[size=x-large][b]Polar RS100 – Model niski, jednak mocny[/size][/b]
cena: 360zł (lipiec 2008)
Polar RS100 to urządzenie stosunkowo nieskomplikowane, wygodne i proste w obsłudze, i – poza kilkoma wyjątkami – pozbawione zaawansowanych opcji. Mimo to, aby w pełni wykorzystać jego możliwości, należy zacząć od lektury instrukcji (zdecydowanie polecam wersję angielską, polskie tłumaczenie niestety jest kiepskiej jakości i obfituje w błędy, na przykład w miejsce tabelki z zakresami tętna została w nim umieszczona tabelka z interpretacją wyników zastosowania funkcji Polar Fitness Test, której zresztą nie ma w tym modelu), a następnie go spersonalizować. Czyli wprowadzić swoje dane: wagę, wzrost, datę urodzenia, płeć, tętno maksymalne – w razie braku tej informacji pulsometr wyliczy ją w sposób przybliżony na podstawie wieku – oraz tętno spoczynkowe. Dopiero wtedy będziemy mogli skorzystać z niektórych funkcji: pomiaru liczby kalorii zużytych podczas treningu i OwnZone. W razie braku danych pulsometr będzie usiłował dopytać o szczegóły, lub po prostu wyłączy funkcje, z których nie będzie w stanie skorzystać.
Po pomyślnym wykonaniu powyższych czynności, które nie powinno zająć więcej niż pół godziny, pozostaje jeszcze dopasowanie długości paska przytrzymującego nadajnik, zwilżenie elektrod, zapięcie paska – i można wyruszyć w trasę. Co prawda ze zwilżaniem jest ten kłopot, że elektrody są wykonane z przewodzącej gumy, a nawilżanie gumy to czynność z gruntu bezsensowna, bo woda z niej spływa. Dlatego w zamian stosowałem przecieranie skóry pod elektrodami mokrą ręką, co z powodzeniem wystarczało do chwili kiedy zaczynałem się pocić. Warto zadbać o dobry kontakt między skórą a elektrodą, w przeciwnym razie może się okazać, że cierpimy na zaawansowaną arytmię, i nie będziemy na przykład w stanie skorzystać z funkcji OwnZone (więcej na jej temat w dalszej części opisu).
Obsługa pulsometru w czasie testów, zarówno pod względem stopnia skomplikowania, jak i ergonomii, nie sprawiała najmniejszych problemów. Może tylko ten, że czasami włączałem pulsometr na dłużej w stanie „Standby”, żeby obserwować tętno, a w tym stanie niestety nie działa funkcja blokowania klawiszy, i czasem przypadkiem wciskałem któryś przycisk. Przeważnie był to charakterystyczny dla Polara czerwony przycisk „Start”, znajdujący się na wierzchu odbiornika, przez co uruchamiałem zapis przebiegu treningu.
Nadajnik i pasek przytrzymujący – po odpowiednim dobraniu długości paska – nie wykazywały tendencji do zsuwania się, nawet w czasie biegu z plecakiem, który w moim wypadku jest jednym z najcięższych testów. Mimo to nadajnik i pasek są na tyle wygodne, że któregoś dnia po przebiegnięciu trzydziestu kilometrów o nich zapomniałem, i po powrocie z treningu jeszcze przez pewien czas nosiłem je na sobie, marnując cenną baterię (o problemach związanych z wymianą baterii napiszę dalej, warto pamiętać, że nadajnik aktywuje się kiedy wykrywa pracę serca, nawet jeśli odbiornik znajduje się poza jego zasięgiem).
Pod względem obsługi i ergonomii Polarowi naprawdę niewiele można zarzucić. Pasek na pierś nie zsuwa się (nawet podczas biegu z plecakiem), nie uwiera. Przyciski w zegarku są sensownie umieszczone i można zablokować ich działanie na czas treningu. Wyświetlacz jest wyposażony w dwie linie dużych cyfr, dzięki czemu łatwo jest równocześnie śledzić zarówno stoper jak i pomiar tętna. Ponadto „po kątach” ekranu pochowano mniej istotne wskaźniki, takie jak numer okrążenia czy aktualny stan pracy.
Moją ulubioną funkcją, występującą również w innych modelach pulsometrów Polar, jest OwnZone. Bazuje ona na zmienności tempa pracy serca, czyli na precyzyjnym pomiarze różnic odstępów pomiędzy kolejnymi uderzeniami, w trakcie stopniowej rozgrzewki. Okazuje się, że w miarę zwiększania intensywności wysiłku owa zmienność maleje, a po przekroczeniu pewnego progu praktycznie znika. Ten próg to właśnie dolna granica zakresu OwnZone, górna jest wyznaczana przez dodanie 30 uderzeń na minutę. Badania pokazują, że trenowanie w takim zakresie powoduje najbardziej efektywny wzrost możliwości organizmu (więcej na ten temat można przeczytać na przykład na [url=http://www.polarusa.com/FitPRORewards/trainingresources.aspx?type=6 ]amerykańskiej stronie Polara[/url]: lub [url=http://www.adidas-polar.dk/en/support/product_support?product=104&category=Tips&document=/gip/PKBStoGIP.nsf/c225742500419a8ac22567cb001ee534/c225742500419a8a422569ba003f0410?OpenDocument] tutaj[/url]). Procedura wyznaczania OwnZone jest bardzo prosta i daje się bez problemu włączyć w rozgrzewkę, poza tym warto z niej korzystać przed każdym treningiem, ponieważ wyznaczony zakres zależy od stanu organizmu, na przykład od stopnia wypoczęcia po poprzednim ćwiczeniu, stresu, zmęczenia, czy rozwijających się właśnie chorób. OwnZone jest na tyle użyteczna, że w czasie testów w ogóle nie korzystałem z dostępnej w tym modelu możliwości ręcznego ustawiania limitów.
Przy tej okazji trafiłem na pewną niekonsekwencję. Cała procedura trwa maksymalnie około czterech minut, po czym pulsometr przechodzi w normalny tryb treningu w ustalonym zakresie (przeciętnie 65%-85% maksymalnej częstotliwości skurczowej serca). Tymczasem materiały publikowane przez Polar sugerują, żeby rozgrzewka przed treningiem odbywała się w zakresie 50%-60%, co najmniej przez dziesięć minut. Dlatego radziłem sobie tak, że po wyznaczeniu OwnZone wyłączałem sygnalizację wyjścia poza strefę (czyli dość irytujące pikanie co dwa uderzenia serca), dokańczałem rozgrzewkę, po czym włączałem sygnalizację i kontynuowałem bieg w wyznaczonym zakresie.
Kolejną funkcją, którą chciałem omówić, zresztą dość często obecnie spotykaną, jest pomiar liczby kalorii zużytych podczas treningu. Możemy obserwować szacunkową wartość na bieżąo, a po zakończeniu pomiaru również z podaniem procentowego udziału metabolizmu tłuszczowego. Nie wiem na ile zaawansowany jest algorytm szacowania tego udziału, na przykład czy uwzględnia zmiany szlaków metabolicznych w trakcie trwania treningu, odnoszę wrażenie, że to raczej „bajer”, bo w bardziej zaawansowanych modelach taki podział nie występuje.
W sposobie zaprojektowania widać nastawienie na maksymalną prostotę i niezawodność. Do tego stopnia, że nadajnik jest nierozbieralny, i po wyczerpaniu baterii należy go wymienić na nowy. Zgodnie z danymi producenta żywotność nadajnika wynosi około 700 godzin, czyli powinien wystarczyć na dwa lata dość intensywnego treningu – godzinę dziennie przez cały okres użytkowania. Po tym czasie należy się przygotować na wydatek rzędu 130 PLN, lub kupić nadajnik z wymienną baterią, w cenie około 160 PLN. Oba rozwiązania mają swoje zalety: nierozbieralny nadajnik jest bardzo prosty w utrzymaniu, ponieważ jest w całości zalany gumą, i jego konserwacja sprowadza się do umycia wodą z mydłem. Centralna część jest bardziej płaska, co zmniejsza jej widoczność pod ubraniem – dla niektórych użytkowników może to być zaletą – oraz zmniejsza ryzyko przypadkowego wciśnięcia czerwonego przycisku przy użyciu funkcji „Heart touch” (polega ona na aktywowaniu zaprogramowanej funkcji przy dużym zbliżeniu nadajnika do odbiornika). Poza tym, moim zdaniem, lepiej trzyma się skóry. Pewną niemiłą niespodzianką jest fakt, że jedyne w Polsce autoryzowane centrum serwisowe znajduje się w Krakowie, i – o ile sklep w którym kupujemy sprzęt nie zapewnia również serwisu – w razie konieczności dokonania naprawy gwarancyjnej, lub wymiany zużytej baterii w nadajniku, na ogół trzeba się również przygotować na koszty wysyłki sprzętu w obie strony i dłuższe oczekiwanie. Przy czym producent ostrzega, że nieautoryzowane naprawy mogą skutkować utratą gwarancji.
Nastawienie na maksymalną niezawodność jest również widoczne w sposobie łączenia nadajnika z przytrzymującym go paskiem. Są to po prostu dwa odpowiednio dopasowane kawałki gumy. Początkowo wzbudzały we mnie pewną nieufność, jednak połączenie ani razu mnie nie zawiodło, i szybko przyzwyczaiłem się do jego obsługiwania.
W trakcie testów zetknąłem się również z pewnymi ograniczeniami funkcjonalności.
Pulsometr co prawda jest w stanie kontaktować się z komputerem (Polar wprowadził tu bardzo ciekawe rozwiązanie w postaci transmisji dźwiękowej), ale jedyne co da się zrobić w modelu RS100 to zaprojektowanie własnego logo, o bardzo skromnych zresztą rozmiarach, i wgranie do nadajnika. Niestety bardzo brakuje transmisji danych do komputera, dostępnej w innych modelach, i pozostaje tylko np. arkusz kalkulacyjny i metoda oko-ręka. Drugim, pozornie mało istotnym ograniczeniem, jest pamięć okrążeń („laps”). Mieści ona 99 pozycji, co na ogół w zupełności wystarcza, ale na przykład próba przebiegnięcia dystansu 42 km na standardowej , czterystumetrowej bieżni skończy się przepełnieniem pamięci w najciekawszym momencie. Planując taki trening trzeba kombinować, np. zapisując co drugie okrążenie, i pamiętając przy tym, że komputer przechowuje wyłącznie wyniki aktualnego treningu, a oprócz tego tylko podsumowania („Totals”). Poza tym pulsometr jest wyposażony w dwa interwałometry mierzące czas naprzemiennie – rzecz cenna przy treningu interwałowym, często z nich korzystałem – ale brakuje możliwości przypisania do nich dwóch niezależnych stref wysiłku. Bardzo przydałaby się też możliwość bezpośredniego pomiaru tempa, lub przebytego dystansu, jednak urządzenie nie potrafi współpracować z czujnikami odległości montowanymi przy bucie.
[b]Najważniejsze cechy i funkcje:[/b]
– Zegarek (12/24h)
– Stoper
– Alarm (z opcją drzemki)
– wskaźnik wyczerpania baterii
– blokada klawiszy
– Pamięć okrążeń (99)
– Pomiar spalonych kalorii – również %tłuszczu)
– OwnZone – własna strefa tętna
– Alarm dźwiękowy wyjścia z zaprogramowanej strefy
– Średnie tętno treningu
– Maksymalne tętno treningu
– Minimalne tętno treningu
– Interwałometr
– Podświetlenie tarczy
– Kodowanie transmisji
– Wodoodporna obudowa (klasa 50m)
– Możliwość dokupienia uchwytu na kierownicę roweru
Zostaw odpowiedź