Później już miałem kontakt tylko z Pawłem Pakułą, który i tak po półmetku gdzieś się urwał. Liczyłem ślady butów w błocie i wychodziło mi, że jestem 6, może 5. Słyszałem psy w wioskach, więc wiedziałem, że ktoś przede mną jest. Ale kto i ilu ich jest mogłem wyczytać tylko z błota. – Bartek Karabin finiszował ostatecznie na Rajdzie Dolnego Sanu trzeci, z niewielką stratą do Pawła Pakuły i zwycięskiego Maćka Więcka.
O tym, że pojadę na RDS 2014 wiedziałem już rok temu, gdy po przeszło 21 godzinach przygody ze śniegiem, zamarzającym piciem w rurce i przeszywającym wiatrem wczołgałem się przemielony na metę. Wtedy było to moje pierwsze spotkanie z imprezą organizowaną przez Huberta i tak mi się spodobała, że do dziś uważam RDS za jedną z najfajniejszych setek na orientację w PMNO. W tym roku, zamiast siarczystych mrozów, Hubert dla odmiany zamówił na swój rajd przepiękną pogodę. Było sucho a momentami tak grzało w jarach, że zdawało się, że głowa pęknie.
Przyjechaliśmy z Krakowa pełnym autem, szybko ogarnęliśmy się w bazie, tak, że po odprawie została luźna godzina do startu. Chłopaki, którzy tak jak ja startowali na setkę, ucięli sobie drzemkę. Ja też postanowiłem skorzystać i położyłem się na chwilę. Obudziłem się 5 minut przed wystrzałem i do końca nie wiedziałem, czy w chwili wybiegania poza szkolną furtkę mam ze sobą wszystko co trzeba. Moje obawy po chwili wróciły ze zdwojoną siłą, gdy na wylocie z Sanoka Janek Gracjasz zawrócił przed nami na pięcie i poleciał do bazy, bo zapomniał plecaka. Szybko jeszcze raz przeliczyłem w myślach czy mam wszystko i spokojnie już dreptaliśmy z Grześkiem Korpulą w kierunku PK1.
Jak tylko zbiegliśmy z asfaltu od razu zaczęły dziać się złe rzeczy. A to droga nie w tę stronę biegnie, a to potok nie w tym miejscu. Pierwszy raz leciałem z kciukowym Moscompasem i w tym momencie postanowiłem zamienić go na starą, sprawdzoną Silvę na płytce, bo brak dokładnej podziałki bardzo mi przeszkadzał. Pokręciliśmy się chwilę i niepewnie, ale w końcu, dotarliśmy do jedynki. Przed nami punkt odbił Maciek Więcek, wiec teoretycznie dużo nie straciliśmy. Dalej było już lepiej. Zaczęły się dosyć mocne podejścia, na których czułem jeszcze poniedziałkowy trening i wykonane serie wykroków. Od tej pory zacząłem lecieć sam.
Punkty wpadały dość płynnie. Na jednej górce dogonił mnie Radek Bilski i zaraz za nim Paweł Pakuła. Zbiegliśmy razem na PK3, którym była sławojka przy cerkwi. Nie wiedziałem co to takiego, dopóki nie odnalazłem w terenie. Bogatszy o te duchowe doświadczenia podreptałem naokoło asfaltem na PK4. Po chwili dołączył do mnie Radek, Paweł został na skrzyżowaniu rozgryzając mapę. W nocy księżyc świecił tak mocno, że zgasiliśmy lampy i biegliśmy w ciszy. Patrzyłem jak Radek biegnie i starałem się naśladować jego płynne ruchy. Po jakimś czasie minął nas Paweł bo biegł szybciej. Teren przecinały na zmianę lasy i asfalty.
Naciśnij, by zobaczyć całość wariantów Bartka podczas Rajdu Dolnego Sanu.
Paweł śmigał nas na przebiegach, ale przy punktach zawsze mieliśmy kontakt. Tak było przy PK6, gdzie Radek zgubił kartę i musiał się wrócić. Później już miałem kontakt tylko z Pawłem Pakułą, który i tak po półmetku gdzieś się urwał. Liczyłem ślady butów w błocie i wychodziło mi, że jestem 6, może 5. Słyszałem psy w wioskach, więc wiedziałem, że ktoś przede mną jest. Ale kto i ilu ich jest mogłem wyczytać tylko z błota.
Dlatego bardzo mnie zaskoczyło po przybyciu na metę oznajmienie kierownika imprezy, że załapałem się na pudło.
Imprezę zaliczam do bardzo udanych. Poza wymagającą trasą i pięknymi widokami najbardziej mnie cieszy to, że będę na wikipedii!
Zobacz Wyniki na stronie imprezy.
Zostaw odpowiedź