O Kamilu zrobiło się głośno, gdy wraz z Rafałem Bielawą pokonali Główny Szlak Beskidzki (ok. 500 km) w 151 godzin. Pobili tym samym rekord w formule bez wsparcia. Teraz wygrał bieg na 260-kilometrowej trasie Beskidy Ultra Trail. Podpytaliśmy go o parę spraw żeby dowiedzieć się kim jest Kamil Klich.
Kamil, zacznę od gratulacji! Powiedz, jak to jest biec przez 62 godziny, 49 minut i 49 sekund?
Kamil Klich: Dziękuję! Jak to jest… Trudno mi to wyjaśnić. Ja uwielbiam długie zawody, bieganie. Nie jestem zbyt szybki, raczej mocno wytrzymały. taki muł pociągowy, a nie koń wyścigowy więc dla mnie im dłużej tym lepiej.
No ale to kupa czasu… To nie jest takie zwykłe bieganie, przyznasz chyba, że ludziom jeszcze się może zmieścić w głowie, że ktoś biegnie przez 24, najwyżej 48 godzin. Ale ponad 60?!
No tak… Ale jak lubisz biegać, lubisz góry, lubisz być sam (to chyba bardzo ważne) albo przynajmniej nie jest to dla ciebie problemem, to jest ok. Ja dość dobrze znoszę brak snu więc daję radę.
Ludzie lubią biegać i biegają po 100-160 km, jeśli uważają się za ultra wymiataczy… Co Cię motywuje do biegania tak długich, „nieboskich” dystansów?
Nie potrafię tego dokładnie zdefiniować… Lubię – po prostu… Psychologowie twierdzą, że biegacze mają dużą tendencję do uzależnień… Hmmmm. Coś jest na rzeczy… A że wychodzi mi to nienajgorzej… A przynajmniej dobrze… to biegam!
A o czym myślisz, jak biegniesz taki dystans?
Ja tak właściwie to nie myślę… i to chyba właśnie jest meritum sprawy. W trakcie i po biegu masz „czystą głowę”, luz. Skupiasz się tylko na jednej czynności. Ty, góry, przyroda i wysiłek. Tak, to jest to. Trochę tak pierwotnie.
I ta „pierwotność” Cię kręci?
Chyba tak.
A kim jesteś wtedy, gdy nie jesteś biegaczem?
Zajmuję się fizjoterapią sportową, jestem też trenerem (przygotowanie motoryczne).
I jako fizjoterapeuta sportowy robisz TO swojemu ciału?
Ha ha, przynajmniej mam blisko na fizjoterapię.
Jak pacjenci reagują jak słyszą, że biegacz takie dystanse?
Zawsze pytają czy na pewno mają przychodzić w poniedziałek do gabinetu.
Ha ha, dobre.
Podejrzewam że myślą: „Wariat, może jednak nie dam mu nic robić przy swoim kolanie…”.
Ale rozumiem, że wracają? Nie dają się skutecznie wystraszyć?
Nie, duża część pacjentów to też biegacze, sportowcy, więc jest o czym pogadać.
Dla niektórych jesteś pewnie inspiracją. A inni pewnie myślą: „E, podpuszcza mnie! Chce mnie podpuścić żebym przebiegł jakiś pierońsko długi dystans i wrócił szybko na kozetkę”. Yyy, mówi się „kozetka”?
Raczej leżanka… też ładnie. Albo stół.
Gdzie mieszkasz?
Mieszkam w Olkuszu, pracuję w Krakowie i Olkuszu.
Konrad Ciuraszkiewicz chyba też mieszka w Olkuszu, nie?
Mój dobry kumpel – często razem biegaliśmy. Choć teraz Konrad przeprowadził się do Krakowa, więc rzadziej wspólnie trenujemy, ale nadal łączy nas pasja. To on mnie wkręcił w długie biegi.
W najdłuższe, chyba chciałeś powiedzieć. Długa to jest stówa. 260 to już kosmos. Tak właśnie pomyślałam, że się pewnie z Konradem nakręcacie wspólnie na to długie bieganie.
Ultra dzieli się na „krótkie”, jak 100-120 i „długie” czyli 150 plus… plus… plus.
Ha ha, powalający punkt widzenia. Czyli np. Chudy Wawrzyniec to pewnie jest dla Ciebie ćwierć ultramaraton. Jak myślisz, dlaczego to właśnie Ty wygrałeś BUT 260? Co jest Twoją mocną stroną? Co zagrało?
Myślę, że ta odporność na zmęczenie i brak snu. Jak wpadnę w swój „świński truchcik” to mogę tak ciągnąć długo… Ale jest dużo rezerwy, biegłem trochę asekuracyjnie ze względu na stopę (na Siedmiu Szczytach musiałem zrezygnować na 180. kilometrze przez zapalenie rozcięgna podeszwowego). I do tego jeszcze moja nawigacja w terenie… Tu są duuuuże rezerwy. Klika razy „zwiedzałem” okolicę i przez to wszyscy mnie wyprzedzili. Musiałem gonić, wyprzedzać… Ach… jest nad czym pracować!
A kiedy w ogóle zacząłeś biegać ultra? Pamiętasz swoje pierwsze zawody?
Bieg Rzeźnika, 2009 albo 2010. Jeśli dobrze pamiętam. Chyba właśnie dla tego mam duży sentyment do tej imprezy.
Czyli zacząłeś od „maleństwa”. A pamiętasz swoje wrażenia? Dużo to było te 80 km?
Strasznie dużo! Ale wtedy wsiąkłem na amen. Co prawda dobiegliśmy wtedy ledwo co w limicie… Kumpel powiedział, że on pier… takie bieganie i już nigdy w życiu, a ja wręcz odwrotnie.
Ja też mam sentyment do Rzeźnika. To taki przyzwoity dystans… I na połoninach ładnie… A pamiętasz jak to się stało, że po raz pierwszy pobiegłeś coś więcej niż 100?
Rzeźnik HardCore z Adamem Bąkiem. Wielkie UKŁONY dla Adama, nauczyłem się od niego bardzo dużo o bieganiu po górach. A jeśli chodzi o „długie” ultra to był Bieg 7 Szczytów w Lądku, pierwszy taki mega dystans.
Opowiedz mi proszę trochę o tym 260-kilometrowym biegu. Jakie rzeczy Cię dobijały? Jakiś ból w ciele czy kryzys psychiczny? Był jakiś moment, że czułeś, że robisz sobie krzywdę?
STOPY… BUT to ciężki bieg pod wieloma względami ale te kamienie… Michał Kołodziejczyk (organizator) to sadysta… Zawsze wymyśli takie okrutne zbiegi.
No, Beskid Śląski jest kamienisty. Jak diabli. Taki niepozorny…
Stopy miałem strasznie „wyklepane” i zmasakrowane przez to podłoże. Ale bez otarć i pęcherzy – na to są odporne. Kryzys zmęczeniowy miałem drugiego dnia ale udało się przetrwać. Trochę więcej jedzenia i poszło. Natomiast trzeci dzień to była po prostu rewelacja. Biegło mi się super! Generalnie przez cały bieg byłem w dość dobrej formie fizycznej.
Żadnych kłopotów z żołądkiem? Co jadłeś na trasie?
Trzy czekolady z orzechami, dwie paczki daktyli, cztery paczki kabanosów, dwie pomidorowe z ryżem i schabowy z ziemniakami na Boraczej… To on mnie wtedy uratował w kryzysie. Plus cola 3 razy pół litra.
Kabanosy i kotlet. Czyli żywisz się normalnym jedzeniem. Żadnych batonów energetycznych, żeli czy samoróbek batonów „mocy”. I nie wysiada Ci żołądek po takim kotlecie? Czy to nie takie tempo żeby żołądek się buntował?
Musiałem już wtedy zjeść coś bardziej stałego. Poza tym – tak jak mówisz, tempo luźne więc żołądek dał radę. Preferuję raczej proste jedzenie. Żeli teraz nie używałem – to bardziej na tych „krótszych” ultra. Chociaż staram się jak najmniej ich używać. Daktyle doskonale zdają egzamin.
Jest chyba trend powrotu do normalnego jedzenia.
Chyba tak – ludzie coraz bardziej zwracają uwagę na to co jedzą. I bardzo dobrze. Nie oszukujmy się, w żelu to mało jest „normalności”.
Spałeś?
Troszkę. Odpoczywałem jakieś 30 minut w schronisku na Hali Boraczej, w tym było 15-20 minut spania. I tak samo w schronisku pod Baranią Górą.
A jak wygląda Twój trening?
Trenuję, z reguły sześć razy w tyg. Trzy, cztery razy biegam i dwa-rzy razy robię crossfit. Kilometraż wychodzi zazwyczaj w granicach 80-90 km, bardzo rzadko 100 km tygodniowo. U mnie sprawdza się to bardzo dobrze. Nie mogę biegać „za dużo”, bo zaczynam biegać coraz gorzej.
O, to jestem pod wrażeniem. Bo wielu biegaczy ultra jednak ciśnie jakieś makabryczne liczby. Uważają, że MUSZĄ, skoro mają dobrze biegać na długich dystansach. A Ty biegasz te najdłuższe, a tłoczysz umiarkowanie. Mądrze. Crossfitem zaraził Cię Rafał Bielawa czy sam się do tego zapaliłeś?
Ja już coraz bliżej czterdziestki… Więc trzeba mądrze zaplanować trening, regeneracja już nie ta… Crossfitem interesowałem się już dawno. A dla większości biegaczy tu tkwią duże rezerwy – praca nad siłą, dynamiką, ogólnorozwojówka. Mocna, praca nad całym ciałem, a nie tylko kopyta i kopyta. Jeśli masz słabą górę, nie wyciągniesz z dołu swojego maksa.
To jakie crossfitowe ćwiczenie najbardziej lubisz, a jakiego nie znosisz?
Thrustery, box jumpy, pull upsy, martwe ciągi, sztanga olimpijska, kettle – te rzeczy są ekstra! A burpeesy… No wiadomo… Morderstwo.
A poza bieganiem i crossfitem masz jakieś hobby, coś z całkiem innej beczki, czego nikt by się po biegaczu ultra nie spodziewał? Np. malowanie figurek bitewnych, czy śpiewanie w chórze?
Mało czasu zostaje na inne zajęcia ale staram się dużo czytać. Lubię książki. I nie tylko te biegowe. Ostatnio czytam „Sekretne życie drzew” – polecam. Albo „Sztukę minimalizmu”.
O, o „Sekretnym życiu drzew” słyszałam w jakiejś radiowej audycji. Już złożyłam zamówienie w księgarni. Też jestem maniaczką książek… A skąd Ci się taka lektura wzięła?
Interesuję się przyrodą, ciekawi mnie jak to wszystko działa, jak wpływa na siebie.
Znajdujesz czas żeby to wszystko pogodzić? Masz rodzinę?
Tak, żonę Kasię, córkę Gosię, psa Ferka (też jest biegający). Rodzina jest bardzo wyrozumiała – każdy ma swoją zajawkę i stara się zrozumieć zajawkę drugiego. Poza tym, moje dziewczyny często jeżdżą ze mną na zawody. Też trochę biegają…
Super! A co jest ich zajawką?
Kasi – fotografia i pilates, Gochy – taniec i książki.
W ślady ojca. A ile ma lat Gosia?
Jedenaście.
Wymieniacie się książkami?
Raczej inne… Chociaż ciągoty do fantastyki mamy podobne.
A jak jest u Ciebie z muzyką? Lubisz słuchać jak biegasz, czy jesteś z tych, którzy wolą ciszę?
Słucham. Pearl Jam, Wardruna, Tool… Taki cięższy klimat raczej.
Masz jakichś biegowych master jedi, którzy są dla Ciebie autorytetem?
Anton Krupicka, Geoff Roes, Rickey Gates, Scott Jurek, Timothy Olson, Sebastien Chaigneau, Marco Olmo, Bern Heinrich (fajne książki pisze).
Cenisz ich za to, że są biegaczami z najwyższego światowego poziomu czy tak bardziej życiowo? Że robią fajne projekty, piszą książki właśnie?
Myślę że to kwestia podejścia do życia, biegania…
Może poleciłbyś biegaczom jakieś szczególnie pożyteczne lektury do poczytania, które są na polskim rynku? Na przykład takie o ludzkim ciele?
Na pewno Kelly Starrett: „Gotowy do biegu”, „Metoda POSE” – Romanova. A tak w ogóle to na trening siłowy zasuwać! I mobility! Z fajnych lektur z innej bajki jeszcze Simona Kossak – „Saga Puszczy Białowieskiej” – cymesik.
O, mam ją ale jeszcze się nie wkręciłam. Może za dużo książek czytam na raz.
Ja staram się robić jedną rzecz na raz, w myśl filozofii zen. O, jeszcze „Ucieczka na szczyt” – o naszych himalaistach… Piękna rzecz.
Jest co czytać! Nie zapytałam Cię jeszcze o to czy masz jakiś ulubiony sprzęt biegowy.
Buty Salomony SpeedCross albo Sense Pro, albo Montraile, dużo ciuchów z Dare2Be i plecaki kamizelki z Ultraspire. No i niezastąpiona przeciwdeszczówka od inov-8.
Masz na koncie Główny Szlak Beskidzki z Rafałem Bielawą. W przyszłym roku lecicie znowu? Pomysł jest aktualny?
GSB jak najbardziej! Cały czas aktualny!
A bardziej kręcą Cię takie projekty jak GSB czy ściganie na tych najdłuższych trasach jest wystarczająco atrakcyjne albo fajniejsze?
Rzeczywiście coraz bardziej mnie ciągnie do takich większych „projektów” biegowo-wyprawowych. Nieśmiało rodzi się plan na wyższe góry… To omawiałem właśnie z Robertem Jańcem na pierwszej części BUT-a jak biegliśmy wspólnie. Z Rafałem też mamy jeszcze trochę innych planów – Tor des Geants w przyszłym roku może, inne długie szlaki w Polsce. Z Michałem Kołodziejczykiem i Konradem Ciuraszkiewiczem – Andorra albo PTL… Planów moc – tylko czas, zdrowie i kasa do realizacji potrzebne.
A czym się różni takie bieganie jak GSB od takich 260 km?
Zdecydowanie bez wsparcia jest trudniej… Ale i satysfakcja większa.
Kamil, bardzo Ci dziękuję za rozmowę. Dużo zdrowia, pieniędzy i czasu w takim razie!
Zajrzyj również na profil Ultrabliźniacy Główny szlak Beskidzki
Super wywiad, dziękuję
Szanowni,
Bernhard Heinrich czy Bernd Heinrich?
Dzięki za uwagę! Już poprawione. Powinno być Bernd Heinrich.