[pro_ad_display_adzone id=”5924″ background=”1″ stretch=”1″]Tomek Komisarz zwyciężył w tym roku w Rzeźniku Ultra, robiąc godzinę przewagi nad kolejnym zawodnikiem. Usłyszeliśmy jego nazwisko przy okazji Niepokornego Mnicha w Szczawnicy i Ultramaratonu Podkarpackiego. A na tym nie kończy się lista jego osiągnięć.
Zdjęcie z nagłówka: Ultralovers
Tomek to skromny, 33-letni gość, który na co dzień, podobnie jak Marco Olmo, jest operatorem koparki. Jego przygoda z biegami ultra zaczęła się w maju trzy lata temu, właśnie od Ultramaratonu Podkarpackiego, który nazywa wyścigiem „na własnych śmieciach”. Pochodzi spod Rzeszowa i… nie lubi rywalizacji.
Ze 140-kilometrowym dystansem Rzeźnika Ultra Tomek poradził sobie w 18 godzin i 16 minut. Ledwie miesiąc wcześniej zdążył wygrać Niepokornego Mnicha (96 km w 10:24) dokładając drugiemu na mecie ponad pół godziny. Triumfował również w Ultramaratonie Podkarpackim (70 km), na którego mecie meldował się jako zwycięzca również w 2014 i 2015 roku. Rok temu wygrał K-B-L podczas Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich.
Złapaliśmy go w kilka dni po zwycięstwie, jeszcze podczas Festiwalu Rzeźnickiego. Zaczepiliśmy, pogratulowaliśmy i poprosiliśmy o rozmowę. Tomek okazał się być bardzo nieśmiałym gościem, wyraźnie zawstydzonym naszym zainteresowaniem. Uśmiechnięty, skromny, podkreśla, że po prostu lubi biegać bez napinania się na wynik czy rywalizację. Nie było łatwo zachęcić go by opowiadał o sobie czy swoim treningu. Nie czuje się autorytetem, choć dla wielu już stał się godnym uwagi zawodnikiem i wzorem.
Tomek, nie jesteś człowiekiem, który wstał zza biurka i zaczął biegać ultra.
Na co dzień jestem operatorem koparki, żeby było śmieszniej. Ale przez wiele lat grałem w piłkę na pozycji napastnika, także z tego na pewno sporo mi zostało.
W jakim klubie grałeś?
W czwartej lidze Crasnovia Krasne, bo z Krasnego pochodzę. Siedemnaście lat grania w piłkę na pewno przyczyniło się do tego, że było mi lżej zacząć. I wszystko fajnie zaczęło przychodzić.
To masz przed sobą wielką karierę, bo nie wiem czy wiesz, że Marco Olmo również był operatorem koparki!
O, tego akurat nie wiedziałem (śmiech).
A czy to jest praca fizyczna czy wygląda bardziej jak robota za biurkiem?
Bardziej jak robota za biurkiem. Robię różne sieci wodne, gazowe, to takie prace ziemne. Osiem godzin roboty, jak na etacie.
Jak wygląda praca operatora koparki?
Wstaję i zaczynam o 7. Właściwie każdy dzień wygląda tak samo. To nie jest tak, że robimy pojedyncze zlecenia. To duże i długofalowe projekty. Robimy odcinki dłuższych sieci po kilkanaście, kilkadziesiąt kilometrów. Mamy wytyczone przez geodetów odcinki z punktu A do punktu B. Wsiadam do koparki i jestem w robocie.
A ile czasu zajmuje nauczenie się obsługi koparki?
Myślę, że tydzień wystarczy. Są dwa joysticki. To bardzo proste. Wszystko można połapać. Wystarczy zrobić kurs na operatora. Ja siedzę w tym od jakichś 6-7 lat. To moja pierwsza praca.
Czyli wcześniej zajmowałeś się zawodowo tylko graniem?
Tak, była też przygoda, epizod z wojskiem. Próbowałem studiów i wychowania fizycznego ale to się rozmyło. Życie…
Masz jakiś uniform w pracy?
Nie, ubieram się luźno, na sportowo.
Czyli te same buty do koparki i na ultra?
Dokładnie!
I co, wracasz do domu i idziesz biegać?
Tak, raczej tak to wygląda. Jak jest czas i ochota, oczywiście. A przede wszystkim zdrowie.
A zdrowie jest?
Na szczęście jest, odpukać, poza jakimiś tam drobnymi urazami, bo wiadomo – gdzieś tam cały czas się coś pojawia. Ale na szczęście długich przerw nie miałem.
Masz za sobą wiele lat rozwalania się w piłce?
Tak, dokładnie. Tam już przerobiłem chyba wszystko co było możliwe. Także chyba mój organizm już się uodpornił. A poza tym ja chyba jestem już troszkę mądrzejszy i wiem kiedy odpuścić, kiedy coś się zaczyna dziać.
Z drugiej strony 17 lat grania w piłkę, to też 17 lat różnych urazów. Więc teoretycznie mógłbyś być człowiekiem kontuzją.
No, dokładnie. Piłka to sport mocno kontaktowy i o tę kontuzję było łatwo. Mam na koncie złamania zmęczeniowe, skręcenia, zwichnięcia. Na szczęście z kolanami, więzadłami nie miałem problemów. Mam nadzieję, że tak pozostanie. Nie przeszkadza mi to w biegach ultra.
A jak wyglądają te twoje treningi?
Ciężko to nazwać treningami. Bo ja biegam totalnie intuicyjnie, nie ma w tym żadnego sensu, tak naprawdę.
Chyba jest sens w twojej intuicji skoro są efekty.
Przede wszystkim sprawia mi to ogromną frajdę. Lubię biegać bez presji.
Czyli co, bez zegarka?
Nie, ja akurat biegam w rytm serca, więc z pulsometrem. Do tej pory się na tym nie zawiodłem.
Czyli potrafisz powiedzieć ile kilometrów robisz tygodniowo.
To zależy, bo wiadomo – okres zimowy, przygotowawczy to jest tego sporo, ktoś powie, że dużo, druga osoba powie, że mało. Ja myślę, że w granicach 100 km tygodniowo. A teraz, między startami biegałem po 10 km na przykład. Jak czuję, że potrzebuję odpocząć albo nie mam ochoty na bieganie to po prostu wsiadam na rower.
No to masz wszechstronny trening.
Tak, lubię sobie urozmaicać. Jest też basen, jest siłownia w międzyczasie.
Co jadasz na trasie?
Jem wszystko! Po pierwsze bardzo dużo, wszystko co jest. Lubię urozmaicać, nie lubię się zasładzać. Jeśli jest buła to jem bułkę, jeśli są ziemniaki to jem ziemniaki. Wszystko, nie przepadam za żelami.
Sportowe żarcie niech zostanie na punktach żywieniowych?
Dokładnie.
No to powiedz, skąd się wziął pomysł na Rzeźnika Ultra?
Dwa razy biegłem tego standardowego Rzeźnika.
Z sukcesami?
Nie, to znaczy – z osobistymi. Pierwszy Rzeźnik to był pierwszy rok mojego biegania ultra, także to był mój debiut. Później pobiegłem już z takim mocniejszym kolegą. Sukces… Ciężko powiedzieć. Przybiegliśmy z czasem 9:26 na 11. Miejscu. Ale to był bieg, w którym ja byłem tym słabszym ogniwem. Także mogłoby wyjść z tego coś lepszego, no ale niestety.
Po tych dwóch Rzeźnikach pomyślałem, że mógłbym spróbować czegoś innego, na jakiejś innej trasie, to była taka motywacja.
Czy teraz to było łatwe zwycięstwo? Czy czułeś czyjś oddech na plecach?
Uważam, że to był najtrudniejszy bieg z tych dotychczasowych. Dużo rzeczy się na to złożyło. Wcześniejsze starty, w międzyczasie jeszcze jakaś choroba. Natomiast ja lubię biegać bez presji, nie oglądam się zwykle na innych, cały czas biegłem swoje…
I naprawdę nie oglądałeś się na innych?
Naprawdę.
A jak daleko za Tobą był kolejny zawodnik?
Na mecie? Godzinę.
To nie musiałeś się za bardzo oglądać. A kiedy wyszedłeś na prowadzenie?
Przed Duszatynem, czyli mniej więcej na 80. Kilometrze dobiegłem do pierwszej dwójki, która prowadziła, z tego co wiem, przez cały bieg. Na punkcie na 90. Kilometrze żeśmy się rozstali. Oni zostali na nim troszkę dłużej. Później już ich nie widziałem.
To co działo się na trasie, że uważasz ten bieg za najcięższy?
Chyba głównie przez wcześniejsze starty. Nogi już miały prawo się buntować. Większych problemów nie miałem, poza standardowymi rzeczami, ogólnym zmęczeniem.
Żadnych dziur na wylot w stopach?
Nie, nie, moje stopy są wyjątkowo odporne. Czasami zdarza się, że przed biegiem zakładam nowe buty i nie ma żadnego problemu.
To w jakich butach przebiegłeś te 140 km?
W Pumach Faas 300.
Cienkie i nieszczególnie w teren…
No niezbyt. Miałem dziwne odczucia, ale mówię – stopy mam wytrzymałe.
Pewnie i w Crocsach mógłbyś przebiec.
Może nie… Ale w większości butów tak.
Sprzęt jest dla ciebie istotny czy nie? Ludzie pewnie już zaczynają cię pytać o doradzanie sprzętu?
Nie, nie przywiązuję do niego większej wagi. A takie pytania się pojawiają, ale ja zawsze mówię, że to indywidualna sprawa. Trzeba biegać i tyle.
O czym myślisz jak biegniesz takie 140 km?
O, jest tyle czasu na przemyślenia. Myślę o wszystkim. Ale ciężko mi cokolwiek sobie przypomnieć.
A momenty, które najmocniej zapamiętałeś?
Meta, na pewno. To było coś wyjątkowego. Widoki, trasa, pomimo że zmieniona, była bardzo atrakcyjna. Ja na co dzień mieszkam w Rzeszowie, nie mam możliwości biegać w takich warunkach, każda górska trasa jest dla mnie wyjątkowa.
Czyli zwiedzasz?
Zwiedzam. Z każdego biegu staram się czerpać jak najwięcej przyjemności.
Masz jakieś wyścigi, w których szczególnie chciałbyś wystartować? Albo zmierzyć się z kimś konkretnym?
Nie lubię rywalizować. Bawię się bieganiem i chciałbym żeby to tak zostało. A jeśli chodzi o plany, na pewno chciałbym pobiegać tutaj w kraju. Najbliższy plan i za razem najbardziej ambitny to Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich i ten najdłuższy dystans.
A jednak ciągnie cię do takich długasów? Czyli 240?
Tak, 240. Dwa razy biegłem tam K-B-L, to bardzo fajna impreza. A teraz fajnie będzie spróbować czegoś dłuższego.
Jesteś w stanie sobie wyobrazić te 240 km? To o 100 więcej niż teraz zrobiłeś…
Nie, jeszcze nie! Póki co jeszcze tego nie ogarniam.
Staniesz na takiej mecie Rzeźnika Ultra i powiesz sobie: „No to jeszcze stóweczka”!
Tak, takie właśnie myśli mi się pojawiają. Że w zasadzie to nieosiągalne. Ale myślę, że jakoś to ogarnę. Byle tylko zdrowie pozwoliło.
Będziesz się jakoś specjalnie przygotowywał?
Nie, zostało półtora miesiąca. W zasadzie te ostatnie moje trzy biegi były przygotowaniem. Wybiegania, nic konkretnego w każdym razie.
A powiedz, jak patrzą na ciebie kumple w pracy? Jak wracasz z Rzeźnika, a oni wracają z działeczki po 70 piwach?
Odbierają mnie bardzo pozytywnie, nie patrzą na mnie jak na wariata.
Masz rodzinę?
Nie, jestem na razie takim wolnym elektronem.
O czas walczysz tylko ze swoją pracą?
Czasowo na pewno jestem w bardziej komfortowej sytuacji niż większość ludzi.
A grywasz jeszcze w piłkę?
Nie, nie. Przyszedł taki czas, że wyszło mi to wszystko bokami. Powiedziałem dość. Teraz nawet meczów w telewizji nie oglądam! Przeszło mi tak absolutnie.
Niesamowity gość, świetny wywiad. Zawsze miło spotkać na żywo i przyjemnie poczytać. Mnóstwo pozytywnej energii, którą Tomek dzieli się z nami. Gratuluję i dziękuję.
mistrzostwo świata, dzięki dla Tomka i Magdy za motywację do napierania