Sztuka wszechstronności? W kilka tygodni po sensacyjnym zwycięstwie w Trans Gran Canarii Ryan Sandes podjął się rekordowej przebieżki na ponad 200 kilometrowym trawersie południowoafrykańskiego masywu Drakensberg. Rzadka to sytuacja, gdy razem z katorżniczymi wyprawami fastpackingowymi idzie topowa forma sportowa.
Ryan i Rino na trasie. Foto redbull
Świat ultra – zawodowców już dosyć dawno nie widział wielkiego wyczynu z dala od otaśmowanych szlaków ultramaratonów. Czemu nie specjalnie trzeba się dziwić – bieganie po kilkaset kilometrów w pogoni za mniej lub bardziej arbitralnym rekordem na danej trasie to impreza, która potrafi skutecznie wyłączyć zawodnika z regularnego cyklu nawet na kilka miesięcy, nie mówiąc o nikłych benefitach płynących z takich wyzwań.
Ryan Sandes – południowoafrykański mocarz o twarzy dziecka – udowadnia jednak, że to w wyzwaniach typu „ja, góry i trasa” znajduje się esencja długodystansowego biegania. Na przygotowanie się do rekordowego trawersu Drakensberg poświęcił ostatnie osiem miesięcy, głównie zapoznając się z fragmentami trasy i biegając ze swym rekordowym partnerem. Tak, bo Ryan Sandes nie leciał sam. Towarzyszył mu uprzedni rekordzista Ryno Griesel. Ryno bywalcy napierajki i mistrzostw świata w adventure racing powinni znać – od ponad 10 lat z wieloma sukcesami startował w najcięższych i najdłuższych imprezach na świecie. Ryno i Ryan poznali się poprzez team Salomona, gdzie nieoficjalnie i zupełnie żartobliwie zagadnęli do siebie o tym niezwykłym szlaku.
Ryno Griesel i Ryan Sandes. Foto redbull
Drakensberg Grand Traverse prowadzi w większości poza szlakami czy wyklepanymi ścieżkami. Dystans 210 kilometrów, którzy podjęli Ryno z Ryanem to najkrótszy z możliwych wariantów prowadzących przez masyw. Trudność tego szlaku tkwi w technicznych i czujnych podbiegach i zbiegach na kamiennych graniach. Niektórym fragmentom bliżej do łatwych i stosunkowo połogich dróg wspinaczkowych niż typowego szlaku. Ryan i Rino ruszyli na trasę o północy, chcąc minimalizować czas spędzony w nocy, gdzie trudna nawigacja poza ścieżkami znacząco spowalniała zespół. Teren przez pierwsze 55 kilometrów był piekielnie ciężki – dowodem na to jest średnie tempo, oscylujące w graniach 5km/h.
Strategia na bieg była prosta – minimalizować jakiekolwiek przestoje. Ta prosta taktyka, którą zaproponował właśnie Ryno, pochodzi z rajdów przygodowych, gdzie trzeba przez bardzo długi okres czasu po prostu ruszać się naprzód, niezależnie od tempa. Teren w drugiej połowie trasy nie zelżał i potężnym wyzwaniem było utrzymanie tempa 5 km/h. Po 41h49 min Ryan i Ryno dotarli do parkingu Sentinel i zakończyli epicką odyseję, bijąc stary rekord o … ponad 18 godzin!
Więcej o rekordzie można przeczytać na stronie wyzwania.
Zostaw odpowiedź