Każdy z nas może biegać jak Killian Jornet. Piszę to z pełną odpowiedzialnością, choć wiem, że Hiszpan kojarzy nam się z nieosiągalnymi wynikami w biegach ultra i nadludzkimi wyczynami w wysokich górach. Chcesz wiedzieć jak równać się z Jornetem? Zapraszam.
Ten tekst męczył mnie od dawna. Nie będę wdawał się na razie w powody mojej nieobecności na napieraj.pl i przepraszam wszystkich za milczenie, ale mam ochotę zacząć swój powrót od spraw najważniejszych.
Miałem sporo czasu, żeby ostatnio eksplorować mazowieckie parki krajobrazowe, rezerwaty. Wiem, że tak jest w wielu miejscach i coraz bardziej podziwiam „Dzikie Życie”. Miejsca, które tak kochamy przemierzać zaczynają przypominać śmietniki. Banał, nie?
Ścieżki na szlakach przykryte opakowaniami po żarciu (i nie, to nie żele biegaczy dominują w tym syfie).
Zanim przejdę do Jorneta wrzucę tylko dwa zdania o ploggingu, który łączy się jakoś tam z Hiszpanem. Bo gdy tak się gapiłem na śmieci i moje wrażliwe serduszko [żarcik] zalewała fala nieorganicznych resztek cywilizacyjnego upadku, to przypomniała mi się pewna Niemka, która mieszka w Warszawie i kiedyś uprawiał dziwaczny sport: jogging połączony ze zbieraniem śmieci, które trzeba podnieść i biec dalej, dopóki oko nie nadzieje się na kolejną puszkę, majtki, butelkę po piwie. Ulrike Fuhrmann nazywa to przyzwoitością a inni ploggingiem. A potem znów trafiłem na jakiś news o Jornetcie.
Bo wiesz, nie będę ściemniał: jeśli nie jesteś profesjonalnym sportowcem, z nieludzkimi parametrami fizjologicznymi, nigdy nie będziesz biegała/biegał tak szybko jak on, ale… możesz obudzić w sobie wrażliwość na ginący świat. Jornet podjął decyzję, jeszcze przed pandemią, że ogranicza podróże na zawody wymagające paliwożernego trasnsportu. Nie rezygnuje ze sportu, ale nie musi latać na drugi koniec świata po to, by spędzić kilkanaście godzin na trasie, poświecić medalem i wrócić do domu. Większość z nas nie lata tyle po świecie, ale czy naprawdę potrzebny jest nam start na Maderze, wakacje na Korsyce, narty w Dolomitach i jeszcze ładne biegi w Austrii i Włoszech? Nie chodzi o to, żeby z tego rezygnować, ale część można ograniczyć a część połączyć, np.: start i wakacje po nim na Maderze.
Jornet stał się eko aktywistą: bierze udział w kampaniach reklamujących recykling. Niby kolejny banał, ale ilu jest wokół nas sportowych liderów opinii, którzy mogliby wrzucić też zdjęcie łopatologicznie pokazujące, jak wyrzuca się śmieci do kosza, albo wkłada opakowanie po żelu do kieszeni, a nie pyrga w krzaczory? I nie chodzi o to, że mam do kogoś pretensję. Nie. Mam do kogoś prośbę: pokaż jak zachować się w lesie, pokaż innym, że kosze do segregacji odpadów mają sens. To wszystko zacznie działać, gdy bycie porządnym stanie się modne. Czy to jest o bieganiu? O sporcie? Napiszę to z lekką przesadą, ale środowisko ultrasów musi zacząć czuć się liderami na szlaku, gdziekolwiek by on nie był. Mam wrażenie, że skupiamy się na ograniczeniach, bo tu nas nie wpuszczają, tam leśniczy jest bucem, a w ogóle to szlaki coraz brudniejsze. Kto ma jednak wskazywać kierunek, jak nie my? W końcu jesteśmy częstszymi gośćmi na szlakach niż zdecydowana większość turystów. W końcu to ja mam obowiązek pokazać córce, że wszystko, czego nie zjemy w górach, ma wrócić z nami do miejsca gdzie mieszkamy/śpimy.
Wierzę, że tacy kolesie jak Jornet otworzą nam oczy na to kim możemy być, a nie na to kim chcielibyśmy być.
Jeśli chcesz podzielić się z naszymi czytelnikami Twoją inicjatywą poprawiającą nasze najbliższe otoczenie (zbieranie śmieci na szlakach, działania pro eko) napisz, postaramy się poniformować o tym innych 🙂 oskar[@]napieraj.pl
Zostaw odpowiedź