Jak nie ma możliwości ścigania to warto chociaż dobrze się bawić. Ale 42,6 km po sześciu mocnych etapach trudno nazwać zabawnymi. O 7 rano znów poza klasyfikacją stanąłem na starcie…
Ale zakończyłem bieganie po 9 km. Trasa dzisiejszego etapu w pierwszej części prowadziła asfaltami i w dużej mierze w dół. Dycha zrobiona po 4:30 prawie cały czas na zbiegu to rzecz przyjemna, ale tylko pod warunkiem, że nie ma się naklepane prawie 200km w nogach. Więc po godzinie dobijania podeszw wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po auto. Jak nie da się bawić i nie da się ścigać, to może chociaż pozwiedzam?
Ruszyliśmy więc z Magdą od mety w górę na wielki masyw górujący nad włoskim Sulden. Etap kończył się podejściem około 1400m i zbiegiem około 1000. Wszystko w efektownym terenie, po wąskich szlakach. Najwyższy punkt to 2880m n.p.m – kawał wspinania. Szczyty naprzemian wynurzały się z chmur i chowały. Było prześlicznie. Piotrek Hercog i Marcin Świerc z Salomon Suunto cały czas walczą i widzieliśmy ich jak odpierali ataki szwajcarskiego zespołu z Zermatt. Dzielni są. Piotrek mocno cierpi – Marcin wygląda na spokojnego.
Dzień 6, czyli bieganie w samotności
Po lżejszym dniu, nogi po obudzeniu wcale nie czuły się świeże. Czas spędzony w Alpach daje się we znaki. Ruszyłem sam – poza klasyfikacją na 37km etap. Nie był szalenie techniczny, ale na tych zawodach oznacza to jedno: cholernie szybki.
Na szczęście pozwolono mi wystartować z pierwszego sektora (poza generalną klasyfikacją – mierząc mi tylko czas dnia). Po wystrzale startera po raz kolejny ujrzałem jak ekipy ruszają niczym stado spłoszonych jeleni. Nie oszczędzałem się i zacząłem po 4:30, ale mimo to zostałem szybko z tyłu tramwaju. Uciekły mi zarówno teamy mixowe jak i kobiece i męskie. Dopiero po pół godzinie tempo się nieco ustatkowało i stopniowo mogłem obejrzeć sobie peleton. Po 40 minutach doścignąłem team Carnethy (Jasmin Paris UK, Konrad Rawlik POL), który walczy o utrzymanie drugiej pozycji w generalce. Pół godziny później ujrzałem czoło rywalizacji mixów – dwa zespoły idące łeb w łeb. Chłopaki sapią mocno z przodu, dziewczyny sapią w pozycji supermana – mocno pochylone z jedną ręką wyciągniętą i trzymającą kurczowo plecak (teamy Garmin i Mammut). Widać było, że walka jest zażarta. W tej fazie miałem jeszcze sporo siły, więc wkrótce na pięknym skalistym trawersie (częściowo wykutym w ścianie), ujrzałem najszybszy zespół żeński (Salomon). Dziewczyny są bardzo wyżyłowane i zwykle kończą etap w okolicy 20 miejsca w generalce.
Powyżej 2300 m n.p.m. było rano dosyć chłodno. Podejście (1500m do góry) odbywało się głównie zacienioną doliną, a potem następował długi odcinek trawersujący ogromne masywy. Ładnie utrzymane szlaki, na przemian wznoszące się i opadające. Po 2h 20min. zobaczyłem charakterystyczny rosyjski zespół (zawodnicy znani ze startów w polskich rajdach), to wiedziałem już że gdzieś niedaleko przed nimi powinien napierać Marcin Świerc z Piotrkiem Hercogiem (Salomon Suunto). Rzeczywiście – wkrótce przed oczami pojawiła się scena charakterystyczna dla tego wyścigu – Marcin z przodu i Piotrek z tyłu nieco walczący o utrzymanie się z partnerem.
To nie był ich dzień – już czują trudy wyścigu, dlatego po krótkiej wymianie zdań udało mi się zostawić ich z tyłu i pogrzać w kierunku mety, która powinna wyjść mi naprzeciw w ciągu półtorej godziny.
Oczywiście, nie da się przewalić przez cały etap bez kryzysu i takowy wkrótce się pojawił. Zacząłem się przegrzewać, a na zbiegach trudno było zwolnić by się porządnie napić. Techniczne odcinki tu się po prostu wali jak lawina, żeby coś ugrać przeciwko zespołom które na płaskim lub łatwym terenie potrafią biegać poniżej 4:00 min./km. Więc przez ostatnią godzinę już tylko uciekałem po szutrach przeplatanych wąskimi ścieżkami.
Na mecie byłem zupełnie roztrzęsiony i spompowany. Wypiłem dwa litry, ale jeszcze długo czułem się zgrzany. Piotrek z Marcinem pojawili się dwie minuty później – musieli dobrze przywalić na szutrach – tam gdzie mi brakowało prędkości.
Team inov-8 ma więc małe zwycięstwo, team Suunto Salomon ciągle walczy o generalkę w stawce naprawdę potężnych zespołów.
Zostaw odpowiedź