Jeden z najgorętszych tematów rozmów ultrasów ostatnich czasów jest trening CrossFit. Ćwiczenia interwałowe o wysokiej intensywności, siła, sprawność ogólna. Temperaturę podgrzała książka „Biegacz niezłomny”. A jednak… długo szukaliśmy w Polsce człowieka, który naprawdę znałby się na treningu CrossFit Endurance. Znaleźliśmy Grzegorza Lichwę i namówiliśmy na współpracę i wyznania.
Grzegorz jest kopalnią wiedzy i można z niego wydobywać głębokie pokłady optymizmu. Jest trenerem CrossFit (CF-L1) i licencjonowanym trenerem CrossFit Endurance. Od lat zajmuje się sportem jako zawodnik i trener. Na bazie wieloletnich doświadczeń stworzył Indoor Endurance. Obecnie metodę treningową High Intensity Indoor Endurance wykorzystują najlepsi polscy crossfiterzy w przygotowaniu do zawodów Regionals oraz CrossFit Games. Z High Intensity Indoor Endurance w swoich cyklach przygotowawczych do sezonu, korzystają również biegacze i triathloniści oraz pływacy. Grzegorz administruje także serwisem Strefawod.pl, który poświęcony jest CrossFitowi w Polsce i na świecie.
Żeby lepiej biegać w górach, trzeba w nich dużo trenować i tłuc kilometry?
Grzegorz Lichwa: Odpowiem pytaniem na pytanie. Czy więcej znaczy lepiej?
Ty mi powiedz.
Fiksacja na objętości, wybieganych i wypływanych kilometrach, czy godzinach spędzonych na sali treningowej jest tak powszechna, że uznano to za dogmat. Chcesz być lepszy, chcesz szybciej biegać czy więcej podnosić, to trenuj więcej, tłucz kilometry czy pływaj jeszcze więcej. Oczywiście jest wielu trenerów, z sukcesami na międzynarodowych arenach, którzy trenują swoich zawodników w kontekście dużej objętości kilometrażowej, ale czy to oznacza, że jest to jedyna droga do sukcesu sportowego? Liczy się też kontekst. Aż 95% biegaczy to amatorzy, tzn. praca, dom, dzieci, obowiązki życia codziennego i bieganie. Jeżeli zwiększymy im tylko ilość biegania, bez odpowiedniej regeneracji, ćwiczeń siłowych, rozciągania i mobilizacji stawów, to zapewne będą szybciej biegać, tylko pytanie o ile i jakim kosztem. Moim zdaniem formuła oparta tylko na zwiększeniu liczby przebiegniętych kilometrów będzie prostą drogą do kontuzji, a przecież mamy biegać dla zdrowia.
Dla ultrasów, to może być rewolucja w myśleniu o przygotowaniu do długich biegów.
Zawodnicy obawiają się zejścia z objętości biegowych. Nie za bardzo też chcą pracować poza bieżnią, czy trasami biegowymi. Podam jednak przykład, który może w jakiś sposób rozwieje ich wątpliwości i przekona do innej formuły treningu.
Kamil Klich, top polskiego ultra, ograniczył ilość treningów biegowych na rzecz treningów o wysokiej intensywności oraz budowania siły. Około trzy lata temu zaczął chodzić na treningi crossfitowe trzy razy w tygodniu. I co się okazało? Zwiększył swoją siłę, wytrzymałość, poprawił stabilizację całego gorsetu mięśniowego i… od dwóch lat ma najlepsze sezony biegowe w życiu. Czy zaczął biegać więcej po górach? Nie, wręcz przeciwnie. Objętość treningu biegowego zmniejszył o 20-30 procent.
A Anton Krupicka? Często widzimy go na rowerze, wspinaczce. Facet biega i to dobrze biega, ale uprawia też inne dyscypliny sportowe. Różnorodność wysiłku i bodźców na układ mięśniowo-nerwowy, oddechowy, sercowo-naczyniowy, to może być klucz do lepszych wyników w bieganiu, a na pewno do rozwinięcia naszej ogólnej sprawności fizycznej.
Pytam o te kilometry, bo większość ludzi, która pokochała bieganie w górach nie ma na co dzień z nimi styczności. Katują małe górki w miastach, wyrywają się na weekend w góry, a przed startem i tak często czują niedosyt i mają wrażenie, że nie zrobili wystarczająco wartościowego treningu.
No właśnie, katują tylko górki. A ile z tych osób robi ciężkie przysiady, martwe ciągi, wskoki na skrzynię czy ćwiczy z kettlebellami? „Katowanie” to właśnie efekt postrzegania wysiłku w kontekście – im więcej, tym lepiej, a nie mniej i efektywniej. A zmęczenie systemu poznawczego? Zawsze te same górki, te same trasy. Parafrazując: A w katowaniu górek, proszę pana, to jest tak: nuda. Przecież w treningu nie chodzi o nudę!
Jak ty dowiedziałeś się o CrossFit Endurance?
CrossFit Endurance to była naturalna kolej rzeczy. Od zawsze interesowałem się fizjologią wysiłku, zajmowałem się sportami wytrzymałościowymi. Około trzech lat temu mocno zainteresowałem się crossfitem i zostałem trenerem. W ramach szkoleń organizowanych przez CrossFit HQ można było wziąć udział w seminarium CrossFit Endurance. To program treningowy stworzony przez Briana Mackenziego, bohatera książki “Biegacz niezłomny”, którą oczywiście bardzo polecam. Nie zastanawiałem się zbyt długo. Pojechałem na kilkudniowe szkolenie do Berlina. Nie żałowałem nawet jednej minuty. To tam po raz pierwszy usłyszałem o Dr. Romanowie i jego metodzie biegania POSE. Wyjazd totalnie zmienił moje postrzeganie treningu biegowego i techniki biegu. Myślę, że każdy biegający sportowiec powinien zapoznać się z metodą POSE Dr. Romanova, chociażby przez jego kanał na YouTube i na Facebook/posemethod.
Eksperymentowałeś na sobie?
Oczywiście, na przykład do półmaratonu ćwiczyłem tylko crossfit i raz, dwa w tygodniu robiłem interwały 100-200 m, plus trening na ergometrze. Czas biegu 1:30. Podjąłem próbę przygotowania się w ten sam sposób do Rzeźnika. Do 50. kilometra, biegliśmy dość szybko z szansą na skończenie biegu poniżej jedenastu godzin. Problem zaczął się później, dopadły mnie kurcze. Zabrakło wytrzymałości mięśniowej, którą do tego typu biegów wyrabia się przez bieganie LSD (long slow distance). Zaryzykuję tezę, że do maratonu można solidnie przygotować się przede wszystkim na bazie wysiłku beztlenowego, bez potrzeby dużej objętości biegowej. Natomiast pod biegi powyżej 42 km, obawiam się, że taka forma treningu to za mało. Chociaż, jak pokazuje przykład Briana Mackenziego i jego podopiecznych, można w ten sposób przygotowywać się i do ultra.
Kiedy pojawił się Twój pierwszy biegający podopieczny?
Rok temu oficjalnie ruszyliśmy z zajęciami CrossFit Endurance. Powstało kilka grup w różnych afiliowanych boksach. Większość z nich to crossfitterzy-biegacze, głównie biegający dystanse maksymalnie do maratonu. Ultrasi pojawili się później.
Miałeś obawy, że to się nie uda?
Nie. Jeżeli masz obawy to znaczy, że nie wierzysz. Przegrałeś już na starcie. Najdrobniejsze porażki, które są naturalnym elementem każdego procesu, będą pogłębiać Twoje wątpliwości i utwierdzać Cię w przekonaniu, że się nie uda. Moja pewność, co do obranej metody treningowej nie wynika z nieskromności i samochwalstwa, tylko z przekonania na bazie doświadczenia, obserwacji i własnych przemyśleń o tym, że trening prowadzony w ten sposób może być też bardzo skuteczny w przygotowaniu np. biegaczy. Najważniejsza w pracy trenera jest świadomość, że nie ma ostatecznej, jedynej i skończonej metody treningowej. To jest proces, który cały czas ulega zmianom i poprawom. Na świecie jest wielu wybitnych trenerów, od których można czerpać wiedzę, jest masa literatury, publikacji. Wystarczy tylko uważnie czytać i słuchać, przyjąć to, co uważasz, że udoskonali Twoją metodę treningową, a resztę zostawić za sobą.
Poza tym nie miałem czego się obawiać. Nie współpracowałem z zawodowymi biegaczami, nie walczyliśmy o wynik. Wszyscy biegacze, którzy korzystali z CFE to biegacze amatorzy. Wystarczyło w odpowiedni sposób poprawić ich sprawność ogólną i pracę układu sercowo-naczyniowego żeby biegali szybciej i dłużej.
Gdy ja zaczynałem przygodę z ultra słyszałem: dużo objętości, niska intensywność. Walczysz z tym stereotypem?
Nie, ponieważ każda walka rodzi opór. Współpracuję tylko z osobami, które szukają i chcą.
Wróćmy na chwilę do prozy treningu. CFE można trenować w warunkach domowych, chałupniczych?
Jasne, że tak. Trening z wykorzystaniem masy własnego ciała w połączeniu z wysiłkiem submaksymalnym. W ten sposób możesz doświadczyć namiastki CFE, ale to jest wariant bardzo minimalistyczny. Jeżeli chcesz w pełni spróbować treningu CFE to bez sztangi, bez elementów gimnastycznych, bez ergometru czy Assault Airbike się nie obejdzie.
Twierdzisz, że kluczowe są maszyny. Tu widzę spore ograniczenia. W jednym klubie znaleźć bieżnię, wiosła i Airbike, to kosmos. Nawet w dużym mieście. Sam tego doświadczyłem.
Tak uważam. To jest właśnie moja własna układanka. Airbike, to jest niesamowita maszyna do budowania mocy i wydolności beztlenowej. Ale nie tylko. Umiejętne ułożenie programu treningowego z wykorzystaniem Airbike poprawia też wydolność tlenową. W mojej pracy trenerskiej osiągam bardzo dobre wyniki w budowaniu mocy i wytrzymałości z wykorzystaniem tego urządzenia i łączeniu go z ergometrem oraz z bieganiem.
Muszę się z Tobą zgodzić, że na ten moment bardzo trudno jest znaleźć miejsce, w którym jednocześnie będziesz miał dostęp do ergometru, bieżni i Assault Airbike. Mam jednak nadzieję, że w najbliższym czasie to się zmieni i coraz więcej klubów będzie dysponowało przede wszystkim Airbike.
Większość ludzi kojarzy trening crossfitowy z uzupełnieniem biegania. Tymczasem CFE może być podstawą treningu, w którym kilometry biegane w terenie stanowią dopełnienie, nie podstawę?
Nie, jeżeli jesteśmy biegaczami i chcemy biegać, to bieganie musi być corem. Nie trzeba jednak przebiegać dziesiątek kilometrów na treningu, aby przygotować wysoką formę na maraton czy ultra. CFE to właśnie taki system treningowy: biegasz mniej, a mimo to biegasz szybciej. W dodatku jesteś sprawniejszy fizycznie, lepiej rozciągnięty, z lepszą mobilnością w stawach, masz lepszą pozycję ciała w czasie biegu, mniej kontuzji czy urazów związanych z przeciążeniami stawów wynikających z “tłuczenia” kilometrów.
Przekonaj mnie, że warto zaryzykować taką rewolucję.
Nie jestem sprzedawcą. Przypomnij sobie, co mówiłem przed chwilą. Sam zainteresowałeś się CFE, zacząłeś drążyć temat, szukać. Znalazłeś trenera, który specjalizuje się CFE. Możemy razem wyruszyć w podróż pod znakiem CrossFit Endurance. Ja wiem, że będzie dobrze. Ty, aby się o tym przekonać, musisz tego doświadczyć. Najważniejsze, że chcesz. A czy ryzykujesz? Załóżmy czarny scenariusz. Po kilku miesiącach treningów CFE, biegasz na tym samym poziomie, ale… masz lepszą pozycję ciała, większy zakres ruchu w stawie biodrowym oraz skokowym, masz lepszą elastyczność ścięgien, jesteś silniejszy. Chyba warto podjąć ryzyko?
Jak długo powinna trwać taka przemiana, ze zwykłego udeptywacza ścieżek w… powiedzmy – bardziej świadomego biegacza zorientowanego na trening jakościowy?
Nie wiem. To jest kwestia bardzo indywidualna. Świadomość to jest pewien stopień dojrzałości i chęci poznawczej oraz cyferek, a także predyspozycji organizmu oraz jego adaptacji do określonego wysiłku. Z fizjologicznego punktu widzenia to po 6-7 tygodniach parametry wysiłkowe powinny się poprawić. I tak jest u wielu zawodników, z którymi współpracuję, ale są też zawodnicy, których organizm właściwie odpowiada na zadany bodziec po 8-10 tygodniach. A co mają z tym wspólnego cyferki? To jest taki papierek lakmusowy dla efektów treningowych. Doskonale widać to na bieżni elektrycznej. Posłużę się przykładem: przychodzą do mnie biegacze z określonym stażem biegowym, którzy maksymalnie biegają dystans 4-6 razy 200 m na bieżni elektrycznej z prędkością 17-18 km/h i 10 km w granicach 50 min. Trenujemy razem dwa razy w tygodniu, po godzinę, w formule CFE, plus jedno wybieganie. Po kilku tygodniach robimy test. I co się okazuje? Że biegacz może biegać znacznie szybciej i więcej odcinków 200-metrowych, a wynik na 10 km poprawia o kilka minut. A to wszystko, paradoksalnie, dzieje się przy mniejszym nakładzie treningowym. Cyferki potwierdziły, że można mniej trenować i osiągać lepszy wyniki. Podobnie ma się rzecz z parametrami wydolnościowymi, ale w tym wypadku, mówimy już o badaniach wydolnościowych i świadomym biegaczu, który szybko zauważy poprawę wydolności. W tym wypadku cyferki w wynikach testów wydolnościowych pokażą poprawę parametrów.
To zmiana na stałe, czy po naładowaniu nóg wracamy do starych nawyków biegowych?
Podobno nowych nawyków można nauczyć się w ciągu dwóch tygodni. Obawiam się, że w przypadku zmiany motoryki i wyuczonych ruchów czy nowej pozycji ciała, potrzeba znacznie więcej czasu. Na pewno z punktu widzenia techniki biegowej przy bardzo dużej intensywności oraz zmęczeniu, stare nawyki będą wracać jak bumerang. Natomiast jeżeli chodzi o wytrzymałość, moc i siłę, jeżeli trenując CFE znacznie je poprawimy, to czy świadomie wrócimy do nawyków biegowych, które ograniczały naszą ogólną sprawność i do nawyków w postaci “człapania” kilometrów? Uważam, że nie.
Książka „Biegacz niezłomny”, która jest w CFE kanonem, obiecuje krótkie zajęcia. Intensywne. Dla tych, którzy nie chcą marnować czasu. Taki złoty środek dla szarego człowieka dzielącego życie między pracę, rodzinę i dodatkowo hobby biegowe. Tymczasem Twoje treningi do krótkich nie należą.
To nie jest złoty środek dla szarego człowieka. To jest propozycja praktycznie dla 90% biegaczy. A zmodyfikowana przy pracy indywidualnej z konkretnym zawodnikiem może być metodą praktycznie dla każdego. Treningi, które dostałeś celowo są dłuższe niż zwykłe jednostki treningowe. To jest taki test pokazujący czego mogę spodziewać się po trenującym, jaki ma charakter, jakie ma możliwości. Jednostka treningowa to 60 minut, z czasem wydłużam trening do 90 min.
Ile czasu w tygodniu trzeba przeznaczyć na 5 treningów pod kątem ultramaratonów?
Jakieś… 5-8 godzin. Szaleństwo? W każdym szaleństwie jest metoda. W przypadku zawodników ultra, maksymalnie 9-10 godzin. Z tego większa część to praca nad poprawą mobilności i koordynacji oraz budowanie wytrzymałości, siły i mocy w oparciu o trening crossfitowy.
Jak bardzo wyewoluowały twoje metody treningowe od czasu, gdy zacząłeś bawić się w ultra?
Cały czas wprowadzam zmiany i poprawki. Tak jak wspomniałem, systemy treningowe powinny być systemami dynamicznymi. Oczywiście mają swoje fundamenty, ale cały czas muszą podlegać korektom i zmianom na podstawie informacji zwrotnych od zawodników. Ostatnio wprowadziłem trening interwałowy połączony z chodzeniem, przy dużym nachyleniu terenu. Według mnie takie zestawienie różnych typów wysiłku, powinno być bardzo skutecznym narzędziem w przygotowaniu do szybkiego chodzenia na dużym zmęczeniu w górach. Zobaczymy. Na razie jestem w fazie testowania z kilkoma biegaczami, ale pierwszy feedback jest bardzo pozytywny.
Kto teraz biega szybciej dzięki Tobie?
Wszyscy! (śmiech)
Według Ciebie przygotowania siłowe i treningi oparte na wysokiej intensywności zaczną szybciej przedostawać się do dzienników treningowych ultrasów?
Zdecydowanie powinny. Siła w biegu, wzmocniony gorset mięśniowy, szczególnie w odcinku piersiowym i lędźwiowym, lepsza stabilizacja, to wszystko ma wpływ na ergonomię ruchu, która szczególnie w przypadku bardzo długich dystansów ma znaczenie. Oczywiście można podważyć sens treningów o submaksymalnej intensywności, skoro biegacz długodystansowy to praktycznie wysiłek tlenowy i prędkość progowa. Ale czy na pewno? Szybkie zbiegi, krótkie gwałtowne podbiegi, których niemało jest na trasie ultra, to wchodzenie w strefę wysiłku beztlenowego. A finisze? Przecież, szczególnie u mocnych zawodników, którzy się ze sobą ścigają, rwanie i zmiana tempa oraz prędkości biegu jest powszechna. Moim zdaniem treningi na bazie submaksymalnego wysiłku idealnie wpisują się w taką formę biegu. Musimy pamiętać również, że trening systemów energetycznych, a w tym wypadku systemu beztlenowego, podnosi parametry wydolnościowe takie jak próg mleczanowy czy VO2max, znacznie mniejszym kosztem niż długie wybiegania na niskim tętnie. Nie twierdzę, że taka forma treningu oparta na przygotowaniu siłowymi i wysokiej intensywności jest jedyną i najlepszą metodą. Skoro jednak tego typu treningi przynoszą bardzo dobre rezultaty w innych dyscyplinach sportowych, to warto zaryzykować i sprawdzić.
No dobra. To zaczynamy eksperyment. Będzie bolało?
A jak sądzisz?
Przykład Antona Krupicka to trochę niewypał, nie można pisać o tym jak biega nie patrząc jakie robił objętości w młodości. A robił potężne objętości przekraczające 200 mil / tydzień. Kilka lat temu biegał świetnie, niemniej jak ograniczył bieganie na rzecz górskich eskapad, forma poszła w dół (chyba od Lavaredo 2014 nic wielkiego nie ubiegał).
Tak na marginesie nie trudno jest poprawić wyniki osób biegających 10 km w okolicach 50 minut. Zwłaszcza zaczynających przygodę z bieganiem. Nie potrzeba do tego trenera, nie trzeba katować się dużymi objętościami. Na poziomie amatorskim łatwo jest poprawić czasy na 10k czy 21k , zwłaszcza wprowadzając nowe elementy do treningu (chociażby biegi progowe).
W przypadku biegaczy, zwłaszcza tych szybszych, bieganie to podstawa – w końcu nie trakcie zwodów nie wskakujemy na skrzynki, nie wiosłujemy na ergometrze… Trening ogólnorozwojowy, tak ale jako uzupełnienie a nie podstawa.
A to czego brakuje w artykule to jaki wpływ ma opisana metoda na osoby biegające 10 km w okolicach 30 minut 😉
Odpowiem Ci trochę jako trener po studiach na AWF: posługujesz się dużymi uogólnieniami, z którymi trudno polemizować. Nie jest trudno poprawić życiówkę u osoby, która mało trenuje. To truizm, który nijak się ma do tego wywiadu.
Z punktu widzenia samej fizjologii wysiłku to wskakiwanie na skrzynki, wiosłowanie jest bardzo mocnym bodźcem, który może być zamiennikiem biegu w określonej sytuacji, jednak nikt tu nie przekonuje, że zastępuje bieg w ogóle.
Stawiając tak sprawę doprowadzamy ją do absurdu i zamykamy dyskusję, bo po co próbować nowych rzeczy, skoro wiadomo, że objętość jest bogiem.
Tyle, że po drugiej stronie mamy naukę, która weryfikuje różne poglądy. Od lat z resztą. I od lat owa nauka mówi, że objętość to tylko jedna z metod kształtowania wydolności.
Nie podamy w tym cyklu metody na poprawę wyników u osoby biegającej 10 km w granicach 30 minut. Po pierwsze dlatego, że ten cykl jest skierowany do biegaczy ultra, u których czas na 10 km jest tylko jednym z wielu wskaźników potencjału, ale nie formy. Po drugie dlatego, że to nie jest przepis na: jak biegać 10, 20, 30 km w czasie poniżej… To propozycja na to, co można zmienić w swoim planie przygotowań. A każdy podejmie decyzję sam, bez ciśnienia. Bo łączy nas przyjemność z biegania, nie z trenowania w zakresie X.
Pokażemy za to jak może wyglądać inne podejście do treningu i sami je zweryfikujemy poprzez obiektywne testy wydolnościowe.
Na koniec Krupicka: był przykładem, że można trenować inaczej. Jeśli chcesz się na nim skupiać, to akurat niewypałem jest argument o jego objętościach 🙂 To, że teraz wspina się i jeździ na rowerze jest wynikiem błędów młodości. Owa objętość doprowadziła go do wielu kontuzji, które przerwały jego karierę. Teraz facet szuka innego sposobu na siebie i swoją przyszłość właśnie obcinając objętość biegową.
Kiedy mamy już gościa biegającego 30 min. na dychę to znalezienie sposobu na poprawę jest bardzo trudne. 1 na 1000 biegaczy wchodzi na taki poziom. A w Polsce by starczyło palców na jednej dłoni drwala by policzyć takich biegających jeszcze ultra.
A żeby jeszcze od tego poziomu pójść w górę to już wymaga indywidualnego podejścia i analizy braków.
Biegi progowe czy interwały poprawiają wyniki. Natomiast w znikomy sposób poprawiają mechanikę ruchu i nie zapobiegają kontuzjom.
Crossfit Endurance to podejście od dosłownie dupy strony. Bo skupia się na aktywacji mięśni, które często u biegaczy są uśpione i blokują ich potencjał. Np. wspomniany poślad.
Rafał – powołujesz się na zasadę specyficzności treningu, ale nikt nie sugeruje, że Oskar nagle przestanie biegać. Będzie biegać. I to zwykle szybko. Ale będzie robił też dużo innych rzeczy.
Przeczytaj „Biegacza Niezłomnego” (jeśli już doszedłeś do 30′ / km to pozostaje pogratulować).
No nie przestaję biegać 🙂 Rzeczywiście jest tego mniej, ale w znacznie szybszym tempie oraz z większym obciążeniem (interwały na bieżni zawsze są na pochyleniu pasa) 🙂
Nie chodzi nawet o wzmacnianie mięśni uśpionych, ale ważna dla wielu (w tym dla mnie) jest praca nad stabilizacją całej sylwetki.
Obawa Rafała jest powszechna wśród biegaczy, którzy lubią i chcą biegać. Ale to jak z trenowaniem sportów wymagających złożonych technicznie ruchów. Nie chodzi o to, żeby ćwiczyć te techniki, lub tę część techniki, którą już opanowałeś. Chodzi o poprawianie tych, które robisz, żle, męczą cię, a wpływają na całą Twoją dyspozycję 🙂
Tak jest w sportach walki, gdzie trzeba często spędzać godziny na robieniu irytujących ćwiczeń, bo w całym arsenale technik jest ona ważna, choć mógłbyś poprzestać tylko na kilku ulubionych. Tyle, że wówczas pozostawiasz słabe punkty 😀
Witam. Nie ujęto tego w artykule a interesowałoby mnie jak ta metoda odnosi się do periodyzacji tegoż treningu. Bo to jest jeden z argumentów przeciwników Crossfitu – brak struktury np rocznej/sezonowej. Nie potrafię przypomnieć dobie dyscypliny gdzie sezon nie byłby podzielony na nazwijmy to w skrócie okresy. A sam artykuł przeczytałem z zainteresowaniem i myślę,że jest to jakaś ciekawa alternatywa. Osobiście wydaje mi się,że zawodnicy w Skyrace,towerrunning czy krótkich biegów górskich moglby na tym najwięcej zyskać. Pozdrawiam
Hej, jest to jeden z serii artykułów. Przez pół roku będziemy pisać o tym jak trenować a także o periodyzacji. Trudno wszystko zmieścić w jednym tekście, więc warto śledzić nasze teksty 🙂
Zarzut o brak periodyzacji jest wysuwany pod złym adresem.
Periodyzacja to kwestia rozłożenia akcentów, bodźców i obciążeń treningowym w jakimś cyklu (makro, mezo, nawet mikro). Nie jest to więc wada tego, czy innego sportu (dyscypliny), a ewentualnie błąd trenera układającego cykl 😀
„Moja pewność, co do obranej metody treningowej nie wynika z nieskromności i samochwalstwa, tylko z przekonania na bazie doświadczenia, obserwacji i własnych przemyśleń o tym, że trening prowadzony w ten sposób może być też bardzo skuteczny w przygotowaniu np. biegaczy. ”
Dobrze Oskar,rozumiem. Natomiast obok tego fragmentu ciężko jest mi przejść obojętnie bo mnie zęby bolą. Ja rozumiem,że ty zapaliłeś się do tej metody. Bierzesz to z całym dobrodziejstwem inwentarza ale… gdzie badania na dużej grupie? Jeden dobry (a nie czołowy) zawodnik to słaby przykład. Przy całej sympatii dla trenera jego doświadczenie w trenowaniu i wytrenowaniu z sukcesami grupy biegaczy ultra jest żadne. I nie mówię tego złośliwie. Sam szukam w treningu czegoś jeszcze obok biegania. Flirt z crossfitem mnie kusi. Wierzę również w sport specific trening i duży,rozsądny kilometrarz 🙂
No to jesteśmy po tej samej stronie. Dlatego chcemy to opisać. Bez czarowania. Wkrótce opublikuję swoje badania wydolnościowe, właśnie po to, żeby każdy potem miał możliwość ocenienia, czy warto. Oczywiście to nie są żadne naukowe dowody, ale chcę uczciwie opisywać co mi się podoba, a co nie.
Nie do końca jest też prawdą, że metoda nie jest dokładnie przebadana. Jest, tylko komercyjna nazwa wielu osobom przesłania trochę horyzont 😉 Crossfit w wydaniu, który ja sobie zaaplikuję, to nic innego jak trening interwałowy o wysokiej intensywności połączony z ćwiczeniami siłowymi. Do tego dochodzi trening wydolnościowy, tyle, że w mniejszych dawkach niż jest powszechnie uznawane za wystarczające.
Chętnie zobaczę z kolei badania na dużej grupie treningu biegowego w dla ultrasów. Serio: masz?
Przy okazji: podsunąłeś mi pomysł na felieton, który doleje trochę oliwy do ognia 😀
Jako biegacz który próbuje połączyć Crossfit z bieganiem widzę jedną zasadniczą wadę tego pierwszego – masę mięśniowa. Nie raz i nie dwa „wypominano” mi na biegach, że jestem duży (nie gruby) jak na biegacza. Z drugiej strony mocniejsze mięśnie z pewnością pomogły mi w bieganiu.
Chodząc na Crossfit 2-4x w tygodniu i łącząc to z bieganiem 3-5x w tygodniu poprawiłem się w półmaratonie w ciągu niespełna roku z czasu 1:33:13 do 1:28:47. Ile w tym zasługi Crossfitu nie wiem. Zapewne mógłbym biegać szybciej przy mniejszej masie z drugiej strony czy słabsze mięśnie by to umożliwiły? Z niecierpliwością czekam na Wasze wyniki efektywności CFE.
Pozdrawiam
Hej, żeby każdy miał takie zmartwienia… 🙂 Zbudowanie muskulatury, która byłaby obciążeniem dla biegacza to dosyć trudny i długi proces. Raczej nie grozi to osobie trenującej CFE 🙂