[size=x-large][b]Szarpanina 2007 [/b]
Relacja zespołu Zaginieni w Akcji[/size]
Zrywam się z pracy wcześniej niż normalnie. Znowu miałem „airłanowy” młyn i boję się, że znowu wszystko spali na panewce. Pędzę do domu. Zabieram kochaną rodzinkę i już jedziemy do Sulejowa. Po drodze zostawiam żonkę i latorośle w Piotrkowie u szwagra, i w niespełna 20 min. jestem w bazie rajdu. Na razie sam. Reszta debiutanckiej czwórki ma się stawić niebawem. Tak się poukładało iż reprezentujemy Warszawę, Kielce, Gliwice i Kędzierzyn Koźle, ale co się dziwić skoro moja żona mieszkała 350 km ode mnie …
… nie spodziewałem się, że widok Pawła kiedyś mnie tak ucieszy. On jednak po chwili radości zrobił marsowa minę – zobaczył mój kask i uświadomił sobie, że jego spokojnie leży sobie w domu w Kielcach …
… pierwszym pomysłem był powrót do domu, ale przecież Dorota będzie w Piotrkowie do wzięcia – tam można kupić – zaproponowałem. Jak pomyśleli tak zrobili. Kupili kask, lody, piwo, wzięli Dorotkę i zameldowali się Kapitanowi Tomkowi w bazie – gotowi na wszystko. Ja na początku oddałem Dorocie sznurówki – bo tez zostały w domy się suszyć (wiedziały co robią) razem ze śpiworem i karimatą – ale cóż jak zespół to zespół. Oddaliśmy jej nasze koce …
Wieczór miną spokojnie na pakowaniu „przepaku”, piciu piwa i opracowywaniu wariantów, dowcipkowaniu, wspominaniu Kieratu … o g.24 już wszyscy grzecznie spaliśmy.
[b]… wiecie jak się śpi na sali … [/b]
Od 5.00 już tylko drzemałem. Potem wszystko standardowo. Ubieranie się, pakowanie, jedzenie. Nie przeczuwając tego co będzie udaliśmy się na podwórko, gdzie już czekała na nas policja.
Policja odstawiła nas na linię startu. Tam pamiątkowe zdjęcia, mapy w rękę i punktualnie o 8.00 rozpoczął się nasz wyścig z limitem 24h.
… cały peleton biegnie razem i w pewnej chwili wszyscy skręcają w prawo do pierwszego punktu, ale nie my. My mamy wariant autorski tak, że ten punkt zachodzimy z tyłu. Ale cóż, dobrze że go znaleźliśmy. Pędzimy dalej i napotykamy zespół nr 9 w składzie 3 osobowym … za jakieś 200 m znowu zespół nr 9, ale tylko 1 członek – aż strach pomyśleć co by było gdyby dostali 4 mapy … – teraz już wiem czemu organizator daje 1 góra 2 mapy …
podbijamy drugi punkt i znowu szczęśliwa 9, tyle że znowu rozbita … – nie martwcie się za jakieś 300 – 400 metrów biegną już razem zwarci i gotowi choć powitanie nie było radosne … Biegniemy w temperaturze ok. 30 stopni – a obok rzeka – może by się wykąpać myślę sobie … niestety stado koni nam to uniemożliwia.
Bieg kończymy jako 12 ekipa – ku naszej radości nie jesteśmy ostatni i mieścimy się w limitach.
[b]Wsiadamy na rowerki[/b]
Ochoczo mkniemy ku pierwszemu zadaniu specjalnemu. Droga prosta, a i z nawigacją idzie nam coraz lepiej. Koło młyna skręcamy w lewo i droga doprowadza nas do kolejki … do zadania specjalnego. O ile przeprawa pontonem idzie sprawnie to oczekiwanie na „tyrolkę” z rowerami się przeciąga – nie wspomnę o słabym jej napięciu. Pokonujemy zadanie – najlepsze chyba jest to, że możemy chodzić na boso po wodzie – co w upale i skwarze daje dużą ulgę. Dalej drogami, piachami, a z nieba leje się żar. Zatrzymuję się przy pierwszym sklepie aby uzupełnić płyny – a tam jak na złość nie mają nic z lodówki. Pijemy co jest i odpowiadamy na standardowe pytania tubylców, że nie jesteśmy tu za karę, i że nam się nie chce (choć w głębi duszy każdy się zastanawia czy nie lepiej by było) siedzieć przy grilu i piwku ze znajomymi – nie bo znajomi są obok nas. Chowamy się do cienia i czekamy na parę Dorota – Paweł. Nie ma ich chwilę, już 5 minut … zaczynamy się niecierpliwić. Są. Złapali gumę … Na szczęście mamy wszystko i po 10 minutach już na sprawnych rowerach jedziemy dalej.
Trochę błądząc po polach docieramy do kajaków, a właściwie do mostu linowego do kajaków. Zadanie proste tyle tylko, że jesteśmy do pasa wszyscy mokrzy – ja jestem mokry, Tomek jest mokry, Paweł jest mokry i Dorota jest mokra – ale fajnie. Kolejka do kajaków oczywiście jest i jest również zabawa, a to nie ma kajaków, a to wioseł, bo ktoś pozabierał swoje, no i zaczyna się burza, a nasza Dorotka nie lubi burzy i nie chce wsiąść do kajaka. Tomasz dzielnie ją motywuje i już po chwili z wiosłem rozwalonym pomykamy Pilicą w dół rzeki do następnego punktu. W dół jeszcze jakoś idzie, woda miejscami płytka i trzeba przepychać kajak, ale to zawsze w dół rzeki. Płyniemy i płyniemy i końca nie widać. Po 45 min w końcu jest mostek i punkt z nim. Stajemy i czekamy na resztę drużyny, a potem na Dorotę, bo burza na horyzoncie ładnie się prezentuje. W końcu płyniemy w górę … 1h30min ciężkiej pracy kończy się.
Prawie umarłem … bałem się, że jak wyjdę z kajaku to nie dam rady kontynuować rajdu.
[b]Stoję na stałym lądzie [/b]
Okazuje się, że moim jedynym problemem jest to, że mam wszystko mokre – o przepraszam – buty jeszcze są w miarę suche, ale zaraz będę kontynuował zabawę, a łąki po burzy do suchych nie należą …
… trochę późno się zrobiło i dlatego odcinek specjalny nie daje nam tyle radości co za dnia. Chodzenie w nocy, po rozlanej rzece gdzie żerują bobry, po kolana w błocie, uważając aby nie spaść ze śliskiego i mokrego zbocza czy nie połamać nóg na konarach, albo nie pogubić butów nie należy do moich ulubionych zabaw. Na szczęście rajd jest w Polsce, a nie w Amazonii gdzie pewnikiem już by nas coś zjadło albo ukąsiło – a tu poza komarami nie ma nic …
Docieramy do „przepaku” i zaczynamy krótki bieg na orientacje …
… urocze kwiatki stulone w śnie nocnym, na których spoczywają krople rosy odbijające światła naszych czołówek niczego się nie spodziewają. Nie wiedzą, że już za chwilę nasz zespół zmąci ich spokój, nie wiedzą że to będzie ciężka noc, nie wiedzą ile czasu będziemy się kręcić wokół nich – trochę jakby beż sensu. Po 4 godzinach mogą już być spokojne, że my „Zaginieni w akcji” skończyliśmy ten etap znajdując lej przy rowach, drogi pożarowe i inne takie i mogą sobie zadać pytanie – czemu to tak długo trwało skoro inne zespoły robiły to w 2 h? Odpowiedź jest prosta – było tam cudownie i kontemplowaliśmy wszelakie uroki – szczególnie punkt a się nam podobał i przeoraliśmy spory kawał lasu aby go odnaleźć …
[b]Kwiatki śpią już spokojnie [/b]
My idziemy na „przepak”. Czas goni, Dorota też, bo marznie – jak się ma takie nogi to faktycznie szkoda je chować w spodnie J – bo znowu burza się zaczyna … generalnie idziemy szybkim marszem. Do zespołu dołączył się pies, który panicznie boi się burzy. Idzie i za każdym błyskiem prawie pada na ziemię …
… jemy żurek na „przepaku” i przebieramy się w suchsze rzeczy – nie wiadomo po co, bo i tak zaraz nas zmoczy. Mamy do końca 3 godziny i 20 km do pokonania – razem z zadaniem specjalny. Jedziemy i szukamy okopu w jarze. Paweł w tym czasie naprawia rower – pedał mu się odkręca. Pada, suche buty mokre już od dawna. Na szczęście jedziemy asfaltem. Oj przydałyby się błotniki, bo pędząc z górki wpadam w krople poderwane przez moje opony … jak i te które podrywają moi koledzy z zespołu.
Kamieniołom … zjazd na linie, podejście … tylko czemu wokół akwenu – czas nieubłaganie biegnie. Jest 7.10 kiedy wyruszamy do ostatniego punktu.
[b]Po 23h i 27 min zespół „Zaginionych w Akcji” zameldował się na mecie :-D[/b]
Zmęczeni, ale jeszcze nie wiemy jak bardzo, i szczęśliwi bardzo, bardzo, … Teraz będzie czas na leczenie ran, oglądanie siniaków. Nogi poranione przez chaszcze, konary (co powie Dorota, która większość trasy miała krótkie spodenki) będą dawały jeszcze długo znać o sobie. Szliśmy w skwarze, upale, deszczu, burzy, w dzień, w nocy, o poranku, o zachodzie słońca, o wschodzie słońca, wśród łąk, polnych kwiatów, maków, psów, koni po polach, po wodzie, spoceni, zmoczeni … po to aby na koniec uścisnąć sobie dłonie.
[b]Zobacz również
[url=/xoops/modules/xcgal/thumbnails.php?album=66&page=1]Galeria zdjęć z rajdu[/url]
[/b]
Zostaw odpowiedź