„Mieszkam w Słupsku, to przecież niedaleko Kaszub. A mimo to byłam tam raz i dopiero teraz odkryłam ich prawdziwe piękno. Często bywa tak, że podziwiamy różne miejsca, a nie znamy dobrze tego co nas otacza”. Rozmowa z Anią Karolak – biegaczką, matką i zwyciężczynią w Ultramaratonie Kaszubska Poniewierka.

Łukasz Zwoliński: Aniu, co Cię skłoniło do startu w Kaszubskiej Poniewierce?

Anna Karolak: Spontan! (śmiech). Lubię przygody i nowe wyzwania. Kiedyś pomyślałam sobie, że marzy mi się przebiec 100 km. Nie spodziewałam się wówczas, że nastąpi to tak szybko, czyli rok po urodzeniu dziecka. Koleżanka Ola Borusińska rzuciła hasło: “Jedziemy na Poniewierkę”, a ja bez chwili zastanowienia odpowiedziałam: „Tak!”. Wszystkie decyzje podejmuję na spontanie. O kupnie mieszkania też zdecydowałam po sekundzie, nie widząc nawet wcześniej projektu, wystarczyła mi informacja, że jest przy lesie. Tak jest ze wszystkim.

Czyli czujesz zew natury?

Kaszuby są piękne. Nie miałam okazji ich do tej pory zwiedzić choć mieszkam blisko. Podobał mi się pomysł zwiedzania ich na biegowo.

Ania Karolak na trasie Kaszubskiej Poniewierki. Fot. Kinga Gołąbek

Ania Karolak na trasie Kaszubskiej Poniewierki. Fot. Kinga Gołąbek

Ultramaraton Kaszubska Poniewierka był twoją pierwszą setką. Jednak cofnijmy się parę lat wstecz. Powiedz proszę kiedy zaczęła się Twoja przygoda ze sportem i z bieganiem?

Studiowałam wychowanie fizyczne w Szczecinie. Trochę sportu tam było, nie powiem. Szurałam jednak sporadycznie po około 3 i pół kilometra. Po studiach wkręciłam się w to znacznie bardziej. Cztery lata temu przebiegłam swój pierwszy w życiu półmaraton, co prawda bez większego przygotowania… (śmiech). Była to Nocna Ściema w Koszalinie. No i się wkręciłam.

Ostatnio zaczęłaś dominować na pomorzu, masz świetne wyniki.

Powiedziałabym, że raczej słabe (śmiech). Dyszka w 39:55, połówka 1:29:30, maraton 3:09. Biegam bez żadnego planu treningowego. To daje mi radość. Wkładam buty i lecę, nigdy nie wiem gdzie i ile. Oczywiście w zależności od tego ile mam czasu dla siebie.

A co cię skłoniło do startów w ultramaratonach i kiedy zaliczyłaś swój pierwszy start na dystansie powyżej maratonu?

W TUT 13 lutego, później w lipcu pobiegłam TriCity Trail. A, przepraszam, w 2014 roku startowałam w Supermaratonie Gór Stołowych. Potem zaszłam w ciążę (śmiech), a i tak człapałam z dzidzią w brzuszku aż do szóstego miesiąca ciąży i w maju moja Misia przyszła na świat.

Ania Karolak na najwyższym stopniu podium Kaszubskiej Poniewierki. Fot . Wojciech Zwierzyński

Ania Karolak na najwyższym stopniu podium Kaszubskiej Poniewierki. Fot . Wojciech Zwierzyński

Jak wygląda Twoje bieganie odkąd zostałaś mamą?

Mocno w kratkę. Czasami udaje mi się wyjść trzy razy w tygodniu, czasami pięć. W maju kupiłam joggera i latam z córką w zależności od tego ile śpi. Zdarza się, że robimy razem po 20 km. Jest to mój jedyny trening siłowy (śmiech). Kiedy córka zostaje z mężem lub dziadkami to macham sobie jakąś trzydziestkę. Przed ultra udało mi się raz nieplanowo zrobić maraton, choć miało być trzydzieści, także pełen spontan.

Ha ha, no rzeczywiście. A co Cię najbardziej kręci w bieganiu ultra?

Mam czas tylko dla siebie, na własne przemyślenia. Dla mnie jest to odskocznia od codzienności. Po prostu długie bieganie. Nie muszę się patrzeć ciągle na zegarek, pilnować tempa i klepać tych durnych kilometrów po asfalcie.

Kaszubską Poniewierkę wygrałaś ze sporą przewagą nad konkurentkami. Jak wrażenia?

Super! Ale wiesz? Trochę już biegałam i szczerze był to mój pierwszy bieg, do którego organizacji nie mam żadnych zastrzeżeń. Wspaniali wolontariusze, rodzinna atmosfera, piękna trasa, momentami zapierało dech w piersiach. Nie wiedziałam, że na Kaszubach jest tak bajecznie. Właściwie jedyne czego mi brakowało to piwka na trasie (śmiech). Jak dotąd najlepiej zorganizowana impreza na jakiej byłam. Biegłam całą trasę z kumplem więc było wesoło i miałam z kim pogadać. Bo ja gaduła jestem (śmiech).

Fot. Wojciech Zwierzyński

Fot. Wojciech Zwierzyński

A co szczególnie utkwiło Ci w pamięci?

Ciężko ubrać to w słowa. Klimat… atmosfera.

Kaszubska?

Panie na 50. kilometrze, na przepaku, pięknie śpiewały i przygrywały na tych swoich cudeńkach w regionalnych strojach. Jak tam wbiegliśmy to poczuliśmy się jak na dobrej imprezie (śmiech). Tańczyć się nam chciało i ciężko było ruszyć dalej po tych wszystkich przepysznych ciastach i kanapkach ze smalcem i ogórasami. Wszystko było smaczne i niczego nie brakowało. Punkty żywnościowe były świetnie zaopatrzone. No i piwko regionalne na mecie, które tak mi się marzyło (śmiech).

Jak Ci się podoba pomysł promocji regionu, zwiedzanie przez bieganie?

Uważam to za strzał w dziesiątkę! Jadąc samochodem czy oglądając zdjęcia nie zobaczy się i nie doświadczy tego samego, co człowiek doznaje podczas biegania. Nie odczuje się tego w ten sam sposób i nie uchwyci tylu klatek. Mieszkam w Słupsku, to przecież niedaleko Kaszub. A mimo to byłam tam raz i dopiero teraz odkryłam ich prawdziwe piękno. Często bywa tak, że podziwiamy różne miejsca, a nie znamy dobrze tego, co nas otacza.

A jakie masz teraz plany?

Chciałabym aby zdrówko pozwoliło dalej mi cieszyć się tym co kocham. Wszystko robię na spontanie lub za namową znajomych, a potem wychodzi.
Wczoraj przeszła mi przez myśl impreza 5 listopada w Beskidach. Kolega podesłał linka. Nie lubię planować.

Dzięki za rozmowę!

Ania Karolak. Fot. Piotr Dymus

Ania Karolak. Fot. Piotr Dymus

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany