Przed zabraniem się do recenzji miałem okazję porównać zarówno moje półroczne buty z przebiegiem 600 km jak i świeży model wprost z pudełka, który posłużył mi do zdjęć. Powiem Wam, że na szczęście pianka jest na tyle mało uklepana i odkształcona, że ciężko stwierdzić, które ma się na nogach… Jak się pewnie domyślicie – wersja niebieska to nówki, a szara z zielonym to próbka do testów przesłana wiele miesięcy wcześniej.
Przydługi wstęp by powiedzieć skąd się ten model wziął
Marka inov-8 jest dokładnie tak stara jak napieraj.pl – jej historia zaczęła się w 2003 roku od prostego modelu zwanego mudroc 290. I to był stricte but do biegów górskich. Warto mieć to w głowie przeglądając ich ofertę. Inov-8 nie zaczynał od nart, wspinaczkowych plecaków czy kolców lekkoatletycznych (tu maniacy sprzętu szybko odkryją do których brandów to aluzje). Inov-8 rozwinął się na brytyjskiej scenie fell-runningu – czyli biegów poza szlakiem po stromych ścianach Lake District. Tam gdzie przyczepność dzieli biegaczy na tych co mają tyłki obite i tych, którzy fruną w dół stoku jak spadający kamień.
Inov-8 zasłynął swymi bardzo agresywnymi modelami z serii mudclaw i x-talon, ale rodzina roclite była w ofercie niemal od początku. Brytyjczycy potrzebowali czegoś mniej ściganckiego. Albo nie tyle co mniej ściganckiego, a bardziej uniwersalnego i nastawionego na poruszanie się długo i w zmiennym terenie.
Przy okazji warto pamiętać, że to co w północnej Anglii i Szkocji jest nazywane uniwersalnym, w Polsce oznacza agresywne i mocno przyczepne w błocie. Tu chodzi o klimat. Na Wyspach pada więce, słońce rzadziej suszy zbocza. I stąd ten roclite ma kołki o wysokości aż 6 mm, do tego gęsto rozstawione.
Roclite zadebiutował w Polsce naprawdę dawno temu. Przyjechał wraz z pierwszą partią butów ściąganych z UK. Wówczas były to roclite 295 – na tle konkurencji wyróżniały się niską wagą, sporą elastycznością. Sam biegłem w nich w UTMB. Były też odmiany wyjątkowo cienkie jak również grubasy (o których mało kto pamięta). W czasie dominacji minimalizmu inov-8 robił również swoje roclite 320 ze sporą amortyzacją i aż 12 mm dropem. O ile pianka wróciła do łask, tak drop 12 mm już dawno jest passe.
Co nieco o cechach produktu
Mamy więc buty, będące owocem wielu lat spokojnej ewolucji. Zarówno pierwsza wersja jak i najnowsza, wyszły spod ręki głównego projektanta inov-8 – Grahama Jordisona. To istotne o tyle, że ten człowiek zrobił dziesiątki wersji produktu z różnymi mieszankami gumy, z rozmaitymi cholewkami i wie co się sprawdza, a co wraca do działu reklamacji z kąśliwymi uwagami od klientów.
Więc mamy tu klasyczny już bieżnik z charakterystycznymi kropkami zrobionymi dla poprawy trzymania na skale. Ważną innowacją jest użycie gumy z dodatkiem grafenu. Dzięki takiej domieszce można uzyskać miękką i przyczepną gumę, która zużywa się znacznie wolniej niż w przypadku normalnej węglowej mieszanki. Inov-8 opatentował to rozwiązanie kilka lat temu – stąd nie znajdziecie tego u innych producentów. Ale grafen dowiódł swej użyteczności i jest od paru lat stosowany m.in. w wyścigowych oponach rowerowych, a nawet w kondomach (tam ze względu na możliwość uzyskania mniejszej grubości przy zachowaniu bezpieczeństwa).
Mamy więc sprawdzoną gumę, powyżej grubą piankę również wzbogaconą grafenem. Tym razem chodzi o uzyskanie większej odporności na odkształcenia. Kiedy ugniatamy buta przez dziesiątki godzin, ważne jest by trzymał on kształt. Im więcej pianki pod stopą, tym trudniej uzyskać trwałą geometrię, zwłaszcza gdy ktoś pronuje. Grafenowa pianka charakteryzuje się dobrym zwrotem energii i rzeczywiście nie gniecie się nawet po setkach kilometrów. Próbowałem i widzę, że but mimo znacznego przebiegu nie jest zdeformowany w żadną stronę. Mam uszkodzone więzadła w stopie, przez co zapada się ona nieco do środka i but traci kształt. Był to jeden z powodów dlaczego używałem zwykle cienkich modeli.
Podeszwa jest bardziej elastyczna niż u bezpośredniej konkurencji – np. Hoka Speedgoat. Dla mnie to super. U ma to uzasadnienie – giętki but lepiej dostosowuje się do kształtu podłoża i pozwala pracować mięśniom stopy, przez co jest ona mniej narażona na skręcenia. Równocześnie 20 mm pianki pod piętą i 12 mm pod palcami zapewniają znaczną amortyzację. Do tego spore kołki izolują od kamieni.
Przy okazji warto wspomnieć o mięsistej wkładce bumerang. Poprawia ona komfort użytkowania. Po 600 km nie jest wygnieciona i spełnia swoje zadanie.
Cholewka
Dolna część buta jest chroniona gumowym otokiem o zmiennej sztywności. Mocniejszym z przodu i elastycznym po bokach. Jego rolą jest zwiększenie trwałości w czasie użytkowania “na brudno” i “na mokro”. Wiadomo – im bliżej podłoża, tym więcej gromadzi się piachu i wilgoci, które razem tworzą doskonałą mieszankę ścierną demolującą cholewki. Siatka zaczyna się jakieś 15 mm wyżej. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie trwałością. Specjalnie nie myłem butów praktycznie wcale by sprawdzić ile wytrzyma. A biegałem w nich często zimą w śniegu i prawie zawsze na mokro. Siatka ma już pierwsze ślady zużycia (tzn. już wiem w którym miejscu zacznie się rozpadać), ale znam realia i wiem że i tak poradziła sobie z 600 km próbą nadzwyczaj dobrze.
Język został wszyty w cholewkę dzięki czemu nie przesuwa się, a za dobre zespolenie stopy z butem odpowiadają liczne paski z miękkiej gumy przyczepione w okolicach sznurówek. W górnej części znajdują się dwa większe paski nazwane zgrabnie “adapterfit”, których zadaniem jest trzymanie tyłu buta i pięty. Dzięki temu można było użyć miękkiego zapiętka.
Korzystałem z pary próbkowej, więc trafiły mi się niezbyt fajne okrągłe sznurówki. Wymagały uważnego sznurowania, inaczej się rozwiązywały. Widzę, że w wersji produkcyjnej ta wada została skorygowana i sznurówki są płaskie.
Wrażenia z jazdy
Od razu przyznam, że grube buty to nie moja bajka i zawsze staram się mieć na stopie jak najmniej. I nie cierpię sztywnych podeszw. Więc nie ma szans na wielką miłość z roclite ultra G 320. Ale potrafię szybko określić do czego się sprawdzają.
To buty na długie treningi przy średnich i niskich tempach. Dają spory komfort, a przy okazji pozwalają cieszyć się przyczepnością. Nie wymagają zahartowanych stóp odpornych na kamienie. Docenią to szczególnie ciężsi biegacze.
Ilość miejsca określiłbym na „średnio”. Tak też opisuje to inov-8. Sam mam wąskie stopy i czuję się komfortowo, ale palce nie latają na wszystkie strony. Jedynie osoby o naprawdę szerokich płetwach mogą narzekać na roclite ultra. Możliwość regulacji również pozwala związać je zarówno luźno na spacer z psem jak i ciaśniej, kiedy spodziewam się technicznego biegania w lesie (wówczas zwłaszcza mocno sznuruję najniższą część buta).
Sam ostatnio przytyłem i zrozumiałem o co chodzi z tym tłuczeniem stopami w podłoże. Kiedyś mogłem przelecieć 20 godzin w cieniutkich x-talonach i pierwsze co się rozwalało to była skarpetka, teraz już wiem co to ból po kilku godzinach udeptywania Beskidów. Zwłaszcza, że korzystałem równolegle roclite i znacznie cieńszych modeli.
Zauważyłem, że chętnie po nie sięgam zawsze gdy mam spędzić na szlaku półtorej godziny i dłużej. Stabilność na zbiegach jest zadowalająca – nie chciałbym się w nich ścigać np. 10 km, ale wiem że i tak jest znacznie lepsza niż wspominany wcześniej Speedgoat.
Jeśli chodzi o ściganie, to chętnie bym zabrał je na jakąś setkę, a już na pewno na UTMB czy inny bieg alpejski.
Podsumowanie
Roclite Ultra G 320 to świetne uzupełnienie szafki z butami. Dla osób zaczynających przygodę w górach sprawdzą dobrze sprawdzą się jako podstawowa para. Dla ścigantów ten model nada się na długie zawody i na spokojne treningi. Pokazały, że są komfortowe, ale stabilne. Nie bujają się jak stara kanapa i pozwalają stopie kontrolować co się dzieje. Zarówno bieżnik jak i pianka i siatka wykazały się dobrą trwałością i spodziewam się, że buty zostaną wysłane na emeryturę dopiero po 1000 km. A większość par na moich stopach ledwo przekracza 600-700, kiedy muszą być szyte. I lądują w piwnicy lub gdzieś obok kosiarki.
Zostaw odpowiedź