Bo nie mamy mocnej kobiety do czwórki – nieformalna sonda o powodach dla których krajowe rajdy nie błyszczą frekwencją czwórkowych zespołów z pewnością konkludowałaby się takim oto westchnieniem w stronę – podobno – słabszej płci. To oczywiście zasłona dymna, bo kobiet w polskich rajdach nie brakuje (ot, w tym roku było ich ponad sto), ale nie da się ukryć, że jest generalny problem z wprowadzeniem płci pięknej i do tych dłuższych, i krótszych imprez. Ciekawy sposób na zaproszenie większej ilości kobiet do rajdów przygodowych zaproponował Nathan Fa’avae organizując Spring Challenge – a girl adventure race.
Tendencja do organizowania zawodów „female only” to wszak nic nowego. Spójrzmy na wielkie miasta w Polsce i sposób, w jaki globalne marki wykorzystują, wzrastającą do rozmiarów tsunami, falę popularności biegania, by organizować wielotysięczne eventy biegowe – w tym na pęczki tylko dla kobiet. Niezależnie od tego, czy uważamy taki kierunek popularyzacji wśród kobiet sportu i rekreacji za słuszny, czy nie – taki format w skali masowej się przyjął, udowadniając tym samym, że przy spełnieniu kilku kryteriów i stworzeniu odpowiednich warunków, tuziny nowych osób rozpoczynają przygodę ze sportem. Z podobnego założenia wyszedł Nathan Fa’avae organizując Spring Challenge.
Nowozelandzki guru w jednym z wywiadów stwierdził nawet, że sposób w jaki masowej publiczności podawane jest Adventure Racing musi budzić, w pojedynczych przypadkach, zaciekawienie, a zazwyczaj kończy się abstrakcyjnym komentarzem – idioci. Tak, nawet w Nowej Zelandii rajdy przygodowe w formacie ekspedycyjnym to percepcyjnie sadomasochistyczna rozrywka dla małego grona wariatów. Tym samym popularyzacja dyscypliny wśród kobiet tą drogą to samobójstwo. Stworzył więc format jednodniowego rajdu przygodowego, złożonego z 3 dyscyplin, na 3 trasach, dla zespołów złożonych z 3 kobiet.
Zawody Spring Challenge ruszyły po raz pierwszy w 2007 roku przyciągając – uwaga – dokładnie 110 zespołów, czyli 330 zawodniczek! Tego się nawet Fa’vae nie spodziewał. W 2008 roku musiał wprowadzić limit zapisów, które i tak wyczerpały się na pół roku przed zawodami, osiągając pułap 600 zawodniczek. Tegoroczna edycja gościła 918 kobiet, czyli 306 zespołów (czym, prawdopodobnie, był to najliczniejszy rajd przygodowy na świecie). Panie startują na trzech trasach, których długość określana jest za pomocą spodziewanego czasu zwycięskiego zespołu: 3h, 6h i 9h. Domyślnie ta pierwsza jest dla rozpoczynających zabawę w sport, druga dla uprawiających sport, ale niedoświadczonych w AR, trzecia zaś to pełna profeska i trudniejsza nawigacja. Tym samym jest to rozrywka w zasadzie dla każdego, komu nie obcy jest nawet sporadyczny ruch.
Oczywiście na sukces Spring Challenge trzeba też spojrzeć z perspektywy samej Nowej Zelandii, gdzie zawody typu Multisport lub Triathlon przyciągają niejednokrotnie tysięczne tłumy i jest ich nawet kilkadziesiąt w sezonie. W zawodach, zazwyczaj pozbawionych nawigacji, kajakując, pływając, biegnąc, rowerując bawią się wszystkie pokolenia, a zwycięzcy trafiają na czołówki australijskich czy nowozelandzkich gazet. To właśnie pośród tych zawodów rekrutują się dziś w większości zawodniczki na Spring Challenge, które notorycznie zresztą wygrywają krajowe mistrzynie XTERRA, IronMana czy właśnie Multisport. Trudno też ocenić rzeczywisty efekt starań Nathana Fa’vae przyciągnięcia do rajdów nowego, żeńskiego narybku. O ile na przykład lista startowa jedynego obecnie nowozelandzkiego rajdu ekspedycyjnego Godzone Adventure przyciąga prawie 25 w pełni nowozelandzkich czwórek, a w reszcie pozostałych ma przynajmniej jednego przedstawiciela, to na arenie międzynarodowej widać jedynie mocarny Seagate. Z kostarykańską dżunglą podczas tegorocznych mistrzostw świata zmierzy się, oprócz ekipy Fa’vae, również Bivouac Colts (który i tak ma ogromne problemy z zebraniem budżetu na wojaż na drugi koniec globu).
{youtube}mJnC4QEuJ00{/youtube}
Fotografie pochodzą ze strony organizatorów.
Zostaw odpowiedź