inov-8 roclite 295 doczekał się następcy. To ryzykowna zabawa – brać najpopularniejszy but w ofercie firmy i przerobić go tak, że rodzona matka go nie pozna, a równocześnie zostawić to samo zastosowanie. Jak wyszło – opowiada Kuba Wolski – ultrabiegacz, rajdowiec, a także redaktor miesięcznika Bieganie.
inov-8 roclite 295 stara wersja
waga realna 283 g (42)
inov-8 roclite 295 nowa wersja (wiosna 2013)
waga realna 268 g (42)
Nowa bardziej kolorowa wersja – niższa waga, ale też nieco cieńsza podeszwa ze spadkiem 6 mm.
Starzsa werja roclite 295 – nieco grubsza i bardziej oldschoolowa z wyglądu – spadek wynosi 9 mm.
Kilka tygodni temu wpadła w moje ręce nowa wersja buta Inov8 Roclite 295. Trzeba przyznać, że ten model mimo swojej popularności wśród biegaczy, miał kilka wad. Nic więc dziwnego, że Inov8 wprowadził pewne ulepszenia. Jakie? Zobaczcie sami.
Stara wersja była jednym z moich ulubionych modeli butów biegowych. Moje Roclite’y przeżyły naprawdę wszystko, każde warunki pogodowe, śnieg o różnym stopniu zmrożenia, bagna o pełnej skali gęstości, pływanie w słonej wodzie, wielokrotne pranie w pralce i nawet trochę biegania w normalnych warunkach. Dzięki takiemu przebiegowi pokazały wiele rzeczy, które można by poprawić. Dlatego bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie nowa wersja tego modelu.
Co się nie zmieniło?
Niezmieniona pozostała budowa podeszwy, która stanowi o podstawowym zastosowaniu buta – nadal jest to model terenowy świetnie dający sobie radę podczas biegów górskich, ultramaratonów czy rajdów przygodowych. Czyli to, co miało zostać – zostało.
Materiał zewnętrzny
Pierwsze co rzuca się w oczy to zmiana materiału i obszycia buta. Stara wersja była wykonana z siateczki – gęstej, ale mającej tendencję to przecierania się lub mechacenia, szczególnie jeśli pokonywało się dużo bezdroży albo biegało w błocie – z czasem po prostu pojawiały się dziury na wysokości zgięcia śródstopia. Poza tym siateczki było generalnie dużo, miejscami prawie dochodziła do podeszwy, co dodatkowo zwiększało szansę na jej przedziurawienie. W nowej wersji materiał już na pierwszy rzut oka wygląda trwalej. Trochę tak, jakby siateczka była lakierowana – na pewno nie będzie się mechacić, a o przetarcie będzie zdecydowanie trudniej – tym bardziej, że podniesiono obszycie, pomiędzy podeszwą a siatką jest trzycentymetrowa część materiału skóropodobnego. Same plusy.
Sznurowanie i budowa
Tutaj też pozytywne zaskoczenie. W starym modelu miałem problem ze sznurowadłami – końcówki po pewnym czasie rozlazły się i zaczęły robić się frędzelki, przez co musiałem je skrócić – nigdy nie pamiętałem, żeby kupić nowe. W nowej wersji sznurówki sprawiają wrażenie lżejszych, są bardziej elastyczne i przede wszystkim lepiej zakończone. Dodatkowo powierzchnia sznurowania jest większa. W bucie robi się automatycznie więcej miejsca, jeśli chcemy, możemy po prostu mocniej zaciągnąć sznurowadła i sprawić, że but będzie lepiej przylegał, ale jeśli stopy zaczną puchnąć, będą miały więcej przestrzeni. W starej wersji w przypadku mojej stopy but od razu był dość mocno opięty teraz mam tutaj możliwość pewnej regulacji. Poza tym język ma w środku więcej pianki, dzięki czemu stopa ma większy komfort, nie czuć żadnego ucisku, np. mocno zawiązanych sznurowadeł. Zmiany na plus.
Zapiętek
W starej wersji Roclite’a ciekawa rzecz wydarzyła się z moim zapiętkiem. Po dość intensywnym używaniu i kilku praniach pianka wewnątrz zapiętka zaczęła się fałdować, a właściwie nie tyle zaczęła, co po prostu zrolowała. Zbiła się w jeden rulon przechodzący mniej więcej na środku wysokości całej konstrukcji. Przy podeszwie nic, na górze nic. Zanim opisałem moje wrażenia na temat nowej wersji buta przetyrałem go kilka razy przez błoto pośniegowe i nie tylko i dwa razy wyprałem. Nie zauważyłem żadnych zmian, które mogłyby wskazywać, że coś tu się zacznie fałdować. Nie jestem w stanie stwierdzić czy faktycznie producent wprowadził jakieś zmiany, bo zapiętka nie rozcinałem, ale pianki jest tutaj jakby mniej i nie przejawia skłonności do fałdowania. Jeśli coś zmieniono, to na plus.
Amortyzacja
Stara wersja posiadała trzy kreski w amortyzacyjnej skali Inov-8, nowa wersja posiada dwie. Zakładając na jedną nogę starego buta, a na drugą nowego największą różnicę czuć pod piętą. Stara wersja wydaje się być butem na obcasie. Jestem stosunkowo lekkim biegaczem i taka zmiana tylko mnie cieszy – i tak jest to model dość agresywny i terenowy – dwie kreski zdecydowanie wystarczają, a czucie podłoża jest lepsze. Niesie to ze sobą jednak pewne konsekwencje – spadek pięta – palce zmniejszył się z 8 do 6 mm. O ile dla wytrenowanego biegacza, to tylko plus o tyle dla początkującego spora różnica. Jeśli ktoś na co dzień biega głównie po asfalcie w butach mocniej amortyzowanych ze spadkiem rzędu 10 mm, to wcześniej bezboleśnie mógł w teren założyć Roclite’y i zrobić maraton górski. Przy spadku 6 mm do takiej przesiadki trzeba się trochę przygotować, wzmocnić achillesa, etc. Niemniej jednak dla mnie zmiana zdecydowanie na plus.
Ogólne wrażenie
Mimo, że tak naprawdę w obu wersjach chodzi o to samo, to zmieniło się bardzo wiele. But stał się agresywniejszy i wytrzymalszy. O ile w starej wersji już po 300 km zacząłem rejestrować przetarcia siateczki, o tyle w nowej nie spodziewam się prędko zobaczyć własnej stopy wiążąc buty. Zazwyczaj jest tak, że jeśli but staje się bardziej komfortowy, to zyskuje na wadze i traci na agresywności, szybkości, ale tutaj zmiany poszły w różnych kierunkach – z jednej strony więcej miejsca na wysokości śródstopia, grubszy język, a z drugiej kreska w dół i 2 mm mniej pod piętą, więc pewne status quo zostało zachowane. Zmieniły się też kolory, ale to już można zobaczyć na zdjęciach.
Zostaw odpowiedź