatrem. Z pustym żołądkiem w czasie niekończącej się mżawki.
Pamiętaj jednak o twardych granicach. Nie zależy nam na robieniu sobie krzywdy.

[b]Podsumowując:[/b] Pamiętaj ciężkie momenty by następnym razem nie wpadać w panikę


[size=x-small][i]Trening przed zawodami 24 hours of Costa Rica[/i][/size]

[b]Doświadczenie[/b]

W rajdach debiuty często należą do najbardziej bolesnych doświadczeń zawodników. Sprawni fizycznie, wytrenowani, nagle lądują w połowie lub na końcu stawki.
Rajdy to nie bieg na 10km, gdzie jedyne pole manewru to regulacja tempa i jego sensowne rozłożenie. Umiejętności taktyczne jak i zwykła wprawa pozwala zyskiwać cenne minuty czy godziny jeszcze przed startem. Stary wyjadacz nie myśli o tym jaki sprzęt musi spakować do skrzyń na kolejne etapy. On to po prostu robi. Czyta regulamin, odhacza ważne fragmenty, nie zawraca sobie głowy pierdołami. Amator nie wie co jest istotne. Traci czas w bazie zastanawiając się nad doborem butów, spodni, dodatkowego wyposażenia. Finalnie nawet mając dobrą wolę, często podejmuje złą decyzję.
I tak już na starcie widzimy kto straci na zbyt ciężkich (lub zbyt lekkich) butach, na noszeniu w plecaku sprzętu którego nie będzie używać. Prawda jest też taka, że optymalny dobór wyposażenia jest inny dla amatorów, którzy zwykle więcej czasu spędzają na trasie, bo wolniej się poruszają i mają większe kłopoty z nawigacją. Debiutant nie może zakładać na zimowy rajd cienkiej kurtki i letnich rękawiczek – po prostu tego nie zniesie. Natomiast człowiek, który jest w stanie przebiec połowę górskiego odcinka 50km wytworzy tyle ciepła, że nawet nie zauważy problemu. Do tego, dla niego granica pomiędzy akceptowanym dyskomfortem, a przeraźliwym zimnem leży zupełnie gdzie indziej niż u mieszczucha czy debiutanta.

Doświadczenie zwiększasz poprzez starty. Ale sama ich liczba to za mało. Najważniejsze jest gdzie, a także z KIM startowałeś. Załóżmy – w drugim roku swego rozwoju bierzesz udział w swym czwartym rajdzie, np. [url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=314]AR Cup na Kaszubach.[/url] Tak krótka impreza niewiele wniesie do Twojego doświadczenia. Bo kilka godzin w terenie niewiele różni się od dłuższego treningu.
Sprawa radykalnie się zmieni, gdy nagle zechce z Tobą wystartować np. Artur Kurek czy Paweł Moszkowicz. Jeśli tylko w jednym kawałku dotrzesz na metę, Twój obraz rajdowania zmieni się znacząco. Zrozumiesz jak wygląda dobrze przeprowadzony przepak, ile można zyskać na sprawnej nawigacji czy na karkołomnym zbiegu po zboczu. Zastosujesz to później w swoim teamie, opowiesz kolegom i na kolejną imprezę przygotujesz się zupełnie inaczej.

[b]Podsumowując:[/b] Startuj na trudnych imprezach, słuchaj i podglądaj lepszych zawodników.


[size=x-small][i]Przejście przez górską dżunglę w Kostaryce[/i][/size]

[b]Pieniądz[/b]

Prędzej czy później dojdziesz do kwestii finansowych. Mając pensję ze strefy budżetowej i rodzinę na utrzymaniu, niestety szybko osiągniesz granice rozwoju rajdowego. Okaże się, że poza kilkoma startami w kraju nie jesteś w stanie pozwolić sobie na więcej. A wpisowe na wielki zagraniczny rajd będzie niemożliwe do zgromadzenia z powodu bieżących wydatków. Na tym elemencie zatrzymuje się wielu rajdowców. Mają niezłą moc, doświadczenie, psychikę, ale…
Smutna prawda wygląda tak: W Polsce większość czołowych zawodników ma dobrą pracę i brak obciążeń w postaci rodzinnych zobowiązań.
Rozwiązań by wypłynąć na szerszą wodę jest kilka, ale najlepszym wyjściem jest mimo wszystko załatwienie sobie skuteczniejszego źródła finansowania – czyt. dobrze płatnej roboty. Jeżeli to nie wchodzi w rachubę – musisz zastanowić się, w co zainwestować swój czas – w poszukiwanie sponsorów, czy dodanie sobie kolejnego etatu. Pierwsza rzecz jest skuteczniejsza w przypadku zespołów z osiągnięciami na koncie. Po prostu mają się czym pochwalić i wylegitymować wynikami. To również dobra fucha dla młodych zawodników (np. studentów) których zasoby czasowe są dosyć duże, a możliwość dorobienia niewielka.
Lojalnie ostrzegam: Sponsorzy nie dają nic za darmo. Uzyskane środki finansowe bardzo często trzeba tak czy inaczej odpracować. Pisząc sprawozdania, rozsyłając fotki, dbając o wizerunek zespołu, spotykając się z menadżerami, śląc sterty maili. Najłatwiejszy do zdobycia jest sprzęt. Jeśli trafiłeś na źródło gotówki i udało Ci się utrzymać dłużej niż sezon, możesz nazwać się szczęściarzem.

[b]Podsumowując:[/b] Bez rozwoju tego elementu, Twoja kariera zatrzyma się na zawodach krajowych.

[b]Czas[/b]

W świecie rajdowym najpowszechniejszy konflikt wygląda tak: Mam czas – nie mam kasy (młodzi). Mam kasę, ale nie mam urlopu (starsi).
Po przemyśleniu i rozwiązaniu wszystkich innych problemów, czas okazuje się jedyną twardą granicą rozwoju. Doba trwa 24 godziny. Dobry trening wymaga regeneracji, spokojnego snu, sensownej diety. Możesz zarabiać 20000zł miesięcznie, ale nic nie wskórasz bez urlopu i zasuwając 14 godzin w firmie. Szybko uzbierasz pieniądze na piękne zawody, ale wrócisz z nich na tarczy po pierwszych 48 godzinach.
Najlepsi na świecie rajdowcy rozwiązali ten problem najmując się jako osobiści trenerzy. Bez problemu można wybrać się na lekcje rajdowania do Danelle Ballengee czy [url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=67]Iana Adamsona.[/url] W ten sposób zawodnicy realizują część swoich treningów, a równocześnie dbają o formę. W Polsce dobrym przykładem rajdowca trenującego w godzinach pracy jest instruktorka fitness Agnieszka Zych (Speleo Salomon). Jej największe zmartwienie to… przetrenowanie.
Dla wielu z nas na przemontowanie swojego życia i zmianę profesji jest już zbyt późno (lub nie mamy wystarczającej motywacji), dlatego ważne by optymalizować swój plan zajęć. W czasie gdy pracowałem w wydawnictwie kartograficznym, wiele treningów realizowałem w drodze pomiędzy domem, a „fabryką”. Najprostszym rozwiązaniem jest bieg z pracy do domu. Nie wymaga prysznica w firmie, nie ma problemu z przepoceniem, odpada kwestia parkowania roweru, czy odpowiedniego ubioru. Po prostu, gdy inni pędzą na przystanek lub parking, zakładasz rajtki i biegniesz. W ten sposób oszczędzasz sporo czasu i zjawiając się u rodziny masz już „odrobione lekcje”. Jeśli planujesz dłuższe wybieganie, zawsze możesz wybrać okrężną drogę.
W najgorętszym okresie przygotowań startowych, większość moich podróży po Warszawie odbywałem rowerem lub pieszo.

Drugi element ściśle związany z czasem to rodzina i życie osobiste. Nie jest tajemnicą, że większość geniuszy miało fatalne życie rodzinne. Po prostu zatracili się w swojej pasji i dzięki temu doprowadzili ją do perfekcji. Nie polecam tej metody. Kariera rajdowa, choć może trwać nawet 30 lat nie jest warta rozsypki osobistej.
Jeśli poważnie trenujesz, wkrótce napotkasz konflikt pomiędzy czasem poświęcanym swojej dziewczynie/chłopakowi, dzieciom, rodzicom, a godzinami na zawodach czy w lesie. Wielu zawodników na codzień trenuje ze swoimi partnerami. Najsławniejsze jest nowozelandzkie małżeństwo Ussherów. W Polsce dobry przykład to Piotr Kosmala i Kasia Zając lub Paweł Dybek i Magda Łączak.
Jeśli nie masz szans na startowanie ze swoim partnerem, postaraj się jakoś wciągnąć go w rajdowanie. Delikatnie i stopniowo. Pokaż mu swoją pasję. Niech pozna ludzi, z którymi trenujesz, oswoi z nimi. Może realizować się na wiele sposobów – pomagać jako support, robić zdjęcia na zawodach lub chociaż służyć jako teamowy kierowca.
Wiele treningów jesteś w stanie zrobić z rodziną. Możesz biegać z dziecięcym wózkiem, nosić cały rodzinny bagaż podczas wycieczki w góry, czy ruszać na rowerową wyprawę przypinając sobie sakwy, a dziewczynę puszczając „na lekko”.
Najważniejsze jest tutaj wyczucie i długoterminowe spojrzenie. W moim przypadku udało się przez kilka lat zmienić podejście żony od wrogiego rajdom, a zwłaszcza bieganiu, do stanu, gdy muszę się tłumaczyć, dlaczego nie chcę z nią wystartować na najbliższej imprezie i wolę posiedzieć przed telewizorem. A ja po prostu nie mam już siły! W ten sposób mam sojusznika. I już nie tłumaczę się dlaczego w najgorszą pogodę ruszam do lasu i wracam z niego utytłany w błocie niczym pięciolatek.

[b]Podsumowując:[/b] Realistycznie planuj swój dzień, sezon i rozwój na przestrzeni lat.


[size=x-small][i]Aga Zych na etapie rowerowym. Fot. Monika Strojny[/i][/size]

[b]Motywacja[/b]

Sprawa ulotna. Najczęściej oceniamy ją u innych, ale warto byśmy sami nauczyli się ją analizować. Z wysoką motywacją jesteśmy w stanie zmusić się do wykonywania czynności nieprzyjemnych, niewdzięcznych w imię długoterminowych korzyści.
Nie bez powodu najszybszymi biegaczami są Kenijczycy i Etiopczycy. Morderczy trening stanowi dla nich drogę do życiowego sukcesu. Podniesienia statusu materialnego o kilka zer na koncie, a także ogromnego szacunku w społeczeństwie.
Na rajdach nie da się zarobić. Póki co nie da się nawet z nich utrzymać, a mistrzowie świata rozpaczliwie poszukują sponsorów by móc rozwijać swoją pasję. Musimy szukać więc innych motywacji poza finansami. Sięgamy tu do najwyższych pięter piramidy potrzeb Maslowa, czyli samorealizacji. Nie ma też co liczyć na poklask społeczny i sławę. Poruszamy się w niszy w którą rzadko zagląda telewizja, a gazety traktują nas jako garstkę szaleńców. Musimy więc sami cieszyć się z naszych zwycięstw, walki. Sami nakręcać.
Motywację możemy czerpać ze współpracy w teamie, budowania zespołu, osiągania coraz lepszych wyników w rajdach, czy pokrewnych dziedzinach. Zastanów się co tak naprawdę najbardziej kręci Cię w rajdach. Jeśli dobrze określisz cel, unikniesz frustracji i zniechęcenia. Jeśli zaczniesz się oszukiwać – szydło wyjdzie z worka prędzej czy później. Jeśli szukasz tylko zabawy, przygody po prostu nie czytaj tej pisaniny. Baw się i ciesz jakimkolwiek wynikiem. Wkrótce może się jednak okazać, że żeby zażyć prawdziwej przygody musisz rozwinąć inne cechy. Nie pobawisz się w USA na super zorganizowanym Primal Quest jeśli nie nabierzesz odpowiedniej mocy i nie zgromadzisz kilku tysięcy dolarów. I będzie Ci smutno oglądać wypasione fotki czując, że nie zrobiłeś nic byś to Ty był tym gościem pokonującym ogromny łuk skalny pod ostrzałem obiektywów.
Mi jest ciągle smutno 🙂
Nakręcaj się na starty. Czytaj napieraj.pl, sleepmonsters.com, oglądaj archiwalne filmy z Eco Challenge, mailuj z członkami swojego teamu, wybieraj się na wspólne treningi. Ścigaj. Żyj rajdami.

Pamiętaj, że brak motywacji (przede wszystkim do treningu) może czasem być objawem przetrenowania. Rób więc przerwę na kilkutygodniowe wakacje i czekaj aż „poczujesz głód”.

[b]Podsumowując:[/b] Żyj rajdami i ciesz się nimi.

[i]Zobacz również:[/i]

[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=110]20 sposobów na motywację w treningu[/url]

[b]Planowanie[/b]

To element spajający pozostałe. Na dłuższą metę okazuje się, że każda godzina poświęcona na sumienne rozplanowanie treningów, wydatków i celów startowych zwróci się dziesięciokrotnie jeśli tylko przyłożymy się do realizacji mądrego planu. Nie bez powodu ten artykuł pojawia się poza sezonem, kiedy jest czas na przemyślenie przyszłego roku. Jeśli marzysz o starcie w mistrzostwach świata, musisz ułożyć sobie cały łańcuszek etapów pośrednich ciągnący się od daty wielkiego startu aż do dzisiaj. Jeśli ten będzie stał samotnie w kalendarzu np. W 2011 roku w lutym ([url=/xoops/modules/news/index.php?storytopic=16]Bergson Winter Challenge[/url]), marne szanse żebyś stał się uczestnikiem tego wydarzenia. Znacznie lepiej zrobisz, jeśli założysz kilka celów pośrednich. Np. złożenie czwórkowego zespołu i start w 2010 roku na długiej trasie [url=/xoops/modules/news/index.php?storytopic=18]Adventure Trophy[/url], a w najbliższym sezonie ukończenie jak największej liczby imprez dwójkowych i kilku czwórkowych by zgrywać team. Z kolei czas dzielący Cię od pierwszych zawodów przyszłego roku powinieneś starannie utkać jednostkami treningowymi. Tak, by rozbudować cechy potrzebne pod konkretny start, a także jako etapy budowy bazy niezbędnej do występu na Mistrzostwach. Do tego przyda się kilka spotkań z potencjalnymi partnerami zespołowymi.
Planując sezon, oprócz startów zapisz elementy które chcesz udoskonalić, np: rowerowe zjazdy, szybkość biegu, logistykę.
Przy okazji zastanów się nad aspektami pozatreningowymi. Skalkuluj ile będzie kosztował sezon. Ile pieniędzy jesteś w stanie przeznaczyć na modernizację roweru, wyjazdy, wpisowe. Czy nie wyczerpie to urlopu i nie wywoła buntu w rodzinie. Finalnie, czy Twój organizm jest w stanie przyjąć na siebie taką dawkę obciążeń i nie posypie się po kilku miesiącach.
Pamiętaj, że rajdy są sportem zespołowym i twój wysiłek pójdzie na marne jeśli nie zadbasz o team (a oni o Ciebie).

[b]Podsumowując:[/b] Wybiegaj w przyszłość. Staraj się podnosić stopniowo poprzeczkę.

[i]Zobacz również:[/i]

[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=11]Planowanie treningu i startów[/url]


[size=x-small][i]Speleo Salomon na Explore Sweden. Fot. Monika Strojny[/i][/size]

[b]Rozwój zrównoważony[/b]

Z reguły najchętniej trenujemy te rajdowe elementy, które wychodzą nam najlepiej. Szybcy biegacze dużo czasu spędzają biegając, a świetni rowerzyści jeżdżąc. Brzmi to jak masło maślane. Ale właśnie tu kryje się problem. Szybki biegacz powinien gnieść pedały, bo w tym jest zwykle słaby. A rowerzysta zsiąść z siodełka, założyć adidaski i potruchtać. Zawsze powinno się kłaść największy nacisk na najsłabiej rozwinięte cechy. Choćby dlatego, że najszybciej można podnieść ich poziom i jest to najbardziej opłacalne. Przykładowo: Poprawienie wyniku w biegu maratońskim z 4:20 na 4:00 jest kwestią dwóch miesięcy uporządkowanego treningu, a zejście z poziomu 3:00 na 2:40 może wymagać dwóch sezonów poświęconych wyłącznie bieganiu (lub okazać się niewykonalne).
Polscy zawodnicy mają największy problem z etapami kajakowymi. Gdy tylko wychylą czoło za granicę, różnica ujawnia się w całej okazałości. Czesi topią nas na swych torach white-water, Ukraińcy nie mieli nawet szans wrzucić Lachów w wir Czarnego Czeremosza, gdzie Ci by polegli bo… Polacy na Ukrainie polegli wcześniej (patrz relacja z [url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=279]Ferrino Extreme Marathon[/url]).
Dwa czołowe teamy naszego kraju zgodnie podkreślają, że mieszanie wiosłem to nasza narodowa słabość. Starają się z tym walczyć, ale ciągle odstają od czołówki.
Wiedza na temat specyficznego treningu rajdowego jest na razie w powijakach. Najwięcej można zaczerpnąć wertując książki dyscyplin wytrzymałościowych. Kwestie ogólne takie jak periodyzacja (zróżnicowanie charakteru i objętości treningu w ciągu sezonu) czy regeneracja są identyczne, niezależnie czy autor pisze o bieganiu czy maratonach kajakowych. Moja ulubiona pozycja to [url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=120]Biblia Treningu Kolarza Górskiego – Joe Friela.[/url]

[b]Podsumowując:[/b] Planowanie treningu zaczynaj od swych najsłabszych stron.

[b]Czysta fizyka[/b]

Na koniec trening, czyli chleb powszedni dobrych zawodników.
Bez regularnych ćwiczeń przez cały sezon nie da się wyjść powyżej środka peletonu. Wyjątki stanowią osoby, które mają wybitne predyspozycje, świetni nawigatorzy i starzy wyjadacze, którzy mimo słabszej dyspozycji potrafią przeważyć szalę doświadczeniem, logistyką i pancerną psychą.
Nie będę prezentował konkretnych programów treningowych, te można znaleźć choćby w dziale [url=/xoops/modules/wfsection/index.php?category=3]Trening[/url] .
Trening zawsze trzeba układać pod jakiś cel. Mielenie kilometrów nie czyni mistrza. Może natomiast „zajechać” bardzo dobrze zapowiadającego się rajdowca. Nie przetrenowuj się. Za każdym razem myśl o tym czemu służy dana jednostka treningowa i jaką masz wyciągnąć z niej korzyść. Od razu planuj jak powinna wyglądać następna. Jeśli pod koniec biegu byłeś wykończony – pomyśl czy następnego dnia nie przyda się wypoczynek, zmiana dyscypliny lub zmniejszenie intensywności.

Pamiętaj też, że rozwój fizyczny jest tylko jednym z aspektów rajdowania. Najlepiej wiedzą o tym członkowie teamu Navigator Suunto, którzy choć są bardzo mocni w kraju (większość imprez kończą na I miejscu), przez kilka sezonów nie byli w stanie zdobyć sławy za granicą.

Wielu ludzi wyobraża sobie, że rajdowcy nic więcej w życiu nie robią, tylko trenują. Nic bardziej błędnego. W porównaniu z łyżwiarzami figurowymi czy gimnastykami nasz dzienniczek jest bardzo luźny. Adventure Racing nawet na poziomie międzynarodowym jest sportem amatorskim. Zawodnicy nie mogą sobie pozwolić na spędzanie 8 godzin dziennie na bezproduktywnym marnowaniu energii.
Więc jakie warunki należy spełnić by zostać rajdowym mocarzem? W polskich warunkach potrzeba organizmu, który w długim okresie wytrzyma 10-16 godzin treningu tygodniowo. Nie przez kilka tygodni. Nagły zryw „niedzielnego wojownika” doprowadzi szybko do kontuzji. Ważne by dochodzić do tego pułapu stopniowo. Cały czas sprawdzając czy coś wewnątrz „się nie sypie”. Nie jest sztuką zacząć swój pierwszy sezon, odhaczyć kilka dobrych wyników, by zimę spędzić na konsultacjach z lekarzami, okładaniu się kompresami i wizytach u rehabilitantki. Nie ma też sensu rzucać się na długie rajdy (powyżej 48h) nie mając zbudowanej pewnej bazy. Bo wówczas powrót organizmu do równowagi może trwać nawet kilka miesięcy. Dobrze pamiętam mój pierwszy rajd. Trwał 66 godzin, ale jeszcze 3 tygodnie później miałem nienaturalną potrzebę wylegiwania się w łóżku i dobrego odżywiania. Ale wówczas był to jedyny rajd w Polsce i nie miałem szans nigdzie wystartować aż do następnej edycji.
Baza treningowa to nie zawsze muszą być wybiegane czy wyjeżdżone kilometry. Ludzie wywodzący się ze środowisk turystów, wspinaczy czy speleologów też mają dobrą wydolność i są przyzwyczajeni do długotrwałego wysiłku. Najczęściej brak im jedynie prędkości i umiejętności technicznych. W zamian dysponują twardszą psychiką niż sportowcy z bieżni rodem.

Jeśli chcesz osiągnąć szczyt – Mistrzostwo Świata lub zwycięstwo w innym wielkim rajdzie, musisz poświęcić się Adventure Racing bez reszty. Nie wystarczy 16 godzin treningu w tygodniu. Jako baza przyda się przeszłość w sporcie wyczynowym (Mike Kloser z teamu Nike ma na koncie Mistrzostwo Świata MTB, [url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=193]Richard Ussher[/url] na Olimpiadzie w Nagano reprezentował swój kraj w jeździe po muldach). Do tego musisz złożyć team na zbliżonym poziomie, mieszkać gdzieś niedaleko gór i miejsc gdzie można pokajakować. Nie zawadzi jeszcze krajowe mistrzostwo w jakiejś dyscyplinie nawigacyjnej i gruby portfel by przez pierwsze lata finansować wyjazdy na treningi i zawody….
Brzmi abstrakcyjnie. Może jednak z punktu w który dotrzesz za 5 lat będziesz miał inne wrażenie.
Tego Ci życzę 🙂

[b]Podsumowując:[/b] Myśl dużo o swoim treningu. Nie popsuj się.

[i]Zobacz również:[/i]
[url=/xoops/modules/wfsection/index.php?category=3]Dział o treningu na napieraj.pl[/url]


[size=x-small][i]Etap rolkowy na XPD Portugal. Fot. Paulo Calisto[/i][/size]

[b]Co teraz? [/b]

Przeczytaj jeszcze raz fragment o rozwoju zrównoważonym. Następnie potraktuj każdy z rozdziałów jako odrębną dyscyplinę. Zastanów się jaki aspekt jest Twoją achillesową piętą, po to by zacząć swój rozwój właśnie od niego. Jeśli masz [url=/xoops/modules/profiles/]profil zawodnika[/url] w bazie napieraj.pl, to obejrzyj go. Tam gdzie widnieje najkrótszy pasek opisujący Twoje umiejętności, tam jesteś w stanie uczynić największy postęp. Wróć do rozpiski za kilka miesięcy, popraw profil i powtórz operację.

Nie zastanawiaj się nad tym, że dana umiejętność w TEJ chwili Ci się nie przyda. Kilka tygodni temu było wolne miejsce na rajd w Abu Dhabi. Wystarczyło umieć świetnie wiosłować…

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany