Zimowy Maraton Bieszczadzki odbędzie się już po raz trzeci. Trasa poprowadzi uczestników pętlą z centrum Cisnej, fragmentem Wielkiej Obwodnicy Bieszczadzkiej w stronę Komańczy, od Żubraczego wokół masywu Hyrlatej do Majdanu i dalej do Przysłupia i z powrotem do Cisnej. Będzie zimowo!
Biegacze wystartują z Cisnej o 7:20. Do pokonania będą mieli niemal 43 km. Zimowe warunki podniosą jednak trudność zawodów, a na te w Bieszczadach w styczniu – można liczyć. Limit na pokonanie trasy wynosi 8 godzin. Na całym dystansie uzbiera się 800 metrów pod górę i 750 w dół.
Na zachętę – przeczytajcie relację z ubiegłorocznej imprezy, która odbyła się 31 stycznia. Napisał ją Rafał Kot dla Way Behind Horizon na Facebooku.
Podobno w pakiecie startowym na ten bieg dostaliśmy od organizatorów po dwie wywrotki. Ja swoje wykorzystałem dopiero dwa tygodnie później na Trójmiejskim Ultra Tracku. Trzeba jednak szczerze przyznać, że ani pogoda ani lodowy podkład przez większą część bieszczadzkiej trasy nie rozpieszczały…
Zresztą organizatorzy niczego nie kryli – na przedbiegowej odprawie jasno wyłożyli – będzie ślisko i tylko ten kto ma buty z kolcami lub innymi wypustkami w bieżniku, może się czuć w miarę bezpiecznie.
Jednak Bieszczady to nie tylko sam bieg. Atmosfera święta i ulicznego festynu udziela się wszystkim zaraz po przejechaniu tabliczki „Cisna”. „Bieszczady to nie miejsce, to stan ducha” – przypominam sobie tę myśl, przechodząc obok słynnej Siekierezady. Serdeczni mieszkańcy, którzy wraz z podekscytowanymi biegaczami cieszą się na ten karnawał sportowej radości. Organizacyjnie całość dopięta na ostatni guzik. Profesjonalizm ekipy organizującej kultowego „Rzeźnika”. Jest super, a do tego wszędzie słychać dźwięki Wiewiórki na Drzewie, bez których ciężko wyobrazić sobie bieszczadzkie bieganie.
Noc przed biegiem w „Bacówce pod Honem”. I kolejne miłe zaskoczenie – mimo że o rezerwacji miejsca noclegowego w schronisku mogłem tylko pomarzyć już na kilka tygodni przed biegiem, okazało się że „nocleg na glebie” oznacza tu ciepły kąt na strychu w budynku obok.
Wśród nocujących prawie sami biegacze. Przynajmniej nie było problemu z pobudką, bo poranne krzątanie się skutecznie obudziło wszystkich jeszcze przed piątą rano. Szybkie śniadanko, kawa i ruszyliśmy na start. Tu już mały tłum biegaczy, których wraz z biegnącymi „Dychę” miało być blisko tysiąc. Gdzieś w środku towarzystwa Wiewiórki jednych skutecznie rozgrzewały, innych zagrzewały do boju. Aż o wschodzie słońca (szczelnie przesłoniętego grubą zasłoną ciężkich chmur) usłyszeliśmy wystrzał – wystartowaliśmy!
Początkowo trasa szła asfaltem. Droga ładnie odśnieżona, jej jedyną trudność stanowił monotonny podbieg ciągnący się przez pierwsze 15 kilometrów. Jednak w pewnym momencie ostry zakręt i wygodny asfalt zamienia się w pofalowaną stokówkę pokrytą – na przemian lodem, błotem lub rozmokłym śniegiem sięgającym za kostki. Tu dopiero zaczęła się zabawa. Kto liczył na szybki bieg, a źle dobrał buty, zazwyczaj przez chwilę niekontrolowanie frunął trzepocząc rękami, a ja miałem okazję powiększyć zasób słownika o całą paletę lokalnych i regionalnych bluzgów. Wyhamowanie i wyjście z takiego ślizgu bez szwanku to była loteria. Dodatkowa atrakcja pojawiła się chwilę później – zamarzający ni to śnieg ni to deszcz, którym wraz ze wzmagającym się z wysokością wiatrem siekł po twarzy…
Jednak każdy podbieg ma swój koniec. Rozpoczął się przyjemny zbieg i możliwość podciągnięcia słabiutkiego jak na razie tempa. Tylko trzeba było wypatrywać odpowiednio dużych zasp w razie niekontrolowanego poślizgu. Mijały kolejne punkty odżywcze. I tak do 33. kilometra, na którym to trasa przebiegała przez wnętrze Karczmy Brzeziniak! Słynne to miejsce w całym biegowym świecie! Kto na trasie miał kryzysy, a dotrwał do tego miejsca wiedział już, że będzie uratowany. Tak suto zastawionych stołów wszelakimi przekąskami i napitkami (także procentowo rozgrzewającymi) nie ma chyba na żadnym innym biegu! Jadła nikt nikomu nie ogranicza – jest tylko jeden warunek – z tego miejsca do mety jest jeszcze około 11 kilometrów. A po drodze jeden naprawdę stromy i oblodzony fragment. Trzeba o tym pamiętać podczas filozoficznych kontemplacji nad kubeczkiem w Brzeziniaku, bo organizatorzy nie zapewniają transportu do Cisnej.
Ostatnie kilometry trasy biegnie się już siłą rozpędu, tym bardziej, że do mety droga prowadzi raczej w dół (chociaż ostatnie dwie czy trzy górki mogą mocno zmęczyć). Bardzo miłe, gdy biegnący z naprzeciwka pozdrawiają i dopingują się wzajemnie!
Jeszcze tylko chwilę biegniemy wzdłuż nasypu kolejowego, ostatni mostek, jesteśmy w Cisnej. Kibice klaszczą, dzieciaki wystawiają rączki do przybijania piątek i raptem na szyi wisi medal z tropem wilka na rewersie! Na mecie tradycyjnie o tej porze roku ciepły rozgrzewacz – ze słynnego bieszczadzkiego browaru Ursa Maior. A ja wieczorem delektując się ciepełkiem Bacówki pod Honem, ślęcząc nad mapą bieszczadzkich szlaków rozmyślam nad fenomenem tego mikroświata. W maju startuje Festiwal Rzeźnika. Nie może nas zabraknąć.
Czas: 3:55:52
Miejsce w generalce: 68., w kategorii: 32.
Tekst: Rafał Kot
Garść informacji
Jak się zapisać?
Poprzez formularz na stronie www.maratonbieszczadzki.pl lub 28 stycznia 2017 roku w Biurze Zawodów w Cisnej.
Biuro Zawodów
Biuro Zawodów będzie otwarte 28 stycznia w szkole w Cisnej w godzinach 16-21. Rejestracja w Biurze zawodów jest obowiązkowa. Trzeba mieć ze sobą dowód tożsamości.
Miejsce
Start biegu odbędzie się w niedzielę, 29 stycznia o godz. 7:20 (o wschodzie słońca).
Trasa
Wiedzie z centrum Cisnej, fragmentem Wielkiej Obwodnicy Bieszczadzkiej w stronę Komańczy, od Żubraczego stokówką wokół masywu Hyrlatej, do Majdanu i dalej stokówką do Karczmy Brzeziniak w Przysłupie i powrót stokówką do Cisnej. Meta będzie tak jak w ubiegłym roku, przy hotelu Wołosań w Cisnej. Przebieg trasy będzie oznakowany przez organizatora. Dodatkowo, na trasie Maratonu będą umieszczone oznaczenia kilometrów (przynajmniej co 5 km).
Trasa w formacie gpx i tcx:
ZMB-trasa-gpx
ZMB-trasa-tcx
Punkty odżywcze
10. km – okolice Solinki (tam, gdzie Rzeźniczek odbija ze stokówki w stronę Balnicy)
17. km – Roztoki Górne
26. km – skrzyżowanie stokówki z drogą na Cisną
33. km – Karczma Brzeziniak
38. km – skrzyżowanie stokówki z drogą na Cisną
Na punktach serwowane będą napoje (tam gdzie damy radę – herbata z miodem).
Limity
Limit czasu na pokonanie trasy: 8 godzin. Do punktu kontrolnego na 26. km trzeba dotrzeć po 4 godzinach. Ci, którzy się w tym limicie nie zmieszczą będą przekierowywani na krótsza trasę (ok. 30 km).
Opłata startowa
160 zł – wpłacone od 1 grudnia 2016 do 31 grudnia 2016 r.
180 zł – wpłacone od 1 stycznia 2017 do 16 stycznia 2017 r.
200 zł – wpłacone po 16 stycznia 2017 lub w przeddzień zawodów (w Biurze Zawodów).
Więcej informacji w regulaminie na stronie imprezy.
Zostaw odpowiedź