TriCity Trail to bieg na dystansie 80 km prowadzący przez przepiękne tereny Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego ze startem w Gdańsku i metą w Wejherowie. Bieg ma charakter górski, mimo że odbywa się nad morzem. Na całej trasie przewyższenia przekraczają 1800 metrów. O swoich wrażeniach opowiada nam jeden z uczestników – Łukasz Zwoliński.
Na co dzień mieszkam w Trójmieście, lecz jestem częstym gościem w górach. Uwielbiam las i kontakt z naturą. Lubię przebywać na świeżym powietrzu, odczuwać powiew wiatru na policzkach, chłód porannej rosy na stopach i ciepło promieni słonecznych na twarzy. Bieganie w takim otoczeniu daje mi prawdziwe poczucie wolności. Zapominam o wszystkich kłopotach i troskach, odkładam na bok zmartwienia dając się ponieść chwili.
Nie inaczej jest na zawodach, do których podchodzę w sposób szczególny traktując je jako formę nagrody za trud i wysiłek włożony w treningi. Jest to dla mnie pewnego rodzaju wisienka na torcie. Staram się ją godnie skonsumować wybierając tylko atrakcyjne lokalizacje, tak aby móc start połączyć z wyjazdem lub wycieczką. Zazwyczaj odrzucałem możliwość wzięcia udziału w zawodach prowadzących przez tereny, po których na co dzień biegam i trenuję.
Udzielając się jako wolontariusz przy pierwszej edycji TriCity Trail, zamykałem trasę, poruszając się za ostatnim zawodnikiem, na pierwszym jej odcinku. Zanim to jednak nastąpiło, byłem przekonany, że nic nie może mnie na tej trasie zaskoczyć. Dobrze znałem teren, przynajmniej… tak mi się wydawało.
Oczywiście byłem w błędzie, gdyż bieg w dużej części był poprowadzony poza szlakami i głównymi drogami leśnymi, przez miejsca, w których znalazłem się chyba po raz pierwszy. Bardzo mi się to spodobało i w mojej głowie urodził się plan przebiegnięcia całej trasy w następnej edycji.
W ciągu tego roku dużo się wydarzyło. Powstał między innymi projekt zorganizowania zawodów Ultramaraton Kaszubska Poniewierka, który mam zaszczyt współtworzyć. Dokuczały mi różne dolegliwości fizyczne, takie jak zapalenie rozcięgna podeszwowego, co przełożyło się na większą wagę o prawie 5 kg i brak odpowiedniego przygotowania do tak długiego biegu.
Znajdując się na liście startowej, pomimo braku formy chciałem zrealizować swoje postanowienie i stanąć 10 lipca na starcie TriCity Trail. Niecałe dwa tygodnie przed tym startem umówiłem się z Andrzejem Zyskowskim na testowanie stukilometrowej trasy Ultramaratonu Kaszubskiej Poniewierki.
Podczas tego testu prawie wszystkie górki robiliśmy biegiem, a średnie tempo, pomimo dużego zróżnicowania terenu, wynosiło blisko 6 min/km. To oczywiście źle się dla mnie skończyło, gdyż od 60. kilometra odczuwałem poważne problemy żołądkowe i byłem bardzo mocno osłabiony. Nie udało nam się wtedy zrobić całego dystansu, co dało mi do myślenia. Zakończyliśmy bieg po blisko 70 km.
Na starcie TriCity Trail obrałem taktykę bardzo spokojnego biegu, ustawiłem się gdzieś na końcu stawki, a tempo dobrałem tak aby przebiec cały dystans gdzieś w okolicach 10 godzin w zdrowiu i na pełnym komforcie. W momencie zapisów miałem nadzieję, że się pościgam i powalczę o jak najwyższą pozycję. Jednak na starcie rzeczywistość zweryfikowała te plany i zamiast ścigania był bieg „na zaliczenie”.
Trasa została lekko zmodyfikowana względem tej z ubiegłego roku, moim zdaniem na plus. Było dużo biegania po leśnych drogach i wąskich ścieżkach, fragmentami prowadziła na przełaj poza drogami. Pokonywaliśmy kilka naprawdę stromych podejść i całą masę długich podbiegów. Biegaliśmy po górkach, wąwozach, stromych zboczach. Przeskakiwaliśmy nad licznymi strumykami i zdarzało się, że musieliśmy przedzierać się przez chaszcze i zarośla. Na trasie nie zabrakło kibiców. Czasem były to sarny, czasami dziki. Był też bóbr, dzięcioł, wiewiórki, lis i sporo uśmiechniętych wolontariuszek i wolontariuszy. Biegnąc czułem prawdziwe piękno i dzikość tego miejsca.
Pogoda też nam dopisała. Raz świeciło słonko, a później, gdy robiło się za ciepło to spadł deszcz. Tak jakby ktoś czuwał u góry nad tym, aby nam biegaczom było dobrze.
Na trasie były 4 punkty odżywcze oddalone od siebie o niecałe 20 km. Każdy z nich był bardzo dobrze zaopatrzony. Choć najmilej będę oczywiście wspominał ten na 55. kilometrze, na którym moja kochana ekipa Kaszubskiej Poniewierki robiła pyszne kanapki. Byłem już bardzo głodny gdy tam dotarłem więc jedzenie ich sprawiło mi ogromną przyjemność.
Pisząc o trasie nie można pominąć tematu jej oznakowania. Jeżeli ktokolwiek zna specyfikę Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, wie, że oznaczenie trasy w tym miejscu stanowi ogromne wyzwanie. Nawet na niewielkim obszarze jest tam mnóstwo przecinających się dróg i krzyżujących się ze sobą ścieżek. Poruszanie się po tym terenie przypomina chodzenie po otwartym labiryncie. Organizatorzy w tym roku odrobili pracę domową i zrobili to perfekcyjnie. Poza wiszącą co chwilę czerwoną taśmą, na drzewach umieścili dużo tabliczek ze strzałkami, a dodatkowo w kluczowych miejscach stali wolontariusze.
Na metę udało mi się dotrzeć po dziesięciu i pół godziny od startu w zdrowiu i dobrej formie. Jestem bardzo zadowolony ze względu na to, że był to pierwszy bieg w tym roku, w którym mi nic nie dokuczało i od startu do mety czułem się bardzo dobrze. Udało się nawet przed metą wypić zimnego browara, za którego bardzo dziękuję Natalii.
Sam bieg wszystkim polecam, na pewno osoby lubiące biegi przełajowe i biegi po górach nie poczują się tą imprezą zawiedzione. W przepięknych okolicznościach przyrody jest na czym zawiesić oko, no i sponiewierać też się można. Podobało mi się na tyle, że zamierzam tu wrócić.
Łukasz Zwoliński
Stu trzydziestu sześciu ultramaratończyków biegało po ścieżkach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego w ramach drugiej edycji TriCity Trail. Do pokonania było 80 kilometrów po nadmorskich „górach” czyli wzgórzach morenowych poprzecinanych głęboko wciętymi dolinami strumieni. Na mecie półmaratońskiego dystansu towarzyszącego zameldowały się 392 osoby.
Na 80 kilometrach uzbierało się 1710 metrów pod górę i 1820 metrów w dół. Kameralny peleton wystartował o godzinie 5 w Gdańsku. Do mety w Parku Miejskim w Wejherowie najszybciej dotarł Roman Elwart. Na pokonanie nieco ponad 80 km potrzebował dokładnie 7 godzin 31 minut i 46 sekund. Zawodnik z Pucka startował również w poprzedniej edycji TriCity Trail, wtedy zajął trzecie miejsce. – Gdybym miał porównać obie edycje, w tym roku na pewno na plus była zmiana koloru taśmy, którą oznaczono trasę. Dodatkowo na całym dystansie było sporo osób wskazujących kierunek – ocenił Roman. – Startuję w biegach 24-godzinnych, gdzie często miewa się nawet kilkanaście kryzysów podczas jednego startu. Sęk w tym, by zmusić się do dalszego wysiłku. Podobnie jest na takich biegach jak ten – musisz być przygotowany na to, że będzie bolało, a to czy dotrzesz do mety zależy od tego, czy będziesz silniejszy niż ból – dodał.
Drugie miejsce – zaledwie 16 sekund za zwycięzcą – wywalczył Sebastian Sikora z Gdyni. Na najniższym stopniu podium stanął Białorusin – Dmitry Krapivko. Jego czas to 7:40:11. Pecha miał jeden z faworytów zawodów – Artur Kern. Wzmagający się ból Achillesa zmusił tegorocznego mistrza Polski na 3000 m w hali do zrezygnowania z udziału w biegu na 35. kilometrze.
Rewelacją zawodów była zwyciężczyni klasyfikacji kobiet – Anna Karolak. Pochodząca ze Słupska biegaczka pokonała całą trasę z uśmiechem na ustach. Dotarła na metę jako piąta w klasyfikacji OPEN z czasem 7:53:24! – Myślę, że odkąd urodziłam córeczkę jestem o wiele silniejsza psychicznie, a biegi na takim dystansie to głównie głowa – podkreśliła zawodniczka. – Mój sposób na bieganie to po prostu bieganie. Nie trenuję według żadnych planów, one mnie zniechęcają i demotywują. Dzisiejszy bieg bardzo mi się podobał. Trasa rewelacja, piękne widoki. Jeśli będzie możliwość na pewno tutaj jeszcze wystartuję – dodała.
Druga była Turczynka Aysen Solak. Jej czas to 8:14:23. Aysen to zwyciężczyni takich imprez jak 3 x Babia (57 km), czy K-B-L w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich (110 km). W niedzielnych zawodach miała problemy żołądkowe, które zapewne nie ułatwiły biegu. Mieszkająca we Wrocławiu Aysen podkreśliła, że ma jeszcze niewielkie doświadczenie w biegach na tak długim dystansie. – Przed startem zakładałam, że moje średnie tempo będzie w okolicach 6 minut i 35 sekund. Tymczasem na mecie okazało się, że jest 6 minut i 9 sekund. Takie tempo narzuciły inny zawodniczki, ja próbowałam się ich trzymać, czego zazwyczaj nie robię. To było dla mnie nowe doświadczenie, tak jak zresztą cały bieg. Zupełnie nie znam tego terenu, więc byłam ciekawa tego startu. Cieszę się, że zdecydowałam się na tutaj przyjechać – powiedziała tuż po biegu Aysen.
Trzecie miejsce zajęła Elżbieta Cieśla z Olsztynka. Jej wynik to 9:02:54.
Każdy, kto dotarł do mety dystansu ultra zdobył dwa punkty kwalifikacyjne (według „nowej” skali – cztery) do jednej z najbardziej prestiżowych imprez na świecie – Ultra-Trail du Mont-Blanc oraz jeden punkt kwalifikacyjny do Biegu Ultra Granią Tatr 2017.
Trasa półmaratonu rozpoczynała się na skraju Parku Miejskiego w Wejherowie, meta zorganizowana była w samym parku. Na dystansie 21 km zawodnicy musieli pokonać 305 metrów w górę i 299 w dół. Tylko pierwsze 2 km prowadziły asfaltową drogą, następnie uczestnicy zawodów wbiegali do Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego i tak pokonali kolejne 19 km. Finisz to już ścieżki Parku Miejskiego w Wejherowie.
W tej rywalizacji równych sobie nie miał – podobnie jak przed rokiem – Wejherowianin Michał Rolbiecki. Dystans 21 km pokonał w czasie 1:17:30. – Trenuję na tej trasie regularnie co tydzień, więc nic nie mogło mnie zaskoczyć. Pierwsza część dystansu to w zasadzie jeden długi podbieg, a takich nie lubię najbardziej – zdecydowanie wolę zbiegi, ale ostatecznie jestem zadowolony z wyniku na mecie – podsumował zwycięzca półmaratonu.
Drugie miejsce zajął Kamil Leśniak z Torunia – 1:24:47, a trzecie Jacek Kwieciński z Wejherowa – 1:25:50.
Bardzo dobry wynik – 1:31:26 uzyskała pierwsza z kobiet – Monika Rolbiecka (żona zwycięzcy). – Podczas biegu nie oglądałam się za siebie, starałam się trzymać tempo, jakie założyłyśmy z trenerką i kontrolować bieg. Na mecie na pewno byłam zmęczona, więc trasa dała się we znaki, ale wydaje mi się, że to było optymalne tempo na chwilę obecną. Mój start docelowy w tym roku to debiut w maratonie w Katowicach, gdzie chciałabym pobiec poniżej 3 godzin – mówiła na mecie Monika.
Drugą zawodniczką była Bożena Macijewska z Gniewowa – 1:33:39, a trzecie miejsce zajęła Katarzyna Konkel – również mieszkanka Gniewowa – 1:40:19.
Zawodom towarzyszyły biegi dla dzieci i młodzieży – w sześciu kategoriach wiekowych, na dystansach od 300m do 2km wystartowało łącznie kilkudziesięciu młodych sportowców.
Więcej informacji znajduje się na stronie www.tricitytrail.pl oraz na profilu imprezy na Facebook’u.
Justyna Grzywaczewska
Zostaw odpowiedź